HMP 77 Destroyers
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
śnie grupa już właściwie nie istnieje.
Ostatni album - "Electric
Scum" - ukazał się w roku 1996, a
później, po krótkich epizodach,
ostateczna reaktywacja się nie
odbyła. Zostaje więc nam muzyka
jaką zostawili po sobie Ingo Grigoleit
(gitary), Jochen Klemp (gitary),
Norbert Drescher (perkusja),
Jan Lubitzki (wokal) oraz Tim
Schallenberg (bas). Ten skład
stworzył fonograficzny debiut Depressive
Age. Niestety, w 2017
roku zmarł Tim, co w pewien sposób
przekreśla plany o wstaniu grupy
z niebytu. Co prawda odnotowali
w karierze zmiany personalne,
ale basista był, obok Lubitzkiego,
jednym z najdłużej grających. Wystarczy
już tych suchych faktów.
Album "First Depression" jest o
wiele lepszy niż tępe chłonięcie historii
jakich wiele. Dawno nie słuchałem
tak zróżnicowanego thrash
metalu. Dźwięki, jakie wypełniają
krążek, to ambitny progresywny
thrash. Taki z licznymi zmianami
klimatu, tempa i posiadającym całą
gamę interesujących rozwiązań
aranżacyjnych. W sumie już od początku
płyty można zauważyć, że
Depressive Age to zespół z miejsca
odrzucający prostacki łomot.
Umiejętnie zagęszczają swoją muzykę,
jednocześnie dodając zmyślnie
przestrzeń, zwolnienia czy hipnotyzujące
solówki. Jedynym mankamentem
może być wokal, który
swoją barwą i manierą, dla poniektórych,
okaże się irytujący. W zakresie
czysto instrumentalnym -
"First Depression" - to solidna i
warta uwagi pozycja. Zdaję sobie
sprawę, że takie albumy leżą już na
półkach tych zagorzałych zwolenników
thrashu. Jednak dzięki najnowszej
reedycji, popełnionej
przez firmę BlackBeard, o tej niemieckiej
grupie dowiedzą się nowi.
Fajnie, że wznowienie przygotowano
z dbałością o oryginał. Nie
znajdziemy tu żadnych dodatków.
Chociaż to naprawdę dobra rzecz -
szkoda, że nie pokuszono się nawet
o jakieś dwa-trzy archiwalne
numery albo materiał wybrany z
trzech taśm demo z okresu 1990-
1991. Wtedy byłoby wręcz idealnie.
Adam Widełka
Enter - 1991 Images From Floating
Worlds
2020 Pure Prog
Enter to włoski zespół prog rockowy,
który działał w latach osiemdziesiątych.
Ich działalność nie wyszła
poza kilka nagrań demo. I
właśnie te nagrania znalazły się na
płycie przygotowanej przez ekipę
Pure Steel Records. Być może ten
zespół jest dla Was anonimowy -
zresztą jak dla mnie - niemniej
działali w niej muzycy, którzy są
znani na włoskiej scenie muzycznej.
Klawiszowiec Gabriele Bulfon
to obecnie odnoszącym sukcesy
pianista i kompozytor na scenie
jazz / fusion. Perkusista i wokalista
Marco Ferranti działa w istniejącym
od lat włoskim tribute bandzie
Queen, MerQury. Wokalista
Vittorio Ballerio przez dziesięciolecia
związany był z inną legendą
włoskiego progresywnego grania
Adramelch. Obecnie śpiewa w Caravaggio.
Basista Franco Avalli
był również związany z Adramelch
i brał udział w powstaniu
ich debiutu "Irae Melanox". Obecnie
jest cenionym basistą jazz / fusion,
znany głownie ze współpracy
z Gabriele Bulfonem. Muzyka
Enter wywodzi się z progresywnego
rocka lat siedemdziesiątych ale
zagrana jest w typowy sposób, który
obowiązywał dekadę później.
Bardzo mi to przypomina Genesis
z okresu albumów "...And Then
There Were Three..." (1978),
"Duke" (1980) oraz "Abacab"
(1981). Oczywiście Włosi zrobili
to przez swój pryzmat postrzegania
dźwięków i jak dla mnie ich
muzyka jest bardziej przestrzenna,
plastyczna oraz sugestywna. Spora
w tym zasługa klawiszy, które swoimi
pastelowymi dźwiękami bardzo
śmiało nakreślają wyjątkowe
muzyczne pejzaże. Większość
kompozycji jest długa, dzięki czemu
muzycy dość jasno potrafią
przekazać swoje postrzeganie muzycznego
świata. Chociaż w krótkiej
formie jakim jest instrumentalny,
sztandarowy utwór "Enter" zrobili
to również bardzo efektownie.
W muzyce Włochów jest pełno
emocji, które obracają się głównie
wokół radosny i melancholijnych
doznań. Każdy instrument brzmi
czyściutko i wyraźnie. Mnie jednak
brakuje trochę mocy, nie tej metalowej,
a znanej też z progresywnego
rocka. "1991 Images From
Floating Worlds" to dość fajna,
sentymentalna podróż w lata
osiemdziesiąte, która spodoba się
fanom progresywnego rocka. Nie
sądzę aby ten krążek stał sie ich
ulubionym, ale myślę, że od czasu
do czasu bardzo chętnie z Enter
zabiorą się we wspomnianą podróż.
Geezer - Plastic Planet
2020/1995 BMG
\m/\m/
Chyba każdy muzyk myśli o realizacji
własnych pomysłów. To, że
gra określony typ muzyki w macierzystej
formacji nie oznacza, że tylko
i wyłącznie takie dźwięki są dla
niego spełnieniem. Z biegiem lat
często zdarza się, że horyzonty naprawdę
ulegają poszerzeniu i, nawet
z ciekawości, dąży się do realizacji
nowych projektów. Lub też
chce się potraktować nowe jako
zwyczajną odskocznię. Po wydaniu
w 1994 roku z Black Sabbath
albumu "Cross Purposes", Geezer
Butler opuścił kolegów i poświęcił
się świeżym tematom. Już rok później
opublikował pierwszą płytę
jego nowego zespołu nazwanego
po prostu Geezer. Nosił on tytuł
Plastic Planet a w realizacji pomogli
basiście ciekawi muzycy. Na gitarze
zagrał Pedro Howse, który
to wcześniej tak naprawdę miał tylko
współpracę z Butlerem przy jego
poprzednim składzie. Perkusję
obsadził Deen Castronovo, dobry
znajomy Ozzy'ego (okres od 1994-
1995) oraz niezły sesyjny drummer.
Wokal przypadł pochodzącemu
z Fear Factory Burtonowi
C. Bellowi. Blisko pięćdziesiąt minut
muzyki to szeroki sludge metal.
Wbrew pozorom nie jest to aż
tak dalekie od tego, co Geezer robił
z Black Sabbath, ale na pewno
może okazać się zbyt ciężkie dla fanów
klasycznego hard rocka. Słuchając
"Plastic Planet" odniosłem
wrażenie, że kompozycyjnie album
utrzymano w konwencji "napompowanego"
Sabbath. Nawet Bell
śpiewa czasem "pod" Ozzy'ego. A
przynajmniej przyprawia o złudzenie.
Płyta dostarcza solidnej dawki
dobrze zagranego metalu, bez żadnych
wpadek czy zbędnych nut.
Adresowana do wąskiego grona odbiorców
na pewno, myślę, że część
osób sięgających po krążki skuszona
została osobą basisty. Efekt
jednak nie musi się każdemu spodobać.
Specyficzna muzyka. Czasem
jakieś nawet skoczne rytmy,
skandowane, mocne wokale. Gęsto,
ostro, masywie. Taka Sabbathowska
smoła, ale poddana
jeszcze dodatkowej obróbce. Zyskująca
większe stężenie metalu.
Więcej głębi, ale też więcej nowoczesności.
Dla mnie jest to poprawna
płyta, zawierająca trochę ciekawych
fragmentów, lecz nie powoduje
ciarek na tyle, żebym wracał
do niej częściej niż raz od wielkiego
święta. Tym jednak, którzy lubują
się w dźwiękach spod znaku
Fear Factory, Ministry czy typowego
groove metalu, album "Plastic
Planet" może okazać się nie
tylko ciekawostką.
Geezer - Black Science
2020/1997 BMG
Adam Widełka
Z uwagi, że nie byłem raczej wielkim
fanem solowych dokonań
Geezera Butlera, ostatnie reedycje
płyt grupy Geezer, są dla mnie
swoistym novum. Co prawda, "Plastic
Planet" nie zniechęcił mnie do
pomysłów, jakie basista realizował
od 1995 roku pod nowym szyldem,
ale zawierał muzykę dość daleką
od tego, co lubię. W obszernych
fragmentach to ciekawa, mocna
rzecz, jednak w dużej dawce
staje się nużące. Zwłaszcza, że kolejny
album - "Black Science" -
ukazał się dwa lata po debiucie i
tak naprawdę nie przyniósł nic nowego.
Zespół nagrał materiał prawie
w takim samym składzie.
Obok Geezera (naturalnie bas
oraz klawisze) stanęli ponownie
Pedro Howse na gitarze i perkusista
Deen Castronovo. Zmiana
odbyła się za mikrofonem. Świeżym
śpiewakiem został szerzej nieznany
Clarke Brown. Sama muzyka
stała się również bardziej mroczna,
industrialna. Muzyka zwolniła.
Głównie obcujemy z pełzającymi
rytmami, snującymi się niskimi
tonami. Brown unika już aranżowania
głosu "pod" Ozzy'ego a
instrumentalnie też mniej tutaj
echa Black Sabbath. Wciąż jednak
jest to mieszanka sludge/industrial.
Przez blisko godzinę obracamy
się w gęstej smole. Czasem
trochę żwawiej, ze skandującym
wokalem i "skoczną" sekcją ale fundamentem
"Black Science" jest powolność
i moc. Trzeba lubić takie
dźwięki. Może jeśli nie byłoby wokali…
Ale też czasem wstawki, jakby
pracujących maszyn, powodują
dość klaustrofobiczny klimat. Być
może nie jest to zła muzyka. Wykonawczo
- jak najbardziej. Sam
Geezer Butler to dla mnie jeden z
najlepszych basistów na świecie.
Stylistyka i pomysły niestety do
mnie nie trafiają. Słuchanie ma też
dawać przyjemność, a w przypadku
"Black Science" było po prostu
obowiązkiem.
Geezer - Ohmwork
2020/2005 BMG
Adam Widełka
Ostatnia jak dotąd płyta zespołu
Geezer ukazała się w roku 2005.
Gdybym był złośliwy, to dodałbym,
że to jedyny pozytyw, jaki
mogę o niej napisać. Kurczę, właśnie
to napisałem… Naprawdę staram
się posłuchać uważnie muzyki,
o której mam się wypowiedzieć.
Nawet jeśli nie jest ona moją ulu-
216
RECENZJE