HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Decibels’ Storm
recenzje płyt CD
1 - dno, 2 - słaba, 3 - przeciętna, 4 - dobra, 5 - bardzo dobra, 6 - wybitna
Amok - Somewhere in the West
2013 Witches Brew
Thrash metal ze Szkocji zawsze był bardzo
specyficzny. Szkoci mają bardzo
charakterystyczne podejście do tego
typu muzyki, bardzo odmienne od
swych południowych sąsiadów z Anglii.
Słychać to na przykładzie takich zespołów
jak Dirty Rose, niedawno omawiany
Thrashist Regime oraz właśnie
Amok. Mimo obecnego zachłyśnięcia
się sceny Nową Falą Thrashu i klimatami
retro, te zespoły nie patrzą cielęcym
wzrokiem w stronę Bay Area z lat
osiemdziesiątych oraz w stronę germańskich
thrashowych najeźdźców. "Somewhere
In The West" jest kolejnym tego
przykładem. Nie jest to thrash metal
grany na modłę old-schoolowej szkoły.
Mamy tutaj dużo nowoczesnych rozwiązań,
zwłaszcza w sekcji wokalnej,
lecz także aranżacje riffów korzystają z
nich pełnymi garściami. Słychać, że
chłopaki z Amok są pod wielkim wpływem
późniejszego okresu działalności
Anthrax. Zwłaszcza "Persistence of
Time" i "Sound of White Noise". Wokal
przypomina kondycję Michaela
Coonsa na ostatnim albumie Laaz
Rockit. Wokalista co jakiś czas popada
w dziwne soft rockowe wycieczki wokalne,
które razem z muzyką pasują jak
pięść do oka. "Creature of Habit" jest
jednym wielkim dysonansem poznawczym
między thrash metalową muzyką i
dziwnymi wokalizami, które nie dość,
że brzmią na wymuszone, to jeszcze
wpadają w tak dziwaczne rejony, że aż
nie wiadomo czy to wszystko było rejestrowane
tak na serio. Gitary brzmią
jakby były nagrywane na bardzo małym
sprzęcie. Brakuje im mocy i stosownego
metalowego brzmienia. Nawet podpierdujące
bzyczenia Razor na sławnym
"Evil Invaders" mają więcej mięsa w
sobie niż to zdigitalizowane brzmienie
Amok. Album przelatuje w swym koślawym
locie koszącym i nie pozostawia
wiele śladu za sobą. Muzycy starają się
pokazać od jak najlepszej strony, jednak
wszystkie zwrotki w utworach brzmią
niemal tak samo, różniąc się jedynie od
siebie dziwnymi czystymi, melodyjnymi
zaśpiewami o których wspominałem.
Perkusista nie ma zbytnio pomysłu na
urozmaicenie swej gry. Bas ginie w miksie,
choć są momenty, gdy jest czasem
słyszalny. Więcej pozytywnego można
powiedzieć o pracy gitar, jednak ich brzmienie
jest bardzo płaskie, cyfrowe i
skutecznie rozkłada wszelkie wzloty i
smaczki, które znajdują się w segmencie
kompozycyjno-aranżacyjnym. (3)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Ancillotti - The Chain Goes On
2014 Pure Steel
Zespoły rodzinne w heavy metalu nie
trafiają się często, więc Ancillotti należy
traktować jako sporą ciekawostkę.
Projekt ten w 2009 roku założył wokalista
Daniele "Bud" Ancillotti znany z
legendy włoskiej sceny Strana Officina,
a do składu dokooptował swego brata,
basistę Sandro "Bid" oraz syna Briana
grającego na garach. Familię wsparł jeszcze
gitarzysta Luciano "Ciano" Toscani
i w tym składzie zespół działa do
dzisiaj. W 2012 roku ukazała się ich
debiutancka EP "Down This Road
Together", a w tym roku nakładem
Pure Steel Records pojawił się pełnowymiarowy
album. Muzyka prezentowana
przez Włochów to zgrabne połączenie
heavy metalu z elementami
hard rocka. Słychać wpływy Judas Priest,
Saxon, Accept, czuć ducha lat '80,
brzmienie ma odpowiednią moc, a płyty
słucha się bardzo dobrze. Mamy tu zarówno
ogniste heavy metalowe killery
jak "Bang Your Head", "Devil Inside",
którego zwrotki kojarzą mi się z The
Sisters of Mercy (!) oraz "Warrior", ale
też heavy rockowe "Victims of the Future",
"Legacy of Rock" i "I Don't Wanna
Know". Nie zabrakło też całkiem udanej
balladki w postaci "Sunrise". Co więc
jest nie tak, że nie pozwala na wystawienie
wyższej oceny? Otóż chodzi o
same utwory, które pomimo tego, że odbiera
się je bardzo dobrze to jednak są
trochę zbyt siermiężne, a melodie i riffy
przewałkowane przez milion innych
kapel. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że
to heavy metal i nie ma miejsca na oryginalność
jednak w tym przypadku naprawdę
słyszałem już wcześniej te wszystkie
motywy tyle, że na innych płytach
innych zespołów. Jednak nie zmienia to
faktu, że lubię ten krążek i słucham go
bardzo często. Doskonale się nadaje jako
podkład do ćwiczeń, jazdy samochodem
czy innych codziennych czynności.
Tak więc jeśli lubicie nieskomplikowany,
prosty jak w mordę strzelił heavy
metal/rock i sracie na oryginalność to
pewno ta płytka przypadnie wam do gustu.
(4)
Maciej Osipiak
Angel Sword - Ripping the Heavens
2013 Self-Released
W heavy metalu nie zawsze ci, którzy
mają największe zaplecze oraz największe
środki, tworzą najlepszą muzykę.
Cała magia oraz moc cięższej muzyki
polega na tym, że może ją tworzyć każdy,
kto ma wizję, chęć, szczyptę talentu
i motywację. Nie zawsze są to najbardziej
znane i największe nazwy. Nieraz
zupełnie nieznany zespół udowadniał,
że w heavy metalu nie zagrano jeszcze
wszystkiego. Dlatego z dużym zainteresowaniem
podszedłem do debiutanckiej
epki fińskiego zespołu Angel Sword.
Pierwszy rzut oka na okładkę i już
wiem, że to nagranie nie może być złe.
Prosta, kiczowata kreska, którą nakreślono
wizję batalii u niebiańskich wrót,
cieszy oko, a dzierżący miecz i cekaem
anioł ze skrzyżowanymi pasami amunicji
na nagim torsie, który bryluje na
pierwszym planie, to już absolutny
szczyt heavy metalowej demolki. Okładka
przygotowuje nas bardzo dobrze na
to, co zastaniemy w środku - heavy metal
w zadziornym, rock'n'rollowym stylu
na modłę Tank, Black Axe oraz Motorhead.
Brudne gitary i bas, którym towarzyszy
zachrypnięty wokal. Na "Ripping
the Heavens" składają się cztery
treściwe kompozycje. Imprezowy klimat
towarzyszy nam przez całą długość tego
nagrania. Pierwszym utworem jest "Slave
to the Groove" rozpoczynający się leciutkim,
zwiewnym intro, by następnie w
nas uderzyć brudnym heavy metalowym
lewym sierpowym. Z motorheadowego
feelingu wybija się zadziwiająco melodyjny
i głośny refren. Elektryzujące gitary
idealnie współgrają ze zdartym wokalem
i idącymi mu w sukurs chórkami.
Następujący po nim "Bombs Over Heaven"
ma mocno tłumione riffy całkiem
mocno przypominające wczesne numery
Saxon. Choć jest to udany utwór, to
jest to najmniej porywająca kompozycja
na całym wydawnictwie. Nie można tego
natomiast powiedzieć o świdrującym
na wylot swoimi southern rockowymi
leadami "Gamble or Die". Ten wzbogacony
w liczne dysonansy utwór pędzi do
przodu, zostawiając za sobą przypalony
asfalt. Wokalista brzmi tutaj niczym
zarzynany na autostradzie dwusuwowy
silnik. Prosta, ale chwytliwa gra solowa
dopełnia pełnie heavy metalowej rozróby.
Ostatni utwór to trwający dwie i pół
minuty "Louder than God". Ta kompozycja
stanowi bardzo ciekawy twór,
gdyż spotyka się tutaj AC/DC z... Venom.
To w jaki sposób wybrzmiewa demoniczny
zakrzyk "so let this be heard /
we're ripping the heavens 'till justice is
served" w tym utworze od razu nasuwa
skojarzenia ze sławnym "lay down your
soul to the gods rock n roll" z "Black
Metal" Venom. Mimo krótkiego czasu
trwania utworu, udało się tam muzykom
włożyć parę fajnych przejść oraz
klimatyczną, choć niewyszukaną solóweczkę.
Produkcja "Ripping the Heavens"
brzmi bardzo fajnie. Wszystkie
instrumenty żyją i brzmią znakomicie.
Co prawda gitary mogłyby mieć trochę
więcej przesteru. Muszę przyznać, że Finowie
bardzo ciekawie zorganizowali
swoje pomysły na riffy oraz solówki.
Wszystko jest bardzo dobrze dobrane i
umiejętnie ze sobą połączone. Czasem
można odnieść wrażenie, że jest za mało
różnorodnie, zwłaszcza przy zwrotkach.
Jednak nie można narzekać na za małą
liczbę riffów, gdyż muzycy w swoje proste,
rock'n'rollowe kompozycje wstawili
bardzo dużo przejść i interesujących
przebitek. Dużym minusem jest w sumie
to, że zanim się człowiek obejrzy,
trafia na koniec tego nagrania. Naprawdę
można to było pociągnąć ciut dłużej,
bo dwanaście minut to naprawdę
wręcz skandalicznie mało. Punktując
dalej słabsze strony - dźwięk instrumentów
jest momentami za mało przestrzenny.
Tę pustkę jednak wypełnia
chropowaty wokal z zarżniętego alkoholem
gardła. Na podsumowanie - Angel
Sword to fajna, konkretna heavy
metalowa bardacha, sypiąca żwirem i
brudem na lewo i prawo. To czego zabrakło
na "Ripping the Heavens" to
przekręcenia gałki z gainem trochę
bardziej w prawo, trochę większej ilości
oryginalności oraz tego, że jednak dwanaście
minut to trochę za mało, by zadowolić
apetyt słuchacza. Z niecierpliwością
więc czekam na więcej. (4)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Apocalyptica - Wagner Reloaded
2013 BMG
W drugiej połowie lat 90-tych czterech
wiolonczelistów debiutowało płytą z
coverami Metalliki. W kilka lat później
metalowych wiolonczelistów zostało
trzech, a do składu dołączył nawet perkusista.
Płyty studyjne z własnymi kompozycjami
miały nawet gościnne udziały
wokalistów i wokalistek. W sześć albumów
studyjnych później od czasu
pamiętnego trybutu dla Metalliki, Apocalyptica
wydaje niezwykłą koncertową
płytę poświęconą... Ryszardowi Wagnerowi.
22 maja 2013 roku minęła
dwusetna rocznica urodzin kompozytora,
a Gregor Seyffert choreograf i tancerz
poprosił Apocalyptikę aby towarzyszyli
mu podczas serii spektakli poświęconemu
dziewiętnastowiecznemu
twórcy operowemu. Nie miały to być
zagrane na nowo kompozycje niemieckiego
kompozytora, a raczej oparte na
jego dziełach reinterpretacje. Nie miały
to być jego utwory, a utwory na bazie
jego twórczości i życiu. Niezwykły koncept
został w niedługim czasie przerobiony
na płytę koncertową, zawierającą
zupełnie nową muzykę Apocaliptyki.
Znamienny jest też fakt, że koncert został
zarejestrowany w Lipsku, miejscu
urodzenia Ryszarda Wagnera. Toppinen
powiedział, że wzięli elementy z
życia i twórczości Wagnera i przearanżowali.
Tak naprawdę jednak jest to
zupełnie nowa muzyka inspirowana jedynie
Wagnerem. Chodziło bowiem o
stworzenie czegoś w rodzaju filmowego
soundtracku, w tym wypadku przeznaczonego
na scenę opery. Co więcej jest to
właściwie powrót do korzeni Finów,
czysto instrumentalna muzyka, w której
nie ma miejsca na wokal, stała się swoistym
hołdem dla fanów, przede wszystkim
tym starszym, którzy mieli za złe
Apocaliptyce, że w ich muzyce znalazło
się miejsce na liryki. Dodaje też, że
wielokrotnie byliśmy pytani czy zrobimy
kiedyś tego rodzaju projekt, ale po
raz pierwszy poczuliśmy, że jest to właściwy
moment. To było jak pisanie mu-
104
RECENZJE