HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
rych zespół próbuje trochę bardziej
pokombinować. Czasem wychodzi to
lepiej, a czasem jak w przypadku "The
Breathing Room" niestety gorzej. Połączenie
wrzasków i bardzo melodyjnego
śpiewu nie kojarzy mi się najlepiej dlatego
uważam, że ten znakomity utwór
został przez te partie trochę zepsuty.
Podobna sytuacja ma miejsce w "The
Enemy Within". Na szczęście to tylko
małe fragmenty. Album jest znakomicie
wyprodukowany, dzięki czemu brzmienie
wręcz gniecie słuchacza. Jednak jak
na dobry US power, Skinner nie zapominają
o dobrych melodiach, których
jest tutaj naprawdę dużo. Wszystko to
jest dodatkowo osnute mroczną atmosferą,
która znakomicie podkreśla zarówno
muzykę jak i niewesoły przekaz
płynący z liryków. Nie brakuje też lekkiego
epickiego sznytu co przywołuje
skojarzenia z Iced Earth. "Sleepwalkers"
podoba mi się bardzo i podejrzewam,
że nie będę odosobniony w tej
ocenie. Jest to debiut nagrany przez doświadczonych(z
jednym wyjątkiem
oczywiście) muzyków co zdecydowanie
słychać. Power/Thrash w najlepszym
wydaniu i totalny mus dla fanów gatunku.
(5)
Maciej Osipiak
Skull Fist - Chasing the Dream
2014 NoiseArt
Pierwsza rzecz, którą trzeba wyjaśnić na
wstępie wygląda następująco: głównym
czynnikiem, który może rzutować na
odbiór albumu jest wokal, a raczej jego
brzmienie. Głos Jackiego sam w sobie
jest rzeczą, którą można pokochać albo
znienawidzić. Jednak na "Chasing the
Dream" sama produkcja dźwięku brzmi
co najmniej dziwnie. Tak, że ciągle ma
się wrażenie, że Jackie śpiewa przez
większość czasu z włączonym autotunerem.
I w sumie na tym kończą się
zastrzeżenia co do brzmienia albumu.
Same utwory brzmią niczym głęboka
esencja heavy metalu. Na "Hour To
Live" składa się seria niebanalnych pomysłów.
Ten utwór posiada fragmenty
zagrane w różnych tempach. Mamy tutaj
i szybkie wyścigi i stonowane, powolne
dźwięki i w końcu także riffy w
średnim tempie. To wszystko jest wymieszane
bardzo umiejętnie. "Bad For
Good" to poprawnie zagrany heavy metal
na modłę Judas Priest. Kwintesencja
Skull Fist została zachowana - klasyczne
metalowe riffy, wycie Jackiego i
szybkie solówki, niekiedy grane w harmonii.
Muszę jednak przyznać, że im
dłużej słuchałem głównego riffu do
utworu tytułowego, tym bardziej przypominał
mi otwierające dźwięki do
"Master of Puppets". Na szczęście nie
ma tutaj zbytnio mowy o zrzynce, tak
jak w przypadku pewnych thrash metalowych
zespołów. Sam utwór "Chasing
the Dream" jest świetnie zaaranżowanym
hymnem ze skaczącą perkusją i, co
u Skull Fist jest normą, fantastycznymi
solówkami. "Call of the Wild" posiada
bardzo fajne harmonie, rodem z najlepszych
gitarowych duetów z wczesnych
płyt Tokyo Blade. Fajnym (i przy okazji
niezwykle heavy metalowym) motywem
jest odskakiwanie jednej z gitar
podczas grania podkładu pod zwrotkę w
krótki i płomienny lead, by po chwili z
RECENZJE
powrotem wrócić do drugiej gitary grającej
riff. Na płycie pojawia się także
odświeżona wersja "Sign of the Warrior".
Słychać jednak, że utwór nie został
nagrany z taką żywiołowością jak
na EPce "Heavier Than Metal". To jednak
nie jest koniec dobroci, w które został
wyposażony "Chasing the Dream".
"You're Gonna Pay" kompozycyjnie
odnosi się do najlepszych czasów szybkiego
NWOBHM. Te riffy, te nagłe solówki,
te zwrotki - to wszystko stanowi
piękne nawiązanie do muzyki z Wysp
sprzed trzydziestu lat. Monumentalności
utworowi dodaje jeszcze fenomenalne
zwolnienie, które następuje w
drugiej połowie jego trwania. Mocne
perkusyjne tomy i kotły silnie kontrastują
z jasnym i wysokim brzmieniem
werbla. Wzniosły moment nie przeciąga
się w nieskończoność, gdyż utwór po
chwili wraca do swego szybkiego riffu i
przebojowego refrenu. Jednym z ciekawszych
numerów pod względem formy
jest "Don't Stop the Fight". Znajdują się
w nim riffy, które bardzo mocno nawiązują
do klimatów Slayerowych oraz
wczesno-Helloweenowego "Ride The
Sky". Tylko klasyczne heavy metalowe
rozkminki w pre-chorusie oraz samym
refrenie implikują, ze nie mamy do czynienia
z utworem thrash/speed metalowym.
Sam utwór jest znakomitym kompozytem
siły i energii. Niezależnie od
pietyzmu jakim otaczany jest Skull Fist
wśród rozentuzjazmowanej młódzi, głównie
płci dziewczęcej, należy oddać
sprawiedliwość chłopakom. "Chasing
the Dream" jest wyśmienitą płytą. W
utworach na niej zgromadzonych pełno
jest tego, z czego muzyka metalowa słynie
i tego, co jest w niej najlepsze. Ten
album nie stopniuje napięcia, lecz wali
tym, co ma najlepsze od samego początku
i utrzymuje ten stan aż do samego
końca swego trwania. (5)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Skyliner - Outsiders
2014 Limb Music
Skyliner to amerykański zespół, który
został założony w 2000 roku i choć już
gra kilka lat, to dopiero teraz ukazał się
jego debiutancki krążek "Outsiders".
Co ciekawe, zespół wcale nie brzmi jak
amerykański band, który gra progresywny
heavy/power metal osadzony w klimacie
SF, a właśnie z tym mamy do
czynienia na płycie "Outsiders". Nie
brakuje na niej dobrych melodii, pomysłowych
motywów, ciekawego klimatu,
nie brakuje też przebojów. Ale poza
standardowymi kwestiami mamy kilka
innych czynników, które czynią ten
album ciekawym. Jest nim bez wątpienia
Jake Becker, który pełni rolę gitarzysty
i wokalisty. Jego partie gitarowe
są finezyjne, pełne luzu i kosmicznego
wydźwięku, gdzieś tam słychać inspiracje
Ritchim Blackmorem, Uli Jon
Rothem czy Arjenem Lucassenem. Te
popisy ciekawie zostały uchwycone w
"The Alchemist", ale nie tylko. Jake to
też utalentowany wokalista i nie jeden
raz wam to udowodni. Momentami
brzmi identycznie jak frontman Sinbreed,
a to akurat bardzo korzystne
porównanie. Debiut Skyliner to przede
wszystkim niesamowity klimat, który
przypomina twórczość Scanner. Znakomicie
to zostało uchwycone w otwieraczu
"Signals". Skyliner zespół nie ma
również problemów z wykreowaniem
przeboju i co pokazuje "Symphony in
Black". Nieodzownym elementem muzyki
Skyliner są syntezatory i klawisze,
która nadają całości progresywnego
charakteru i tutaj dobrym przykładem
jest "Undying Wings". Na płycie znajdziemy
same długie kawałki, które pokazują,
że zespół potrafi stworzyć ciekawy
kawałek, który nie nuży po trzech
minutach. Mamy raz szybsze kawałki
jak "Forever Young", a drugim razem bardziej
stonowane i klimatyczne jak "Aria
of Waters". A największa uwagę przykuwa
zamykający "Worlds of Conflict",
który trwa dwadzieścia minut. Klimat
SF, do tego dużo progresywnych dźwięków,
intrygujących rozwiązań i proszę
debiut gotowy. Trzeba przyznać, że całkiem
udany, nawet nieco wybijający się
spośród tłumu. (4)
Łukasz Frasek
Slough Feg - Digital Resistance
2014 Metal Blade
Muzyka Slough Feg zawsze należała do
gatunku tych wyjątkowych. Mike Scalzi
za każdym razem zadziwiał efektami
swej pracy. Jego kreatywność zabierała
go w najróżniejsze rejony, dzięki czemu
efektem zawsze były wspaniałe i głębokie
kompozycje. Eklektyczny miks
wczesnych heavy metalowych i protometalowych
wpływów jest niezmiernie
wyrazistym znakiem firmowym załogi
Slough Feg. Muzyka tej kapeli stale
była na wskroś prawdziwa. Albumy takie
jak "Down Among the Deadmen",
"Twilight of the Idols" czy przeepicki
space operowy "Traveller" to prawdziwe
pomniki chwały prawdziwego heavy
metalu. Od 2007 roku w muzyce
Slough Feg nastąpiła subtelna zmiana,
gdyż do zdecydowanego głosu doszły
inspiracje praszczurem muzyki metalowej
z lat 70-tych. Albumy Slough Feg
od tego roku brzmią jak naturalne kontynuacje
twórczości takich zespołów jak
Fable, Bad Axe czy Astaroth, wciąż
jednak nie zatracając przy tym jądra
swego brzmienia oraz charakterystycznych
zagrywek rodem z irlandzkiego
folku. "Digital Resistance" nie jest wyjątkiem
od tej reguły. Muzycznie najnowszy
krążek można opisać z grubsza
jako połączenie tego co otrzymaliśmy
na "Hardworlder" i "The Animal Spirits".
Nowy album jest jednak zdecydowanie
bardziej wyrazisty niż poprzedni
album Slough Feg. Nie dość, że kompozycje
są zdecydowanie bardziej przekonujące,
to brzmienie stoi na lepszym
poziomie. Na szczęście te cztery lata
przerwy nie poszły na marne. Na "Digital
Resistance" otrzymaliśmy bardzo
zgrabnie uformowana bryłę muzyczną,
pełnymi garściami czerpiącą z protometalu
z lat 70-tych oraz z tuzów tradycyjnego
klasycznego heavy metalu. Nie
zabrakło także motywów bazujących na
celtyckich melodiach. Ponadto bardzo
dużo motywów zostało zagranych na gitarze
klasycznej, często jako tło dla gitar
elektrycznych. Przez to klimat płyty jest
jeszcze bardziej głębszy i wielowymiarowy,
wchodząc w mariaże ze stonerem.
Nie oznacz to jednak tego, że Slough
Feg gra wolno, miękko czy monotonnie.
Większość utworów jest szybka i skoczna,
jednak nie zabrakło także nostalgicznych
zagrywek. Struktury kompozycji
są tak bardzo dopracowane i rozwinięte,
że w każdą wolną przerwę zostały upchane
różnego rodzaju smaczki i dodatkowe
motywy. Do zdecydowanych faworytów
na albumie należy przede
wszystkim utwór tytułowy oraz niesamowicie
przebojowy "Laser Enforcer".
Co prawda wersja z singla według mnie
jest lepsza i bardziej spójna, jednak na
albumie studyjnym ten utwór też brzmi
mocarnie i niezwykle energetycznie.
Harmonie gitarowe i płomienne wysokooktanowe
solówki prezentują się po
prostu świetnie. Innym odznaczającym
się numerem na płycie jest "Habeas Corpus",
okryty piaszczystym płaszczem
stonerowego kunsztu i klimatu. Gitara
w stylu country Johnny'ego Casha i
łomocząca w tomy perkusja stanowią
niezwykle atmosferyczny podkład dla
hipnotyzujących zaśpiewów Mike'a
Scalziego. Słuchając tego utworu aż
chce się splunąć tytoniem do żucia na
piasek amerykańskiej prerii. Slough Feg
bardzo często potrafi operować bardzo
przekonującym klimatem. Innym tego
typu przykładem, które można mnożyć
na pęczki, jest instrumentalny początek
do "Curriculum Vitae" mocno kojarzący
się z dokonaniami najbardziej znanych
nazw z sektora psychedelicznego rocka.
Oniryczna wręcz perkusja i bas oraz
kosmiczna gitara współgrają ze sobą w
szalonym unisono, by potem przejść w
motywy stoner rockowe, a w końcu w
siarczyście heavy metalowe. Kolejnym
utworem zasługującym na kilka słów
więcej jest "Warrior's Dusk". Struktura
tego utworu i jego ogólny klimat bardzo
silnie nawiązuje do płyty "Down Among
the Deadmen". Wydawać by się mogło,
że jest to zabieg zamierzony, gdyż
utwór ten najprawdopodobniej bezpośrednio
nawiązuje do kompozycji "Warrior's
Dawn" z tejże płyty. "Digital Resistence"
jest płytą niezwykłą. Nie dość,
że kompozycje tutaj są dopracowane i
świetnie przygotowane, to jeszcze w dodatku
bardzo przyjemnie się ich słucha.
Teksty, które zawsze były mocną stroną
Mike'a Scalziego tutaj też błyszczą swą
nieprzeciętna głębią. Mike umie pisać
naprawdę poruszające liryki niemalże w
ogóle nie babrając się w kiczu czy pseudoartystycznym
bełkocie. Jest to umiejętność
niezwykła i wbrew pozorom bardzo
rzadka w muzyce metalowej. Całości
dopełniają te prześwietne tytuły
utworów. No proszę, czy można przejść
obojętnie obok utworu, który się nazywa
"Analogue Avengers / Bertrand
Russel's Sex Den", "Laser Enforcer" albo
"Magic Hooligan"? Może nie jest to najlepszy
album Slough Feg, to jednak jest
to nadal płyta pełna muzyki lepiej brzmiącej
niż większość czegokolwiek innego.
Osobiście dla mnie zawsze najbardziej
wyjątkowym dokonaniem tego zespołu
pozostanie "Traveller", jednak nie
sposób nie docenić kunsztu i zawartości
"Digital Resistance". Nie jest to jednak
płyta dla każdego. Śmieszki wymachujące
plastikowymi mieczami do "Hearts
On Fire" albo uważające "Through The
Fire And The Flames" za szczytowe osiągnięcie
gitarowych akrobacji najlepiej
zrobią nie zbliżając się do tego albumu
lub do twórczoci Slough Feg w ogóle.
Naprawdę, taka prawdziwa muzyka jest
nie dla nich. Po co rzucać perły przed
wieprze? (4,75)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
126