26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

większości utworów jej głos jest ukryty

w miksie, maskowany pogłosem, przetworzony,

mamy też liczne nakładki.

Niestety nie zmienia to faktu, że "Psychic"

nie da się, mimo naprawdę ciekawych

utworów, słuchać bez zgrzytania

zębów. Przykro patrzeć jak kolejny,

znany niegdyś zespół, rozmienia się na

drobne, najwyraźniej nie zdając sobie z

tego sprawy. Ale słowa utworu "It's Too

Late" są niestety, w przypadku wokalistki,

prorocze: pora na emeryturę. (2)

Sick Faith - Blinded Nation

2013 EBM

Wojciech Chamryk

W ostatnich latach młode kapele grające

thrash metal wyrastają jak grzyby

po deszczu, widocznie młodych ludzi

spragnionych sukcesu na miarę Slayera

jest coraz więcej. Jednym z nich jest nie

wyróżniający się niczym specjalnym,

kolumbijski Sick Faith. Album "Blinded

Nation" przepełniony jest od góry

do dołu energicznymi riffami pędzącymi

w zawrotnym tempie oraz daleko

idącą przemocą kipiącą z wokalu. Na

pierwszy ogień poszedł "Wars Prelude",

który śmiało mógłby zostać zastąpiony

przez "Endless War". Po prostu lepiej

sprawdziłby się w roli otwieracza i jest

na prawdę dobrym kawałkiem. Reszta

materiału prezentuje się jednolicie i nie

zaskakuje niczym nowym. W młynie

agresywnego thrashu można jednak

wyłapać perełki takie jak "Slag's Justice",

który jest dobrze odrobioną lekcją oldschoolu

i przedstawia w pełnej krasie

możliwości Kolumbijczyków. Cały materiał

nie jest zły i prezentuje się przyzwoicie,

jednak po przesłuchaniu dziesięciu

podobnych zespołów - po prostu -

nie robi on szokującego wrażenia. Sick

Faith śmiało można polecić fanom takich

kapel jak Sadus czy choćby Razor.

(3,5)

Daria Dyrkacz

Sign of the Jackal - Mark of the Beast

2013 High Roller

Ten album jest debiutanckim krążkiem

młodych Włochów z Trydentu. Po kilku

latach nieustannego ostrzenia apetytu,

w końcu możemy cieszyć uszy prawdziwą

ucztą dla zmysłu słuchu. Zawartość

"Mark of The Beast" stanowią

głównie na nowo nagrane utwory obecne

na poprzednich wydawnictwach grupy.

Z demo "Haunted House Tapes"

na długogrającą płytę trafił "Sign of the

Jackal" oraz przebojowy "Fight For

Rock". Z EP zatytułowanej "Beyond" zostały

na nowo odświeżone utwory

"Night of the Undead", "Hellhounds",

"Heavy Metal Demons" oraz instrumentalny

"Paganini Horror", czyli niemalże

cała zawartość mini albumu. Przez to na

"Mark of the Beast" pojawiły się raptem,

nie licząc intro i coveru, cztery

nowe kompozycje. Ci, którzy są zaznajomieni

z dotychczasową twórczością

Włochów mogą czuć lekki niedosyt. Jednak

poziom i moc nowych, jak i starszych

numerów rekompensuje ewentualne

rozczarowania. "Mark of the

Beast" to prześwietny album, wierny

tradycyjnym old-schoolowym ideałom i

prawidłom prawdziwej heavy metalowej

muzy. Cała zawartość płyty jest utrzymana

w klimacie i konwencji kultowych

horrorów klasy B. Motywy związane z

tą tematyką popkultury, zwłaszcza

tworzoną przez osławionego włoskiego

reżysera i scenarzystę - Lucia Fulciego,

są obecne niemalże w każdym utworze.

W dodatku te tematy są poruszone z

klasą i dzięki temu nie tracą swej klimatyczności.

Nie tak, jak głupkowate,

lapidarne, bzdurne thrashowo/ crossoverowe

potworki o zombiakach, które

wszystkie horrorowe motywy sprowadzają

do rynsztokowych liryków dla

quasi-metalowego plebsu. Teksty i muzyka

Sign of the Jackal są dopracowane

i wymuskane jak hołubione dziecię.

Nie znaczy to, że produkcja dźwięku

jest wyśrubowana do granic możliwości.

Wręcz przeciwnie, jest na niej nostalgiczna

patyna miksowania ścieżek rodem

z lat osiemdziesiątych. Wbrew pozorom

działa to na korzyść materiału

zawartego na tej płycie. Powróćmy jednak

do omawiania brzmienia "Mark of

the Beast". Muzyka włoskiego kwintetu

jawi się jak ciasno upakowany pakunek

riffów i patentów rodem z samego środka

lat osiemdziesiątych ubiegłego

wieku. W muzyce Sign of the Jackal

bardzo łatwo odnaleźć bezpośrednie

wpływy Tyrant, Accept, Gotham City,

Crossfire, a także Riot oraz speed metalowego

Exciter. Kompozycje na tej

płycie ciągle oscylują między brzmieniem

i klimatem tych starych kapel.

Momentami da się wyczuć nawet riffy

podchodzące subtelnie pod granie w

stylu Pretty Maids. Tak czy owak,

wszyscy muzycy wspinają się na wyżyny

swoich umiejętności - od ciekawych

przejść perkusyjnych, przez tętniący i

żywy bas, aż po płomienne i melodyjne

solówki. Skoro mowa o solówkach -

mankamentem, o ile można użyć takiego

słowa, gry solowej jest przesyt tappingów.

Wygląda na to, że ta technika

jest ulubioną zagrywka gitarzystów z

"Mark of The Beast", jednak trochę za

często jej używają w swych utworach,

zwłaszcza, że większość solówek ma

zbliżone do siebie brzmienie, przynajmniej

w którymś momencie trwania solo.

Mocny i silnie zaakcentowany w miksie

głos wokalistki jest wspaniałym zwieńczeniem

całości muzyki. Dzięki niej,

przy słuchaniu debiutu Sign of the

Jackal, mimowolnie nawiedzały mnie

skojarzenia z Original Sin, Chastain,

Taist of Iron oraz, co ciekawe, z Crystal

Viper, gdyż głos Laury Coller jest

łudzącą podobny do maniery śpiewania

frontmanki wspomnianej polskiej kapeli.

Mimo tego, że akcent Laury wywołuje

co jakiś czas uśmieszek w kąciku

ust, jej śpiewu słucha się bardzo przyjemnie.

Tak jak i całej muzyki na "Mark

of the Beast". Ta płyta jest pełna pierwotnego

żaru oraz horrorowego klimatu.

Dusza tradycyjnego heavy metalu

przemawia z tego dzieła poprzez oldschoolowe

riffy i bujne solówki, które

nie stronią od wzniosłych harmonii gitarowych

w swych kulminacyjnych momentach.

(5)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Sinbreed - Shadows

2014 AFM

Gdy w roku 2010 Sinbreed wydał swój

debiutancki album wiele fanów melodyjnego

grania było pod wielkim wrażeniem,

że można jeszcze grać power

metal z takim oddaniem, z taką werwą i

pomysłowością. Mogło się wydawać, że

to kolejna kapela złożona z wielkich

nazwisk, która nic nie wnosi do power

metalu. Jednak Sinbreed oczarował

wszystkich. Mimo to, ostatnie lata

upłynęły pod znakiem braku aktywności

i pojawiały się czarne myśli, że kapela

się chyli ku upadkowi. I kiedy można

było zakładać najgorsze, Sinbreed powrócił

z nowym albumem zatytułowanym

"Shadows". Od poprzedniego

wydawnictwa minęło cztery lata i w

składzie pojawił się Marcus Siepen

jako nowy gitarzysta, który jest dopełnieniem

dla Flo Laurina - razem teraz

dają czadu jeśli chodzi o riffy i solówki.

Brzmienie partii gitarowych jest mocniejsze,

co znakomicie słychać w agresywnym

"Shadows". Pobrzmiewa w nim

nutka thrash metalowego feelingu, a

wszystko utrzymane w melodyjnej, power

metalowej formule. Co ciekawe, nie

mamy tutaj kalki Blind Guardian, a

tego pewnie co niektórzy oczekiwali, w

końcu połowa składu Blind Guardian

tworzy Sinbreed. Mamy tutaj Fredericka

za perkusją i Marcusa jako drugi

gitarzystę. Jednak kapeli udało się dalej

grać mocny, agresywny i melodyjny

heavy/ power metal, jaki zaprezentowali

na debiucie. Nie na darmo płytę zdobi

cover niemal podobny do debiutanckiej

okładki. Nawet brzmienie nie uległo tutaj

większej zmianie. Słychać tą niemiecką

precyzję i profesjonalność. Stylistycznie

oczywiście słychać inspiracje macierzystymi

kapelami muzyków, ale nie

jest to ani drugi Blind Guardian, Seventh

Avenue, nie jest też to drugi Rebellion

czy Persuader, choć ich

wpływy też słychać. Sinbreed jest po

prostu kolejnym znakomitym power

metalowym zespołem. Choć płyta trzyma

podobny wysoki poziom co poprzedni

krążek, jednak jest na niej

mniej takich wyrazistych hitów, mniejsza

jest siła przebicia. Pamiętajmy jednak,

że materiał jest równy, przejrzysty

i przemyślany, tak więc można zapomnieć

o wypełniaczach. Gdzieś w tym

wszystkim daje o sobie znać Accept i

nie tylko tutaj chodzi o wokal Herbiego,

ale tematykę tekstów, czego dobrym

przykładem jest "Call to Arms".

Płytę promował od samego początku

"Bleed", który też otwiera płytę i jest to

kawałek zachowany w proporcjach znanych

z poprzedniego albumu. Jest ta

znana nam dynamika, melodyjność i

przebojowość. Frederick to dobry

perkusista i jego praca zasługuje na

uznanie, radzi sobie w szybkich kawałkach

i wie jak nadać utworom mocy i

dobrze to słychać w "Reborn". Blind

Guardian znany z dwóch ostatnich albumów

słychać w "Leaving The Road",

przede wszystkim w początkowej fazie.

Jedną z najlepszych petard na płycie jest

"Far Too Long" i to jest dobry przykład

tego, jak powinno się grać power metal.

Może przebojowość nie jest na takim

poziomie jak na poprzednim albumie,

ale partie gitarowe są soczyste, pełne

werwy, energii i potrafią zaskoczyć.

Obecność Marcusa sprawiła, że solówki

i riffy mają więcej mocy i głębi, znakomicie

to słychać w cięższym "Black

Death". Takich partii nie było na

"When Worlds Collide". Dalej mamy

kolejną petardę w postaci "Standing

Tall" i chciałoby się żeby tak grał Blind

Guardian, z taką szybkością i mocą,

Całość zamyka kolejny mocny kawałek,

a mianowicie "Broken Wings", którego

spokojne, klimatyczne otwarcie nasuwa

na myśl Blind Guardian. To w nim

zespół przez siedem minut pokazuje, że

dobrze czuje się w dłuższych kompozycjach.

Wychodzi im to bardzo dobrze i

co ciekawe, przejścia, motywy gitarowe

w środkowej części przypominają nic

innego jak Blind Guardian. Kto wie

może obecność Marcusa sprawi, że kolejne

albumy będą bliższe twórczości

Ślepego Strażnika? To było pewne, że

Sinbreed nie zawiedzie i nie wypuści na

świat słabego albumu. Jest to czysty metal,

agresja, dawka dobrych melodii, jedynie

czego brakuje to takich hitów jak

na debiucie przez co album nieco jest

słabszy. Z pewnością jednak warto

zwrócić uwagę na ten krążek bo jest jednym

z tych najlepszych jak dotąd w roku

2014. (4,8)

Skinner - Sleepwalkers

2014 Dead Inside

Łukasz Frasek

Jeśli nazwa Imagika coś wam mówi - a

podejrzewam, że tak jest - to powinniście

kojarzyć pana Normana Skinnera.

To właśnie ten wokalista po rozpadzie

Imagiki założył nowy zespół nazywając

go swoim nazwiskiem, zresztą całkiem

metalowo brzmiącym. Po wydaniu EPki

w 2012 roku kazali nam czekać aż do

tego roku na pełnowymiarowy debiut.

Jednak trzeba podkreślić, że było warto.

Skinner gra rasowy US power/thrash

będący prawdziwą ucztą dla fanów gatunku.

To co rzuca się w uszy to niesamowicie

gęste, soczyste i wgniatające

w glebę gitary. Nie ma się zresztą co

temu dziwić, skoro w składzie jest aż

trzech(!) wioślarzy wliczając w to również

byłego muzyka Imagiki Roberta

Kolowitza oraz jego 16-sto letniego syna

Granta, który dołączył do składu

mając lat 13. Mocarne riffy i naprawdę

klasowe sola nie biorą jeńców. Czasem

jest bardzo bezpośrednio z nastawieniem

na konkretne pierdolnięcie, a czasem

pojawiają się bardziej kombinowane

zagrywki zbliżające się leciutko

w kierunku progresji. Co do samego

Skinnera to śpiewa bardzo zróżnicowanie.

Najczęściej używa agresywnych

wokali w średnich rejestrach, ale potrafi

też konkretnie wrzasnąć, niemal zagrowlować

lub też zaśpiewać delikatniej i

bardziej melodyjnie. Pierwsza część płyty

jest szybsza i bardziej bezpośrednia.

Składają się na nią same konkretne

strzały w postaci "Sleepwalkers", do

którego nakręcono klip, czy też "Hell in

My Hands". Następnie zespół raczy nas

trochę wolniejszymi i bardziej klimatycznymi

numerami w postaci "Guilt

Ridden" czy "Breathe the Lies". Te ciężkie,

niemalże majestatyczne kompozycje

wychodzą im równie doskonale.

Trzeci typ reprezentują utwory, w któ-

RECENZJE 125

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!