You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
ALMAIDA D‘ET REMONT CZZJLI NAMIĘTNOŚĆ SERCA 215<br />
Miło jest studiować astronomię wespół z Ojcami Jezuitami w Pekinie,<br />
i brać udział z narodem subtelnym w święcie czwartej przemiany księżyca..,<br />
Lecz o ile piękniejsze jest istnienie tego, który żyć będzie wedle<br />
słów Pana i który umrze, podobien ratajowi z przypowieści, z dłońmi<br />
w dłoniach dzieci swoich.<br />
Pozwólcież mi, o, przyjaciele, powierzyć wam, zanim zamilknie mój<br />
głos, talizman, wyniesiony z mych peregrynacyj. Być może uchroni on<br />
was od niejakich niebezpieczeństw. Nie żyjcie nazbyt we śnie. Zapład<br />
nia on melancholię. Znałem pewną młodą Tatarkę, która, podobna<br />
Śpiącej Królewnie, tak się dała zachwycić sennym widzeniom, iż posiedmiu<br />
latach uśpienia zmarła ze zgryzoty, że się obudziła.<br />
Oddawajcie się zajęciom domowym. Chowajcie ptaki. Hodujcie rośliny<br />
użyteczne. Odwiedzajcie ubogich okolicy. Ofiarujcie synom i córkom,<br />
które wam się zrodzą, miłość prawdy i natury, gdyż w dziele —<br />
to Stworzyciela kryją się wasze radości i pocieszenia.<br />
A teraz, o, dzieci moje, żegnam was. Nie bez, wzruszenia oglądam,<br />
pewnie po raz ostatni, szpaler grabowy tego parku, pod którym przed<br />
pięćdziesięciu i siedmiu laty drogie mi cienie wymieniły przysięgę<br />
wierności. Lecz nie jest to pozbawione słodyczy, że po zgryzotach tak<br />
licznych oddycham spokojem wiekuistym, szczęsny, że Wszechmocny<br />
udzielił mi jeszcze tej łaski, widzieć w was odradzającą się przeszłość.<br />
Skończywszy przemówienie, p. d‘Astin siada z trudem. Pełne szacunku<br />
milczenie, a potem oklaski przyjm ują te słowa wymowne. U boku<br />
mówcy trzęsie się czarna jakać postać. To zgrzybiała pani d‘Etanges,<br />
babka biednej Clary d‘Ellebeuse, szlocha w dłonie żylaste i nabrzmiałe<br />
guzami. I z nagła, gestem uroczym i bolesnym, zakrywając jedną dłonią<br />
oczy, wyciąga drugą do swego dawnego przyjaciela d‘Astin, który<br />
całuje jej palce, gdzie zdają się płakać starożytne pierścienie. I Almaida<br />
d‘Etremont, piękna, jak noc, w swej płomiennej szacie, mówi do siebie,<br />
przypatrując się staremu arystokracie, który drżąc unosi swą szklankę.<br />
— Jakżeż jest dobry! W olę go od pana młodego.<br />
I po uczcie pan d‘Astin podchodzi do niej ku wielkiej jej radości:<br />
— Od bardzo dawna nie widziałem ciebie, śliczne dziecko moje...<br />
Tak mało ruszam się z miejsca... Jakżeż miewa się wuj Ciągle jeszcze<br />
dziwaczy No, tak...<br />
Ach, droga twoja matka, ojciec twój, jakże, byli mili. Czemu to,<br />
o prześliczna, nie wychodzisz za mąż Nie potrzebujesz się rumienić...<br />
Ach tak, pojmuję... Wujaszek... Nie wątpiłem o tym.<br />
— Koniec końcem — ciągnie pan d‘Astin z uśmiechem — nie wszystko<br />
trwa wiecznie. Jabłka granatu są stworzone na to, aby zostały zerwa-