26.04.2023 Views

HMP 60 Exodus

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 60) of Heavy Metal Pages online magazine. 60 interviews and more than 200 reviews. 136 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Powerwolf, Exodus, Vanderbuyst, Armored Saint, Venom Inc., Exciter, Viking, Thrust, Helloween, Kamelot, Hammercult, Virgin Steele, Jaguar, Quartz, Killer, Scanner, Circle II Circle, Falconer, Sorcerer, Młot Na Czarownice, Pyramaze, Terrordome, Drakkar, Solitare Sabred, Savage Master, Blackwelder, Soul Secret, Exarsis, Repulsor and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Zdają się to doceniać nie tylko słuchacze, ale też

jurorzy różnych konkursów, stąd np. Niedawne nagrody

dla najlepszego perkusisty oraz gitarzysty na

"Wake Up And Live Festiwal" w Sulęcinie?

Na każdym koncercie staramy dawać z siebie wszystko

i pokazywać, że jest to dla nas przede wszystkim dobra

zabawa. Jeżeli doceniają to słuchacze i bawią się razem

z nami to świetnie, a jeśli do tego podobamy się jury,

to czego chcieć więcej? Nie ma co się oszukiwać, na

festiwalach, czy przeglądach liczą się nagrody. Dla nas

ważniejszy jest jednak kontakt z ludźmi i czerpanie

satysfakcji z tego co robimy.

A jak wam się grało na tegorocznym festiwalu w Jarocinie?

Były emocje, to w końcu jedna z najstarszych

i najbardziej kultowych imprez tego typu w Polsce?

Grało się fenomenalnie! Każdy z nas przeżywał to

inaczej, ale myślę, że wszyscy byli bardzo podekscytowani.

Wszystko było dopięte na ostatni guzik, co

sprawiło, że koncert wypadł bardzo dobrze, co można

było również wywnioskować z zachowania publiki,

która swoją energią zrobiła na nas ogromne wrażenie.

Ponoć zaczęliście już też prace nad materiałem na

kolejny album?

Materiał na kolejny album powoli się pisze (śmiech).

Nie wiemy dokładnie kiedy będzie skończony, ale postaramy

się, by był on jeszcze lepszy niż poprzedni.

Ile może potrwać ten proces i kiedy zamierzacie wejść

do studia? W międzyczasie musicie się też pewnie

zgrać z nowym basistą Bartoszem Szczepaniakiem?

Chcemy, by nowy album był jak najlepszy, dlatego nie

spieszymy się zbytnio. Chcielibyśmy, by wszystko było

przemyślane i sensownie zaaranżowane. Co do Bartka

to uważam, że był to strzał w dziesiątkę. Zgraliśmy się

z nim świetnie i uważamy, że on również będzie miał

duży wpływ na to jak zabrzmi kolejny album.

W tej chwili jest pewnie jeszcze za wcześnie, by na

podstawie pojedynczych riffów czy pomysłów móc

powiedzieć coś więcej na jego temat?

Faktycznie jest jeszcze trochę za wcześnie, ponieważ

sami do końca nie wiemy jak ten album będzie wyglądać.

Jeśli coś się wyklaruje to na pewno będziemy o

tym informować.

Ale jakiś założenia co do ogólnej koncepcji tej płyty

już macie? Znowu będzie mocno, ciężko i nieszablonowo?

Oczywiście, że będzie mocno, ciężko i nieszablonowo.

W końcu rżniemy ostro!

Dobre recenzje "Crave For Chaos" utwierdziły was

w przekonaniu, że idziecie w słusznym kierunku I

przy drugim wydawnictwie będziecie dążyć do pokonania

kolejnej, zawieszonej wyżej, poprzeczki?

Cieszymy się, że ten album spodobał się wielu osobom

i oczywiście będziemy starać się dążyć do tego by kolejny

był równie przystępny, ale jednocześnie chcielibyśmy

pokazać nowe umiejętności i pomysły. Wszyscy

utwierdziliśmy się w przekonaniu, że droga, którą

obraliśmy jest dobra, a co będzie dalej, tego sami do

końca nie wiemy.

Wojciech Chamryk

Blind Guardian - Warszawa 29 maja 2015,

Progresja

Foto: Blind Guardian

Live from the Crime Scene

Tego się nie spodziewałam. Po prawie trzydziestu

latach muzycznej kariery Blind Guardian zagrał

koncert, który trwał... dwie i pół godziny! Zaskakujące

o tyle, że Guardian, mimo tego, że potrafi tworzyć

oszałamiającą muzykę, koncerty gra raczej zachowawcze,

ot wyjście na scenę, niezłe odegranie, zejście.

Warszawski koncert był pod wieloma względami jednym

z lepszych jaki widziałam w wykonaniu Niemców.

Nic dziwnego, zespół nie tylko promował

nową płytę, która jest kopalnią świetnych melodii, ale

tradycyjnie już postawił także na "klassikery". Co ciekawe,

mimo tego, że trasa upływała pod znakiem "Beyond

the Red Mirror", grupa zagrała tylko cztery kawałki z

tego krążka: rozpoczynający zarówno koncert jak i płytę

"The Ninth Wave", "Prophecies", "Twilight of the Gods",

który niestety jeszcze nie jest chyba wystarczająco ograny,

bo troszkę się Guardianom "rozjechał" i rewelacyjny,

nastrojowy "Miracle Machine". Ten ostatni, oryginalnie

zaaranżowany na pianino został zagrany akustycznie

na gitarę, co sprawiło, że stracił lekko "queenowy" sznyt

na rzecz klasycznej, bardowej, guardianowej ballady.

Efekt ten zresztą spotęgowało umieszczenie zaraz po

nim "Lord of the Rings". Oba stworzyły magiczny duet.

Później bardowski klimat powrócił, gdy zespół zagrał

"The Bard's Song - In the Forest", a prawie cała sala siadła

na ziemi imitując klimat pieśni snującej się przy blasku

ognia. Dla mnie to była genialna okazja, żeby wreszcie

zobaczyć dobrze muzyków (cóż, nie każdy jest dryblasem)

i nie usiadłszy szybko uciekłam pod ścianę, żeby

napawać się widokiem sceny, okazało się jednak, że

dużo bardziej urzekający widok był właśnie pod nią.

Jednak to nie nowa płyta rozgrzała nas do

szaleństwa. Oto zaraz po "The Ninth Wave" ze sceny

uderzył niezwykle rzadko przez Guardian grany "Banish

from Sanctuary". Równie pozytywnym zaskoczeniem

był wyciągnięty z lamusa, a przecież tak mocny i

nośny "The Last Candle". Przy takiej dawce muzycznych

perełek trudno było mi uwierzyć, że publika wciąż skanduje

"Majesty! Majesty!" domagając się tego świetnego,

ale przecież bardzo często granego numeru. Siła publiczności

jednak ma znaczenie, bo pod koniec występu

Niemcy ulegli jej grając niezaplanowany wcześniej numer

"Valhalla". Rzeczywiście, to co się działo pod sceną

było czystym szaleństwem. Nie spodziewałam się tak

znakomitej frekwencji i tak zaangażowanej publiki. To

naprawdę interesujące, bo po pierwsze Guardian nie

wydaje ostatnio bardzo łatwych w odbiorze płyt, a po

drugie heavy metal znów popada w małą niełaskę i na

innych klubowych koncertach klasyków heavy metalu

nie da się zaobserwować podobnego zjawiska. A jest nim

przyrost nowych fanów, generalnie bardzo młodych. Nie

piszę tu tylko o licznie przybyłych wraz z rodzicami

dzieciach, ale o nastolatkach, które swoim zaangażowaniem

i radością zawyżały poziom temperatury pod sceną.

Jakimi drogami Guardian do nich dociera? Być może

jakąś niemetalową, a związaną z literaturą i grami

fantasy niszą? Czegoś takiego nie widziałam ani na

Grave Digger, ani na Accept czy Gamma Ray. Atmosfera

pod sceną widocznie udzieliła się chłopakom z

Blind Guardian, bo wydawało się, że nie tylko dobierają

nasze fale, ale też emitują własne. Będący w bardzo

dobrej formie Hansi Kürsch nawiązał udany kontakt z

publiką, śpiewał dynamicznie i wykorzystywał całą powierzchnię

sceny, Marcus i André "po prostu" grali,

choć patrzenie jak ten ostatni gra to czysta przyjemność.

Minusem było jedynie ustawienie sesyjnego basisty w

tyle za Marcusem. Wiadomo, że zespół chce podkreślić

to, że facet nie jest członkiem "Ślepego Ciecia", ale fakt,

że musiał chować się za gitarzystą nie sprawił dobrego

wrażenia. Dano mu tak krótki kabel, że jego chęć wyjścia

kilka kroków do przodu spełzała na niczym, co wywoływało

smutny efekt "psa na łańcuchu". Schowany był

także klawiszowiec. Muzyk ten gra z Guardianem od

prawie dwudziestu lat, a wciąż musi chować się w cieniu

gitarzystów. Cóż, takie prawa formacji i muzyków sesyjnych.

Pomiędzy "świeżymi bułeczkami", "klasykami"

i "perełkami" Blind Guardian umieścił już tradycyjnie

sporą porcję numerów z szalenie lubianej przez

fanów i dobrze sprawdzającej się na koncertach "Nightfall

in the Middle-Earth". Ich moc polega chyba bardziej

na sile budującej koncertowe braterstwo śpiewania

niż na energii jaką wywołują numery pokroju "Majesty"

czy "Valhalla". Z nowych, ale nie najnowszych numerów

wybrzmiał mający koncertowy potencjał "Tanelorn",

"Fly" - chyba najsłabszy punkt koncertu, oraz dwa piękne

kolosy - "And then there was Silence" i "Sacred Worlds".

W przypadku obu jestem pełna podziwu, niewiele

zespołów decyduje się na granie swoich najdłuższych

kawałków i to jeszcze jeden po drugim. Motyw (podobnie

zresztą jak długość trwania setu) rodem z koncertów

zespołów progresywnych. "And then there was Silence"

jak zwykle urzekł swoim rozmachem i rozbudowaniem

zderzonym z błyskotliwym koncertowym trikiem zachęcającym

publikę do śpiewania w środku "la la lla la la la

la la la la", a "Sacred Worlds" swoją absolutną klasycznością,

kwintesencją stylu Blind Guardian, rozbitą na

dziewięć minut.

Niewątpliwie ten, kto udał się na koncert

wyszedł zadowolony, set znakomity, brzmienie na niezłym

poziomie, bardzo fajny kontakt z publiką, nawet

wizualnie zespół zaprezentował się lepiej niż zwykle.

Natomiast na samą atmosferę koncertu na pewno miała

wpływ żywiołowa reakcja widowni. Cieszę się, że grupa

zdobywa serca nowych fanów. Sama pamiętam wielkie

emocje na moim pierwszym koncercie Blind Guardian

kilkanaście lat temu. Cudowne, że teraz ktoś ma szansę

przeżywać to samo. Oby ta dobra passa dla Niemców

trwała jak najdłużej!

Katarzyna "Strati" Mikosz

BLIND GUARDIAN 91

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!