26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Kruk - Before

2014 Metal Mind

Nie będę udawał, że sam wpadłem na trop

Kruka. Nie będę odbierał zasług innym. Uczynił

to mój przyjaciel Adam Droździk, "Pan od

muzyki podniesionej do rangi sztuki", działający

od 25 lat w rozgłośni Pomorza i Kujaw w

Bydgoszczy. To z jego inicjatywy powołano

twór radiowy "Koncerty w radiu PiK", niesamowite

przedsięwzięcie funkcjonujące na przestrzeni

lat 2006 - 2011 lub 2012, nie pamiętam

dokładnie. Co tydzień w piątek punktualnie

o 19.05 odbywał się koncert wybranego

gościa, otwarty dla publiczności, niebiletowany,

w profesjonalnych warunkach technicznych,

z transmisją "na żywo" w eter. Łezka

się w oku kręci na wspomnienia. I komu to

przeszkadzało? Pytanie bez rozsądnej odpowiedzi.

Większość kandydatów do występu selekcjonował

(wiem, fe, brzydkie słowo) i zapraszał

właśnie A. Droździk. Jest to ważna

uwaga, ponieważ pan redaktor znany jest w pewnych

kręgach z tego, że nie cierpi bylejakości

i byle czym trudno go zadowolić. Oj przewinęły

się przez te lata dziesiątki wykonawców,

także zagranicznych, wymieniając choćby litewski

The Skys, czy belgijski psychodeliczny

Quantum Fantay. Prezentacje szerokiego spektrum

muzyki od ekstremalnych odmian metalu

przez melodyjny rock, progresję, muzykę

elektroniczną, punk po piosenkę autorską. Piszę

o tym wszystkim by teraz przejść do meritum.

Gdzieś tak na progu roku 2009 Adaś

przysłał mi newsa, że "namierzył" fajną kapelę

ze Śląska, grającą klasyczny hard rock i jak negocjacje

przyniosłą pożądane rezultaty, to być

może Kruk otrzyma zaproszenie do radiowego

studia. Zamierzenie zakończyło się sukcesem i

dokładnie 19. czerwca 2009 muzycy "zameldowali"

się w Bydgoszczy prezentując program

swojej pierwszej autorskiej płyty "Before He'll

Kill You" oraz kilka świetnie opracowanych

coverów, m.in. Deep Purple, Led Zeppelin. "I

ja tam byłem, muzyki słuchałem". Jak na debiutantów

piątka facetów zakochana w hard

rockowych tradycjach lat 70-tych wręcz porwała

swoim entuzjazmem i szacunkiem dla

historii gatunku. Sprawni instrumentalnie,

przedstawili w pełni profesjonalny materiał,

trochę pod wpływem klasyków spod znaku

"hard rock", ale z własnym autorskim spojrzeniem.

Oj działo się wtedy, działo. Przy okazji

zakupiłem wtedy nowość w postaci dysku "Before

He'll Kill You", odnowionego niedawno

w anglojęzycznej wersji. Później, ponieważ już

wiedziałem co się kryje pod nazwą Kruk, śledziłem

ich losy na drodze, dzisiaj można już

tak napisać, kariery zawodowej. Minęło pięć

lat od premiery w kameralnych warunkach studia

radiowego, a Kruk zmężniał, rozwinął się

artystycznie, nabrał jakości i autonomii w tworzeniu

nowych kompozycji. Jeden tylko element

pozostał niezmieniony, uwielbienie Kruka

do hard rockowej stylistyki. I dobrze. Niech

tak pozostanie, gdyż kwintet przekonuje ostatnim

albumem "Before", że ma jeszcze wiele do

zaoferowania, potencjał i ambicję do realizowania

swoich wizji twórczych przybierających

formę utworów ze stemplem "Kruka", bez

oglądania się na sławniejszych kolegów z zagranicy.

Kruk to już nie anonimowy skład polskich

rockmanów, to uznana firma gwarantująca

dobry poziom kreowanej muzyki, precyzyjnie

i starannie opracowanej w każdym

szczególe, co wyraźnie słychać zarówno na

ścieżkach nowych rejestrowanych utworów,

jak też występów "live". Aktualnie, autor artykułu

piszący "Kim jest zespół Kruk?", jest ewenementem

i dyletantem, ponieważ zdecydowana

większość słuchaczy, nie tylko polskich,

lecz także poza naszymi granicami, doskonale

jest zorientowana, że twórczość grupy to wyznacznik

dobrej jakości. Ale ciągle jeszcze zdarzają

się odbiorcy mgliście kojarzący logo i nazwę

Kruk, dlatego pozwoliłem sobie, zanim

przejdę do zawartości nowości "Before" z datą

2014, przygotować z przymrużeniem oka kalendarium

Kruka.

Kalendarium biograficzne Kruka

- 2001 rok - narodziny Kruka, dwóch "ojców"

Piotr Brzychcy i Krzysztof Walczyk. Matka

pilnie poszukiwana! Miejsce urodzenia Dąbrowa

Górnicza.

-2005- wejście w wiek przedszkolny. Zainteresowanie

klasyką rockową, Black Sabbath,

Uriah Heep, Led Zeppelin i Deep Purple

znalazło odzwierciedlenie na debiucie fonograficznym,

zatytułowanym "Memories" (2006)

a nagranym z Grzegorzem Kupczykiem. Program

płyty stanowiły covery wyżej wymienionych

gigantów rocka. Nie ma co ukrywać, że

materiał albumu ma charakter odtwórczy, albo

jak ktoś woli jest wyrazem hołdu dla wielkich

rockowych firm, które swoją karierę do sławy

rozpoczęły na przełomie lat 60-tych i 70-tych.

Już wtedy czarne "ptaszysko" szuka innych

źródeł inspiracji i własnych pomysłów mocno

osadzonych w realiach gatunku zwanym hard

rockiem.

-2009- poszukiwania kończą się sukcesem,

skład Kruka nabiera dojrzałości i proponuje

autorski repertuar publikacji "Before He'll Kill

You", w której pojawiają się na fundamencie

rockowej tradycji własne spostrzeżenia, rozwiązania

brzmienia, nowe, starannie opracowane

tematy melodyczne, patenty instrumentalne,

czyli jednym słowem indywidualny styl

jako znak rozpoznawczy twórczości. Album

znajduje swoje miejsce w rubryce "Płyta miesiąca"

cenionego periodyku Metal Hammer.

Naturalną koleją rzeczy zespół organizuje turę

koncertową, która potwierdza zainteresowanie

fanów i mediów "Kruczymi" dźwiękami.

-2011- grupa wkracza w okres dojrzałości artystycznej,

na rynku pojawia się kolejne wydawnictwo

z ofertą 11 nowych nagrań opatrzonych

tytułem "It Will Not Come Back", które

świadczą o ewolucji stylu i umiejętności indywidualnych.

Ciekawostką jest między innymi

zamieszczona piosenka Tiny Turner "Simply

The Best" świadcząca o otwartości na różne inspiracje.

Drugim zaskakującym czynnikiem

jest zaproszenie do zaśpiewania w/w utworu

Piotra Kupichy z popowej kapeli Feel, o której

nie wygłoszę żadnej opinii, aby kogoś nie

obrazić. Natomiast będę się wymądrzał na

temat drugiego gościa, którym był Doogie

White (Rainbow), który zaśpiewał w utworze

"In Reverie". Doogie White to kawał historii

muzyki rockowej, szczególnie tej z dopiskiem

"hard" bądź "heavy", w swojej biografii ma takie

"przystanki" jak Rainbow Ritchie Blackmore'a,

Cornerstone, Tank, Yngwie Malmsteen

czy Michael Schenker Group. Istnieje jeszcze

trzeci komponent budzący uznanie publiczności,

dbałość o formę wydawniczą, gdyż do

płyty załączono wspaniałą edycję "grubaśnej"

książeczki i jako rodzaj premii bonusowy dysk

DVD z ponad 100- minutową rejestracją koncertową.

-2012- doświadczony i w pełni świadomy swoich

zalet i wad Kruk przystępuje do prac nad

nowym rozdziałem swojej aktywności muzycznej,

zatytułowanym "Be3", który szybko zajmuje

stosowne miejsce w wielu kolekcjach płytowych,

bo na tym etapie płytę Kruka kupuje

się "w ciemno", będąc przekonanym, że w jej

"środku" znaleźć można pełnowartościowe produkty.

Być może w przypadku recenzji będzie

czas na dyskusję nad jej zawartością, ale ja

zwrócę uwagę na nową wersję Purpurowego

"Child In Time", która wywołała reakcję w

branży podobną do włożenia przysłowiowego

"kija w mrowisko". Koalicja dyskutantów podzielona

została na dwa obozy. Jeden twierdził,

że tak radykalnie zmieniona wersja ikony

rocka to świętokradztwo. Że tak nie należało,

że brak szacunku, ble, ble, ble... Druga część

forum, do której zaliczyć mogę także swoją

osobę, zareagowała życzliwym zainteresowaniem.

Chylę czoła dla odwagi muzyków, ponieważ

potrafili z powodzeniem zmierzyć się

inteligentnie z nie lada wyzwaniem. Bo jak

poradzić sobie z wokalną stroną tego hard

rockowego hymnu, jeżeli sam Ian Gillan z

powodu trudności wokalnych zrezygnował z

wykonywania "Dziecka…" na koncertach? Jak

wybrnął z sytuacji Kruk, zapraszam na ścieżki

rzeczonej płyty. Ja ze swojej strony mogę bić

tylko brawo za otwarty umysł przy interpretacji.

Na zakończenie jeszcze kilka słów. Anno

domini 2012 Kruk ukonstytuował swoją

czołową pozycję wśród, nie bójmy się tego

słowa, światowych formacji hard rockowych.

Dowody łatwo znaleźć. Do "kruczego gniazda"

pukać zaczęli menago licznych koncertów i

tym sposobem zespół stał się atrakcją występów

takich tuzów rocka jak Deep Purple czy

Carlos Santana.

-2014- "Before", "pachnąca" nowością dawka

67 minut "kruczych" dźwięków. Ale tym zajmę

się za chwilę.

"Before" - Kruk kontynuacja

O gustach się nie dyskutuje. Nieraz zdarza się

tak, że otrzymujemy solidną dawkę dźwięków,

która natychmiast po "odpaleniu" odtwarzacza

zdobywają naszą sympatię. Bywa tak, że nie

potrafimy uzasadnić, dlaczego tak się dzieje,

po prostu z punktu widzenia słuchacza, zestaw

nam się podoba, choć "podobanie się" bądź nie,

to żadna precyzyjna klasyfikacja. Innym razem,

klasowe utwory, dobre opinie, fajne riffy

i melodia i klapa. Zwyczajnie muzyka nam nie

"wchodzi", coś hamuje nasze emocje, nie pozwala

się zaprzyjaźnić, bez racjonalnego i logicznego

uzasadnienia. Zapewne znacie te uczucia,

pozytywne wibracje wywoływane muzyką

lub nie. Tak zareagowałem na debiut Kruka i

tak pozostało mi do dzisiaj. Stałem się "Kruczym"

sympatykiem i pozostanę nim przez

kolejne miesiące, a potem "się zobaczy", bo

przecież "sympatia słuchaczy na pstrym koniu

jeździ", to znaczy, że nie jest to "rzecz" dana po

wsze czasy. Bywa i tak, że po całym paśmie

ewidentnych artystycznych wpadek, gust odbiorcy

odwraca się plecami. W moim przypadku

stało się tak niestety z uwielbianą przez lata

długie Lacrimosą. Nie, nie wypiąłem się na

Tilo Wolfa, nadal szanuję ich wcześniejszą

twórczość, ale ostatnie produkcje nie przekonały

i obecnie wyczekuję, co dalej. W rozkroku

stoję i przyglądam się temu, co wymyśli

Dream Theater, na razie dostali ode mnie

"żółtą kartkę" za ostatni album, choć wiem, że

moją "kartkę" to oni mają "gdzieś". Kruk to

przykład stałości uczuć fanów, ponieważ

czwarty raz swoim albumem, tym razem

"Before" sprawił radochę i to nie krótkoterminową,

bo zestawem dziewięciu kompozycji

plus dwóch bonusów można się zachwycać po

wielu przesłuchaniach. Ta "Krucza" muzyka

nie traci na sile witalnej, nie traci na urodzie

świetnych patentów melodycznych, nie gubi

przestrzeni uchwyconej w procesie produkcji,

nie "pada" poziom partii solowych, których

upchnięto co nie miara, pomimo to kolejne solowe

wstawki nie nużą, raczej budzą ciekawość

i intrygują, niezależnie od faktu, czy to popis

Hammonda, czy mister Brzychcy wycina kolejną

partię na swoim elektrycznym "wiosełku",

albo nowy od jakiegoś czasu wokalista, Roman

Kańtoch, proponuje soczystą i dynamiczną

frazę, potwierdzając profesjonalnymi umiejętnościami,

że poszukiwania do "Kruczego" gniazda

faceta przed mikrofonem zakończyły się

sukcesem. Gościu ma czym "straszyć" i bez

trudu idzie w konkury z nabijającą diabelski

rytm sekcją, w której duet bas - bębny ustawia

solidną zaporę dźwięków. W zakresie wokalistyki

jest to człowiek wszechstronny, co łatwo

udowadnia w różnych fragmentach "Before",

choćby w "pysznych" harmoniach wokalnych w

"Once", gdzie towarzyszy mu piękny głos jakiegoś

"Anioła w spódnicy", albo w "Wings Of

Dreams", w którym "Marzenia" mają kształt

ślicznego, bujającego, chwytającego za serce

"bluesidła". Tak, tak to nie pomyłka, Kruk

urozmaicając swoją "hard rockową" ucztę

wprowadził do swojego salonu, "podszyty"

bluesową konwencją utwór, wspaniale tonujący

rozbuchane emocje i prezentujący nietuzinkowe

umiejętności poszczególnych członków

zespołu, którzy solidarnie "powrzucali" do

tego tygla dźwięków swoje instrumentalne

znaki rozpoznawcze, dodajmy, że uczynili to w

bardzo wyważony sposób, czyli nie burząc

uporządkowanej struktury kompozycji. Zaraz

potem, tym, którzy pod wpływem tych niespełna

sześciu minut wpadli w stan rozmarzenia,

a można, można się dać usidlić urodzie

"Wings Of Dreams", grupa wykonała atomowy

serw, prawdziwy tenisowy as w postaci przebojowego

killera "Grey Leaf". Nóżki same przebierają

szybciutko w rytm tego kawałka, podziwiając

niesamowicie nośny wątek melodyczny.

Panowie radiowcy do dzieła, toż w tym numerze

tkwi taki potencjał przebojowości, że

nic chyba nie stoi na przeszkodzie, aby zaoferować

go szerszej publiczności, tym bardziej, że

naturalne, przestrzenne brzmienie wbija dosłownie

w ziemię. Rytm pędzi na złamanie

karku, gitarowe "Ferrari" włącza szósty bieg, a

perkusista i basista "rzucają" takimi petardami,

że mają szansę "zniewolić" spore grono odbiorców.

Co z tego, że w powietrzu fruwają stylistyczne

"purpurowe" iskierki, całe wnętrze

kompozycji, energia, instrumentalny dynamit

to autorski projekt Kruka. Dla mnie prawdziwa

bomba! Wszystkim tym, którzy wpadli w

dziki pląs, bo pozostać w tym przypadku kamiennym

i zimnym emocjonalnie, to "mission

impossible", piątka hard rockowców dokłada

kolejne cztery i pół minuty ognistych delicji

zatytułowanych "My Morning Star". Gdyby

tak bladym "Rankiem" odpalić komuś leniwemu

i rozespanemu taką riffową racę, to wyskoczyłby

z łóżeczka jak z katapulty, gasząc

tlącą się na tyłku pidżamkę. Bo panowie z

Kruka po poprzedniej jeździe uruchomili dalsze

pokłady turbodoładowania, zarówno w sferze

melodyjności, gitarowej drapieżności, jak

też basowych salw i perkusyjnych wyładowań.

Ile w tym żywiołowości, nie udawanej energii,

dynamicznych przejść, ten tylko się dowie, kto

posłucha. A warto! Prawie dziesięć minut energetycznego

grania, daje receptorom do wiwatu,

więc czas na ukojenie, przynajmniej według

programu albumu "Before". "Farewell" od początku

przebiera się w balladowe "szatki", prześliczna,

delikatna gitara, kołysankowy, melancholijny

wokal, następnie subtelne klawisze i

tak przez pierwsze dwie minuty z sekundami.

Kruk nie przysnął, oj nie, lecz dołożył delikatnie

do "pieca", a utwór pozostając urodziwą

balladą nabrał kolorytu, instrumentalnych

odcieni, a w 3:43 za sprawą gitary, Hammondów,

uśpionej do tej pory sekcji rytmicznej

utwór dostał solidnego "kopa" nabierając

rozpędu i przepędzając do 5:15 balladowe sny.

Ostatnie kilkadziesiąt sekund oznacza powrót

do subtelnie "tkanego" motywu gitarowo- wokalnego.

Odetchnęliśmy, uff, nabraliśmy sił!

To teraz buch, hard rockowym młotkiem,

wszystkim leniuchom "dźwiękowo - kaloryczna"

"szpila" nazwana "Open Road", czyli zawracamy

na "autostradzie dźwięku" w kierunku

rasowego rocka, nawet więcej niż hard, bo

gitarka pracuje tworząc gęstą siatkę riffów jak

w metalowym "kociołku", pędząc rytmicznie w

dal. Czyściutki wokal wyciąga wysoko niektóre

frazy, posługując się z rzadka manierą, którą

można chyba nazwać skandowaniem. Dynamiki

mnogość, karkołomne przejścia instrumentalne,

a to Piotr Brzychcy "wytnie" solowy

numerek, a to organy nadadzą brzmieniu większą

intensywność, a to, że Dariusz Nawara

nie połamał sobie rąk przy kaskaderskich przejściach,

to wyłącznie jego zasługa. Regularną

setlistę kończy rozdział czysto instrumentalny

"Timeline", oparty na podłożu gitarowych akordów

akustycznych i elektrycznych, w tle brzmiące

przeszkadzajki perkusyjne urozmaicają

przekaz, choć ta kompozycja to "teatr jednego

aktora", w którym Piotr Brzychcy prezentuje

tajemnice warsztatu gitarowego. A teraz

dziwną pętlą powrócę do początku, ponieważ

dziwnym i także dla mnie niezrozumiałym

trafem zignorowałem prawie 10-minutowy

spektakl o tytule "My Sinners", który otwiera

publikację Kruka. Ta wielowątkowa kompozycja

ukazuje wszechstronność muzyków do tworzenia

epopei z niezwykle rozbudowaną, suitową

strukturą, licznymi złamaniami linii rytmicznej,

gwałtownymi przejściami, regulowaniem

tempa, wprowadzaniem solowych

rozwiązań instrumentalnych z akcentami

improwizatorskimi, przy zachowaniu bardzo

klarownych tematów melodycznych. Pełne,

gęste brzmienie, oraz zróżnicowane wstawki

solowe przyczyniają się także do doskonałego

kształtu tej konstrukcji muzycznej. Podstawową

listę tracków uzupełniają dwa nagrania

bonusowe zaśpiewane w naszym ojczystym

języku. Pierwszy z nich "Moja dusza" to ładna,

sześciominutowa ballada, przyspieszająca po 2

minucie, przyczynek do tego, by skompromitować

tych, którzy twierdzą, że język polski

słabo nadaje się do tworzenia nośnych utworów.

Guzik prawda! Posłuchajcie występu

Kruka! Twórcy zmieścili w ramach tej piosenki

liczne elementy nadające jej wyraziste oblicze,

wśród nich wymienić można zmienność

rytmiki, pracę organów Hammonda, partię solową

na struny akustyczne gitary (4:40), wzorcowe

linie wokalne, a całość znakomicie ze

sobą scalona w jeden spójny organizm muzyczny.

"Szary liść" z kolei hard rockowo masakruje

ciszę, urzekając udanym pomysłem melodycznym,

niespożytą energią i ekspresją wykonawczą.

Wyżej rozpisałem się ponad miarę,

więc podsumowanie będzie krótkie. Kruk

wydając "Before" umocnił się na wysokim

poziomie hard rockowej czołówki światowej.

W ofercie albumu znalazło się wiele precyzyjnie

i starannie opracowanych tematów, zachowano

standardy gatunku bez tendencji do

tandetnego i bezmyślnego kopiowania, ale w

oparciu o tradycje. Kruk nie dokonał rewolucji,

ale nie miał wcale takiego zamiaru, poszedł

jednak drogą ewolucji i rozwoju sztuki

komponowania fajnych melodii, udoskonalania

indywidualnych umiejętności, dbania o

brzmienie. Współcześnie Kruk występuje na

scenie rockowej w roli aksjomatu, bierzesz do

ręki ich płytę z zarejestrowanymi utworami ,

włączasz CD-player i otrzymujesz dowód artystycznego

profesjonalizmu. Dziwić się nie wypada,

bo to pewnik! Do dysku kompaktowego

załączono płytę DVD z 6 utworami z koncertu

w lutym 2014, w katowickim Spodku, zarejestrowane

w czasie występu przed kolegami z

Deep Purple i kilkoma dodatkowymi informacjami.

Jednym słowem wydawniczy "full wypas".

(5)

Włodek Kucharek

116

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!