26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

płytę zarejestrowano jesienią 1981, to

płytę wypełnia jeszcze tradycyjny hard

rock, w najlepszym razie hard & heavy.

Mamy tu więc klimaty Uriah Heep i

Deep Purple, wiele organowych partii i

solówek oraz niezbyt mocną gitarę, też

w stylu lat 70-tych. Wokalista Freddy

Gigele chętnie wdaje się w pojedynki z

fanami, zresztą publiczność jest tu bardzo

aktywna i dobrze słyszalna, co w

obecnych czasach nagminnie poprawianych

w studio płyt koncertowych jest

sporym atutem "Heavy Metal Party".

Może nie do końca przekonują utwory

takie jak "Reggae", który jawi się po latach

jak taki wyskok w bok na zasadzie

"może uda się wylansować popowy przebój",

ale już dynamiczny "Metal Man",

"Holiday with HH" czy "New York"

nieźle zniosły próbę czasu. Tegoroczne

wznowienie Karthago Records dopełnia

kilka kolejnych utworów koncertowych.

Część z nich to bardziej surowe

wersje numerów znanych z materiału

podstawowego, są też niepublikowany

instrumental "Rough And Rare" i "We

Are Stronger", który jeszcze w tym samym

1982r. trafił na debiutancki album

studyjny No Bros.

Wojciech Chamryk

No Bros - Ready For The Action

2015/1982 Karthago

"Ready For The Action" to wciąż hard

rock, ale już o zdecydowanie cięższej

proweniencji. Organy Nikolausa P.

Opperera wciąż mają tu wiele do

powiedzenia, chociaż klawiszowiec grupy

częściej sięga też po syntezatory.

Czasem można jeszcze odnieść wrażenie,

że lata 70-te wciąż trwają w najlepsze

("Please Change Your Mind"), ale

takie "Backstage Queen", "Speedy" czy

balladowy "Be My Friend" to już lata 80-

te. Program oryginalnego wydania też

dopełniają tu nagrania dodatkowe, zarejestrowane

jesienią ubiegłego roku: zarówno

hard rockowe, z licznymi organowymi

partiami ("Back Again"), ale też

zdecydowanie metalowe ("A Night In

Touch City").

Wojciech Chamryk

Nocturnal - Arrival of the Carnivore

2015/2005 MDD

Ostatni, wydany w ubiegłym roku krążek

niemieckich piewców diabła i

obskurnego black/thrash metalu "Storming

Evil" przez długi czas gościł w

moim odtwarzaczu i sprawdzał wytrzymałość

moich mięśni karku. To było

zdecydowanie najlepsze dzieło jakie

stworzyli przez piętnaście lat istnienia.

Teraz natomiast przyszło mi skreślić

kilka zdań na temat debiutu z 2005

"Arrival of the Carnivore", który byłem

zmuszony sobie po dłuższym czasie

odświeżyć. Jest ku temu okazja, ponieważ

właśnie ukazały się reedycje CD

nakładem MDD Records oraz LP wydane

przez, a jakże, High Roller. Nocturnal

dziesięć lat temu nie był jeszcze

uzbrojonym po zęby Demonem siejącym

pożogę i zniszczenie. Był raczej

nieopierzonym diablęciem, które jednak

też potrafi dokuczyć i plunąć w pysk

potokiem siarki. Brzmienie jeszcze

mocno podziemne z obowiązkowo bzyczącymi

gitarami, perką łupiącą w niezbyt

skomplikowany sposób oraz

wokalem, który raczej nie wygrałby

"mam talent". Muzyczne inspiracje są

doskonale słyszalne. Jest to oczywiście

stara szkoła teutońskiego black/thrash

speed metalu, czyli Sodom, Kreator,

Destruction i Violent Force oraz

można by jeszcze dodać Morbid Saint

czy najwcześniejszy Bathory. Utwory

brzmią jak nagrane gdzieś tak w 84 lub

85 co jak wiadomo w tym wypadku

trzeba uznać za plus. Nie brakuje tu też

bardziej rockendrollowych motywów

inspirowanych bogami z Motorhead,

co da się wyczuć w "Burn this Town"

oraz czasem bardziej melodyjnych

(oczywiście jak na ten gatunek) tematów,

ale i tak przez większość czasu

trwania płyty dominuje śmierdzący

smołą i zjełczałym browcem thrash.

Oczywiście nie jest to ekstraklasa tego

nurtu, a takie załogi jak Desaster czy

Absu zjadają wczesny Nocturnal w

kilka sekund, jednak fanatycy chamskiego

i prawdziwie oldskulowego metalu

z pewnością spędzą kilka piw z tym

albumem.

Primal Fear - Seven Seals

2015/2005 MetalMind

Maciej Osipiak

Dekada, dziesięć lat, to szmat czasu, a

tyle właśnie minęło od premiery szóstego

albumu Primal Fear "Seven Seals".

Już wtedy płytę przyjęto z aprobatą.

Dziesięć kompozycji, większość ze świetnymi

riffami, w różnych tempach,

choć przeważają średnio szybkie, pompatyczne

refreny, niesamowite solówki,

melodyjne a zarazem zagrane z rozmachem,

no i głos Scheepersa. To charakterystyczne

cechy tego albumu jak i

całej twórczości Primal Fear. Przewodzi

tu rewelacyjny "Evil Spell", z niesamowitą

pracą gitar, jeden z lepszych z

repertuaru Niemców. Niewiele ustępują

mu, szybki i bardzo melodyjny "Demons

& Angels", podszyty hard rockiem

"Rollercoaster", prawie archetyp stylu zespołu

"The Immortal Ones", czy niesamowity

i mocarny "Carniwar". Ale czy

brakuje coś tytułowemu "Seven Seals"?

Wolno snujące się masywne dźwięki z

bardzo klimatyczną wstawką, zilustrowane

przez kapitalne linie wokalne

Ralfa. No i ta solówka Toma Naumanna.

Jest się czym ekscytować. Podobnie

z blokiem długaśnych i bardzo epickich

"Diabolus" i "All For One". Troszkę

gorsza okazuje się końcówka. Składają

się na nią dwie kompozycje. "The Nature

of Evil" znana jest z repertuaru

Sinner, może dlatego jej wykorzystanie

staje się pewnym rozczarowaniem, choć

wersja z tej płyty wydaje się lepiej

zagrana. No i ballada "In Memmory". W

sumie nie ma co się czepiać, ale

wolałbym, aby ten krążek zakończył się

z jeszcze mocniejszym akcentem, niż

zawartość całości. Niektórzy "Seven

Seals" stawiają obok "Primal Fear" i

"Nuclear Fire". Może mają rację. Na

pewno to jeden z lepszych albumów

Niemców, po tylu latach nadal niczego

mu nie brakuje i wciąż działa ma

słuchacza z podobną mocą jak tą dekadę

temu. Pewnie tak mu zostanie, więc

może zacząć mówi o nim, klasyk?

\m/\m/

Primal Fear - Metal Is Forever - The

Very Best of Primal Fear

2015/2006 MetalMind

Metal Mind kontynuuje reedycje

Primal Fear. Tym razem na tapecie jest

składanka "Metal Is Forever", którą

wypuścił Nuclear Blast w 2006 roku,

na zakończenie wspólnej współpracy.

Jak nie przepadam za kompilacjami,

tak to wydawnictwo zawsze mi pasowało.

Nagrania z głównego dysku oczywiście

to zbiór, który będzie podobał się

jednym bardziej innym mniej. Dla mnie

najważniejsze, że zaczyna się od utworu

"Metal Is Forever", który ciągnie całość

aż do końca. Co nie jest łatwe, bowiem

na ten krążek składa się szesnaście kompozycji,

które trwają siedemdziesiąt

sześć minut. Potężna dawka muzyki.

Mnie zupełnie nie dłuży ten przekrój

twórczości z dekady, w której Primal

Fear związany był z Nuclear Blast. To

chyba dobrze świadczy o potencjale

kapeli, tym bardziej, że takie zestawy

pozbawione są siły przekazu poszczególnych

longplayów, które jako całość

mają również coś do powiedzenia. Ba,

nawet całkiem dobrze się bawiłem, bo

okazuje się, że co niektóre z utworów

uleciały mi z głowy i fajnie było sobie je

przypomnieć. A te co pamiętałem praktycznie

od pierwszych taktów, zmuszały

mnie do rytmicznego poruszania karkiem.

W momencie gdy do sklepów

trafiła omawiana składanka, bardzo podobało

mi się, że na drugim dysku zebrano

covery. Takiemu leniuchowi jak

ja, pozwoliło to na nie wyciąganie kilku

płyt i wyłuskiwaniu poszczególnych

utworów, a odpalenie jednego dysku i

oddaniu się przyjemności wysłuchania

znanych kawałków w interpretacji

Primal Fear. W sumie zestaw imponujący.

Każdy kawałek znakomicie znany,

wielokrotnie przewałkowany, żaden z

nich nigdy się nie nudzi. Czy to w wersji

oryginalnej, czy też kogoś innego. No

i co najfajniejsze, zestawiono tu dokonania

kapel, do których mam chyba

najwięcej sentymentu. Dziwna sytuacja

ale "Metal Is Forever - The Very Best

of Primal Fear" to kawał solidnego

heavy metalu z pod znaku Primal Fear

zestawiona na dwóch dyskach, wcale nie

gorsza od ich poszczególnych albumów.

\m/\m/

Race Against Time - Time Waits For

No Man

2015 High Roller

Kolejny raz High Roller Records funduje

nam wspaniały prezent. Tym razem

w postaci kompilacyjnego materiału

legendarnego Race Against Time. O

tym zespole zrobiło się nieco głośniej za

sprawą Hell, który nagrał ich cover

"Harbinger of Death". Trzeba przyznać,

że chyba lepiej wybrać nie mogli, gdyż

wspomniany utwór perfekcyjnie wpasował

się w ich styl. Zresztą sprawa ma

podwójne dno, gdyż wokalista Race

Against Time - David Halliday był od

1982 wokalistą Hell… Cóż można powiedzieć

o muzyce Race Against Time?

Na pewno to, że jest niedoceniona.

I to bardzo. A szkoda, bo panowie mięli

szerokie horyzonty muzyczne. Ich numery

to nie prostacki (z całym szacunkiem)

NWOBHM grany na jedno kopyto,

ale bardziej zróżniowane, rozwinięte

i psychodeliczne aranżacje. Niesamowity,

niemal aktorski wokal Dave'a

nadawał muzyce niepowtarzalnego klimatu

i dramaturgii. Nie sposób przejść

obojętnie obok tak arcyciekawego grania.

Mroczny klimat może momentami

kojarzyć się z Black Sabbath czy

Witchfynde. W muzyce Race Against

Time jest niebezpieczna, wręcz nadprogramowa

dawka czystego szaleństwa

podszytego opętaniem. Niepokojąca atmosfera

przenosi się na słuchacza, który

wchodzi głęboko w świat wykreowany

przez Brytyjczyków i trudno się mu

później z niego bezpiecznie wydostać.

Ci panowie pozyskują sobie słuchacza

bez najmniejszego problemu. Ich muzyka

niebezpiecznie wciąga. Podczas słuchania

materiału cały czas miałem wrażenie,

że obcuje z czymś nadzwyczajnym

i złowrogim. Z czymś, co powinno

być zwyczajnie zakazane. Atmosfera na

płycie jest co najmniej niezdrowa, lecz

wciąga jak narkotyk. Mnie kupili. Rewelacja!

Przemysław Murzyn

Rebellion - And The Battle Begins...

2014 Cult Metal Classics

Oj, spóźnili się panowie z Rebellion z

wydaniem tej płyty o ładnych kilka lat.

Gdyby "And The Battle Begins..."

ukazała się, dajmy na to, tak z sześć lat

wcześniej, to pewnie doczekałaby się

miana klasyka US powet i epic metalu,

a tak stała się zapomnianą perełką,

która w epoce ukazała się tylko na kasecie.

U nas był to nośnik dość ceniony,

byl nawet okres, że wyżej od fatalnie

wytłoczonych i jeszcze gorzej brzmiących

rodzimych LP's, ale na Zachodzie

taśmy zawsze były tylko mało znaczącym

dodatkiem do płyt i później

kompaktów, niezbyt cenionym przez

fanów i kolekcjonerów. Na szczęście

130

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!