26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ane. Nie ma słabego kawałka, a całość

jest równa i niezwykle przebojowa. Miło,

że Kiske jest w tak świetniej formie

i udziela się w większej ilości zespołów.

Krążyła plotka że Kiske/ Somerville

ruszą w trasę koncertową. Mam nadzieję

że i ta plotka się potwierdzi. Póki co

zapraszam was do miasta bohaterów,

którymi bez wątpienia są Amanda, Micheal,

Mat, Magnus, no i mało znana

komu perkusistka Veronika Lukesova.

(5,5)

Lancer - Second Storm

2015 Despotz

Łukasz Frasek

W skrócie można powiedzieć, że Lancer

to porządny europejski power metal,

mocno zakotwiczony w najlepszej tradycji

lat 80-tych. Obecnie stosunkowo

rzadko można natknąć się na tak doskonałe

odwzorowanie tego rodzaju muzyki.

Wszechobecny plastik, brak polotu,

kreatywności i nuda zdominowały

gatunek. Młodzi Szwedzi udowodnili,

że jeszcze można temu zaradzić i nagrali

album, który można postawić obok

Keeperów I i II, wczesnych Scannerów,

Blind Guardianów czy Chroming

Rose. Nad wszystkim unosi się

jednak duch wielkiego Iron Maiden z

najlepszych czasów. Mieszanka wybuchowa,

ale udało się. I to jak! Płytę

otwiera rozpędzony "Running from a

Tyrant", który jednoznacznie kojarzy

się z wczesnym Helloween. Doskonały

początek i wstęp do tego, co będzie się

działo później. "Iwo Jima" to z kolei

bardzo Maidenowy kawałek z epickim

refrenem i fantastycznymi melodiami

podczas solówek. "Masters and Crowns"

to hit. Bez problemu widzę ten numer

na albumie "Keeper of the Seven Keys

Part. II". Niczym nie odbiega od najlepszych

wzorców. Jest świetny riff, ciekawe

zwrotki no i kulminacja w postaci

niesamowitego refrenu, którego przez

długi czas nie sposób pozbyć się z głowy.

Jest naprawdę bardzo dobrze! "Behind

the Walls" natomiast jest tym, co

niegdyś prezentował niemiecki Scanner

na swoim debiucie. Słuchając "Second

Storm" mam wrażenie, że znalazłem się

w kapsule czasu. Wszystkie aranże, melodie,

solówki są dokładnie w takim stylu,

jaki niemal trzydzieści lat temu prezentowały

wspomniane zespoły! Bynajmniej

nie jest to zarzut. Jest to ogromny

plus, gdyż wszystko jest zrobione niezwykle

świadomie i z niezwykłą starannością.

Tu nie ma przypadkowości.

Szwedzi garściami czerpią z najlepszych

wzorów gatunku, tworząc tym samym

pewnego rodzaju hołd. Wszystkie kompozycje

są precyzyjne i doskonale skomponowane,

jednak wspomnę jeszcze

tylko o monumentalnym "Aton" i "Children

of the Sun". Ten pierwszy to dziesięć

minut czystej epickości i wielu ciekawych

rozwiązań. Słucha się z zaciekawieniem,

nie nudzi. Jest dramaturgia,

pomysł, momenty kulminacji. Wszystko

tak, jak powinno być. "Children of

the Sun" to z kolei kompozycja, której

nie powstydziłoby się samo Iron Maiden.

Ba! Uważam, że Iron Maiden od

piętnaście lat nie nagrało nic lepszego

od tego utworu! Generalnie bardzo udany

album! Mocno rekomendowany dla

fanów old schoolowego heavy/power

metalu lat 80-tych. Prawie zapomniałem…

na wokalu jest brat bliźniak Bruce'a

Dickinsona. (5,5)

Przemysław Murzyn

Liar Symphony - Before The End

2014 Encore

Brazylijski Liar Symphony działał w

latach 1993 - 2010. W tym czasie nagrał

pięć studyjnych albumów i jeden

koncertowy. Niestety wtedy nie znalem

tego zespołu. Nie pamiętam, czy w

ogóle ich nazwa obiła mi się o uszy. W

2014 roku kapela ponowiła swoją działalność

wypuszczając omawiany "Before

The End", który wpadł w moje ręce

teraz i to przez zupełny przypadek. Podobnie

było z progresywnym Mindflow.

Jest też pewna analogia, oczywiście

muzyczna, bowiem Liar Symphony

gra ambitną odmianę melodyjnego,

tradycyjnego, heavy / power, gdzie progresywny

metal odgrywa nie poślednią

rolę. W tym co gra Liar Symphony odnajdziemy

inspiracje Accept, Black

Sabbath, Primal Fear, Savatage, czy

Symphony X. Równie dobre będą też

skojarzenia z Angrą czy właśnie Mindflow,

choć oba zespoły są znacznie subtelniejsze

niż Liar Symphony. Kompozycje,

jak to w wypadku ambitnych zespołów,

są rozbudowane, przemyślane,

ciekawe, wielowątkowe i efektownie zaaranżowane.

Nie brakuje też gry emocjami.

Oczywiście całość wyśmienicie

zagrane. Smakosze wirtuozerii, będą zachwyceni

warsztatem muzyków z Liar

Symphony. Całość albumu bardzo udana.

Kapela włożyła bardzo dużo serca

aby uzyskać tak wysmakowaną zawartość

swojego najnowszego albumu. Narracje

zaś prowadzi wokalista obdarzony

mocnym, rockowym głosem, ze szkoły

nieodżałowanego Ronnie J. Dio.

"Before The End" należy do tych krążków,

które słucha się w całości. Każdy

utwór jest równie dobry, równie ciekawy,

przez co płyta wciąga i ciągle

podsyca emocje rozbudzone u słuchacza.

Za każdym odsłuchem człowiek

żałuje, że stracił tak wiele i zupełnie nie

zna tych wcześniejszych płyt tego zespołu.

Mam też nadzieje, że Liar

Symphony nie podzieli losu Mindflow,

który znowu znikną z moich oczu.

Liczę, że "Before The End" wywrze podobne

wrażenie na innych, tak jak stało

się to w moim przypadku. (5)

Lintver - Snakebite

2013 Self-Released

\m/\m/

Lintver to podręcznikowy przykład

prawidłowego rozwoju. Założona przez

czterech nastolatków grupa nie siliła się

bowiem na jakąś "karierę", systematycznie

robiąc swoje i uzupełniając skład

po kolejnych zmianach. Po kilku latach

przyszła pora na debiutanckie demo, a

dwa lata temu Słoweńcy podpisali się

pod debiutanckim, wydanym własnym

sumptem albumem. "Snakebite". Słychać

w tych dziesięciu utworach, że panowie

nie marnowali czasu na próbach,

a klasyków europejskiego i amerykańskiego

thrashu też przerabiali wielokrotnie

w te i wewte. W dodatku są zadeklarowanymi

miłośnikami starej szkoły

gatunku, nie dla nich jakiś nowomodny

thrash czy inny groove, dlatego wpływy

Destruction i Kreator oraz Slayer i

Testament dają o sobie na "Snakebite"

wielokrotnie znać. Czasem robi się bardziej

crossoverowo ("Kopkiller" z basowym

wstępem i chóralnym, skandowanym

refrenem), nie brakuje też odniesień

do ostrego punka (gniewny

"Junkie"), ale to generalnie oldschoolowy

thrash, niepozbawiony melodii i

momentami nawet dość chwytliwych

refrenów. Erik Kodermac nie tylko

sprawnie posługuje się gitarą, ale robi

też niezły użytek ze swych strun głosowych,

a na koniec chłopaki zapodają

"G.L.A.M.", czyli swoje rozliczenie z

hair/glam metalem, wykorzystując różne

sample i cytaty - czyje, sprawdźcie

sami, przy okazji dając szansę innym

numerom Lintver. (4,5)

Maestah - Maestah

2015 Self-Released

Wojciech Chamryk

Maestah to młody prog-power-metalowy

band z Brazyli. Takie połączenie w

pewnym sensie jest gwarantem dobrego

albumu. Poniekąd w wypadku tego zespołu

to się sprawdza. Bo muzyka jest

na pewno solidna, a muzycy mają bardzo

dobry warsztat, dzięki czemu dają

nam komfort całkiem niezłych doznań.

Niemniej ciężko jest być w pełni oryginalnym

jeśli chodzi o preferowany styl

przez Brazylijczyków. Zdecydowana

większość pomysłów została dawno wymyślona,

lecz ich interpretacja wydaje

się - jak do tej pory - zupełnie niezgłębiona.

Dlatego muzycy Maestah nie

próbują wymyślać prochu, ale starają się

zagrać swoje dźwięki w jak najciekawszy

sposób. Wychodzi to im nieźle, choć

Brazylijczycy zachowują się zbyt zachowawczo.

Kompozycje mają wiele muzycznych

wątków, rozbudowaną konstrukcję,

ciekawe melodie, dotykają wielu

emocji i klimatów. Po prostu wciągają.

Na pierwszym planie są gitary, których

brzmienie ociera się o groove. Solówki

brzmią już w sposób tradycyjny. Sekcja

zaznacza się równie mocno. Z rzadka -

ale zawsze - bas ucieka i zaczyna żyć

własnym życiem. Klawisze ciekawie

uzupełniają muzykę lub stanowią tło.

Zbytnio nie atakują zmysłów słuchacza.

Muzycy do swoich partii podchodzą z

wielką dbałością. Ich wirtuozerię zdecydowanie

równoważą bardzo dobre melodie.

W tym wypadku dużą rolę odgrywa

wokalista. Mimo chrypy i wrzaskliwego

stylu śpiewania, dba aby melodie

były wyraziste. Tempa kawałków przeważnie

są średnie, ale Brazylijczycy potrafią

i zwolnić i przyśpieszyć. W połowie

i na końcu albumu muzycy raczą

nas power-balladami. Może te utwory są

w swoim stylu dobre, ale dla mnie raczej

psują to co z trudem stworzyli. Jednak

Panowie z Maestah są tak pewni swego,

że ostatni kawałek podają nam również

jako bonus w wersji portugalskiej. Produkcja

i brzmienie przyzwoite, ciutkę

odbiega od standardowego, ogólnie obowiązującego.

Niemniej dobry początek

kariery. (4)

\m/\m/

MainPain - The Empirical Shape Of

Pain

2014 Diverso Edizioni

MainPain to kolejna włoska grupa rozkochana

w tradycyjnym heavy metalu.

Dave Valli wraz z kolegami nie ma chyba

nawet w najmniejszym stopniu ciśnienia

na karierę, etc. Od blisko dwódziestu

lat łupią za to ten staromodny,

wręcz oldschoolowy metal, od czasu do

czasu dając znak życia kolejnym wydawnictwem.

Wydany w roku ubiegłym

"The Empirical Shape Of Pain" jest

drugim albumem MainPain, a zważywszy

na to, że poprzedni ukazał się aż

osiem lat wcześniej, muzycy mieli aż

nadto czasu, by dopracować jego zawartość

i sfinalizować sesję nagraniową po

skompletowaniu składu. I chociaż całość

momentami jest zbyt "przegadana",

tak jak zdecydowanie za długa, 12-minutowa

kompozycja "Wake Up The

Sleeping Giant", która w bardziej zwartej,

krótszej o minutę - drugiej wersji,

zalśniłaby na pewno znacznie bardziej,

czy też zbyt monotonny "Blood Arena",

to jednak nie brakuje na tej płycie ciekawych

utworów. Ostry, riffowy, inspirowany

thrashem "The Healer" dopełnia

melodyjny refren, równie zadziorny jest

"Kiss Of Death" z agresywnym śpiewem

Ronniego Borgese i klangiem basu. Z

kolei "On The Run" i "Reflex Of Events"

to bardziej surowe, totalnie archetypowe

granie z początków lat 80-tych, a

o tym, że panowie radzą też sobie z bardziej

rozbudowanymi formami przekonuje

10-minutowy, orientalny w klimacie

numer "Cleopatra". Czyli jest nieźle,

chociaż mogłoby być jeszcze lepiej - może

na trzeciej płycie? (4)

Wojciech Chamryk

Malakyte - Human Resonance

2013 Self-Released

Malakyte miała okazję zagrać z takimi

zespołami jak chociażby Anthrax,

Municipal Waste czy Alestorm. Ich

debiut, został poprzedzony EPką

"S2076" i dwoma singlami. Na "Human

Resonance" znalazły się utwory z poprzednich

albumów, lecz nagrano je z

nowym wokalistą. Kawałki z debiutu różnią

się od tych z EPki, jakością (są

czystsze) i stylem wokalów (m.in bardziej

skrzekliwym, spazmatycznym

brzmieniem) oraz drobnymi poprawkami

w tekście. Malakyte zapewnia nam

całe 48 minut ciężkiego, dość skrzekli-

RECENZJE 111

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!