21.03.2023 Views

HMP 77 Destroyers

New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

wyczuwalne są wpływy zespołów

brytyjskich, takich jak Yes, Pink

Floyd, Rare Bird czy King Crimson.

Niemniejsze znaczenie mają

też ich rodzime korzenie, które

kryją się pod stylem określanym

krautrock. Choć większość muzyki

odnosi się konkretnie do rocka

progresywnego to otwierająca kompozycja

"Paris" ze względu na rytmikę

mocno kojarzy się z solowymi

poczynaniami Phila Collinsa z

lat 80. Natomiast druga w kolejności

"New York" to ciężki biały

blues mocno osadzony w hard

rocku, którego w muzyce Flying

Circus też jest niemało (Led Zeppelin,

Deep Purple itd.). Aby dopiąć

opis muzyki Niemców, trzeba

wspomnieć, że bardzo chętnie korzystają

z brzmienia, które można

uzyskać we współczesnych studiach,

oraz w podobny sposób

podchodzą do grania swojego progresyjnego

rocka, dzięki czemu

można poczuć również neo-progresywny

klimat. Przez co nieraz miałem

wrażenie, że w muzyce Niemców

maczał swoje paluchy ktoś z

The Flower Kings. Także muzyczny

collage tego zespołu jest nielichy

i z pewnością to co powyżej

opisałem to tylko wierzchołek ich

inspiracji. Najważniejsze z tego jest

to, że Niemcy na swojej muzyce

zdecydowanie odciskają swoje piętno.

I choć ogólnie nie jest to coś

odkrywczego, czy też zdolnego do

powalenia nas na kolana to, jednak

muzyka Flying Circus potrafi

wciągnąć swojego słuchacza. Oczywiście,

jak ktoś nie lubi zespołów

nawiązujących do starych klimatów

to nie ma na to rady. Muzycy

mają bardzo duże doświadczenie,

co zaowocowało w ich znakomitej

kreatywności ale czuć to też w ich

grze. Znakomicie brzmi sekcja,

głównie mocna i charakterna ale

nie ucieka również od bardziej

delikatnych klimatów (odpowiadają

za nią perkusista Ande Roderigo

i basista Roger Weitz). Za

to gitara oraz klawisze budują

wszystko, i moc, i wszelkie subtelności

czy niuanse, a także melodie

(kolejno, Michael Rick i Rüdiger

Blömer). Ich ekspresja, błyskotliwość

oraz inwencja jest imponująca

i przypisana tym najlepszym

artystom. Tak, chodzą mi takie

myśli o Flying Circus. A przecież

mamy jeszcze skrzypce (ponownie

Rüdiger Blömer) oraz głos wokalisty

Michaela Dorpa, który ze

względu na specyficzny głos może

kojarzyć się z Geddy Lee (Rush).

Tak jak w wypadku każdego artysty

z kręgu progresywnego rocka i

metalu ważną częścią płyty jest też

treść. Wszystkie utwory na tym

krążku nawiązują do dramatycznych

wydarzeń z roku 1968, takich

jak masakra ludności cywilnej

w wiosce My Lai w Wietnamie, Paryska

Wiosna, zamach na Martina

Luthera Kinga, agresja wojsk Układu

Warszawskiego na Czechosłowację,

czy brutalnie i krwawo tłumione

protesty ludzi w Tokio i

Meksyku. Wszystko to składa się

na bardzo mocny wyraz albumu

Flying Circus i ich albumu

"1968". W dzisiejszych czasach

fan muzyki ma olbrzymi ból głowy,

jest tak wiele świetnych propozycji,

że bardzo trudno jest aby

zdecydować się na którąś z nich.

Niemniej uważam, że akurat po tę

płytę warto sięgnąć. Wielbiciele

rocka progresywnego nie powinni

być rozczarowani. (5)

\m/\m/

Flying Colors - Third Stage - Live

In London

2020 Mascot

Myślę, że Flying Colours znakomicie

znane jest miłośnikom progresywnego

rocka i metalu. Jest to

supergrupa, gdzie najbardziej uwagę

przykuwają nazwiska Steve

Morse, Neal Morse oraz Mike

Portnoy. Niemniej nie tylko chodzi

o nazwiska, a przede wszystkim

o muzykę, a ta w wykonaniu

takich instrumentalistów jest gwarantem

wysokiej jakości. W dodatku

jest wypadkową muzyki wszystkich

kapel, w których muzycy brali

udział, czyli Deep Purple, Dixie

Dregs, Winery Dogs, Dream

Theater, Transatlantic, Spock's

Beard, itd. Mniemam, że po ich

albumie "Third Degree" z 2019r.

formacja ugruntowała sobie markę.

Poza tym tak się składa, że formacja

ma tyle samo wydawnictw studyjnych,

co tych nagranych na żywo.

Oznacza to, że panowie tworzący

Flying Colours również rewelacyjnie

czują się we studio, co i

na scenie. No i "Third Stage - Live

In London" jest tego potwierdzeniem.

Oczywiście ze względu, że

promowano trzecie wydawnictwo

zespołu to, większość programu albumu

pochodzi właśnie z tego krążka.

Pewnym rozczarowaniem jest

to, że zabrakło z niego chyba

dwóch najlepszych kompozycji

"Cadence" oraz "Last Train Home".

Szkoda ale i tak program tego koncertu

jest imponujący. Co ciekawe

więcej jest muzyki z debiutu niż z

drugiego krążka "Second Nature".

Niemniej wykonanie "Peaceful

Harbor" i "Cosmic Symphony" w

pełni mnie satysfakcjonują jeśli reprezentacje

drugiej odsłony tej supergrupy.

Jednak, co by nie było w

setliście programu, myślę, że muzycy

zaprezentowaliby niezapomniane

chwile dla swoich słuchaczy.

I tak właśnie jest. Jestem przekonany,

że każdy fan nie tylko Flying

Colours ale ogólnie dobrego

progresywnego rocka spędzi przy

ich muzyce jedne z najlepszych

chwil w życiu. Mnie dodatkowo

bardzo cieszy wokal Casey'a Mc

Phersona, który w jakiś sobie

znany sposób, zawsze przerzuca

mnie w świat The Beatles. A w takim

zwyczajnym kawałku jak "Love

Letter" to właśnie najzwyklejszą i

najnormalniejszą interpretacją

wręcz rozwala. Pisać coś o wykonaniu,

brzmieniu i produkcji? Wydaje

mi się, że nie trzeba. Dla mnie

perfekcja. Dodam jeszcze, że ten

tytuł jest także w wersji z ruchomymi

obrazkami, więc jak ktoś lubi

będzie miał do wyboru. Niestety

promówka tej wersji nie przemyciła.

Fani progresywnego grania z

pewnością nie pominą "Third Stage

- Live In London". (5)

\m/\m/

Freaks & Clowns - Justice Elite

2020 Metalville

Ależ narobiło się tych zespołów,

żadną miarą nie idzie tego ogarnąć

- z rozrzewnieniem wspominam

przedinternetowe czasy, kiedy to,

przy kilku równie zakręconych kolegach-pasjonatach,

miało się znacznie

większe szanse na realne poznanie

większości ciekawych płyt.

Teraz nie jest to możliwe, bowiem

w sieci można znależć tyle muzyki,

że głowa mała. Dlatego Freaks &

Clowns oczywiście wcześniej nie

znałem, chociaż zespół wydał

właśnie drugi album "Justice Elite",

a 3/5 składu to członkowie Astral

Doors. "Classical hard rock

meets modern power metal" głosi

reklamowy slogan i faktycznie coś

jest na rzeczy, z istotnym zastrzeżeniem,

że nie ma tu mowy o hard

rocku z lat 70. minionego wieku,

ale o tradycyjnym, metalowym brzmieniu

z kolejnej dekady, nie wiedzieć

czemu określanemu teraz

hardrockowym. Kiedy zespół skręca

we współczesne, powermetalowe

rejony ("Welcome To The

Freakshow", "Hell Yeah"), nie jest

to zbyt ciekawe, chociaż nie ma ma

mowy o jakiejś wtopie, bowiem

wokalista Chrille Wahlgren ma

kawał niskiego, rasowego i szponiastego

głosu, co zdecydowanie ratuje

sytuację. Ale kiedy robi się

mocniej, surowiej i ciężej, typowo

już na modłę lat 80., tak jak w charakternym,

tytułowym openerze,

siarczystym "Man With The Power"

czy rozpędzonym "One For

All - All For One", nie ma już żadnych

niedomówień, bo w takim

graniu Freaks & Clowns radzą sobie

wyśmienicie - jeśli na kolejnym

albumie skoncentrują się na nim, a

zamiast aż 12 utworów nagrają 8-9

najlepszych, na pewno tylko zyskają.

(3,5)

Wojciech Chamryk

From The Depth - Moments

2020 Rockshots

From The Depth to kapela z

Włoch, która oczywiście gra melodyjny

power metal. Jednak ich wersja

poweru ma klasę, styl i wysoki

poziom. Każdy z kawałków jest

przemyślany, wyśmienicie skrojony

i ozdobiony znakomitymi aranżacjami.

Nie powiem aby rządziły

w nim gitary ale są dość mocne,

gęste, wyraziste, z ciekawymi riffami,

partiami solowymi oraz z bardzo

udanymi partiami rytmicznymi.

Bardzo dużo w nich świetnych

melodii (melodii, a nie melodyjek),

oraz czarującej atmosfery. Wspomagają

ich klawisze, które są same

w sobie klasą, brzmią znakomicie i

dzięki temu bliżej im do klawiszy

znanych z ambitnego power metalu

czy prog poweru. Spore wrażenia

robią mini orkiestracje i wycieczki

w rejony muzyki elektronicznej.

Sekcja rytmiczna buduje

głównie podkład dla gitar i klawiszy

ale potrafi również zabłysnąć

indywidualnie. Szczególnie cieszy

mnie gdy od czasu do czasu zaprezentuje

swoje umiejętności basista.

Nie są to jakieś rozbudowane improwizacje

ale po prostu kilka własnych

dźwięków. Wracając do

samej muzyki, jest w niej w zasadzie

wszystko, co kiedyś tak bardzo

mi się podobało. Niemniej Włosi

do każdego tematu podchodzą

indywidualnie, dzięki czemu ich

muzyka ma pewne cechy oryginalności.

Są momenty szybkie, rozbrykane

oraz te rozmarzone i nastrojowe.

Bardzo udana interpretacja

muzycznymi kontrastami wyjęta

z ambitniejszych odmian power

metalu. Nie powiem, dawno nie

słyszałem tak dobrego podejścia do

tematu. No i na koniec wisienka na

torcie czyli głos Raffaele "Raffo"

Albanese. Bardzo dobry, wyrazisty,

nie pieje ale do klasycznych

śpiewaków typu Plant, Dio, Coverdale

itd., nie zaliczyłbym go.

Niemniej jest ich bardzo dobrym

uczniem. Płyta brzmi znakomicie,

ogólnie wszystko jest na miejscu.

Jeden szkopuł, że już taka muzyka

nie robi na mnie wielkiego wrażenia,

jak kiedyś. Mimo wszystko

"Moments" przesłuchałem z nieukrywaną

przyjemnością, każda

chwila tej płyty sprawiała mi frajdę.

Niestety nie będzie to album,

po który będę często wracał, choć

jak trafi się pod ręką, nie odmówię

sobie przyjemności jego ponowne-

180

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!