You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
TRESCIOFORM NA ZAKRĘCIE 297<br />
m oda, której zwolenników przybywa, ku radości i usprawiedliwieniu starszej<br />
generacji pisarzy. Jeszcze w r. 1935 na pierwszej stronie „Wiadomości Literackich”<br />
skostniały ale wykształcony K. W. Zawodziński mógł wydziwiać na<br />
uparte życie martwego rodzaju literackiego” . Dziś... Dziś łysawe i gołowąse<br />
Koźmiany klecą swe zamówienia w bratnim szeregu; ich szczęśliwość m ąci zapewne<br />
tylko jedna myśl — czemu wsześniej nie wpadli na tak łatwy i „owocny”<br />
sposób, a mniej zręczni i naiwniejsi „epo - m ani” patrzą na to z żałosną<br />
surowością i coć tam ględzą o ewolucji, o pełnym oddechu, szukając właściwie<br />
metafizyki w rzemiośle i osiągając — rzemieślnicze horyzonty w m etafizyce.<br />
W róćmy więc do artyzm u prozy. Że książka Fay’a to nie standart „reportażowy”<br />
przekonać może łatwo choćby zestawienie z takim np. naszym rodzimym<br />
K. Wrzosem, w tychże „W iadomościach” za Rewolucję w Grecji na<br />
pierwszym miejscu przez Rogoża w ychw alanym :<br />
„Wysoko biją ambicje Venizelosa. Wysoko zasiada jego przeciwnik —<br />
Tsalderis. Przy każdym z nich znajduje się kobieta. (T u porównanie tych<br />
kobiet, będące powtórzeniem życiorysów podanych przedtem parokrotnie).<br />
W Neapolu lub Paryżu przebywa pani V enizelos; w Atenach przy ulicy<br />
Kifisa rezyduje pani Tsaldaris” .<br />
Tego chyba wystarczy dla odczucia różnicy między standartem , a tw órczością.<br />
Idźm y dalej. Oto znowu tłumaczona (ppłk. dypl. Janusz Gaładyk)<br />
książka Ernsta Jiingera Książę piechoty. Prosta — luksusową prostotą wyrafinowanej<br />
kultury i bogatych przeżyć — rzeczywiście bezpretensjonalna, obliczona<br />
raczej na dydaktykę relacja oficera liniowego. Nie mogłem powstrzym<br />
ać się, żeby nie podkreślić wyraźnego rysunku rytmicznego w cytowanych<br />
fragm entach:<br />
„...Mieliśmy wszyscy silne uczucie przynależności do naszego odcinka, byliśmy<br />
mocno z nim zrośnięci. Znaliśmy go/gdy się jak czarna wstęga ciągnął<br />
przez zaśnieżony krajobraz/kiedy kwieciste ugory w godzinę południową/<br />
przesycały go upajającym i zapacham i/albo gdy widmowa bladość pełni/oświetlała<br />
ciemne jego kąty/w których roje szczurów pędziły tajemnicze życie.../<br />
Siadywaliśmy weseli w długie wieczory letnie/na ławkach z gliny/gdy ciepłe<br />
powietrze niosło od nieprzyjaciela/odgłosy pracowitych stuków i rodzimą piosenkę.<br />
/Waliliśmy się na belkowania i skręcony drut/gdy śmierć stalową m a<br />
czugą grzmociła po okopach” .<br />
M am y już epikę marynistyczną (coprawda niektórzy wolą Zwierciadło<br />
morza od ballad o pniu sosnowym), będziemy zapewne mieli i poemaciki b a<br />
talistyczne. Czemużby nie Łatwo i owocnie... Jeśli się m a za sobą kurs podchorążych...<br />
Ktoś dostanie zamówienie, ktoś inny uzna, że jemu wypada,<br />
a chór spóźnionych długo w noc będzie rozważał nad czarną sprawą tężyzny<br />
i bohaterstw a: z punktu widzenia możliwości renesansu oktawy. Co do mnie,<br />
odpowiednik współczesny poem atu dydaktyczno-bohaterskiego, rapsodu, widzę<br />
właśnie w prozie takiej jak Ernsta Jiingera.<br />
W tej modzie na epickość jest coś bardzo nietaktownego, coś z nieodpowiedzialnego<br />
wścibstwa, coś z rasowej grafomanii. (Mówię o „am atorach” -—<br />
bo „epicy” zawodowcy są znacznie uczciwsi: oni rozwijają tylko do „wielkiej<br />
formy” proceder zarobkowy, polegający na odwalaniu reklam drogeryjnych<br />
i monopolowych panegiryków i t. p.). Zważmy tylko. Z jednej strony<br />
kompetencja, znawstwo, obfity m ateriał mieszczący się w prozie łatwo i wy