HMP 60 Exodus
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
też sugerować tym, że wokalista Pete
Morten jest też muzykiem Threshold.
W tamtym zespole gra jednak, w dodatku
od niedawna, na gitarze rytmicznej,
a jako na kompozytora pewnie
znacznie większy wpływ miały na niego
dokonania Helloween bądź Stratovarius.
Nie zawsze jeszcze Nightmare
World potrafią łączyć te wszystkie elementy
w spójną całość, co potwierdza,
zbyt sztampowy, płasko brzmiący i chyba
za bardzo naszpikowany elektroniką
"The New Crusade" - w "Damage Report"
owe liczne klawiszowe, symfoniczne i
elektroniczne partie współbrzmią o niebo
lepiej - ale to to bodaj jedyna wpadka.
Mnie osobiście najbardziej przypadły
do gustu mroczny, patetyczny i
wywiedziony z doom metalowego riffu
"Defiance" oraz siarczysty, ale melodyjny
"Burden Of Proof", jednak "In The
Fullness Of Time" należy do płyt tego
typu, że każdy fan prog metalu znajdzie
na niej coś dla siebie. (4,5)
Nightshock - Nightshock
2015 Iron Shield
Wojciech Chamryk
Nightshock to trio powstałe w 2013
roku we Florencji i debiutujące właśnie
pełnym albumem. Najczęściej pojawiający
się opis granej przez nich muzy to
speed/thrash, jednak tego drugiego w
jego klasycznej formie raczej tu za wiele
nie uświadczymy. Jest za to dużo wulgarnego
i brudnego rock&rolla spod
znaku Motorhead, Venom czy też ich
ziomków z Bulldozer. Na "Nightshock"
przede wszystkim powinni też
zwrócić uwagę ci, którzy dokonują brutalnych
samogwałtów na sam dźwięk
takich jak Midnight, Blizzard, Chapel
etc. Ładnie uczesani zwolennicy miłego
i czystego brzmienia raczej nie powinni
zabierać się za obcowanie z tymi dźwiękami.
Oparte na prostym, pędzącym do
przodu rytmie, klasycznych speed metalowo/rock&rollowych
riffach i przepitym
głosie Lorenzo Belii utwory trafiają
w mój gust idealnie, choć na pewno
nie jest to najlepsza płyta z tych klimatów.
Do wymienionych wcześniej zespołów
trochę Nightshock jeszcze brakuje,
ale debiut jest bardzo obiecujący.
Jakie utwory zasługują na wyróżnienie?
Mi zdecydowanie najlepiej robi rozpędzony
"Faith and Dishonor" z bardzo
zajebistym riffem, natomiast reszta prezentuje
mniej lub bardziej wyrównany
poziom. Ogólnie rzecz biorąc, żadnego
kloca tutaj nie stwierdziłem. Ta muzyka
na pewno znakomicie sprawdza się na
żywo, a także nadaje się jako soundtrack
do pijackiej imprezy. Tak więc
debiut Nightshock to naprawdę dobra
metalowa płyta i udany start dla tych
trzech makaroniarzy. (4)
Maciej Osipiak
Nightwish - Endless Forms Most
Beautiful
2015 Nuclear Blast
Nastała era Floor Jensen, która znana
jest choćby z After Forever, Revamp
czy Star One. Z pewnością jest to charyzmatyczna
wokalistka, która jest bardziej
uzdolniona niż Anette i z pewnością
jej bliżej do Tarji. Mnie osobiście
ucieszyła informacja, że to Floor obejmie
rolę wokalistki Nightwish. Pojawiła
się nadzieja, że nadchodzący album
"Endless Forms Most Beautiful" będzie
bardziej w starym stylu, że będzie
bardziej metalowy. Po części udało się
spełnić owe pokładane nadzieje, ale czy
rzeczywiście jest to ten Nightwish za
którym tak wielu tęskni? Z pewnością
ten krążek nie jest czymś nowym i właściwie
można mówić o rozwinięciu pomysłów
z poprzedniej płyty. Znów mamy
koncepcyjny album, który został
zainspirowany pracami Darwina i
zabiera nas do krainy nauki i świata n-
atury. Filmowy charakter materiału
tylko to podkreśla jednocześnie epickość,
rozmach albumu i klimat zaczerpnięty
z poprzedniego wydawnictwa. Zespół
znów postawił na efekty i bogate
aranżacje, czyli mamy właściwie powtórkę
z rozrywki. W sumie to jest nawet
na miejscu, bo Nightwish to jeden
z najważniejszych zespołów grających
symfoniczny metal. Szkoda tylko, że zespół
gdzieś traci na swojej agresji i traci
heavy metalowy pazur. Na szczęście i
tak "Endless Forms Most Beautiful"
ma w sobie więcej energii i heavy metalu
niż ostatnie dwa albumy. Słuchając nowego
krążka, można poczuć się jakby
zespół próbował nawiązać do "Once" i w
sumie wyszło to nie najgorzej. Z pewnością
nie brakuje utworów, które robią
wrażenie. Najlepiej wypadają te
utrzymane w starym, heavy metalowym
stylu. Tu trzeba wyróżnić energiczny
"Shudder Before The Beautiful", który
przypomina do bólu "Storytime", czy
mocniejszy, agresywniejszy "Weak Fantasy".
To bardzo dobry początek płyty.
Co ciekawe gitarzysta Empuu jakoś
mało z siebie daje i właściwie niespecjalnie
go słychać. Wyraźniej brzmi nowy
perkusista, Kai Hanto czy lider grupy
Tuomas. Album słusznie promował
"Elan", bo w końcu to typowy singlowy
kawałek - prosty, chwytliwy, mający coś
z "Nemo" czy "I Want Tears My Back".
Jest spokojny, klimatyczny i przede
wszystkim porywa swoim chwytliwym
charakterem. Nie jest to ich najlepszy
kawałek, ale z pewnością wstydu im nie
przynosi. Podoba mi się znów wykorzystanie
folkowych patentów i stworzenie
ciekawej melodii. Jednym z najlepszych
utworów na płycie jest również
energiczny "Yours Is An Empty Hope".
Jest w końcu heavy/power metal, mocniejszy
riff i pewniejszy wokal Floor,
który wspiera Marco. Pierwszym zgrzytem
jest na płycie balladowy "Our Decades
In The Sun", który niczego nie wnosi
do całości. "My Walden" to kawałek
podobny stylistycznie do singlowego
"Elan" , z tą różnicą że jest bardziej zadziorny
i ma w sobie więcej energii. Mocnym
akcentem na płycie jest też tytułowy
kawałek, który jest znów mieszanką
"Once" i "Imaginaerum". Bardzo
dobra mikstura, miło znów usłyszeć
nieco mocniejsze granie w wykonaniu
Nightwish, bo tego brakowało ostatnio.
W podobnej tonacji jest utrzymany
przebojowy "Alpenglow", który również
zabiera nas do starego dobrego Nightwish
i tutaj Floor też stara się śpiewać
agresywniej. Miłym dodatkiem są partie
fletowe. Całość niezwykle długi, epicki
kolos w postaci 20 minutowego "The
Greatest Show On Earth". Moim zdaniem
jest w nim za dużo patosu, przepychu
i filmowego charakteru, które wręcz
sprawiają, że utwór momentami… przynudza.
Każdy z nas liczył na wielkie wydarzenie
i na wielki powrót Nightwish
do korzeni. To udało się tylko w połowie
i zespół jakby tylko trochę nawiązał
do czasów "Once" co już nie lada sukcesem.
Przede wszystkim "Endless Forms
Most Beautiful" to płyta energiczna,
mająca kopa, ale to wciąż album będący
kontynuacją stylu wypracowanego na
"Imaginaerum", z tym że Floor jest lepszą
wokalistką. Szkoda tylko, że nie
pokazała swojego prawdziwego charakteru
i tej swojej mocy, z której słynie!
Co by nie napisać, to trzeba oddać że
jest to solidny album i jest kilka ciekawych
momentów, które sprawią że łezka
w oku się zakręci. Warto posłuchać,
jak Nightwish prezentuje się z nową
wokalistką. (4,5)
Łukasz Frasek
Nuclear - Formula For Anarchy
2015 Candlelight
Chilijski kwintet powstał w roku 2003
(a właściwie w 1995 pod szyldem Escoria,
wydając zaledwie jedno demo) i
jest to już czwarty pełnoprawny krążek,
który spłodzili. Tyle słowem wstępu. A
co tutaj znajdziemy? Prawdziwie chamski
i obskurny thrash! Otwierający "Offender"
bez zbędnych introdukcji przygniata
niemalże blackowym wstępem,
aby po chwili dołożyć niczego nieświadomemu
słuchaczowi prawdziwie thrashowym
grzaniem złożonym z ostrych,
agresywnych riffów, perkusyjnego napieprzania,
surowych wokali oraz dusznego
i gęstego klimatu. W środkowej
części kawałek wyraźnie zwalnia, żeby
nieco pochłostać wyrazistymi partiami
wszystkich instrumentów, a dalej mamy
świetny, "przebojowy" refren, rozwrzeszczanego
solosa i… koniec! Świetny
numer! Równie wysoki poziom oszalałej
masakry trzyma "Self-Righteous Hypocrities".
Najszybszy na płycie kawałek
miota nami niczym sam szatan, a każda
kolejna sekunda utworu niesie za sobą
coraz większe zniszczenia, do czasu. W
połowie piosenki zespół bardzo fajnie
zwalnia (są w tym naprawdę nieźli) racząc
nasze uszy wulgarnymi, acz chwytliwymi
riffami wraz z precyzyjną robotą
sekcji rytmicznej. Kolejny cios tej
układanki stanowi cierpki, utrzymany
głównie w średnim tempie "Killing
Spree". Siarczysta riffowanina, wściekły
wokal, o tak! Delicje. Nie na tym jednak
utwór zakońćzymy. Znienacka po mordzie
daje nam treściwy, ultraszybki riff,
a co dzieje się do końca każdy powinien
już wiedzieć. Błyskawiczne, bezlitosne
grzanie do przodu bez oglądania się na
nic. Płyta coraz mocniej zbliża się ku
końcowi, ale Panowie wciąż barbarzyńsko
prują przed siebie. Dobrym na to
przykładem jest "suicidal-angelowski"
"Left For Dead". W dwóch minutach i
czterdziestu siedmiu sekundach zawarto
esencję brudnego, bezpardonowego
"thrashbliztkriegu" w każdym aspekcie.
Molsetowane gitary, zestaw perkusyjny,
płuca wokalisty oraz niemiłosierna szarpanina
bassu, który w swoich łapskach
dzierży chyba sam diabeł. Kolejną ciekawostką
jest crossoverowy najkrótszy
na albumie i wesoło brykający "Tough
Guy". Bardzo szybki, jajcarski i szarpiący
za fraki swoją intensywnością. Jak
widzicie więc, mamy do czynienia z
krążkiem dobrym, ale tylko dobrym.
Czemu tak? Momentami można odnieść
wrażenie, że kawałki są nazbyt monotonne
oraz wtórne ("Confront", "Waging
War") przez co część płyty zlewa
się w jedną "papkę" bez wyrazu co jest
rozczarowujące również ze względu na
bardzo krótki czas jej trwania (tj. niecałe
dwadzieścia dziewięć minut). Pomimo
tej wady ma się jednak przyjemność
obcowania z solidnym i rzetelnym
kawałkiem thrashowego rzemiosła. (4)
Łukasz Brzozowski
Oblivious - Out Of Wilderness
2015 Gaphals
Heavy rock w swej najbardziej klasycznej
formie ma się całkiem nieźle, chociaż
od czasów debiutu różnych power
trio w rodzaju Cream czy pierwszych
LP's Black Sabbath minęło kilkadziesiąt
lat. Oblivious nie zwracają na takie
drobiazgi uwagi, dlatego ich trzeci album
"Out Of Wilderness" mógłby spokojnie
ukazać się gdzieś w okolicach
1970 roku, ponieważ ani jego zawartość,
ani tym bardziej okładka, nie odstawałyby
bynajmniej od tego, co wówczas
eksponowano na półkach sklepów
muzycznych. Młodzi Szwedzi zdają się
być tradycjonalistami w każdym calu:
przygotowali osiem archetypowych
wręcz, trwających po 3-4, a czasem nawet
krótszych, kompozycji, idealnych
do trafienia na winylowy krążek. Najwięcej
w tych utworach wpływów Black
Sabbath z czasów debiutu, słyszalnych
zwłaszcza w sposobie konstruowania
utworów: z surową perkusją, basem
wtórującym gitarze w czasie solówek
czy charakterystycznych melodiach.
Muzycy nie ograniczają się jednak tylko
do czerpania z tego jednego źródła,
bowiem "For Who Do Burn" to rozbujany
hard/stoner rock, "Dirty Hand" czy
"Screwed" lokują Oblivious nieopodal
takich np. Rival Sons, chóralne refreny
"Shore To Shore", "Midnight Mess" oraz
"Riding Down" to harmonie w stylu
najlepszych lat Uriah Heep, a finałowy
"Like Brothers" to akustyczny blues -
może nie tak cieakwy jak u wczesnych
Led Zeppelin, ale bez wątpienia stylowy.
(5)
Wojciech Chamryk
Odium - The Science of Dying
2014 NoiseHead
Zespół dojrzały, bo od debiutu minęło
już 18 lat. Taki niby thrash, a nie
thrash. Niby panowie stroją złe miny,
młócą i napieprzają, ale jakoś mnie to
zupełnie nie rusza. Oczywiście najbardziej
upodobałem sobie old schoolowe
klimaty, ale nie ograniczam się i ciągle
RECENZJE 115