HMP 77 Destroyers
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
ta wywija Wayne Dorman, który
również niedawno zasilił grupę. Jedynym
starszym stażem muzykiem
jest basista Jeff Williams, szarpiący
cztery struny od 2007 roku.
Skład jak widać przez ostatnie lata
drastycznie się zmienił. Czy wyszło
to Onslaught na dobre? Warto
się przekonać. Ucieszył mnie
czas płyty. Niecałe czterdzieści minut.
To taki wynik przypominające
stare, dobre czasy dla thrash metalu.
Trochę odetchnąłem, bo jednak
nie zawsze przekopywanie się
przez godzinny (a nawet dłuższy)
materiał tego gatunku w domowym
zaciszu jest przyjemne.
Thrash metal to też ma być solidny
strzał w twarz - szybki i konkretny.
Zbędne rozwlekanie nie jest wskazane.
No chyba, że mamy do czynienia
z progresywnym, połamanym
i absorbującym nie tylko nogi
(mosh pit) ale i umysł. Onslaught
na całe szczęście nie przypomina
Voivod czy Heathen. Ich muzyka
bliższa jest takiemu Exodus, chociaż
i tutaj podobieństwo jest tylko
i wyłącznie w pokładach agresji.
Kompozycyjnie Brytyjczycy atakują
słuchacza prościej. Od samego
początku odpalają wszystko to, co
mają najlepsze. Bez jakiegoś czajenia
się, badania gruntu. Po krótkim
intro, niejako wprowadzającym w
klimat "Generation Antichrist",
dostajemy pierwsze uderzenie. Jeśli
nie trzymamy gardy (czytaj: nie jesteśmy
wprawieni w tego typu płytach)
to gwarantuje, że do połowy
materiału będziemy leżeć na deskach
i błagać o ręcznik. Jest szybko.
Mocno, gęsto i strasznie agresywnie.
Świeży skład to i świeża
krew. Pulsuje ona w żyłach zespołu
tłocząc riffy przypominające szatkowanie
kapusty przez sprawnego
kucharza. Prędkie kostkowanie
strun i sekcja rytmiczna wylewająca
wiadra gorącej smoły. Album
jest niczym rozpędzona ciężarówka
taranująca wszystko na swojej
drodze. Uderzył mnie "Generation
Antichrist" swoją bezpośredniością.
Słychać w nim korzenie
grupy ale i nowoczesność, która na
szczęście nie bierze nad wszystkim
góry. Ten krążek, wydany w 2020
roku spokojnie mógłby pojawić się
w połowie lat 80. Muzycznie nie
ma tutaj silenia się na wymuszony
ukłon w stronę starych fanów.
Mam wrażenie, ze Onslaught nikogo
nie bierze pod włos. Starają
się zrobić jak najlepsze wrażenie
robiąc to, co umieją. Nie pchają się
w rewiry, które zarezerwowane są
dla innych. Jasna i klarowna sytuacja
bije od "Generation Antichrist".
W sumie nie doszukałem
się w tym czterdziestominutowym
krążku jakichś drastycznych minusów.
Jak dla mnie może momentami
ten album jest zbyt agresywny.
Chociaż kwestia wprawy - to ja
pewnie odwykłem w ostatnich miesiącach
od typowego thrashowego
mięsa a z Onslaught jest wszystko
w najlepszym porządku. Fakt, to
nie jest muzyka dla każdego, nawet
dla tych, którzy słuchając thrashu
mają na myśli Megadeth czy Testament.
Tu mamy do czynienia z
zupełnie inną kategorią wagową.
Tu trzeba zostawić finezję a przygotować
się na walkę. Ta płyta jest
trochę jak szkolenie dla elitarnych
komandosów - chętnych jest wielu
a kończy tylko garstka. (5)
Adam Widełka
Pale Divine - Consequence Of
Time
2020 Cruz Del Sur Music
Ten amerykański zespół nie jest jakąś
szczególnie znaną marką wśród
ludzi kojarzących metal wyłącznie
ze sztandarowymi formacjami pokroju
Metalliki czy Iron Maiden,
ale ci zorientowani w podziemnej
scenie Pale Divine kojarzą i szanują.
Jest za co, bowiem formacja z
Pensylwanii przez blisko ćwierć
wieku istnienia wydała sześć trzymających
poziom albumów, radując
uszy maniaków klasyki doom/
heavy metalem najwyższych lotów.
"Consequence Of Time" również
trzyma poziom - ba, można tu nawet
mówić o nowej jakości i otwarciu
kolejnego rozdziału w historii
formacji, płycie zdecydowanie lepszej
od poprzedniej "Pale Divine".
Zespół też musiał czuć, że stworzył
coś dobrego, bo nie zwlekał z premierą,
szybko podsuwając fanom
kolejny album. To niby wciąż ten
sam, stary, dobry doom metal, ale
jednak przefiltrowany przez tradycyjny
heavy ("Shadow's Own", dynamiczny
"No Escape"), NWOB
HM (trwający ponad 10 minut
utwór tytułowy), hard rocka
("Saints Of Fire" z wokalnymi harmoniami
i lżejszym brzmieniem)
czy nawet progresywnego rocka w
ujęciu hard ("Broken Martyr"),
jeszcze ciekawszy i szlachetniejszy.
No i ta doomowa surowizna "Tyrants
& Pawns" czy "Phantasmagoria"
- nie mam pytań. Fajnym patentem
było też podzielenie partii
wokalnych pomiędzy Grega Dienera
i nowego w składzie, chociaż
znanego z Beelzefuzz, Danę Ortta,
co dodało tylko rozmachu, i tak
już bardzo udanej, całości. (5)
Pandemic - Deaf Nite
2018 Defense
Wojciech Chamryk
Album jest obarczony nieciekawym
wydarzeniem, a mianowicie
śmiercią założyciela bandu, Sebastiana
"Sharpa" Wikarego. Niejako
EPka "Deaf Nite" jest hołdem
złożonym temu muzykowi przez
resztę kapeli. Sama muzyka odwołuje
się do speed/thrashu prosto z
lat osiemdziesiątych zeszłego wieku
i to w dość udany sposób. Takie
zderzenie inspiracji Toxik, Agent
Steel a nawet wczesnej Metallki
czy Anthrax. Oczywiście do tego
grona można doliczyć jeszcze innych
kandydatów, bowiem ogólnie
muzyka Pandemic to taki swoisty
wehikuł czasu. Niemniej jasno
chodzi o to aby było bardzo w miarę
melodyjnie, szybko, rasowo i
oldschoolowo. Poza tym każda
kompozycja jest na dobrym poziomie,
dzięki czemu EPkę można
słuchać na okrągło. Całkiem niezła
jest też produkcja i brzmienia instrumentów,
choć na szczególną
uwagę zasługuje bardzo dobre i
pełne brzmienie basu. Reszta instrumentów
trzyma również wysoki
poziom i standardy. Nie można
pominąć też wrzaskliwego i charakterystycznego
wokalu Gniewko
"Mary" Jelskiego. "Deaf Nite"
udanie prezentuje muzyków i kapelę,
bardzo dobrze zapowiada
ewentualną dalszą karierę Pandemic.
Tylko czy po takim ciosie formacja
jest w stanie się podnieść? A
sądząc po ostatnim utworze z
EPki, bardziej złożonym "Warpath"
na dużym debiucie może być
jeszcze bardziej interesująco. (4)
Piramide - Unwanted
2019 Self-Released
\m/\m/
Piramide rozpoczęło swoją działalność
w 2012 roku w Tarnobrzegu.
Jedyną płytę, właśnie omawianą
"Unwanted", wydali w roku
2019. Krążek zawiera dziesięć
utworów plus intro. Natomiast
muzyka na nim zawarta, swoje korzenie
ma gdzieś na "Czarnym Albumie"
Metalliki, ale z większą
dawką hard rocka i heavy metalu.
Generalnie muzycy starają się aby
była ona dynamiczna i energiczna
ale wpadająca w ucho, więc z dużym
nastawieniem na melodie. Być
może, z tego powodu na "Unwanted"
królują proste patenty i bezpośredniość.
Nie znaczy to, że muzycy
nie starają się urozmaicić swojego
grania, wręcz przeciwnie. Dlatego
w każdym z utworów odnajdziemy
również interesującą różnorodność.
Zróżnicowanie mamy
także w wokalu, przeważnie jest to
ciepły, melodyjny a zarazem rockowy
głos Sary Trubiłowicz. Niemniej
Sara potrafi również ryknąć
prawie growlem (np. Speed"), czasami
mam wrażenie, że w ryczeniu
wspomaga ją też któryś z chłopaków
(np."Different Me"), niestety
w tym temacie pewności nie
mam. Znakomicie wypadają gitary,
zarówno partie rytmiczne i te solowe.
W tej kwestii panowie Mateusz
Dedel i Adrian Gwoździowski
imponują pomysłowością i
talentem, z łatwością nadają swoim
instrumentom mocy i zadziorności
ale także melodyjność. Na tle gitar
sekcja rytmiczna wypada wręcz
zawodowo, grają to co powinni i
nic więcej. Może przez przekorę
ale czasami chciałbym aby basista
albo perkusista wyłamał się i zabłysnął
jakąś zagrywką. Te prawie
pięćdziesiąt minut z "Unwanted"
mija dość szybko i w miarę miło.
Niestety ogólnie płycie brakuje elementów,
które utkwiły by w słuchaczach
na dłużej. Niema ani takiej
wyraźnej przebojowej melodii,
ani charakterystycznego tylko dla
tego zespołu pazura. Do tego produkcja
płyty jest dość dobra, instrumenty
brzmią soczyście i klarownie
ale do standardu obowiązującego
na świecie jeszcze brakuje.
Piramide to kolejna polska formacja
z potencjałem, ale żeby zabłysnąć
jeszcze sporo muszą popracować.
Niemniej trzymam za nich
kciuki, bowiem im więcej takich
kapel na polskiej scenie oldscholowego
heavy metalu, tym większe
prawdopodobieństwo, że trafią się
tam te najlepszego formatu. (3,5)
Pottgod - Famos
2020 Wacken Foundation
\m/\m/
Uskrzydlone, zwieńczone koroną
logo z gitarami - może być obciachowo,
pomyślałem. Sama okładka
jest już jednak ciekawsza, bo to fragment
XVII-wiecznego obrazu
"Wenus i Wulkan" Bartholomeusa
Sprangera, a i muzycznie Pottgod
radzą sobie całkiem nieźle.
Brzmią na tym MCD tak, jakby
Pro-Pain postanowił grać bardziej
alternatywnie i zdecydowanie lżej,
i chciaż nigdy nie przepadłem za
nowoczesnym rockiem z niemieckimi
tekstami, co na stare lata
tym bardziej już się pewnie nie
zmieni, ale "Famos" trzyma poziom.
Kompozycje są dopracowane
i jak na tę stylistykę całkiem urozmaicone,
zwłaszcza mroczny "Kein
kreis" i mający w sobie delikatny
posmak The Cure "Friss den
198
RECENZJE