HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
wydawnictwa. Stanowią ponad jedną
trzecią całości utworów. Dwupłytowy
album stanowi zapis koncertu U.D.O.,
który odbył się 28 września 2013 w Moskwie.
Niestety jest to zapis niekompletny,
gdyż na płytę z jakiegoś powodu
nie trafił "Balls to the Wall", który zespół
zagrał na koniec. Nie wiem dlaczego,
gdyż jest to klasyczny utwór, który
Udo nagrał z Accept w czasach swojej
świetności i jest to także ważny element
jego kariery muzycznej. O ile zawsze na
koncertach U.D.O. czasem dość często
są grane kawałki, które Dirkschneider
nagrał z Accept, to na koncercie w Moskwie
został zagrany tylko "Metal
Heart", który trafił na płytę oraz "Balls
to the Wall". Brak tego ostatniego na
track liście mogę tylko wytłumaczyć
tym, że zespół musiał jakoś strasznie
ten numer zepsuć na koncercie, tudzież
względnie decyzją marketingową, by
promując swoją nową płytę, nie promować
także konkurencyjnej już kapeli.
Oprócz coveru Accept i siedmiu kawałków
ze "Steelhammer" na "Steelhammer
- Live From Moscow" trafił również
przekrojowy przegląd największych
hitów U.D.O., także tych trochę
rzadziej granych. I tak mamy naturalnie
"Holy", "Timebomb", "Go Back To Hell",
"They Want War", "Mean Machine", a
także garść melodyjnych hiciorów z "Faceless
World". Oprócz tego miłym dodatkiem
są relatywnie nieczęsto grane
przez U.D.O. utwory - "No Limits",
"Azrael" i "Burning Heat". Ciekawe, że
żaden utwór z "Mastercutor", "Rev-
Raptor" ani z "Dominator" nie zagościł
na tym wydawnictwie. Jak widać Udo
zaorał totalnie swe niedawne albumy,
koncentrując się wyłącznie na najnowszym
dziele i starych klasykach, w tym
także na tych mniej ogranych, co akurat
pisze się na duży plus temu wydawnictwu.
Wspomniałem o fatalnych wokalach
Udo. Rzeczywiście, na początku
płyty, nie brzmi za ciekawie, przez co
otwierający "Steelhammer" wypada tak
sobie. W dalszej części koncertówki głos
Dirkschneidera się nieznacznie poprawia,
jednak dalej słychać, że to nie był
jego wieczór. Same utwory były fajnie
wykonane - chórki tętnią mocą i przestrzenią,
a klawisze o ile się pojawiają w
tle to dobrze współgrają z resztą instrumentów.
W sumie godną pochwały rzeczą
jest to, że Udo co jakiś czas rzuca
teksty w styli "spasiba" i tak dalej do
publiczności, to miłe, że stara się w taki
sposób nawiązać kontakt z publiką.
Aczkolwiek mnie to potwornie irytuje,
gdyż język rosyjski w ustach Udo drażni
w niewyobrażalny sposób. Nie wpływa
to jednak na moją ocenę albumu, jest to
tylko luźne spostrzeżenie. Cóż rzec,
wygląda na to, że każdy album studyjny
po "Mastercutor" jest także promowany
albumem koncertowym. Jest to
ciekawa strategia promocyjna, która na
pewno jest opłacalna przy tak dużej
liczbie oddanych fanów . Oni przecież i
tak kupią każde wydawnictwo sygnowane
logotypem U.D.O., więc można
tego wypuszczać na pęczki. Z drugiej
strony jakość nagrania jak i dobór
setlisty pokazuje, że nic tutaj nie zostało
zrobione na odwal się. Nie było
też zbędnego kombinowania podczas
post-produkcji. To wydawnictwo jest
naprawdę solidną płytą. Gdyby tylko
głos samego Udo brzmiał nieco lepiej...
(4)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Unchained Beast - Guiding The Lamb
2014 Self-Released
Czterech zafascynowanych thrashem
młodych ludzi z Norwegii zaczęło swą
przygodę z muzykowaniem od cover
bandu Metalliki. I szło im na tyle nieźle,
że cztery lata temu założyli zespół z
prawdziwego zdarzenia, zaś EP-ka
"Guiding The Lamb" jest ich pierwszym
wydawnictwem. Problem z Unchained
Beast jest tego rodzaju, że panowie
niewątpliwie potrafią grać i mają
często niezłe pomysły, ale z połączeniem
ich w spójne, dopracowane kompozycje
jest już niestety znacznie gorzej.
Doskwiera to tym bardziej, że Unchained
Beast programowo lekceważą krótsze
utwory, preferując 5-6 minutowe
kolosy, z kulminacją w postaci blisko 9-
minutowego "Split Of Conscience". I
wygląda to niestety tak, że mamy typowy
przerost formy nad treścią, liczne
próby kopiowania tuzów amerykańskiego
thrashu z Metalliką na czele, a
nieliczne ciekawe momenty, konkretnie
grający basista czy świetne solówki niczego
nie mogą tu uratować. Kolejnym
minusem jest tu dla mnie zdecydowanie
zbyt mało stricte thrashowych, ostrych
przyspieszeń - zespół czuje się zdecydowanie
lepiej w miarowych, średnich
tempach, zaś wspominany już ostatni
utwór na płytce to balladowy, mroczny
numer w stylu surowego heavy metalu z
początku lat 80-tych. Obrazu całości
dopełnia bzyczące, marniutkie brzmienie
bez mocy i poweru, z totalnie syntetycznymi
partiami perkusji - dlatego
"Guiding The Lamb" to rzecz dla maniakalnych
fanów Metalliki i przyjaciół/znajomych
Unchained Beast,
zachwyconych tym, że kumple wydali
płytę. Inni mogą ją sobie spokojnie darować.
(2)
Wojciech Chamryk
Vanden Plas - Chronicles Of Immortals:
Netherworld (Path 1)
2014 Frontiers
Wydawałoby się, że panowie z Vanden
Plas po wydaniu "Christ 0" osiągnęli
szczyt swoich kompozycyjnych możliwości.
Krążek, luźno oparty o historię
"Hrabiego Monte Christo" Aleksandra
Dumasa, okazał się ich opus magnum,
które z miejsca wpisało się w progmetalowy
kanon. Z czasem album został
przemieniony w pełną rozmachu
operę, którą niemieccy fani mogli podziwiać
w monachijskim teatrze. "Christ 0"
dopełnił bogatą dyskografię Vanden
Plas i jednocześnie umocnił ich pozycję
w muzycznym światku. W tym roku,
Andy Kuntz i spółka sięgnęli - na prośbę
samego autora - po cykl powieści
fantasy Wolfganga Hohlbeina. Ciężko
jest przebić stworzony przez siebie
ideał… Czy "Netherworld" ma szansę
mu dorównać? Kilka lat temu Hohlbein
wpadł na pomysł stworzenia rock
opery, bazującej na cyklu jego powieści
"Die Chronik der Unsterblichen" ("Kronika
nieśmiertelnych"). Autor zaprosił
do współpracy chłopaków z Vanden
Plas, którzy skomponowali muzyczną
oprawę do jego sztuki. Efektem ich
pracy był spektakl "Blutnacht", który -
po raz pierwszy - został wystawiony w
styczniu 2012 roku, na deskach teatru
Pfalztheater w Kaiserslautern. Przedstawienie
okazało się ogromnym sukcesem,
a Vanden Plas - nie spoczywając
na laurach - wydał nowy materiał, będący
pierwszym aktem tej rock opery.
Głównym bohaterem "Chronicles Of
Immortals" jest Andrej Delany - wampir,
który zostaje wplątany w walkę
między Niebem, a Ciemnością. Towarzyszy
mu Abu Dun - "czarnoskóry
olbrzym", również dotknięty piętnem
nieśmiertelności. Andrej, poszukując
istoty własnej egzystencji, natrafia na
boginię Meruhe, która proponuje mu
miejsce u jej boku. Niestety, by osiągnąć
prawdziwą nieśmiertelność, musi poświęcić
każdą cząstkę siebie, w tym swoją
miłość - Marię. Jaką ścieżkę wybierze
Andrej? Tego zapewne dowiemy się po
premierze drugiego krążka z cyklu
"Kronik nieśmiertelnych". Vanden
Plas nie byłby sobą, gdyby nie przygotował,
charakterystycznej dla swojego
stylu, oprawy muzycznej. Panowie od
zawsze stawiali na rozmach w swoich
wydawnictwach i tak też jest w przypadku
"Netherworld". Pierwszą wizję
rozpoczynają wyniosłe, symfoniczne
partie, które szybko stają się tłem dla
narratora opowieści - Dave'a Essera. Po
zarysowaniu historii, w akompaniamencie
gitar i pianina, wyłania się głos Andy'ego
Kuntza. Kolejnymi utworami są
"The Black Knight" oraz "Godmaker" -
obydwa zachowane w klasycznym,
progmetalowym duchu (świetny riff w
"Drugiej wizji"), ale nie stroniące od
wzniosłych partii symfonicznych. Dalej
czeka na nas "Misery Affection Prelude"
oraz "A Ghost Requiem", utrzymane już
w spokojniejszej tonacji. Obydwie wizje
powalają atmosferą, gdzie szczególnie
wyróżnia się ta druga - wspierana przez
chór oraz nostalgiczny wokal Julii
Steingass. "New Vampyre" to popis
klawiszowo-gitarowego duetu w postaci
Güntera Werno oraz Stephana Lilla,
z uwzględnieniem rewelacyjnych partii
solowych. W podobnej atmosferze
utrzymany jest "The King and the
Children of Lost World", w którym
(ponownie) pierwsze skrzypce grają
agresywne riffy oraz instrumentalne
ewolucje. Na "Misery Affection" powracamy
do tematu znanego z "Czwartej
wizji". To najbardziej emocjonalna
część krążka, którą podkreślają piękne,
klawiszowe akordy oraz wokale Andy'ego
Kuntza i Julii Steingass. "Soul
Alliance" to zdecydowanie najmocniejszy
punkt albumu. Utwór nie tylko targa
emocjami, ale pokazuje też niesamowitą
formę muzyków, którzy za pomocą
melodii starają się oddać istotę wewnętrznych
rozterek bohaterów. Wychodzi
im to po mistrzowsku! Pierwszy
akt wieńczy "Inside" - agresywny w
swoim założeniu, ale niezwykle subtelny
pod kątem melodycznym, co doskonale
podkreśla chór w punkcie kulminacyjnym.
Mamy do czynienia z dziełem,
które jest godną adaptacją serii Wolfganga
Hohlbeina. Vanden Plas z
ogromną dbałością przeniósł historię
książki na muzyczne płaszczyzny, nie
pomijając przy tym bohaterów, najważniejszych
wątków, a także samego nastroju
powieści. Nie znajdziemy tu żadnego
zakłamania, czy przekombinowanych
wizji. Grupa - z charakterystycznym
dla siebie rozmachem - nagrała
kolejny, fantastyczny album, nie
tracąc przy tym swojej muzycznej tożsamości.
To co zawsze wyróżniało Vanden
Plas od innych, progmetalowych
formacji, to umiejętność opowiadania
historii. Zarówno w "Christ 0", jak i
"Netherworld", muzycy posłużyli się literackim
pierwowzorem, jednak to właśnie
cykl Hohlbeina - w ujęciu rock
opery - wypada nieco lepiej. Fakt, historia
jest uogólniona, ale przeniesienie tak
rozbudowanej serii (15 tomów!) na język
muzyki jest nie lada sztuką, a "Kroniki
nieśmiertelnych" w takiej formie
prezentują się znakomicie! "Netherworld"
to dopracowany krążek w klasycznym,
progmetalowym duchu. Trochę
tu popisów i metalowej agresji, ale nie
zabrakło też patetycznych melodii, wielokrotnie
podkreślanych przez symfoniczne
tło. To po prostu stary, dobry
Vanden Plas, który na naszych oczach
wyciąga kolejnego asa z rękawa. Poza
tym, warto zwrócić uwagę na spójność
samego materiału. Żaden utwór na płycie
nie przekracza dziesięciu minut i - co
najistotniejsze - każdy z nich utrzymany
jest w podobnym nastroju. Nie oznacza
to jednak, że album nie ma zapadających
w pamięć fragmentów. Wręcz
przeciwnie! Wystarczy wspomnieć o
chórze śpiewającym "Kyrie eleyson" w "A
Ghost Requiem", czy punkcie kulminacyjnym
"Inside" - istna magia! No i znalazłem
się - podobnie jak główny bohater
"Chronicles Of immortals" - pośrodku
konfliktu. "Netherworld" to
wspaniały krążek, który w zestawieniu
ze zbliżającym się, drugim aktem (premiera
planowana jest na 2015 rok) ma
szansę stać się opus magnum w dyskografii
Vanden Plas. Niestety, dopóki
nie poznam dalszych losów Andreja,
nie jestem w stanie stwierdzić, które wydawnictwo
okaże się ich "dziełem kompletnym".
Na tę chwilę pozostaję wierny
zasłużonemu "Christ 0", ale być może -
po premierze "Drugiej ścieżki" - upadnę
przed obliczem Nieśmiertelnego i oddam
mu należyty hołd. (5,5)
Łukasz "Geralt" Jakubiak
Vandenberg's Moonkings - Vandenberg's
Moonkings
2014 Mascot
Adrian Vandenberg milczał od ładnych
kilkunastu lat. Fani tego gitarzysty,
pamiętający go z Teaser, Vandenberg
czy zwłaszcza Whitesnake,
nie tracili jednak nadziei, że ich idol
wróci do grania i tak się w końcu stało.
Nagranie hymnu piłkarskiej drużyny
Twente Enschede stało się początkiem
współpracy kilku muzyków, którzy dość
szybko doszli do wniosku, że na jednym
utworze nie może się to skończyć.
Liderem jest oczywiście sam Vandenberg,
ale równie duże wrażenie robią
partie wokalne Jana Hovinga, brzmiącego
niczym rasowy wokalista z lat 70-
tych. To jego śpiew w takich utworach,
jak chociażby w kojarzącym się z zarówno
z Deep Purple jak i Wolf-mother
"Lust and Lies", zeppelinowym "Close
130
RECENZJE