30.01.2015 Views

Pokaż treść!

Pokaż treść!

Pokaż treść!

SHOW MORE
SHOW LESS

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

258 7.A N 1F.WW0MZJM<br />

uleciało jakieś sformułowanie celne, żarcik czy riposta, o którą godzinę<br />

temu starałem się na próżno. Ale przecież przeszedł czas i to już było<br />

zbędne, iza późno się otwarło, wynurzyło po niewczasie, jakby zwierzątko<br />

źle wytresowane, wypływające z wody i otrzepujące się na brzegu<br />

wówczas, kiedy już odeszli goście umyślnie zaproszeni, aby je obejrzeć.<br />

Nie dawało to ulgi i dlatego raz skierowana chęć — mimo że już mi to<br />

zobojętniało — wciąż jeszcze coś wywoływała z duchowych zagłębień.<br />

Może się dziwne wydawać znaczenie, które przywiązuję do tych spotkań<br />

i żartów. Tak łatwo zaprzeczyć im wartości, tak łatwo o niewiarę, by<br />

aż tyle ważyć mogły rzeczywiście. Ale wspomniałem już, że na całej<br />

naszej stycznej podobnie się utarło. To tylko punkt jeden, maleńki wycinek<br />

graniczny, niepozorny, ale zatruwający jak brudna ranka, zaledwie<br />

ukłucie, samo jednak zdolne zakazić. Nie było ono zresztą jedno, od<br />

tej drobiny jadu, którą we mnie wniosło, może nie o wiele bym się<br />

zmienił, ale przecież mnożyły się te draśnięcia; krople stapiały się<br />

w strumień. Dziś już, po śmierci Szymona, nie trzeba było pewnie zważać<br />

na tę sekundę, na to słówko, które się we mnie przecknęło, ale powiedzieć<br />

sobie, że to tylko pogłos, mimowolne drgnięcie, coraz słabiej<br />

podtrzymywane pamięcią, na wpół uszłe. Tymczasem uparłem się dobijać<br />

siebie wstydem, wmawiać sobie, że oto jeszcze raz powracam, kując<br />

swoje słówka, przeciwstawiając się, znów — skoro już sam — dowodząc<br />

sobie, że i ja potrafię. Bo to spadło na mnie bynajmniej nie jedyne.<br />

Nieobecnego, którego śmierć teraz wydała mi się w tem taka zawodna,<br />

gdyż wciąż jeszcze z nami pozostawał — zwalczałem i w sobie<br />

i w Riessie i dzisiaj w jego dawnym domu. Nie spieszył się nikt, by zastosować<br />

się do niej. Jego zgon nadal traktowano jakby tylko jednego<br />

wyłącznie dotyczył, tylko jego zmieniał, a nie — wszystkich nas zarazem.<br />

Dotąd w tym ulgę znajdowałem, że ja przynajmniej wiem dobrze.<br />

Ale teraz i ze mnie ulga spłynęła. Poczucie to było bolesne. Bo<br />

ku czemukolwiek bym się nie zwrócił — wszystko mnie jednym siekło.<br />

Zewsząd on się wyłaniał.<br />

Noc nacętkowana światłami zeszła nisko. Barwy zakolorowanych<br />

szybek mieniły się. Gwar gasł, to się natężał. Szorstki, zimny wiatr zrywał<br />

się, przebiegał i zapadał, na sekundę kryjąc się w załomach, aby<br />

znów wypaść. Szarpnął suche gałęzie ogrodu przy ulicy, odłamał chu<br />

de, czarne patyki; upadły na chodnik i rozsypały się. Nie zaniechał ich.<br />

ale wirował nimi, przemiatał. Niezawodnie już jakiś czas temu postanowiłem<br />

wrócić, a wciąż się błąkałem.<br />

Odkąd tak mnie przejęły dawne myśli, mało patrzałem na ludzi, tak

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!