Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
212 ALMAIDA D‘ET REMONT CZIJLI NAMIĘTNOŚĆ SERCA<br />
O, światło, bardziej jasne od deszczu. O, oddalone listowie. Czemu<br />
czynicie posępniejszą jeszcze, niż zwykle, duszę Almaidy d‘Etremont<br />
Siada na łóżku, zanim je opuści, i ogląda z uczuciem gorzkiej dumy<br />
doskonałą krągłość ramion swoich. Czarne światło jej spojrzenia pieści<br />
je. W dycha ich woń nieco dziką i nagle pierś jej wzdyma się od<br />
szlochu.<br />
Jakże piękna jest, wreszcie ubrana. W swojej olbrzymiej sukni różowej,<br />
koloru otwartej figi i wzdętej przez krynolinę, ma wygląd wywróconej<br />
korony kwiatu belladonny, wspartej na pręcikach. Smagły<br />
kark wytryska z gorsetu, który ujmuje, jak w pochwę kielicha, podstawę<br />
tego kwiatu szalonego. I wydaje się, jakby za każdym krokiem,<br />
jaki Almaida stawia w pokoju czubkiem swoich różowych pantofelków,<br />
miała wyskoczyć naga spomiędzy płatków pełgających.<br />
Tymczasem dzwon godowy szlocha w powietrzu anielskim i ciężkie<br />
karoce toczą się przez podwórze. To przybywają rodziny z okolic. Otóż<br />
Limereuil‘owie. Oto Demonville‘owie. Oto stary markiz d‘Astin, który<br />
się trzęsie i chroma na swej nodze diewnianej, wsparty na przyjacielu<br />
d‘Ellebeuse. Zawsze jeszcze postrzega się piękność jego białych włosów.<br />
Opuścił wyjątkowo fotel skórzany, w którym tłumaczy „Eneidę“<br />
i gdzie wspomina cesarstwo chińskie, które kiedyś zwiedził. Powiadają,<br />
że tragiczne wydarzenia zmąciły jego życie, i że o zmierzchu^ swoich<br />
przeznaczeń przygotowuje się, jakby Robinzon, do powrotu ze swej<br />
wyspy, aby w spokoju przybić do Bożego Lądu. Almaida, trwając<br />
w oknie, widzi, jak przechodzi. Rozróżnia jego ostry profil i tę<br />
zmarszczkę bólu, która przecina policzek starca. Dwaj pogodni młodzieńcy<br />
schylają się u stóp schodów w ukłonie. Skłania się, nie darząc<br />
ich uśmiechem.<br />
Na żwirze tętni galop licznych wierzchowców. To młodzi wieśniacy<br />
z doliny przybywają witać pannę młodą. Przynoszą jej słodki jałowiec,<br />
przybrany w bluszcz. I chłopki w bieli podtrzymują klatkę z łoziny<br />
gdzie trzepocą się dwie turkawki. Aleja usłana jest wawrzynem, bukszpanem<br />
i mieczykami irysu. A dzwon, któremu nagłe odpowiadają oba<br />
gołębie, ciągle grucha w bezcielesnym poranku. I głosy dziewczątek<br />
lżejsze niźli kwiat głogu, gubią płatki pod wtór echa domu. Zbudziły<br />
się one wczesnym rankiem w sypialni, na prędce przygotowanej dla<br />
nich obok pokoju narzeczonej, śmiejąc się i wznosząc smukłe nagie<br />
ramiona ku włosom jeszcze uśpionym.<br />
Wkrótce tworzy się orszak. Ukazuje się, chwiejąc, panna młoda. Jest<br />
ona jak lilia, którą przyozdabiają kwiaty inne. Białe bzy, wplatane<br />
w kwiecie pomarańczowe, i opaska gładka i czarna oplatają czoło, skąd