HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
oraz gitara basowa dzielnie sekundują
wspomnianym instrumentom ale w ich
grę wpisana jest dyskrecja. Oczywiście w
odpowiednim momencie umiejętnie
podkreślają walory muzyki oraz partii
innych instrumentów. Nie brakuje w
utworach melodii, to dzięki fantastycznym
pomysłom w tej materii, tak
wielkie kolosy muzyczne słucha się, jak
zwykłe piosenki. Niezwykłą rolę odgrywa
tu wokalista, ma fajny tembr, jego
głos jest mocny, śpiewa pełną piersią,
podkreśla wspomnianą melodyjność
oraz wyśmienicie prowadzi narracje
wszystkich kompozycji i muzyki. Los
Brazylijczykom poszczęścił, bo zebrali
się w jednej formacji naprawdę utalentowani
muzycy. "Reason And Faith"
jest równy i bardzo spójny, z łatwością
odbiera się go w całości. Trudno wyłowić
jakiś najsłabszy lub najlepszy moment.
Choć moim faworytem na debiucie
Brazylijczyków jest wspominany już
"Master Of Illusions (The Pledge)",
niesamowity klimatyczny utwór, który
dość jasno wysyła sygnały o klasycznych
heavy metalowych preferencjach
zespołu. Do całości "Reason And
Faith" mam jedynie dwie uwagi. Nie
przeszkadzają mi wspominane na początku
powerowe odskoki zespołu, ale
muzycznie bardziej odpowiadają mi wykreowane
przez nich klimaty progresywnego
heavy metalu. Druga uwaga dotyczy
się zaś produkcji. Nie jest tak wyśmienita,
jak choćby w wypadku produkcji
wspomnianych kapel typu Pagan’s
Mind czy Angra. Sesja "Reason
And Faith" nie jest tak dopieszczona,
tak jakby, ciut ciążyła do oldschoolowych
produkcji. Jestem ciekaw czy owa
perfekcyjnie dopracowana sesja pozwoliłaby
Perception ugodzić słuchacza
jeszcze mocniej. (5)
Polaris - Dawn of the Last Day
2013 Self-released
\m/\m/
Wielka trójca teutońskiego thrash metalu:
Kreator, Sodom, Destruction. A
obok nich świeży Polaris, zespół pochodzący
z Bochnum w Niemczech z dziesięcioletnią
karierą muzyczną. Na koncie
mają już niejedno demo i obecny
longplay wydany własnym nakładem.
Płyta zawiera dziesięć kawałków będących
czystą esencją niemieckiego thrashu,
swoistą mieszanką wyżej wymienionych
legend. Na płycie jest wszystko
czego potrzeba: agresja, wściekłość i
szybkość, a jednocześnie i melodyjność.
Już od pierwszych sekund nie ma wątpliwości,
że zespół nie bierze jeńców.
Najbardziej wpijającym się w pamięć
kawałkiem jest "Fire From The Sky" idealnie
pasujący na występy "live". Natomiast
"Immolation Of The Dead" jest
zakrętem w stronę ostatnich dokonań
Kreatora. Zaczyna się niepozornie tylko
po to aby momentalnie znokautować
słuchacza potężnym ciosem w nos. Polaris
niewątpliwe dzięki tak mocnemu
debiutowi może spokojnie znaleźć się
na liście obok wielkich niemieckich legend.
Sama z niecierpliwości zacieram
ręce na ich następny materiał. (4)
Daria Dyrkacz
Portrait - Crossroads
2014 Metal Blade
Muszę przyznać, że poprzednia płyta
Szwedów, "Crimen Laesae Majestatis
Divinae", rzuciła mnie na kolana. Uderzyła
mnie kapitalnym połączeniem klasycznego,
wręcz archaicznego heavy metalu,
z pięknie kreowanym mrocznym
klimatem i bardzo dobrymi, niebanalnymi
kompozycjami. Niestety "Crossroads"
jest wyraźnie słabsza. Obróciłam
tę płytę kilkadziesiąt razy i niestety nie
znalazłam w niej nic, co sprawiałoby, że
jest ona bodaj cieniem swojej świetnej
poprzedniczki. Przede wszystkim wraz
"Crossroads" wracają motywy żywcem
wyjęte z Mercyful Fate i choć zespół
odżegnuje się od kopiowania tej grupy,
ucha nie da się oszukać. Motywów zaczerpniętych
z Diamonda jest wiele,
najwyraźniej słychać je w "Black Easter",
gdzie Per Lengstedt (tak, tak, to ta sama
osoba, co Per Karlsson, ale teraz Per
nosi nazwisko swojej żony) próbuje piać
pod duńskiego wokalistę. Szkoda, bo
poprzedni album szedł już własną portraitową
drogą, jedynie nieznacznie inspirując
się Mercyful Fate. I o ile nie
można odmówić krążkowi specyficznego,
ciemnego nastroju, brakuje na
nim błyskotliwych kompozycji i tych
cudownych solówek, jakie rozsiane były
po "Crimen Laesae Majestatis Divinae".
Wszystkie utwory mimo złożoności,
wydają się zlewać w jeden monolit, a
podobnie prowadzone linie melodyczne
nie pomagają ich rozróżniać. Co więcej,
na niekorzyść odbioru wpływa także
brzmienie - mające prawdopodobnie
przywołać złote, analogowe czasy heavy
metalu, ale niestety jest zbyt płaskie i
niewyraziste. Zupełnie nie akcentuje
wielowarstwowości płyty. Nie eksponuje
warstw przejawiających się w wokalach
(nawet wokalach-dialogach jak w
"Our Roads Must Never Cross") czy narracji
prowadzonej przez zmiany riffów.
Po tym co napisałam, można by sądzić,
że płyta jest zwyczajnie słaba. Prawdę
mówiąc moje żale wiążą się z porównaniem
"Crossroads" do "Crimen Laesae
Majestatis Divinae" i rozczarowaniem.
W rzeczywistości Portrait nagrał
przyzwoity album utrzymany w tradycyjnym
stylu, pełen rozbudowanych
utworów i różnorodnych riffów. Niewątpliwym
plusem Szwedów jest mistrzowskie
kreowanie atmosfery i bardzo
dobre operowanie sterami wehikułu
czasu (choć tego, podobnie jak kopiowania
Diamonda, zespół też się wyrzeka),
co zresztą ostatnimi laty jest generalnie
cechą heavymetalowych bandów z
tego kraju. Minusem jest homogeniczność
kawałków, spłaszczone brzmienie
oraz nadmierne naśladowanie Diamonda,
zwłaszcza przez wokalistę potrafiącego
śpiewać we własnych i to dobrym
stylu. (3,8)
Pretty Maids - Louder Than Ever
2014 Frontiers
Strati
O tym istniejącym od 1981r. duńskim
zespole można przeczytać w encyklopedii
Guinnessa, że "Zawsze grali z
olbrzymim entuzjazmem, ale wątpliwą
oryginalnością". Nie do końca mogę się
z tym zgodzić w kontekście zawartości
płyt zespołu z lat 80-tych, szczególnie
"Red, Hot And Heavy" oraz "Future
World", później też zdarzały im się niezłe
wydawnictwa czy nawet genialne
utwory. Ostatnie albumy studyjne,
"Pandemonium" z 2010r. i ubiegłoroczny
"Motherland", też trzymały poziom,
dlatego więc zespół postanowił
pójść za ciosem i szybko wydać kolejną
płytę. "Louder Than Ever" nie jest jednak
do końca materiałem premierowym,
zawiera bowiem osiem starszych
utworów z lat 1995 - 2006, ale nagranych
na nowo i cztery nowości. Wyróżniają
się wśród nich ostry, zadziorny
"Nuclear Boomerang" z równie szponiastym,
niepowtarzalnym śpiewem
Atkinsa oraz ładna ballada "A Heart
Without A Home". Dynamiczny "Deranged"
to już bardziej przebojowe granie,
ale dość mocne, w przeciwieństwie do
nijakiego, popowego pseudo hitu "My
Soul To Take". Na szczęście wśród pozostałych
utworów nie ma takich niewypałów,
ale to w końcu swoiste the best
of Pretty Maids z ostatnich dziesięciu
lat, więc dostajemy wyselekcjonowany,
najwyższej jakości materiał, ze wskazaniem
na: rozpędzony "Playing God", równie
dynamiczny "Virtual Brutality"
czy bardziej przebojowy "Wake Up To
The Real World". Wątpię, by wielu słuchaczy
sięgnęło po tę płytę, ale na pewno
zainteresuje nie tylko zagorzałych
fanów Pretty Maids. (4)
Wojciech Chamryk
Primal Fear - Delivering the Black
2014 Frontiers
Wygląda na to, że w ostatnich miesiącach
niektóre niemieckie zespoły wzięły
się w garść. Primal Fear po serii mniej
ortodoksyjnych, jeśli chodzi o heavy
metal, płyt powrócił do korzeni. A jeśli
nie do korzeni, to przynajmniej do dolnej
części pnia, bo najnowszy krążek
ekipy Scheepersa brzmi jak usytuowany
pomiędzy "Black Sun" a
"Devil's Ground". Znajdziemy na nim
wszystko, co najlepsze w klasycznym
Primal Fear - proste, cięte riffy, judasowanie,
dynamiczne kompozycje i
chwytliwe melodie. Dokładnie tego brakowało
zespołowi od prawie dziesięciu
lat. Już po pierwszym przesłuchaniu
pod czaszką kołaczą się ultraprzebojowe
"When Death Comes Knocking", "Delivering
the Black" czy "Never Pray for Justice".
O ile ten przedostatni obdarzony
jest absolutnie tradycyjną niemiecką solówką
rodem z pierwszych Helloweenów,
to ten ostatni rozpoczynający się
niczym W.A.S.P. posiada rewelacyjny,
nośny rozpierający energią refren. Te
zabiegi sprawiają, że "Delivering the
Black" nie brzmi jak wymęczona kolejna
płyta zespołu, który produkuje krążek,
bo podpisał długoletni kontrakt. Wręcz
przeciwnie, płyta wywołuje wręcz uczucie
podróży w czasie, do końca lat dziewięćdziesiątych,
kiedy to rodziła się kolejna
fala niemieckiego heavy metalu, a
zespoły prześcigały się w coraz to lepszych
płytach. Po drugim przesłuchaniu,
poza hitami, w pamięci zostaje kolejna
porcja muzyki. Przede wszystkim
do Primal Fear powróciła zadziorność i
dynamika na dużą skalę. "Inseminoid"
zaczynający się jak numer "Nuclear Fire"
pędzi klasyczną galopadą wspomaganą
przez przenikliwy wokal Scheepersa,
"King of the Day" to inspirowanie się
Judas Priest w najlepszym dla Primal
Fear stylu, "Rebel Faction" pędzi nie tylko
poganiając "pałkera", ale także gitarzystów,
tworząc świetne, cięte, różnorodne
riffy spajające się w energiczną,
szybką kawalkadę. Dodatkowym atutem
tego numeru są zaskakujące wstawki
kreujące klimat, jak choćby ta krótka
niemal melodeathowa, umieszczona
przed solówką. Co ciekawe, nie zabrakło
drobnych pozostałością po ostatnich
muzycznno-stylowych wędrówkach
Primal Fear. Są nimi: utrzymany
głównie w średnim tempie kolos, "One
Night in December" oraz balladka "Born
with a Broken Heart" (niestety taka ballada,
jaki tytuł). Mimo to, jestem przekonana,
że po przesłuchaniu "Delivering
the Black" zabiło/zabije serce każdego
fana europejskiego metalu, który
śledził od pierwszych płyt dokonania
zespołów powstających pod koniec XX
wieku. Cieszę się, że Ralfowi udało się
złapać wiatr w żagle i uchwycić świeżość,
której - moim zdaniem - dawno w
Primal Fear nie było. Mam też nadzieję,
że dobra passa Scheepersa zarazi
kilku innych niemieckich muzyków.
(4,8)
Primeval Realm - Primordial Light
2014 Pure Steel
Strati
Amerykanie to zaskakująca nacja: z jednej
strony zamiłowanie do najgorszego
kiczu i pseudo artystycznego chłamu zawsze
przybierało w tym kraju najbardziej
karykaturalne formy, ale zarazem
to właśnie w USA powstało wiele przednich
zespołów hard 'n' heavy. I, co
zaskakujące, dzieje się tak również w
obecnych czasach, czego najlepszym dowodem
jest debiutancka płyta Primeval
Realm z New Jersey. Debiutancka, ale i
chyba zarazem ostatnia, bo miesiąc po
jej wydaniu, w kwietniu tego roku grupa
zawiesiła działalność. Strata to tym większa,
że wspomagany sesyjnymi muzykami,
kwartet grał porywający doom
metal. Zakorzeniony z jednej strony w
dokonaniach Black Sabbath czy innych
tuzów hard rocka z wczesnych lat
70-tych, ale czerpiący też od amerykańskich
klasyków pokroju Trouble czy
Pentagram - zresztą były basista tej
ostatniej grupy, Kayt Vigil, grał przez
jakiś czas w Primeval Realm. Muzycy
nie ograniczali się jednak tylko do kopiowania,
bo porywające pojedynki gitarowo
- organowe w "Electric Knowledge"
czy instrumentalnym "Galaxy Lifter" to
miód na uszy każdego fana hard rocka.
Z kolei mocarny, sabbatowy "Black Flames
& Shadows" czy mroczny, posępny
RECENZJE 121