26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Records wznawia ten materiał na

12"EP. I nie da się ukryć, że są to dźwięki

wręcz stworzone do takiego nośnika,

Amerykanie lubują się bowiem w archetypowym

graniu z wczesnych lat 80-

tych. Na początek uderzają więc "BAT",

szybkim numerem żywcem wyjętym z

przełomu lat 70-tych i 80-tych, z niskim

surowym śpiewem, by błyskwicznie poprawić

to wrażenie półtoraminutowym

"Total Wreckage" łączącym klimaty starego

Venom z... "Paranoid" Black Sabbath.

Do twórczości Cronosa i spółki

nawiązują też w "Code Rude", dorzucając

do niego sporo z thrashu z czasów

gdy ten gatunek dopiero się tworzył, zaś

w trwającym niewiele ponad dwie minuty

"Rule Of The Beast" mamy coś na

kształt NWOBHM w najbardziej surowej

formie. Płytkę zamyka utwór tytułowy,

rzecz na styku stylów Venom i

Hellhammer, z kanonadami bębnów i

równie surowa brzmieniowo jak cztery

wcześniejsze utwory. Dlatego też "Primitive

Age" trafi raczej do fanów podziemnego

i suroweg metalu. (4)

Wojciech Chamryk

Bio-Cancer - Tormenting the Innocent

2015 Candlelight

Ateńscy thrashersi powrócili po trzech

latach i dalej kopią dupy tak jak robili to

wcześniej. Debiut Bio-Cancer, czyli wydany

w 2012 roku "Ear Piercing

Thrash" był kawałem naprawdę porządnego

łomotu i pomimo upływu kilku

lat styl grupy pozostał taki sam. Brutalny,

niezwykle agresywny i momentami

obłąkańczo szybki thrash w ich wykonaniu

przywodzi na myśl takie nazwy

jak Morbid Saint czy wczesny Kreator,

natomiast chórki i niektóre bujające

riffy to typowy Exodus. Bębniarz

napierdala w sposób niemiłosierny, nie

unikając nawet blastów. Basista dzielnie

dotrzymuje mu tempa, a gitarzyści wymiatają

z taką prędkością, że mam wrażenie,

że w czasie gigów paluchy muszą

im krwawić lub płonąć. Do tego radykalny

wokal, którego jadowitego szczekania

mógłby mu pozazdrościć niejeden

blackowiec (Czasem brzmi nawet jak

ten mały dewiant z Cradle of Filth).

Płyta jest bardzo wyrównana stylistycznie,

choć pojawiają się też małe urozmaicenia

w postaci Melodyjnych riffów

a'la wczesne In Flames we "F(r)iends or

Fiends?" czy niemalże doomowy riff na

początku "Think!". Poza tymi fragmentami

zostaje przypuszczony zmasowany

atak na nasze narządy słuchu i wcale nie

jest nam z tego powodu źle. Album trwa

38 minut co jest odpowiednią dawką

dla takiego grania i dzięki temu bez

chwili znużenia możemy wytrwać do

ostatniego dźwięku po czym włączyć

przycisk repeat. Tym bardziej, że w

porównaniu z debiutem zespół trochę

okrzepł i zaczął pisać jeszcze lepsze

numery okraszone mocniejszym

brzmieniem. "Tormenting the

Innocent" to bardzo dobry album,

który mogę szczerze polecić wszystkim

thrasherom, a szczególnie tym

gustującym w agresywniejszej od-mianie

gatunku. Krążek ten, podobnie jak

reedycja debiutu, wyszedł nakładem

Candlelight Records, więc myślę, że

nie powinno być problemów z ich nabyciem

do czego szczerze was namawiam.

(4,8)

Maciej Osipiak

Black Star Riders - The Killer Instinct

2015 Nuclear Blast

Black Star Riders na swym drugim albumie

kontynuują tradycje Thin Lizzy.

Na szczęście zrezygnowali z tej nazwy

przed nagraniem debiutu, bo jakie to

może być Thin Lizzy bez Phila Lynotta,

chociaż na gitarze gra Scott Gorham,

niegdyś filar irlandzkiej formacji?

Nadal pachnie mi to jednak pewnym

szwindlem, bo już od tytułowego openera

mamy jasną sytuację: muzycy wciąż

kopiują patenty dopracowane przez

Thin Lizzy do perfekcji w latach 70-

tych. Brzmi to stylowo, momentami

wręcz perfekcyjnie, nie brakuje nawiązań

do siarczystego rock 'n' rolla podszytego...

grunge ("You Little Liar"),

ostrego, ale melodyjnego hard rocka

("Charlie I Gotta Go", tytułowy), czy

zwiewnych, klimatycznych ballad

("Blindsided", "Finest Hour"). Są też

oczywiste wycieczki w irlandzkie klimaty

w "Soldierstown", gitarowe, jakże

charakterystyczne i miłe dla uszy fanów

Thin Lizzy gitarowe unisona, a Ricky

Warwick brzmi prawie jak Phil Lynott,

doskonale podrabiając nie tylko jego

wokalną manierę, ale też barwę głosu.

Owo prawie czyni jednak różnicę, bo

nawet najlepsza imitacja jest wciąż

tylko imitacją i śmiem wątpić, by ta

grupa, złożona z doświadczonych,

niegdyś na-wet bardzo znanych

muzyków, miałaby szansę przebić się z

własnym repertuarem, bez eksploatowania

dziedzictwa Thin Lizzy i bazowania

na sentymencie starych fanów zespołu.

Coraz więcej niestety takich sytuacji, że

muzycy chcąc zarobić odwołują się do

dawnych dokonań, nawet gdy nie do

końca byli ich twórcami i podobną sytuację

mamy również tutaj. (3)

Wojciech Chamryk

Blackwelder - Survival Of The Fittest

2015 Golden Core

Doczekaliśmy się czasów, w których

wielu muzyków szuka odskoczni od

swoich macierzystych kapel, wielu z

nich tworzy jakieś projekty poboczne

czy też jednoczy się z innymi wielkimi

muzykami w tak zwane super grupy. W

tym roku sporo powstało takich super

grup i jedną z nich jest Blackwelder.

Miło w końcu zobaczyć, że Ralf Sheepers

znany przede wszystkim z Primal

Fear postanowił poświęcić czas innemu

zespołowi. To jest główny czynnik, który

sprawił, że z niecierpliwością czekałem

na pierwsze uderzenie zespołu.

Właściwie wokół samego albumu było

dość cicho. Pojawiła się w sieci mała

próbka i kilka detali, ale dalej nic nie

było wiadomo. Czas opuścić kurtynę i

przedstawić wam debiutancki album tej

super grupy, który nosi tytuł "Survival

Of The Fittest". Blackwelder od samego

początku był postrzegany jako ciąg

dalszy Seven Seraphim. W końcu to

Andrew Szucs jstworzył ten zespół.

Jest Pan Priester znany z Angra, Englen

znany choćby z Yngwie Malmsteena,

no i Ralf Sheepers w roli wokalisty.

Mamy więc poniekąd mieszankę

tych zespołów i w efekcie wybrzmiewa z

płyty progresywny power metal z domieszką

neoklasycznego power metalu.

Wszystko opiera się na mocnej sekcji

rytmicznej oraz pomysłowych i bardziej

złożonych partiach Andrew. To on jest

właściwie główną atrakcją, a jego partie

są po prostu świetne. Emocje wybrzmiewają

w każdej solówce i riffie. Tak powinno

się grać progresywny power metal.

Bez wątpienia jedna to z ciekawszych

płyt pod względem popisów

gitarowych. Również Ralf wydaje się

więcej dawać z siebie niż na ostatnim

albumie Primal Fear. Można odnieść

wrażenie, że Blackwelder ma do zaoferowania

znacznie więcej fanom Primal

Fear niż im się wydaję. Otwieracz "The

Night Of New Moon" to taki utwór typowy

dla formacji Ralfa. Jest agresja,

przebojowość i coś z Judas Priest. Podobne

klimaty wybrzmiewają w "Spaceman",

lecz tutaj Andrew nadaje kompozycji

owego progresywnego charakteru.

Ciekawe są klawiszowe ozdobniki i

pierwsze emocjonujące solo w wykonaniu

Andrewa. Jego talent i skłonności

do neoklasycznego grania potwierdza

instrumentalny "Adeturi". Stonowany,

podniosły, choć troszkę marszowy

"Freeway of Life" też pokazuje, jak zespół

potrafi urozmaicić swój materiał.

To nie koniec niespodzianek. "Inner

Voice" wyróżnia się pomysłowym riffem

i klimatem w stylu Angry. Na płycie jest

pełno szybkich killerów, które są jakby

mieszanką Primal Fear, starej Angry

czy Yngwiego Malmsteena. Dobrze to

prezentuje "With Flying Colors", melodyjny

"Remeber the Time" czy klimatyczny

"Play Some More". Bardzo podoba

mi się energiczny i mocny "Oriental

Spell" z wyraźnym neoklasycznym charakterem.

Na koniec znów mamy coś

dla fanów Primal Fear. Taki nieco bardziej

heavy metalowy "Judgment Day".

Nie ma słabych utworów czy nudnych

momentów, które najchętniej by się

wycięło. Fani Primal Fear czy Angry

będą w siódmym niebie, z tym, że

Blackwelder nie jest jakimś tam klonem.

Choć ten projekt ma cechy macierzystych

kapel muzyków, udało mu się

stworzyć własny charakter, coś co brzmi

dość świeżo i jest dalekie od plagiatu.

Blackwelder obok Serious Black czy

Shadowquest najbardziej mnie zachwycił

jeśli mowa o super grupach. Dawno

nie słyszałem tak udanej mieszanki

progresywnego power metalu z neoklasycznym

graniem. Pozycja obowiązkowa

dla fanów power metalu. Prawdziwa

moc! (5,5)

Łukasz Frasek

Bleeding - Behind Transparent Walls

2015 Pure Prog

Pure Prog Records to sublabel zasłużonej

dla popularyzacji klasycznych odmian

metalu Pure Steel Records. Jak

wskazuje nazwa koncentruje się on na

wydawaniu płyt utrzymanych w stylistyce

progresywnego metalu i taki też

jest debiut Bleeding. Grupa z Hamburga

przywołuje jako swe źródła inspiracji

takie zespoły jak: Psychotic Waltz, Secrecy,

Sieges Even czy Depressive Age

i nie da się ukryć, że coś jest na rzeczy.

Dodałbym do tego ewidentne wpływy

tradycyjnego heavy metalu oraz ostre,

kojarzące się często z thrashową stylistyką

riffy i mamy obraz całości "Behind

Transparent Walls". Co istotne

"progresywny" w wydaniu Bleeding nie

oznacza wcale przekombinowany i nudny

- panowie zadbali o to, by aranżacje

były urozmaicone, a całość miała odpowiednią

moc i nie nużyła, nawet w 10-

minutowym "Solitude Pt. 2". Zespołowi

często też bliżej do eksperymentalnego

podejścia Voivod z przełomu lat 80. i

90. (orientalizujący "Infinite Jest"), pojawia

się mroczny klimat ("Fading World"),

są też momenty z wykorzystaniem

mrocznych, elektronicznych partii

("Humanolumiscene"). A chociaż wokalista

Haye Graf jest też jednocześnie

klawiszowcem, to nie mamy na "Behind

Transparent Walls" nadmiaru syntetycznych

dźwięków - klawisze są używane

z umiarem, zapełniając raczej dalsze

plany tej zdecydowanie gitarowej i całkiem

udanej płyty. (4,5)

Bloodlost - Evil Origins

2015 Massacre

Wojciech Chamryk

Dostałem do przesłuchania album pewnej

nowofalowej kapeli zwanej Bloodlost,

pochodzącej ze Szwajcarii. Cóż,

muszę się przyznać, że nie dałem rady

wysłuchać całego "Evil Origins". Oczekiwałem

czegoś, co będzie w stanie pogodzić

modernistyczne brzmienie z oldschoolowym

przywaleniem w twarz. No

i niestety, trochę się na chłopakach zawiodłem...

W brzmieniu gitar i basu słychać

tylko plastik, który aż wycieka zza

artworka, mówiącego o nie wiadomo

czym. Solówki nie wyróżniają się niczym

wielkim, wszystkie zawarte w niej

dive-bomby próbują je uratować. Bez

skutku. Wokal jest najprostszy z najprostszych,

nawet moja babcia potrafiłaby

efektowniej się wydrzeć na swojego

kota. Wybaczcie, że tak krótko, ale tego

co stworzyli inaczej nie umiem opisać.

(2)

Marcin Nader

RECENZJE 99

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!