HMP 77 Destroyers
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Warfect - Spectre of Devastation
2020 Napalm
Początki tego szwedzkiego zespołu
sięgają roku 2003. Wtedy działali
pod szyldem Incoma i pozostawili
po sobie dwie demówki. W 2008
roku zmienili nazwę na obecnie
obowiązującą, a omawiany krążek
"Spectre of Devastation" jest ich
czwartym albumem. Formacja łoi
bezpośredni thrash metal inspirowany
dokonaniami Kreatora, Sodom
i Sepultura. Także jest wściekle,
ostro, szybko i zabójczo, przynajmniej
w dwóch rozpoczynających
kawałkach "Pestilence" i
"Rat King" oraz w dwóch kończących
płytę "Witch Burner" i "Dawn
of the Red". Sam środek "Spectre
of Devastation" to kolejne cztery
kompozycje utrzymane w średnich
tempach z pewnymi przyspieszeniami.
Z czego chyba najfajniejszy
jest "Hail Ceasar" ze znakomitym
refrenem do skandowania. Dość
melodyjny jest również wspominany
już "Rat King". Niemniej główną
atrakcją tej kapeli to świetne
cięte riffy oraz ogniste solówki.
Całkiem nieźle prezentuje się też
wściekły i wrzaskliwy wokal.
Wszystkie kawałki są wyjątkowo
zgrabne, choć mnie najbardziej
pasują te najbardziej żywiołowe.
Mimo intensywności muzyki
Szwedów to o dziwo jest ona bardzo
dobrze technicznie zagrana i w
dodatku bardzo klarownie brzmi.
Za co odpowiada sam zespół, ale
być może, to też dobra ręka i ucho
Flemminga Rassmussena, który
robił jego mastering. Całość uzupełnia
okładka wykonana przez
Andreasa Marschalla, którego
prace znamy z obwolut Kinga
Diamonda, Kreatora czy też
Blind Guardiana. Sumując "Spectre
of Devastation" to całkiem
niezła pozycja, która może się spodobać
ale równie łatwo można
przejść obok niej obojętnie. Niestety
strasznie dużo mamy thrashowego
grania i ciężko jest zdecydować
się na coś konkretnego. Ja się
skłaniam do tej pierwszej opcji. (4)
Warrior - Boudica
2020 Golden Core
\m/\m/
Warrior z Newcastle (to istotne
dookreślenie, przy wysypie w Wielkiej
Brytanii lat 70. i 80. grup o
takiej nazwie) reaktywowował się
po długim milczeniu w roku 2014.
Zespół nie zmarnował tego okresu,
dorobiwszy się nie tylko kilku kolejnych,
krótszych wydawnictw, ale
przede wszystkim debiutanckiego
albumu "Invasion Imminent". Tegoroczny
"Boudica" jest jeszcze
ciekawszy, chociaż powstał z nowym
wokalistą. Dave Lunn okazał
się jednak godnym następcą Eda
Halliday'a, a i reszta składu jest w
formie. Oczywiście z tego dawnego
wcielenia Warrior pozostali już
tylko Dave Dawson i Sean Taylor,
ale to i tak lepiej niż w przypadku
wielu innych zespołów
sprzed lat, w których bywa czasem
i tak, że nie ma już nikogo z oryginalnego
składu. Do tego Warrior
gra jak na początku lat 80: surowo,
mocno, często sięgając przy tym do
riffowego arsenału opatentowanego
przez Tony'ego Iommi'ego
("Mordrake", "Dreamcatcher"). A
już "Boudica Warrior Queen" czy
"Persecution (Of Witches)" to już
po prostu tak archetypowy, brytyjski
metal, że już po pierwszej
nucie ma się wrażenie, że słucha
się jakiegoś zapomnianego klasyka
nurtu NWOBHM. Nie można też
nie docenić wysmakowanych solówek
(czasem nawet dwóch-trzech
w jednym utworze), sekcja również
jest nad wyraz konkretna - naprawdę
można zacząć zastanawiać się,
czy top najlepszych zespołów nurtu
nie wyglądałby nieco inaczej,
gdyby Warrior zdołał wydać album
w 1981, czy nawet jeszcze w
1982 roku. O tym, że wtedy też
nie brakowało im dobrych numerów
przypominają cztery bonusy
live, oryginalnie wydane na EPkach
"Dead When It Comes To
Love" i "For Europe Only", ale i
bez nich "Boudica" to materiał
warty uwagi. (5)
Wojciech Chamryk
Winter's Verge - The Ballad Of
James Tig
2020 Pride & Joy Music
"The Ballad Of James Tig" to kolejny
pełny album tego cypryjskiego
zespołu. Jak zwykle wypełnia
go melodyjny symfoniczny
power metal utrzymany w pirackomarynistycznym
klimacie. Po staremu
jest to koncepcja, która dotyczy
mitologicznego królestwa zwanego
Tiberon. Niemniej pomysł i
teksty do tej płyty wymyślił Frixos
Masouras, a jego opowiadanie dotyczy
się niejakiego Jamesa Tiga,
który w dzieciństwie stracił na morzu
rodzinę i od tamtej pory szuka
zemsty na legendarnym potworze
morskim Killagoraka, który dopuścił
się tej zbrodni. Muzycznie
choć to jest melodyjny power metal
to jednak większość materiału
utrzymana jest w majestatycznym,
mrocznym klimacie. Ogromną rolę
odgrywają tu imponujące oraz potężne,
a także mocno rozbudowane
orkiestracje, które podkreślają monumentalną
atmosferę tego albumu.
Tą wyniosłą aurę akcentują
też klasyczne chóry. Pojawiają się
one sporadycznie ale są. Nie inaczej
jest z operowymi kobiecymi
partiami wokalnymi, też jedynie
przewijają się przez cały album.
Jednak najlepiej wybrzmiewa ona
w kompozycji "The Sea". Podobnie
jest z wesołkowatymi i rozbrykanymi
fragmentami power metalowymi.
Po prostu na "The Ballad Of
James Tig" z rzadka bywają, niemniej
nie burzą ogólnego konceptu
tej płyty, co najwyżej zaznaczają
jej muzyczną potęgę. Właśnie te
elementy wyróżniają ten album na
tle innych podobnych produkcji.
Być może dzięki tej inności polubiłem
tę propozycję. Oczywiście
nie zniknęły ani gitary ani sekcja
rytmiczna, przecież melodyjny power
metal stanowi tu muzyczny
fundament. Te partie cypryjskich
muzyków prezentują się bardziej
niż solidnie, ba, niekiedy przypominają
ich niedościgłych mistrzów,
czyli Blind Guardian. Ta ich natura
najjaśniej błyszczy w kawałku
"I Accept", gdzie gitarzyści pokazują
swój potencjał. Bardzo dobrze
wypada również wokalista George
Charalambous. Człowiek ze znakomitym,
mocnym głosem, który
potrafi w pełni wykorzystać swoje
walory. Muzycy też wyśmienicie
wywiązali się jeśli chodzi o brzmienie
instrumentów i ogólnie produkcję
albumu. Być może fani radosnego
melodyjnego power metalu
będą trochę rozczarowani "The
Ballad Of James Tig", jednak na
mnie krążek wywarł całkiem spore
wrażenie. (4)
Zakk Sabbath - Vertigo
2020 Magnetic Eye
\m/\m/
Rozumiem koncerty, nawet fakt
wydania EP "Live In Detroit".
Wygląda jednak na to, że Zakk
Wylde zaczyna gonić w tzw. piętkę,
próbując uczynić z Zakk Sabbath
coś więcej niż tylko cover
band Black Sabbath. Wybrał jednak
metodę najgorszą z możliwych...
nagrywając płytę z samymi
coverami. "Vertigo" to hołd dla debiutanckiego
albumu kwartetu Osbourne/Iommi/Butler/Ward,
przygotowany z okazji 50-lecia tego
wydawnictwa. W lutym może
miałoby to jeszcze jakiś sens, ale
we wrześniu żadna to już rocznica.
Mamy tu więc, toczka w toczkę,
"Black Sabbath", tyle, że w wersji
amerykańskiej. Zmiany muzyczne
są czysto kosmetyczne, typu, że w
utworze tytułowym zabrakło demonicznego
śmiechu, a cała podstawa
pozostała niezmienna - od
razu rodzi się więc pytanie, komu
ta płyta jest potrzebna. Oczywiście
Zakk, Blasko i Joey Castillo grają
jak natchnieni, w dodatku zarejestrowali
"Vertigo" live w studio, niczym
za dawnych czasów, jednak
chociaż słucha się tej płyty całkiej
przyjemnie, to nie ma ona żadnego
startu do ponadczasowych oryginałów.
Trudno więc traktować to wydawnictwo
jak coś więcej niż tylko
ciekawostkę dla największych maniaków
Wylde'a i Black Sabbath.
(2)
Wojciech Chamryk
212
RECENZJE