26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

cznie może się podobać. Bardzo fajny,

metaliczny bas oraz lekko garnkowaty

werbel. Do tego bardzo mięsiste i tłuste

gitary, których struny nie mają nawet

czasu, by odsapnąć. Kapela definitywnie

ma potencjał, a debiutancka płyta

zdecydowanie przypomina brzmieniem

i kompozycjami, stary zasuszony thrash

z rocznika 1985. Swobodnie można

rzec, że podstawy zostały już opanowane.

Teraz przychodzi czas na wypracowanie

tego "czegoś" w swoim brzmieniu,

co pozwoli na odróżnienie Battery od

tysięcznych zastępów podobnych kapel.

(4)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Battleaxe - Heavy Metal Sanctuary

2014 SPV

Steamhammer niedawno wypuścił reedycję

genialnego debiutu Brytyjczyków.

Szkoda, co prawda, że kiczowata

okładka genialnego "Burn This Town"

została zastąpiona przez nowszą, ładniejszą

wersję, bo jednak mimo swej

brzydoty żywiłem do tej pierwszej szacunek

i pewną dozę nostalgii. Ta reedycja

jednak była przedsmakiem dania

głównego, czyli pierwszej od trzydziestu

lat płyty studyjnej Battleaxe. Ze składu,

który stworzył genialne rock'n'rollowe

"Burn This Town" i "Power from

the Universe" pozostali w zespole jedynie

basista Brian Smith oraz wokalista

Dave King. Już od samego początku,

w którym witają nas pierwsze wersy

tytułowego utworu, wiadomo, że nie

będzie lipy. Mocny, melodyjny, ostry

głos oznajmia przy akompaniamencie

epickich organów w tle: "Behold the rock of

ages! There stand the gates of steel! Where

destiny awaits us... Heavy Metal Sanctuary!".

Niesamowite jak przez te wszystkie

lata głos Dave'a Kinga się rozwinął. Na

pierwszych dwóch albumach Battleaxe

był niezły, jednak teraz przechodzi sam

siebie. Wokal w Battleaxe przypomina

teraz nieco klasyczny heavy metal z niemieckich

rejonów. Najlepiej to jak Dave

King brzmi na tym albumie można

określić poprzez naszkicowanie wypadkowej

połączenia Biffa Byforda z zadziornością

Udo Dirkschneidera. Nie

tylko wokale są tutaj zjawiskiem prawdziwej

manifestacji pieśni zagłady. Gitary

i perkusja to prawdziwie wchodzące

w krwioobieg metalowe narzędzia

terroru. Tak właśnie powinien brzmieć

heavy metal. Oprócz bardzo dobrej produkcji,

świetnego brzmienia, genialnej

pracy wszystkich instrumentów i doskonałych

wokali, ten album ma jeszcze

jedną zaletę. Myślę, że za tak dobrym

odbiorem utworów stoi fakt, ze mimo

prostych riffów i patentów, kompozycje

posiadają znakomite aranżacje. Jest w

nich miejsce na wspaniałe przejścia oraz

są w nie wstawione świetne patenty,

które różnią się od przewodnich riffów.

Dzięki temu utwory nie są ciasne i nie

sprawiają wrażenia prostych, a jednocześnie

są przestrzenne i niezwykle muzykalne.

Doświadczymy tu niezwykle

zadziornych i chropowatych gitar, skandujących

refrenów i stalowych rzek

płynnego ognia solówek. Album jest pełen

prawdziwych rock'n'rollowych imprezowych

hitów, które stanowią konkretną

siłę uderzeniową bezpardonowego

heavy metalu. Prawdziwie błyszczą

fajne, choć w większości dość proste,

lecz wciąż kunsztowne i pełne energii

melodyjne motywy i solówki. Melodie

dość często splatają się tutaj z miażdżącymi

riffami. Dźwięczny motyw w drugiej

połowie trwania "Shock and Awe"

jest smacznym kąskiem dla każdego,

który lubi urywający dupę metal starej

szkoły. "A Prelude to Battle / The Legions

Unite" jest świetnym hymnem z

wykrzyczanym refrenem i świetnym klimatem.

Pancerna pięść riffów już nie

pędzi na złamanie karku, jak w większości

utworów na płycie, lecz metodycznie

i stopniowo dobija pozostałych na

pobojowisku rannych. Bardzo udany

imprezowy NWOBHM i to zarówno

pod względem brzmienia produkcji jak i

samych kompozycji. Płyta jest pełna

energicznych przebojów, godnych każdego

heavy metalowego party. Jest to

jeden z najlepszych powrotów NWOB

HM z ostatnich lat, ustępujący jedynie

ostatniej płycie Satan, a i to nieznacznie.

Riffy są tak świetnie dobrane, że

spokojnie mogłyby się znaleźć w kompozycjach

z okresu najlepszych płyt

Cloven Hoof, Saxon, Tank i Iron

Maiden. Szybkie tempa i mocne riffy!

Pod tą skromną i prostą, lecz jednocześnie

wyrazistą okładką czai się prawdziwa

nawałnica brytyjskiego metalu,

gotowa spuścić niezłe lanie każdemu,

kogo napotka na swej drodze. (5,5)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Blackbird - Of Heroes And Enemies

2014 Pure Rock

AC/DC wiecznie żywe, można śmiało

zakrzyknąć po wysłuchaniu debiutanckiego

albumu niemieckiej grupy Blackbird.

Praktycznie w każdym utworze

mamy bowiem patenty charakterystyczne

dla piewców hard rockowego boogie

i ciężkiego rock 'n' rolla, czasem tylko

doprawione rozwiązaniami kojarzącymi

się z inną legendą, tj. Rose Tattoo,

bądź nurtem nowego-starego retro

rocka i kapelami pokroju Airbourne.

Jest więc żywiołowo, dynamicznie, surowo

i ostro. Do tego śpiewający gitarzysta

Angus (sic!) Dersim wielce udatnie

naśladuje manierę nieodżałowanego

Bona Scotta, wycinając przy tym siarczyste

solówki. Najlepiej wypada to w

szybkim "Fire Your Guns", wolniejszym

"Not About You", rozpędzonym numerze

tytułowym, piekielnie chwytliwym

"Ride With The Rockers" oraz mrocznym

"Devil's Soul". Niestety nie

wszędzie jest tak różowo, bo mamy też

na tej płycie nijakie refreny ("Dusk Till

Dawn"), coś na kształt niezbyt udanej

ballady ("Deuce") oraz próbę stworzenia

mainstreamowego hitu, którego nie ratuje

nawet piękna "Bonowska" barwa

("Hero"). Jednak nawet pomimo tych

mankamentów "Of Heroes And Enemies"

zaciekawi zarówno zwolenników

ostrego, melodyjnego rocka jak i fanów

AC/DC. (4)

Bloodride - Bloodmachine

2014 Violent Journey

Wojciech Chamryk

Nazwa Bloodride obijała mi się parokrotnie

o oczy i uszy, ale moja wiedza

na temat tego zespołu kończyła się na

świadomości tego, że jest z Finlandii i

gra thrash. "Bloodmachine" to ich druga

płyta, a zarazem mój pierwszy raz z

ich muzyką. I jak na ten pierwszy raz

było bardzo ok. Potężny, agresywny

oldschoolowy thrash metal ubrany w

dzisiejsze brzmienie wali prosto w ryj,

łapie za kark i nie chce puścić. Słychać

tu sporo z Destruction, Sacrifice, trochę

Dark Angel czy starej Sepultury.

Do największych plusów można z pewnością

zaliczyć grę gitarzystów. Duet

Simo Partanen/ Teemu Vahakangas

masakruje nas naprawdę znakomitymi,

potężnymi riffami, a i sola też trzymają

poziom. Niektóre motywy wychodzące

spod ich paluchów wkręcają się bardzo

konkretnie w łeb. Basik też spełnia swoją

rolę dodając tej muzyce ciężkości i

będąc solidnym podkładem pod wiosła.

Natomiast mały minus dla wokalisty i

bębniarza. Nie zrozumcie mnie źle, obaj

są bardzo poprawni, ale niestety tylko

poprawni. Gdyby byli o poziom wyżej

to ten album mógłby mordować. Jyrki

Leskinen dysponuje potężnym i brutalnym

rykiem, ale śpiewa dość jednowymiarowo.

Podobnie perkusista Petteri

Lammassaari, który dobrze napędza

całą machinę, gra równo i mocno,

ale trochę zbyt jednostajnie. Przez to

czasem wkrada się uczucie lekkiego znużenia.

Więcej urozmaiceń w tych dwóch

punktach i byłoby doskonale. "Bloodmachine"

to dość równa płyta, ale mnie

wychłostały przede wszystkim "Taken

Over" z chóralnym refrenem, przy którym

nie sposób nie nakurwiać łbem oraz

potężny strzał w mordę w postaci "Massacre

my Icons". Gościnnie w ostatnim

na płycie "Fight the Fear" zaryczał Mika

Luttinen z niesławnej bandy zboczeńców

Impaled Nazarene. Trochę jestem

zły na Bloodride, bo słychać, że mają

ogromny potencjał, ale jakby troszkę

nie mogli go wykorzystać. Gdyby tak

było to piałbym z zachwytu, ale "Bloodmachine"

i tak mi się podoba jak cholera

i ciężko mi przestać jej słuchać.

Podobno debiut był lepszy, więc jestem

zmuszony, by go jak najszybciej zdobyć.

(4,8)

Brainstorm - Firesoul

2014 AFM

Maciej Osipiak

Kiedy w połowie lat 90-tych dał o sobie

znać boom na power metal, nagle powstało

wiele formacji, które chciały poszerzać

ten gatunek muzyczny. Do tego

licznego grona na pewno należy zaliczyć

niemiecką formację Brainstorm. Choć

powstała pod koniec lat 80-tych, to jednak

ich przygoda z power metalem na

dobre rozpoczęła się w 1997 roku. Można

rzec, że ta kapela nie wie co to zmęczenie,

nie wie co to złożenie broni i

poddanie się. Ma na swoim koncie dziesięć

albumów, w tym kilka, jakże udanych

wydawnictw, które ustawiły ten

zespół w drugiej, a może nawet i pierwszej

lidze, jeśli chodzi o power metal.

Stęskniłem się za mocniejszym uderzeniem,

a przede wszystkim, za graniem

melodyjnym i godnym zapamiętania.

Niestety ostatnie wydawnictwa Brainstorm

do takich nie należały. Czy nowy

album "Firesoul" to nadzieja na coś lepszego?

Może powrót do korzeni? Takie

myśli zrodziły się w momencie spojrzenia

na okładkę, która wygląda podobnie

do tej zdobiącej "Soul Temptation".

Materiał jednak nie tak łatwo jest porównać.

Jasne, Brainstorm nie zamierza

udawać kogoś kim nie jest, tak więc

słychać od samego początku, że trzyma

się swojego stylu. Jest to dalej power metal,

agresywny, melodyjny, nieco amerykański,

wciąż na solidnym poziomie.

"Firesoul" ma potencjał na bardzo dobry

album, ale nie został w pełni wykorzystany

- znajdziemy na nim soczyste i

drapieżne brzmienie, nie brakuje na

nim ostrych zagrywek Torstena i Milana,

ani mocnego uderzenia. Momentami

górę bierze toporność czy monotonność

i wtedy robi się nie ciekawie. Ozdobą

muzyki Brainstorm wciąż jest

wokalista Andy B. Franck, który ma

mocny i doniosły głos, a jego ukłony w

stronę Bruce'a Dickinsona można

uznać za zaletę. Pisząc o monotonności

miałem na myśli takie momenty jak

"Recall The Real", które działają na nie

korzyść Brainstorm. Słaby, nijaki

utwór, który jest tylko wypełniaczem.

Drugim takim zbędnym kawałkiem jest

"The Choosen". Rockowy "...and I Wonder"

też wydaje się na krążku zbyteczny.

Zastanawiacie się gdzie w tym potencjał?

Album poza tymi trzema utworami

ma całkiem udany materiał, zwłaszcza

jeśli ma się ochotę na agresywny, drapieżny

power metal, z lekkim nowoczesnym

feelingiem. Już otwieracz "Erased

By The Dark" wprawia słuchacza w

dobry nastrój i pozwala mieć nadzieje

na całkiem udany album. Troszkę brzmi

to jak skrzyżowanie Firewind i Nightmare,

ale przecież nie pierwszy raz

Brainstorm gra ciężej i drapieżniej. W

podobnej stylizacji utrzymany jest tytułowy

"Firesoul". Jednak zespół osiąga

szczyt swoich możliwości w rozpędzonym

"Shadowseeker" czy przebojowym

"Feed Me Lies". No i jest jeszcze znakomity

"What Grows Inside", który przenosi

nas do najlepszych lat Brainstorm

i można rzec, że to jest definicja stylu

niemieckiej formacji. Może "Firesoul"

nie jest najlepszym albumem w historii

Brainstorm, ale z pewnością znakomicie

oddaje stare czasy i pokazuje, że kapela

wie jeszcze jak grać mocny power

metal. Jest kilka niedociągnięć, słabych

momentów, ale i tak całościowo jest to

najlepszy krążek od czasów "Downburst",

a może i nawet właśnie "Soul

Temptation"? Bardzo udany album,

który pokazuje, że zespół jeszcze stać na

porządne wydawnictwa, które nie są

przekombinowane i nijakie, jak to miało

miejsce przy ostatnich produkcjach.

Warto sięgnąć po "Firesoul". (4,5)

Crystal Tears - Hellmade

2014 Massacre

Łukasz Frasek

Tradycji stało się zadość, bo po upływie

czterech lat grecki Crystal Tears wydał

nowy album zatytułowany "Hellmade".

Nie dość, że jest to trzeci album tej formacji,

która regularnie wydaje swoje

krążki co cztery lata, to jeszcze jest to

trzeci kontrakt płytowy podpisany z

trzecią już wytwórnią płytową. Również

po raz trzeci Crystal Tears zmienił wokalistę

i tym razem został nim Soren

Adamsen, który śpiewał w Artillery.

106

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!