10.11.2014 Views

Nr 614-615, lipiec-sierpień 2006 - Znak

Nr 614-615, lipiec-sierpień 2006 - Znak

Nr 614-615, lipiec-sierpień 2006 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

72<br />

RYSZARD CZAJKOWSKI<br />

Te zainteresowania spowodowały, że rozpocząłem studia na Wydziale<br />

Fizyki na Uniwersytecie Warszawskim. Były to bardzo ciekawe<br />

czasy, zbliżał się rok 1956. Rok wielkich politycznych dyskusji i oczekiwań.<br />

Po roku prawie wszystko wróciło, ale Lechosław Goździk jest<br />

do dziś moim bohaterem. Początkowo myślałem o fizyce doświadczalnej,<br />

ale teoretyczną uważałem za bardziej ambitną i tak trafiłem<br />

na teorię względności. Otarłem się o najbardziej zaawansowane badania,<br />

chodziłem na seminarium do znanego prof. Leopolda Infelda.<br />

Po studiach pracowałem w Zakładzie Propagacji Fal Elektromagnetycznych,<br />

ale później najwięcej czasu spędzałem nad wodą i w górach.<br />

Dalej marzyłem o wyprawach polarnych, pisałem podania do<br />

Instytutu Geofizyki, który w tym czasie organizował wyprawy na<br />

Spitsbergen i do Oazy Bungera na Antarktydzie. Nic z tego nie wychodziło.<br />

Kiedyś jednak zadzwonił już bardziej zaawansowany kolega-geofizyk<br />

z pytaniem, czy nie chciałbym pojechać za trzy dni na Antarktydę<br />

i pracować tam ponad rok. Chodziłem jak w transie. Żona i córka<br />

rozumiały moje marzenia. Rozumiał je również mój profesor. Nie<br />

stawiali mi przeszkód. W kilka dni musiałem nauczyć się zasad eksperymentu,<br />

poznać tajniki przyrządów. Teorię zostawiłem sobie na<br />

wyjazd.<br />

Trochę się wszystko przesunęło, ale niewiele ponad miesiąc.<br />

W tamtych czasach zdobycie wyposażenia graniczyło z cudem. Na<br />

wyprawie wszystko się sprawdziło. I za chwilę, była to jesień 1965<br />

roku, wyruszyliśmy. Pisałem wtedy:<br />

Z pokładu lodołamacza „Ob” podziwiałem albatrosy muskające fale Oceanu<br />

Indyjskiego i wspominałem etapy przebytej drogi: Taszkient, Karaczi, Kolombo,<br />

Dżakarta, Perth. Cała ta podróż trwała zaledwie kilkanaście dni, lecz<br />

przez okna samolotu widziałem góry Pamiru i Hindukuszu, pustynie Pakistanu<br />

i zieleń Cejlonu, wulkany Jawy i czerwone pustynie Australii, a wreszcie, już<br />

z pokładu statku, zwiastuny najzimniejszego kontynentu – góry lodowe. O tej<br />

chwili marzyłem od dawna. Czytając książki o wyprawach polarnych Amundsena,<br />

Scotta, Shackletona, Mawsona, nie wierzyłem, że kiedyś będę mógł zobaczyć<br />

lodowy kontynent, z którym tylu ludzi związało swój los. Zdawałem sobie<br />

sprawę, że dzięki zastosowaniu nowoczesnej techniki warunki życia na Antarktydzie<br />

są teraz bez porównania lepsze niż w czasach pierwszych zdobywców,<br />

lecz jednak niepokoiłem się, jak przeżyję ponad rok w tym – jak mi się wtedy<br />

wydawało – mało urozmaiconym krajobrazie, w izolacji od świata i rodziny na

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!