11.07.2015 Views

Nr 474, listopad 1994 - Znak

Nr 474, listopad 1994 - Znak

Nr 474, listopad 1994 - Znak

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

26 ANDRZEJ DRAWICZmacyjnych, kt6rym nie dowierzam, czytatem, Ze sformutowal id~ "bezreligijnegochrzeScijanstwa", proponuj~c~ wyt~cmie etycm~ in terpretacj~nakazow dogmatycznych. W wyborze, ktory mam, nie zauwaZylem jednak,by Bonhoeffer szedl az tak dalekoj malazlem tu natomiast propozycj~Zycia "etsi Deus non daretur", jakby Boga nie bylo, co wydaje si~ nakladacna czlowieka pewien szczegolny rodzaj odpowiedzialnosci, ale niekonieczniezasrugiwac na nazw~ "chrzescijanstwa bez Boga", uZyt~ w swoim czasieprzez H.J. Schultza 2 • Niech jednak stanie si~ to przedmiotem interpretacjipogl~bionych teologicznie. M oj Bonhoeffer miesci si~ bardziej na skrzyzowaniumysli i czynu. Najpierw, w porze ekspansji i triumfu hitleryzmu ,w pierwszej potowie lat trzydziestych, rozwaza granice kompromisu z wladz~.Znacma cz~sc Kosciola protestanckiego w Niemczech, z naturywdrorona w rygory posruszenstwa wobec wladzy, ku takiemu kompromisowisi~ sklania. Bonhoeffer doznawal rozterek, zmierzaj~c jednak kunieposluszenstwu. W roku 1933 wyjechal do Londynu, gdzie obj~ niemieck~parafi~, co moma bodaj interpretowac jako moment slabosci. Poniespetna dwu latach wrocil jednak na wezwanie protestanckich nonkonformistowz tak zwanego Kosciola Wymaj~go oraz pod wptywemmonitu Karla Bartha, wybitnego teologa protestanckiego, uznawanegoprzez Bonhoeffera za autorytet. "Zadne slowa nie s~ za mocne - napisalBarth - Zeby uswiadomic Panu jak najwyramiej, ze naleZy Pan do Beriina,a nie do Londynu i w Berlinie jest Pana miejsce."JDalszy los jest szkol~ myslenia 0 solidamosci w sprzeciwie. Bonhoefferszuka tu uzasadnien w teologii, ale uzasadnien gl~bokich, niekoniunkturalnych.Mysli swoje wyraza w referatach seminaryjnych, kazaniach, notatkach.Nie wiem, ile kamuflai:u powodowaly proste wymogi elementamejostroinoSci w kraju t~zej~cego policyjnego terroru. Zapewne sporo. Alei tak sens przemyslen wylania si~ coraz wyrainiej. Co nie oznacza wszakZebynajmniej prostego dojrzewania do heroicznosci (moina sobie tylkowyobrazic t~ arcytrudn~ realnose niemieckiej, hitleryzowanej codziennoscilat trzydziestych, w nieustannym zgielku nie tylko oficjalnych tub propagandowych,ale i pojedynczych deldaracji kapitulacyjnych, wsr6d wielorakichmeandrow czynnego konformizrnu). Zn6w jest chwila slabosci- jesli tak wlasnie wolno to interpretowae? - lub pr6ba odmiany losu.Niemal w przeddzien wojny Bonhoeffer jedzie do Stan6w Zjednoczonych,gdzie rna zapewnion~ pra~ i moZliwosc stalego pobytu. "Niepodobnajednak rozstae si~ z wlasnym losem - pisze w dzienniku podromym- a szczeg6lnie juz tu, na obczyZnie, tu dZwiga go si~ samemu, a nie rna si~ani glosu, ani zadnych praw w obcym kraju." I jeszcze: "B¢~c Niemcemnie moma tu po prostu wytrzymac,jest si~ doslownie rozdzieranym. Bye tupodczas katastrofy, jdli si~ nie musi, jest juz rzecz~ nie do pomyslenia."4Wr6cil po miesi~u, w lipcu 1939, zeby podczas katastrofy bye w jej2 ..Merlrur" 1975, or 5. 3 D. Bonhoeffer, op. cit., trum. Cz. WaWTZyIIiak, s. 83 4 Op.cit., tIum. j.w., s. 120-121.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!