26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

wo garażowe, a do tego pomimo, że te

16 numerów trwa tylko 37 minut to już

po połowie zaczyna nużyć. Pojawiają się

czasem ciekawe riffy, wokalista brzmi

jak nieślubny syn Baloffa i Zetro, słychać

radość grania. Do tego mają też

jeden naprawdę znakomity numer w

postaci "Down and Out", który kojarzy

mi się ze starym Anthrax i takimi wałkami

jak "Medusa". Na pewno jeśli kiedyś

wrócę do tej płyty to tylko dla niego.

No i jeszcze te exodusowe chórki.

To są plusy. Jednak ogólna monotonia

całości i powtarzanie wciąż tych samych

patentów nie zachęca do ponownego

sięgnięcia po ten krążek. Podsumowując

jest to bardzo przeciętny materiał, który

pewnie sporo zyskuje na koncertach.

Tylko dla fanatyków łykających wszystko

co ma naklejkę "Thrash". Reszta

może sobie zdecydowanie odpuścić. (3)

Edge Of Thorns - Insomnia

2014 Killer Metal

Maciej Osipiak

Melodyjny power metal wciąż miewa się

dobrze, a Niemcy nadal jawią się jako

naturalne zagłębie takich zespołów.

Edge Of Thorns wpisuje się w ten nurt

z nawiązką, zaś trzecim w karierze albumem

"Insomnia" grupa powraca do

pełnej aktywności po kilkuletniej wydawniczej

przerwie. Słychać na tej płycie,

że grają doświadczeni muzycy, a skoro

zespół istnieje od 18 lat, można bez

cienia przesady mówić o nich jako o

weteranach europejskiej fali power metalu

z lat 90-tych ubiegłego wieku. Materiał

też prezentuje się całkiem efektownie,

bo niemiecki power metal charakteryzuje

się odpowiednimi proporcjami

melodii, ciężaru i dynamiki, zaś muzycy

Edge Of Thorns chętnie dodają do niego

inne elementy. Lubią na przykład ostry,

drapieżny speed metal ("Dark Side

Of The Line", "…Of Hearts That Burn"),

klasyczny hard rock też jest im bliski

(początek utworu tytułowego), a nazwa

grupy nie na darmo została zaczerpnięta

od jednego z albumów amerykańskich

mistrzów technicznego metalu -

Savatage ("The 7 Sins Of Arthur

McGregor"). Niestety muzycy czasem

za bardzo na siłę próbują tworzyć rozbudowane,

wielowątkowe kompozycje,

gdy pomysłów na 7-8 minut zdecydowanie

mają za mało ("A Caress Of

Souls"), nie zawsze sprawdzają się też

delikatniejsze bądź balladowe utwory

("…Is This The Way It Ends"), ale tak

udane, zakorzenione w tradycji europejskiego

metalu utwory jak "Walking Like

A Ghost" zdecydowanie równoważą te,

w sumie drobne, niedostatki. (4,5)

E-Force - The Curse…

2014 Mausoleum

Wojciech Chamryk

"Now let's Begin this perverse journey…"

ogłasza wers kończący intro. Zaiste

"The Curse…" jest podróżą na wskroś

perwersyjną. Mamy tutaj do czynienia z

trzecim albumem kapeli, którą założył

były wieloletni basista Voivod - Eric

Forrest. Dlatego nie należy się zdziwić,

gdy usłyszymy fragmenty, które spokojnie

mogłyby zostać nagrane na "Phobos"

czy "Negatron". Nie należy jednak

w E-Force szukać jednoznacznej kalki

muzyki Voivod. Na "The Curse…"

(gdyż na tę chwilę pod takim właśnie

tytułem ma zostać wydana ta płyta, a

nie, jak pierwotnie zakładano, pod "The

Curse of the Cunt") znajdują się jego

wpływy i owszem, jednak ich ilość jest

umiarkowana. Poza tym progresja i

technika to nie jedyne dodatki do muzyki

E-Force. Na przykład w "Perverse

Media" obok prostego thrashu w amerykańskim

wydaniu zostały dodane jakieś

dziwne metalcore'owe elementy. Po

co? Nie wiadomo, jednak burzy to strasznie

strukturę utworu. Reszta muzyki

na "The Curse…" skupia się na szczęście

jednak wokół innych klimatów. Podejście

Erica Forresta do thrash metalu

jest dość niejednoznaczne. Z jednej

strony riffy są proste, z drugiej muzyka

E-Force potrafi pokazać coś w miarę

świeżego, a także interesującego. Problem

stanowi jednak produkcja, dzięki

której brzmienie basu oraz gitar jest średnie

i niezbyt wyraziste. Nawet dobrze

brzmiący gardłowy krzyk Erica nie ratuje

brzmienia albumu. Szkoda, gdyż materiał

zawarty na "The Curse…" może

zainteresować niejednego fana niebanalnego

podejścia do metalu. (3,75)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Eldritch - Tasting The Tears

2014 Scarlet

Po bardzo niepoważnym "Gaia's Legacy"

panowie z Eldritch powrócili z

nowym materiałem. Powiem szczerze,

że bardzo długo zwlekałem z napisaniem

recenzji do "Tasting The Tears",

nie mogłem wyrzucić ze świadomości

ich koszmarku sprzed trzech lat. W

końcu się przełamałem… Uruchomiłem

odtwarzacz i… pozytywnie się zaskoczyłem.

"Inside You" zaczyna się spokojnymi,

gitarowymi akordami, które z

miejsca przeradzają się w chwytliwe

riffy. Sam kawałek brzmi potężnie i szybko

wpada w ucho (szczególnie refren).

Dobre wrażenie robi też utwór tytułowy

- polirytmiczne sekcje perkusyjne w

połączeniu z klawiszami przypominają

mi nieco twórczość zespołu Amaranthe.

Nieźle wypadają też balladowe wariacje

pokroju "Alone Again", czy melancholijnego

"Iris". Na płycie możemy

znaleźć też kilka metalowych petard, w

których szczególnie wyróżnia się "Love

From A Stone" oraz thrashowy "Something

Strong". Sporo tych pochwał się

nazbierało… Czyżby Eldritch wrócił na

właściwy tor? Zespół wydał kilka niezłych

albumów w trakcie swojej, długoletniej

działalności ("Portrait of the

Abyss Within", czy "El Nino"), a "Tasting

The Tears" można spokojnie zaliczyć

do tych bardziej udanych osiągnięć.

Płyta jest przyzwoicie nagrana,

ma kilka, fajnych momentów, a po

kilkakrotnym przesłuchaniu nie odrzuca

- to dobry znak! Największą wadą tego

wydawnictwa jest jego powtarzalność.

Grupa nie wnosi niczego nowego

zarówno do swojej dyskografii, jak i

power / progmetalowego światka. Włosi

zdecydowanie górują w tym nurcie, a

Eldritch, zamiast stworzyć coś osobliwego,

po raz kolejny stara się wpasować

w tę kiczowatą i nieco już oklepaną ramę.

Skoro DGM mogło, to czemu nie

inni? "Tasting The Tears" można nazwać

lekarstwem na traumę po "Gaia's

Legacy" - daję nam długotrwałą ulgę, ale

nie wymazuje tego co zdołaliśmy wcześniej

usłyszeć. Wystarczy odejść od

utartych schematów, trochę poeksperymentować

i stworzyć coś bardziej skutecznego.

(3.5)

Łukasz "Geralt" Jakubiak

Elvenking - The Pagan Manifesto

2014 AFM

Najnowsza płyta Włochów to niemal

dokładnie to, na co czekałam od ośmiu

lat, czyli od wydania świetnego "The

Winter Wake". Znany z łączenia folku

z heavy metalem Elvenking po wydaniu

swojego magnum opus zgubił dobry

trop. Wydanie "The Scythe" wiązało się

z zastosowaniem mniejszej roli skrzypiec,

wejściem w niemal melodeathowe

rejony, a "Red Silent Tides" prawie zupełnie

pożegnało pogańską tematykę

oraz skoczne folkowe melodie na rzecz

współczesnego hard rocka. Przedostatni

krążek, "Era" miejscami sięgał do elvenkingowej

tradycji (dość spojrzeć choćby

na okładkę), jednak prawdę powiedziawszy

nie spodziewałam się, że drobne

folkowo-pogańskie pomruki tej płyty

będą zapowiedzią tak pełnego powrotu

do korzeni. Kilka tygodni przez premierą

"The Pagan Manifesto" zespół - nomen

omen - zamanifestował nową-starą

drogę. Ostatecznie już mocniej eksponującego

ten powrót do korzeni tytułu

chyba nie dało się ułożyć. Zresztą kapitalnie

nastroje panujące na nowej płycie

oddaje także piękna okładka nawiązująca

do klimatu "The Winter Wake". Dodawszy

do tego jeszcze sesję zdjęciową,

gdzie twarze muzyków zdobią makijaże

rodem z początków Elveking, można

było poczuć, że zbliża się coś naprawdę

smakowitego. Ileż razy taki sztafaż

okazywał się jedynie ułudą, bo płyta

wydana po takich wizerunkowych zapowiedział

nie współgrała z nimi ni w ząb.

Szczęśliwie już pierwsze dźwięki płynące

z głośników po włączeniu "The Pagan

Manifesto" utwierdziły mnie w

przekonaniu, że "Elfikrólik" to jednak

uczciwy zespół, który stanął na wysokości

zadania i sprostał oczekiwaniom, jakie

sam rozdmuchał tuż przed premierą.

Najnowszy krążek Włochów nie cofa się

nawet do "The Winter Wake", na którym

folk współgrał z cięższym brzmieniem,

ale wręcz do pierwszych krążków

- "Heathenreel" i "Wyrd". Do tamtych

czasów przenoszą nas nie tylko utwory

w klasycznym dla Elvenking klimacie,

jak choćby "Elvenlegions", "The Druid

Ritual of Oak" czy "Witches Gather", ale

też dosłowne nawiązania. Jest nim pojawiający

się w "King of the Elves" motyw

z "White Willow" czy słowa w refrenie

"The Solitaire" nawiązujące do "Neverending

Nights". Co więcej cała płyta

podtrzymuje pogański klimat traktując

go raz poważnie (historia spalenia na

stosie Urbaina Grandiera), a raz zupełnie

żartobliwie, jak w rock'n'rollowym

wręcz "Pagan Revolution". Podobne

spektrum zespół rozpościera jeśli chodzi

o stylistykę przekazu. O ile poza dwoma

numerami - "Twilight of Magic" i "Black

Roses of the Wicked One" wszystkie w

mniejszym lub większym stopniu sięgają

do początków Elvenking, o tyle nie

są skomponowane w tej samej estetyce.

Na krążku pojawiają się epickie, długie

kompozycje - kawałek-manifest "King of

Elves" i kapitalny, mroczny numer o sabacie

czarownic "Witches Gather". Pojawiają

się także dynamiczne energetyki

nawiązujące do tradycji "Hobs and Feathers"

takie jak "Elvenlegions" czy "Pagan

Revolution". Pojawiają się także folkowe,

ale nie popadające w ludyczną tawernę,

opowiadające interesujące historie

numery w stylu "The Druid Ritual of

Oak" czy "Grandiers Funeral Pyre". Nie

mogło rzecz jasna zabraknąć także celtyckiej

ballady przenoszącej nas atmosferą

w zielone, magiczne puszcze. Zaskakujące

jest to, że zespół sięgnął aż

tak głęboko do swojej dyskografii. "The

Pagan Manifesto" mimo oczywistego

pomysłu na powrót do korzeni, nie jest

płytą, która mogłaby wyjść zaraz po

"The Winter Wake". Zespół nie cofnął

się do momentu, w którym tworzył kapitalne

heavymetalowe kawałki o konkretnych

riffach powiązane z folkowymi

aranżacjami i kompozycjami. Cofnął się

do momentu, w którym muzyka Elvenking

nie padła jeszcze ofiarą mocnego

metalowego przearanżowania, a szkoda,

bo właśnie ten styl, znany z "The Winter

Wake" był najbardziej trafiony i

mógł stać się wyznacznikiem zespołu.

Aż dziw, że Włosi porzucili te nastroje

tak radykalnie skręcając już na "The

Scythe". Można było gdybać, że "The

Pagan Manifesto" będzie takim pociągnięciem

stylu "The Winter Wake".

Wydawało się to całkiem logiczne.

Tymczasem jest to płyta wracająca do

pierwszych dwóch albumów, z domieszką

naleciałości, jakich Elvenking nabrał

w ciągu dalszej kariery. Zespól jest

obecnie w takim punkcie, że zupełnie

nie można wyobrazić sobie jego dalszej

drogi. Cofnie się jeszcze w czasie?

Wróci do rockowo-piosenkowego stylu

z "Red Silent Tides"? A może stworzy

kapitalny folk-metalowy album, bez

chęci udowadniania czegokolwiek. "The

Pagan Manifesto" troszkę taki jest -

"pokażmy, że wciąż jesteśmy folkowym,

pogańskim Elvenking". Czekam z niecierpliwością,

ale jednocześnie delektuję

się płytą, która naprawdę przywróciła

moją wiarę w ten zespół (4,5)

Evilnight - Stormhymns of Filth

2014 Hells Headbangers

Strati

Ależ potężna dawka oldschoolu. Tych

pięciu finów napierdala bezczelny czarny

speed metal z rockandrolowym drajwem

i chamskim przepitym wokalem.

Jest szybko, są dobre melodie i świdrujące

sola. Do tego teksty, których umysły

dzisiejszych metalowców wychowanych

na Arch Enemy nie będą w stanie

ogarnąć i mogą spowodować u nich

108

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!