21.03.2023 Views

HMP 77 Destroyers

New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 77) of Heavy Metal Pages online magazine. 75 interviews and more than 200 reviews. 224 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Destroyers, HammerFall, Raven, Shadow Warrior, Vicious Rumors, EvilDead, Heathen, Hexx, Thrust, Onslaught, Iscariota, U.D.O., Doro, Torch, Hittman, Glacier, Iron Angel, Primal Fear, Death Dealer, Them, Alcatazz, Messiah, Wolf, Kansas, Ayreon, Exlibris, Lonewolf, Falconer, Stalker, Attick Demons, Satan’s Fall, Deathstorm, Pessimist, Nuclear Warfare, Airforce, High Spirits, High Spirits, Night, Starblind, Greydon Fields, Angel Blade, Töronto, Venator, Speed Queen, Soulcaster, Thundermother, Hexecutor, Warfect, Coltre, Fer De Lance, Stygian Crown, Pale Divine, Early Moods, Northern Crown, Northwind, Black Knight, Canedy, Darker Half, Sinsid, Moravius and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

dło w coraz szybszym postępie cywilizacyjnym.

Wszystko to przyczynia

się do wybuchu wojen, które

z kolei prowadzą do nieuchronnej

zagłady, do tytułowej apokalipsy".

Summa summarum: mamy tu

obiecujący debiut, zapowiadany

przez zespół album powinien rozwiać

wszelkie wątpliwości. (3,5)

Wojciech Chamryk

Nuclear Warfare - Lobotomy

2020 MDD

Niemiecki (na chwilę obecną właściwie

niemiecko-brazylijski) Nuclear

Warfare jest zespołem, który

pośród podobnych thrashowych

kapel młodego pokolenia ma w

miarę ugruntowaną pozycję. Daje

im to pewną swobodę. Po prostu

etap, na którym muszą komukolwiek

coś udowadniać mają już dawno

za sobą i mogą po prostu skupić

się na tworzeniu takiej formy

thrashu, jaka najbardziej im siedzi

w sercu. "Lobotomy" to już szósty

album tej załogi. Płyta ta zdecydowanie

ma szansę trafić do tych,

którzy cenią sobie thrash metal w

jego najbardziej oldschoolowej formule

i nie wypierają na siłę ze swego

umysłu punkowych korzeni

owego gatunku, ale o tym za chwilę.

Jedziemy od początku. Utwór

tytułowy oraz następujący po nim

"Bombshel Disese" to klasyczna

młócka, która spokojnie mogłaby

się znaleźć na którejś z wczesnych

płyt ich rodaków z Kreator bądź

Destruction. Totalną ciekawostką

może być za to trzeci numer w tym

zestawieniu. "Gladiator", bo o nim

tu mowa zaczyna się dość spokojnie

od budujących nastrój dźwięków

basu. Nagle wchodzi gitara,

jednak jej dźwięki są bardziej

heavy niż thrash metalowa. Jednak

należy pamiętać, że chłopaki

doskonale wiedzą jaki gatunek najbardziej

kochają i już po chwili

wchodzą typowe thrashowe riffy.

Zwrotka jest utrzymana w dość

wolnym tempie. Melorecytacje

Floriana są tu ciekawie intonowane.

W pewnym momencie trochę

mi przypomina Mille Petrozzę, w

innym zaś… Varga Vikernesa.

Cały utwór trwa prawie osiem minut

i mimo, że kompozycyjnie

utwór ten nie jest może jakoś

szczególnie zróżnicowany, to absolutnie

nie nudzi. Wręcz przeciwnie.

Kolejny kawałek to nawiązujący

już bezpośrednio do wspomnianych

punkowych korzeni "Fuck

Face" (ludzie, co za tytuł). Przez

swą szybkość i dynamikę stanowi

on coś w rodzaju kontrastu dla poprzednika.

Wraz z "Betrayers Of

Hell" wracamy do czysto thrashowych

klimatów. Trochę mi to zajeżdża

Slayerem z okresu "Hell

Awaits". To oczywiście pochwała,

nie zarzut. "The Blood Lord Will

Return" posiada jeden z tych bardziej

nastrojowych wstępów. Takich,

jakie często się ostatnio Kreatorowi

przydarzają. Zupełną odskocznią

od klimatów ogólnie prezentowanych

przez Nuclear Warfare

jest kawałek "Death By Zucchini".

No bo co to, Ramonesi czy

The Clash? Właśnie takie, a nie

inne skojarzenia miałem, gdy pierwszy

raz ten kawałek usłyszałem w

moich mocno wysłużonych słuchawkach.

Tu nawet Florian brzmi

niczym Joey Ramone. Utwór

jest świetny, nie powiem. Pokazuje,

że każdy zespół może mieć swą

drugą twarz i świetnie się z nią

czuć. Tylko trochę nie pasuje mi

fakt umieszczenia tego kawałka

między numerami typowo thrashowymi.

Mogliby to dorzucić jako

bonusową ciekawostkę albo wydać

jako osobny singiel. Podsumowując

Nuclear Warfare jest w świetnej

formie i naprawdę warto sięgnąć

po ich ostatnie wydawnictwo.

Zwłaszcza, że ma ona szansę trafić

nie tylko do maniaków gatunku

(4,5).

Bartek Kuczak

Oceans Of Slumber - Oceans Of

Slumber

2020 Century Media

Oceans Of Slumber to amerykański

zespół, który działa od 2011

roku. O dziwo gra progresywny

metal/rock, do tej pory opublikował

cztery studyjne albumy i

EPkę. W dodatku ostatnie trzy

krążki wydane zostały pod sztandarem

Century Media, więc formacja

powinna być mi znana, a nie

jest. Dlaczego tak się stało, to za

chwilę. Oceans Of Slumber swój

muzyczny obraz umieszcza głównie

obok wywarzonego progresywnego

rock/metalu, który kojarzy

się z Porcupine Three czy Riverside.

Z pewnością dla większości

byłoby jaśniej gdybym wymienił

Opeth ale akurat tego bandu nie

słucham, toteż trudno powoływać

się na niego. Dość często tę rozmarzoną

muzykę amerykańscy

muzycy zderzają z partiami dynamicznego

melodyjnego death metalu

w stylu Katatonii (wymieniam

ich, choć tych Szwedów też

szczególnie nie słucham). Tak jak

w rozpoczynającym płytę, "The

Soundtrack to My Last Day". Jak

dla mnie jest to ich znak rozpoznawczy,

wykorzystany w przekroju

całości krążka. Niestety za taką

ekspresją raczej nie przepadam,

przez co prawdopodobnie, do tej

pory nie sięgałem po dokonania tego

amerykańskiego zespołu. Oceans

Of Slumber swoją muzykę

opiera głównie na klimatycznym

progresywnym przesłaniu, snując

melancholijne, majestatyczne a

zarazem pełne pastelowych barw

obrazy. Tej atmosfery nie wyzbywa

się również we wspominanych mocnych

partiach. W tych nostalgicznych

fragmentach Amerykanie

oprócz progresu chętnie korzystają

z naleciałości współczesnych alternatywnych

brzmień, niekiedy ocierając

się o awangardę. Niemniej są

też inspiracje starszą alternatywą,

którą kojarzę z kapelami z pod

szyldu 4AD. W tym wypadku nie

korzystają tylko z ulokowania jakiś

aranżacyjnych smaczków, ale pokusili

się o pełne i przepiękne instrumentalne

kompozycje "Imperfect

Divinity" oraz "September

(Those Who Come Before)", choć

do tego grona można zaliczyć

utwór z wokalem, przepełniony

smutkiem i rozpaczą "The Red

Flower". Ogólnie "Oceans Of

Slumber" w perfekcyjny sposób

uczy nas jak wiele odcieni, żalu,

smutku czy innej melancholii mieści

się w naszym świecie. Tej perspektywy

nie zmienia również wieńczący

krążek cover Type Of Negative

"Wolf Moon", który wydaje

się, że ma najchwytliwszą melodię.

Muzyka na tym krążku to głównie

popis instrumentalistów, którzy

znakomicie wymyślili i odegrali

swoje partie. Jednak na szczególną

uwagę zasługuje wokalistka Cammie

Gilbert, która rewelacyjnie

sprawdza się w kreowaniu preferowanej

przez formację atmosfery.

Nie wyje, nie pieje, nie udaje operowej

divy, po prostu śpiewa swoim

pełnym głosem czule atakując żądane

emocje. Od czasu do czasu

ktoś ją wspomaga, głównie w death

metalowych fragmentach, gdzie

króluje męski growl. Natomiast w

znakomitej kompozycji, z iberyjskim

klimatem "The Colors of Grace",

Cammie towarzyszy znakomity

normalny męski wokal. Oceans

Of Slumber należy do grona kapel,

które raczej nie mają szans aby

były moimi ulubionymi. Niemniej

ich pomysł na muzykę i wykonanie

zasługują na bezwzględne docenienie,

co niniejszym czynię. (5)

\m/\m/

Old Mother Hell - Lord Of

Demise

2020 Cruz Del Sur Music

Jak widać formuła tria w żadnym

razie nie jest tylko przebrzmiałym

wspomnieniem z czasów świetności

rocka i metalu, a Old Mother

Hell wskrzeszają ją z godną podziwu

konsekwencją. "Lord Of Demise"

to ich drugi album, zarazem debiut

w barwach Cruz Del Sur Music,

co na pewno pozwoli zespołowi

zyskać większą rozpoznawalność.

Zasługują na nią bez dwóch

zdań, grając archetypowego heavy

rocka/doom metal na modłę Black

Sabbath czy Candlemass. Kolejne

utwory są surowe, oszczędnie

aranżowane - słychać, że grupa nie

przesadza z kolejnymi nakładkami,

gra w studio tak, jak zwykła czynić

to na żywo. Doom jest tu podstawą,

ale nie brakuje też przyspieszeń,

tak jak w chyba najciekawszym

na tym krótkim (38 minut

z sekundami) albumie, dynamicznie

hardrockowym i całkiem

nośnym "Shadows Within" czy

openerze "Betrayal At The Sea",

kontrastującymi z majestatycznymi,

potężnymi utworami w rodzaju

"Avenging Angel" czy "Edge Of

Time". I chociaż Bernd Wener

momentami za bardzo przypomina

barwą głosu i samą manierą Blackiego

Lawlessa, to i tak "Lord Of

Demise" jest płytą godną uwagi.

(5)

Wojciech Chamryk

Onslaught - Generation Antichrist

2020 AFM

Może to będzie dla niektórych niespodzianka,

ale nie byłem nigdy

jakimś maniakiem brytyjskiego

Onslaught. Naturalnie miałem z

tym zespołem styczność zarówno

na żywo jak i z płyt, jednak, być

może, zabrakło jakiejś chemii między

nami. Z drugiej strony w niczym

grupie nie umniejszam i uważam,

że tworzą dość specyficzny

thrash metal, który ma swoich

wiernych fanów. W takiej sytuacji

dostałem do recenzji nowy materiał.

Nowy krążek Onslaught to

nie jest premiera na miarę Exodus,

OverKill czy Testament więc pojawił

się trochę znikąd. Powiedziałem

sobie jednak, że może to i dobrze,

że nie jestem jakoś zaangażowany

w ich twórczość - pozwoli

mi to jakimś czysto obiektywnym

okiem spojrzeć na najnowsze dzieło.

Album "Generation Antichrist"

to pierwszy krążek bez długoletniego

wokalisty Sy Keelera.

Wokal nagrywał więc świeżak w

szeregach - David Garnett. Przyciągnął

on również swojego kumpla

z Bull-Riff Stampede, perkusistę

Jamesa Perry. Na drugiej gitarze

obok weterana Nige Rocket-

RECENZJE 197

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!