Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
ZA NIEW IDOMIJM<br />
259f<br />
ich odczuwałem, jakby szli w oddaleniu, nisko biegnącymi dróżkami,<br />
gdy ja na nasypie. Teraz od rogu pizybliżał się ktoś z przeciwka. Krokami<br />
utwierdzał się ciężko i powoli. Przebiegło mi przez głowę, że może<br />
głuchy, czy bardzo stary. Podszedł blisko. Zobaczyłem, że jest wyrosły,<br />
pochylony, i że ma tę laskę białą jak iz lukru, postukującą, badającą,<br />
drogę, punkt po punkcie, dokładnie i odruchowo, jak organem. Do nikąd<br />
nie zwracał twarzy, przenosił ją powolutku, przesuwał nieruchomo,<br />
miarowo, niby po torze. Siwe znaki oczu nie poruszały się. Utkwione<br />
poza tym wszystkim, co blisko, ustawicznie w równowadze, wypukłe,<br />
zbladłe, sztywne, wyglądały zamodlone. Poznawałem go.<br />
Odchylił się. Był ode mnie o dwa, trzy kroki i teraz, nie spiesząc<br />
się, jak tratwa spływał w bok. Zaczął mnie mijać. Trw ała to, nim znalazł<br />
się w sąsiedztwie, wytyczając łuk mozolny, doskonały, wystukany.<br />
Patrzałem na niego, bez tchu, zdumiony, dotknięty tym spotkaniem.<br />
Czuł, zdaje się, że przystanąłem. Kij, wprawiony w ruch nieustanny,<br />
jakgdyby mu teraz zafalował. Nadawał do opiekuńczej stacji umówiony<br />
szyfr swego lęku. Wzywał jak okręt zagrożony, niespokojnie, z utrapieniem.<br />
Bał się cokolwiek po sobie okazać, aby mnie nie rozzuchwalić.<br />
a>ja wpatrywałem się w niego tępo, jak w tekst książki, niby czytanej,<br />
naprawdę daleki, czym innym zajęty. On zaś szedł coraz uważniej,<br />
troskliwiej, z taką trudnością, jakby się wspinał; węsząc, tłukąc, godząc<br />
laską w ziemię, niby dzięcioł w korę. W lókł się, ślepy, wewnątrz<br />
prawie cały ciemny jak studnia, przygarbiony, coraz wyraźniejszy, bo<br />
niebawem tuż u okien rozświetlonej wystawy. Zstępował w ciszę, unosząc<br />
swą głowę sztywno wpojoną, nigdy nie odwracaną, zgaszoną, czarną,<br />
na tle tych szyb migocących, jak wstęga z pajetek.<br />
To był ten niewidomy co wtedy! Przyszedł tu zupełnie jak przypomnienie.<br />
I dokładnie w chwili, kiedy chciałem zapytać o drogę. Gdyby nie<br />
to, że właśnie szukałem wzrokiem kogokolwiek, może bym go nawet nie<br />
zauważył. Ale skoro się nawinął, już musiałem przyjrzyć mu się, gdy<br />
podobnie odchodził, przybrawszy nadto akurat tę samą porę, tak iż na<br />
sekundę zmartwiałem, czy nie za wiele z mej pamięci wywoła.<br />
Chyba tamto zdarzenie nie jest dawniejsze, niż z przed roku. Uprzytamniam<br />
je sobie teraz dokładnie. Jesizcze był mróz. Może więc luty,<br />
lub — już marzec. „Proszę cię, pospieszmy się, bo jestem na wieczór<br />
umówiony11 — krzyknął bez wahania, gdyśmy się spotkali, w drodze do<br />
narządu. Miałem i ja być na tym posiedzeniu, wyjątkowo oczywiście.<br />
Szło o bilans moich mleczarni. Znalem dobrze obojętność Szymka, nie<br />
dającego mi rozwinąć tematu, pragnącego wszystko załatwić od ręki,<br />
by się wyrwać i wrócić do swoich sprawek. Opanowywał się jeszcze, gdy