26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

może pochwalić się nam dwunastokawałkowym

materiałem. Zaraz po intrze

zaczyna się godzinna melodyjna

jatka z ostrymi choć chwytliwymi elementami.

W tytułowym utworze mamy

nawet lekki skłon w kierunki thrash metalu.

Pomimo skłonności do agresywności

na płycie nie zabrakło kojącej

ballady w postaci "Carry On The Flame",

która płynie z pomocą gitary akustycznej

i pięknego kobiecego śpiewu.

Kawałek jest niczym cisza przed burzą,

bowiem zaraz po nim uderza nas energiczna

petarda "Paradox". Godnym napomknięcia

jest również "Heath Comes

Alive", który jest najbardziej agresywny

na płycie z domieszką ostrego riffu i

hipnotyzującego wokalu. Najnowsza

płyta Forever Storm może być nie lada

gratką dla fanów Firewind! (3)

Freedom Call - Beyound

2014 SPV

Daria Dyrkacz

Jestem pełen podziwu dla Freedom

Call. Mimo odejścia Dana Zimmermanna,

mimo negatywnych opinii na

temat "Land Of The Crimson Dawn" i

krytyki pewnej grupy słuchaczy wyzywających

ich od "tych grających pedalski

metal dla dzieci", Freedom Call ma

się wciąż dobrze i wciąż wydaje kolejne

płyty. Najnowszym ich dziełem jest

"Beyond". Czy tym razem udało się

zadowolić fanów Freedom Call, którzy

od lat wyczekują powrotu do starego

stylu? Powiem tak, płyta może nie jest

aż tak szybka jak "Eternity", który uważam

za ich największe osiągnięcie, ale

na pewno "Beyond" to najlepszy album

od czasów właśnie "Eternity". To bardzo

mocne słowa, które mogą co nie których

przerazić i przynieść zwątpienie,

czy autor recenzji wie co pisze. Od lat

Freedom Call walczy z problemem

stworzenia nie tyle albumu utrzymanego

w ich stylu, co stworzenia równego,

energicznego i przebojowego materiału,

który "zapchany" będzie przebojami.

W takim radosnym power metalu

bez dobrych melodii i chwytliwych

refrenów ciężko zrobić cokolwiek, dlatego

ostatnie wydawnictwa nie zadowala

w pełni, ale... Na pewno powiew świeżości

w zespole wniósł perkusista Ramy

Ali znany choćby z Iron Mask. Jest on

pewny siebie, gra dynamicznie i z werwą.

Płyta jest równa, urozmaicona, zaskakująca,

energiczna i przede wszystkim

przebojowa. Nie bez powodu

wybrano na pierwszy numer "Union Of

The Strong". To rasowy otwieracz w

stylu Freedom Call. Szybki, melodyjny

i oddaje to co najlepsze w tym gatunku:

jedni usłyszą w nim coś z Helloween

inni coś z Gamma Ray. Jednak nie to

jest najważniejsze. Liczy się mocne uderzenia

na starcie i dobra promocja albumu.

Z takim utworem można wielu słuchaczy

zachęcić do sięgnięcia po "Beyond".

Co ciekawe, tym razem Freedom

Call nagrał album, który zawiera

czternaście utworów dających godzinę

materiału. Nie martwcie się, niemiecki

band nie wdał się w zbędne wydłużanie

motywów, czy też powielanie tych samych

patentów. Ci, którzy lubią "Land

Of the Light" z pewnością przekonają się

do takiego hitu jak "Knights Of Taragon".

Trzeba przyznać, że Freedom Call

od lat nie stworzył tak znakomitego kawałka,

który tak zachwyca pozytywną

energią. Fani power metalu i Gamma

Ray ucieszą takie dźwięki, jak "Heart

Of Warrior" czy "Edge Of The Ocean".

"Come on Home" też wpisuje się w ten

standard. Właśnie to jest Freedom Call

taki jaki znam i lubię: radosny, zaskakujący,

chwytliwy, przebojowy, idealny

utwór na koncert. Najdłuższym utworem

jest "Beyond" i tutaj Chris Bay

pokazuje, że nie jest takim złym wokalistą,

wie jak nadać kompozycji emocji,

klimatu i urozmaicenia. Sam kawałek

opatrzony został w ciekawy motyw i

melodię - jak widać wciąż można

stworzyć kompozycje power metalowe

w starym stylu. Na płycie nie brakuje

też elementów wyjętych z "Dimensions"

i właśnie taki nieco mroczniejszy

"Among The Shadows" brzmi jak zagubiony

kawałek z tamtego albumu. Miło

usłyszeć, że zespół urozmaica swój materiał

i to w takim stylu. Kolejny przebój,

który zachęca do wspólnej zabawy z

Freedom Call. "Journey Into Wonderland"

jest dobrą kompozycją, aczkolwiek

zespół nieco przedobrzył z radosnym

klimatem. Ciekawie brzmi "Rhytm

Of Life", w którym przejawiają się motywy

Manowar i nieco muzyki disco lat

80-tych - to mieszanka intrygująca, ale

oczywiście na plus. Najsłabszym utworem

na płycie jest "Dance Off The Devil",

jego motyw potrafi nieco zaburzyć

stan psychiczny i nerwowy słuchacza.

Końcówka płyty jest godna uwagi,

pojawia się w niej energiczny "Paladin",

przebojowy "Follow Your Heart" czy

chwytliwy i nieco hard rockowy "Beyond

Eternity". Oczywiście wszystkie trzy

utwory to rasowe kawałki Freedom

Call, tak więc fani na pewno się ucieszą.

Nie tak łatwo zaciekawić słuchacza

przez godzinę materiału, a jednak Freedom

Call wybrnął z tego zadania i pokazał,

że można nagrać urozmaicony i

przebojowy materiał, który wciąga w wir

radosnego świata Freedom Call. Co

ciekawe udowodnił fanom, że stać ich

na płytę, która nasuwa na myśl pierwsze

płyty, że Freedom Call to kapela power

metalowa, a nie tylko obiekt kpin słuchaczy.

Dobra robota! Czekam na więcej.

(5)

Gang - Inject The Venom

2014 Emanes Metal

Łukasz Frasek

Francuzi pogrywają metal od ćwierć

wieku, tak więc w ich przypadku można

już chyba mówić o ogromnej miłości do

takiej muzyki, co dobitnie podkreślają

na "Inject The Venom". Momentami

jest naprawdę ostro, wręcz thrashowo

(rozpędzony opener "Primal Reign",

zróżnicowany "Man Of Sorrow"), ale

Gang to generalnie zespół klasycznie

metalowy. Rzekłbym nawet, że bardzo

klasyczny, nawet oldschoolowy, bo większość

numerów z tej płyty brzmi tak,

jakby została zarejestrowana w pierwszej

połowie lat 80-tych. Wyróżniają

się wśród nich szybki, zwarty i bardzo

dynamiczny "The King Became A God",

miarowy, kroczący rocker "All Of The

Damned" z niższymi, agresywnymi wokalami

oraz kojarzący się z najlepszymi

latami Dio, zakończony klawiszową kodą,

"All The Foll Around". Fascynację

latami 80-tymi. zespół manifestuje też

sprawnie zagranym coverem " If Heaven

Is Hell" Tokyo Blade. Co prawda nie za

bardzo rozumiem, dlaczego śpiewa w

nim obecny wokalista Tokyo Blade,

Nick Ruhnow, skoro utwór pochodzi z

debiutanckiej płyty Anglików z 1983r.,

ale nie ma to większego znaczenia, bo

wszystko brzmi w tej przeróbce zawodowo.

Gorzej jest gdzie indziej, bo zbyt

często razi syntetyczne, niedopracowane

brzmienie perkusji ("Dying World"),

problemem zespołu są też dłuższe

kompozycje - z założenia chyba epickie

i wielowątkowe, ale zbyt rozwleczone i

nijakie ("Edge Of Time"). Gdyby na "Inject

The Venom" było 8-10 numerów

takich jak trwający niewiele ponad trzy

minuty, ostry "Chaos For Glory", na pewno

wystawiłbym wyższą ocenę, a tak

to i owo warto jeszcze dopracować bądź

poprawić. (4)

Wojciech Chamryk

Grand Magus - Triumph and Power

2014 Nuclear Blast

Klasyczny heavy metal ma się ostatnio

dobrze i nie mamy prawa narzekać na

ogólną kondycję albumów z tego nurtu.

Droga heavy metalu jest solidna i prosta,

a kolejny album studyjny szwedzkiego

Grand Magus jest solidną podwaliną

jej następnego odcinka. Płyta

brzmi godnie i prezentuje bardzo udany

materiał. Pierwszy utwór zaczyna się

niezwykle klimatycznie, delikatnym deszczykiem,

odgłosem odległego burzowego

nieba i tętentem końskich kopyt.

Odgłosy przechodzą równomiernie w

melancholijny, stonowany gitarowy motyw

zagrany na akustyku. Po chwili na

muzyczną scenę wjeżdżają basowe chóry.

To wszystko po kilku taktach przeradza

się w epicką kompozycję, która

przyprawia o dreszcze i stawia wszystkie

włoski na ciele w pozycji pionowej. "On

Hooves of Gold" narzuca klimat na całą

resztę albumu. Jest niezwykle epicko,

wzniośle i w pełni blasku chwały i majestatu.

Jedynym mankamentem "On

Hooves of Gold", którego nie posiada

żaden inny utwór, są wokale. JB śpiewa

naprawdę świetnie i starannie na tym

albumie, jednak w utworze wybranym

na otwieracz jego wokale nie komponują

się zbyt dobrze z resztą utworu.

Takie jest pierwsze wrażenie, gdyż przy

kolejnych odtworzeniach tego utworu,

wokale już się tak nie gryzą z resztą instrumentów.

Album ma bardzo silny

wydźwięk i bardzo umiejętnie spawa ze

sobą rejony epickie, doomowe, klasyczne

heavy metalowe, a nawet stonerowe.

To wydawnictwo jest bardzo różne

od wszystkiego, co do tej pory stworzył

Grand Magus, jednak nadal trzyma

bardzo wysoką klasę. Niezmiernie

ciekawym dodatkiem jest szerokie zastosowanie

głębokich i mocnych basowych

chórów. Dzięki temu najnowszy

Grand Magus brzmi jak wypadkowa

Warlord, Bathory, Reverend Bizarre i

właśnie… Grand Magus. Tak epickiego

refrenu jaki jest w fenomenalnym tytułowym

numerze, pozazdrościć mogą

wszystkie inne kapele obracające się w

tej tematyce. Grand Magus gra mocno,

silnie i zalewając słuchacza kobiercem

stalowych ostrzy. Mocno za serce

chwycił mnie "Steel Versus Steel", który

mimo kiczowatego tytułu jest świetnym

klasycznym heavy metalowym numerem.

Warstwa liryczna jest wyśmienita i

we wspaniały sposób opisuje jedną z

barwniejszych postaci fantasy, a mianowicie

Elryka z Melnibone z powieści

Michaela Moorcocka. Teksty zawsze

były mocną stroną Grand Magus i w

przypadku "Triumph and Power" nie

jest inaczej. Wspaniałe liryki dotykające

tematycznie nie tylko literatury, ale

także sił przyrody, motywu walki oraz

kultury i wierzeń nordyckich. To wszystko

idealnie współgra z warstwa muzyczną

w której oprócz standardowego zestawu

gitara-bas-perkusja nie zabrakło

także motywów zagranych na folklorystycznych

instrumentach ze Skandynawii

i innych. Dzięki temu wszystkiemu

Grand Magus dostarcza nam bardzo

ciekawą i bardzo zróżnicowaną płytę,

która łączy ze sobą wiele stylów i równie

wiele wpływów. Nie jest już tak doomowo

jak kiedyś, jednak nadal jest wyśmienicie

i bez sprzeniewierzenia dawnych

ideałów. (5)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Green Death - The Deathening

2013 Confuse & Offend

Z czym fanom metalu może kojarzyć się

Iowa? Oczywiście, że ze Slipknotem.

Nowym towarem tamtejszej sceny jest

Green Death, który jednak z samym

Slipknotem, oprócz miejsca pochodzenia,

nie ma nic wspólnego. Zespół składający

z się z młodych i gniewnych

przedstawicieli nurtu z pogranicza

thrash i heavy, może pochwalić się debiutanckim

albumem. Już sama okładka

podpowiada nam, że będziemy mieć do

czynienia z czystym oldschoolem, za to

czternastokawałkowy materiał świadczy

o thrashowej energii i niepohamowanej

agresji, ale i też melancholii drzemiącej

w muzykach, której dają całkowity

upust. Z początku zaskakuje nas przydługawe

intro ale już za chwile tempo

przyspiesza. Dopiero przy "Skeleton

Man" zespół się hamuje, muszę przyznać

z całkiem ciekawym riffem. Sam

kawałek jest czysto heavy metalowy.

Niestety potem płyta trochę się rozkracza.

Następuje długi i monotonny

"The Devil's Man/Bathed in Black",

który po prostu nudzi. Zaraz po nim

dowala mocny i szybki "S.T.B" i takie

zmiany tempa utrzymują się do końca

albumu: na przemian, ze monotonnego

do szybkiego kawałka. Jest jednak mocny

punkt w tej części materiału. Mianowicie

"Creature Feature" będący ukłonem

w stronę dobrego starego thrash

metalu. Kawałek jest bardzo chwytliwy

i myślę, że spokojnie sprawdziłby się na

koncertach. Sama płyta jednak stoi na

110

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!