11.07.2015 Views

Nr 474, listopad 1994 - Znak

Nr 474, listopad 1994 - Znak

Nr 474, listopad 1994 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

ZDARZENIA - KSlJ\ZKI - LUDZIE157stat si~ kolejny mit - everymana, nieudacznika, zyciowego fajUapy. Paradoksalnykult przeci~tnosci wykreowal postac "antybohatera", z kt6rymmoma si~ utozsamic i kt6rego sposobem na i:ycie jest odmowa: sukcesu,kariery, wyscigu po pieni~ze. W artykule Bez happy endu ("Ex Libris",nr 58/94) Janusz Glowacki wspomina dw6ch takich "bohater6w mimowoli" - aktorskll par~ Maklakiewicz-Himilsbach - kt6rych udzial w RejsieMarka Piwowskiego przyczynil si~ w duzym stopruu do kultowej legendytego fiimu. "Gwiazd to si~ u nas rue lubi - stwierdza Glowacki. - Uczuciepodziwu dla ludzi, kt6rym si~ udalo, jest - w kai:dym razie bylo w PRL-u- r6wno wymieszane z ruech~ll, albo i z agresjll. Kiedy Bogumil Kobielazabil si~ w eleganckim samochodzie, jakas babina na przystanku tramwajowymzauwai:yla rue bez satysfakcji: »Na biednego rue trafilo«.Zdzislawa Maklakiewicza i Jana Himilsbacha kochano, bo im niezazdroszczono. Dla zam~zonego i sfrustrowanego narodu stanowili dow6d,i:e rue trzeba wygl~ ae tak jak Beata Tyszkiewicz, i:eby zrobie karier~.I ze nie rna si~ 0 co bie, bo z kariery tej ruc rue wynika. Artysci - i naekranie, i w i:yciu - byli jak wi~kszose narodu. Napici, dosye obdarcii poi:yczali pienilldze. Janek Himilsbach idllc do knajpy rue wkladalgarnituru, tylko przebiegle umieszczal kai:dll ze swoich sztucznych szcz~kw innej kieszeni, zeby nie zgubie obu razem. Ludzie patrzllc na nich cieszylisi~ i uspokajali. Bo jei:eli jest im tak dobrze, mimo i:e jest im tak ne, toznaczy, i:e wszystko jest w porZll'iku. Obaj artysci bronili tei: prawczlowieka do marzen. Moi:e rue za duzych, ale takich w sam raz. WlaSniei:eby wygrae par~ zlotych w totolotka i przelatae to samolotem... Albojei:eli nie rna si~ szcz~ci a w grze, to chociai: si~ upie. Ale tak, zeby razw i:yciu zapomniee 0 biedzie, milicji, beznadziei. Poczue si~ wolnymczlowiekiem i wywr6cie wszystkie pojemniki na Smieci.Jednym slowem, byla to w oczywisty spos6b dzialalnose ku pokrzepieruuserc i obaj powinni dostae od panstwa medale za obronnose kraju (...)Niby cillgle mieli talent i sukces. Prasa pisala 0 ruch duzo i cieplo, chociai:g1upio. Tak zwane lepsze towarzystwo - jak nazywali je Janek i Zdzisio- cytowalo ich przygody i nasladzalo si~ rumi. Ale oczywiScie za zadnll cen~rue zgodziloby si~ w ruch uczestniczye. Ch~tnie pokazywano sobie oknamieszkania Maklakiewicza - dokladnie te, ktore wskazuje palcem ChrystusuginajllCY si~ pod krzyi:em przed koSciolem na Krakowskim Przedmiesciu.I opowiadano z rozkoszll, co tez tam si~ wyprawia. Ale na widok artyst6wich wielbiciele n aj c~ciej przechodzili na drugll stron~ albo chowali si~ pobramach.Naroo ich cillgle kochal. Ale wiadomo jak to jest z miloScill narodu.Kochal, ale nie szanowal. Bo szanowal to jednak Bea~ Tyszkiewicz, pokt6rej od razu bylo wiadomo, ze jest pani i ma wyzsze studia (...)W pewnym momencie zac~to 0 nich m6wic w liczbie mnogiej. Owszem,bardzo si~ lubili i cenili, ale bez przesady. Byli za wielk:imi indywidualnosciami,uczyli si~ w innych szkolach. Zdzisio najcz~ ci ej powtarzal: Z b y ­szek Cybulski, Janek odpowiadal: Marek Hlasko. Czasami pod­

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!