26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

zyki do filmu, który nigdy nie powstał.

Miałem listę pomysłów Gregora i fragmentów,

które musieliśmy zawrzeć.

Musiałem wziąć pod uwagę wszystkie

długie sceny i rozpisać to na muzykę,

która zawarłaby nie tylko ducha Wagnera,

ale i nasz styl. Musiałem wziąć

pod uwagę też ten aspekt, że będziemy

to wykonywać na żywo z orkiestrą, chórem

i ponad setką tancerzy. Projekt stał

się spektaklem opowiadającym o życiu i

dziele wybitnego kompozytora. Toppinen

krótko po realizacji tego projektu

zauważył także, że po siedemnastu latach

poczuł się wolny, mógł zrobić coś

nowego i niezwykle inspirującego. Uzyskaliśmy

świadomość, że możemy zrealizować

coś więcej niż tylko zwykły album.

"Misja niemożliwa" stała się "Misją

zakończoną", a my mamy nowy cel,

który być może uzyska odzwierciedlenie

w kolejnym albumie. Przyjrzyjmy się zatem,

czy też przysłuchajmy muzyce zawartej

na tym albumie. Otwiera ją "Signal",

mroczny jak gdyby burzowy ton,

a następnie niezwykle tajemnicze, równie

niepokojące rozwinięcie w znakomitym

"Genesis", które z kolei po burzy

oklasków przechodzi w "Fight Against

Monsters". Początkowy dość lekki, ale

marszowy fragment, rozwija się do ciężkiego

epickiego motywu, który dosłownie

wprawia w osłupienie. Wiolonczele

i perkusja brzmią tutaj nie tylko

spójnie, ale i groźnie, a kiedy dołącza do

nich orkiestra ma się dosłownie wrażenie

uczestniczenia w walce potężnych

demonów, potworów i ludzi, którzy

usiłują się przed nimi wyzwolić. Cudownie

to brzmi, ale jestem przekonany,

że spektakl musiał być jeszcze bardziej

niezwykły. Uspokojenie przychodzi

w początkowym fragmencie kolejnego

utworu "Stormy Wagner", wietrznej

i lirycznej warstwie muzycznej,

jak gdybyśmy unosili się nad polem

bitwy i wraz z Walkyriami oglądali to,

co zostało i nagle znów wchodzą szybsze,

marszowe, mroczne tony, epickie i

pompatyczne, ale w żaden sposób nie

przedobrzone. Gdzieś przemykają nawet

skojarzenia z przeróbkami utworów

Metalliki, ale nie jest to właściwe skojarzenie.

Wraz z trzaskiem piorunów,

które kończy utwór poprzedni i rozpoczyna

kolejny, poznajemy kolejnego

bohatera oper Wagnera, "Latającego

Holendra". Najpierw przepiękna introdukcja

orkiestry, a następnie potężne

uderzenie wiolonczel i perkusji. Fantastycznie

zostało ze sobą połączone

klasyczne elementy wagnerowskiej muzyki

z ciężkim metalowym feelingiem,

budowanym wszak jedynie za pomocą

perkusji i pociągnięć smyków po wiolonczelach!

Będąc już na pełnym morzu

przychodzi czas na uśpienie naszej czujności,

"Lullaby" czyli kołysanka skonfrontowana

z wcześniejszą dawką emocji

jest naprawdę czymś wielkim. Liryczny,

funeralny i przejmująco smutny

początek rozpisany na orkiestrę nie tylko

uspokaja, ale także daje do zrozumienia

jak kruche jest życie, zwłaszcza

w twórczości Wagnera. Gdzieś przemykają

skojarzenia z ostatnimi dokonaniami

Nightwish czy Tuomasa Holopainena

i nie są to z kolei skojarzenia zbyt

odległe. Jestem przekonany, że i tam

można zanelźć nawiązania do Wagnera

właśnie. Kapitalnie ten utwór przechodzi

w kolejny orkiestrowy, nieco bardziej

wesoły "Bubbles", w którym niemowlak

płaczący na końcu poprzedniego

dorasta na naszych oczach i cieszy się

na widok kolorowych bąbelków. Wiele

bym dał by zobaczyć to, jak zostało to

pokazane w ramach spektaklu. Intrygujący

jest początek kolejnego utworu,

który rozpoczyna fragment "IX Symfonii"

Beethovena. Powiecie, że to pewnie

przesłyszenia albo pomyłka Apocaliptyki,

nic bardziej mylnego. Mistrzem

Wagnera był właśnie Bethoveen

i słynął z interpretacji jego dzieł, a

ten utwór zatytułowany "Path of Life"

ma zdaje się pokazać właśnie to zamiłowanie

Wagnera do Bethoveena.

Przepiękne nawiązanie, które po kolejnej

burzy oklasków wraca do niepokojących,

mrocznych dźwięków. "Creation

Of Notes" prezentujący zapewne proces

twórczy Wagnera, który po spotkaniu

ze swoim mistrzem przystąpił do spisania

swojego kolejnego dzieła. Kolejny

raz fantastycznie zostały tutaj połączone

dźwięki klasycznej orkiestry z ciężkimi

wiolonczelami i świetnie uzupełniającą

całość perkusją. Po nim przechodzimy

w kolejną smutną i bardziej

liryczną kompozycję jaką jest "Running

Love". Zawierającą zapewne nawiązania

do "Tristana i Izoldy" jest tutaj czymś

w rodzaju ballady, pięknej i ujmująco

zaaranżowanej. Jest jak taniec dwojga

kochanków, których za niedługa chwilę

śmierć rozdzieli na zawsze i bezpowrotnie.

Zaraz po rozstaniu mamy kolejny

cud narodzin w "Birth Pain", liryczny i

smutny dotyczy jednak bardziej jeszcze

jednej refleksji nad życiem jednostki,

choć przychodzi na świat nowy człowiek,

bólem jest to, że będzie musiał

żyć, cierpieć tak samo jak cierpieli

ludzie przed nim. Zbliżając się do końca

tej niesamowitej konceptualnej płyty o

Wagnerze, czeka nas jeszcze podzielona

na dwie części suita "Ludwig".

Wpierw "Wonderland" o zdecydowanie

szybszym i ponownie mroczniejszym,

metalowym wydźwięku i fantastycznie

pokazująca kunszt Apocalyptiki. Następnie

"Requiem" które otwiera kończący

poprzedni utwór ulewa. Znów jest

lirycznie i smutno. Zakończenie podróży

tak Wagnera jak i wszystkich jego

herosów i heroin - ale to jeszcze nie jest

koniec. Niemal w tym samym miejscu,

gdzie kończy się "Requiem" rozpoczyna

się "Destruction", złożonej z przepięknej

deszczowej melodii wygrywanej na

fortepianie i smyczkowego podkładu.

Widowisko musiało być naprawdę niezwykłe

i zapewne dużo obszerniejsze

niż niemal godzinna płyta Finów. Luźno

powiązana z dziełami i życiem Wagnera

płyta jest niezwykła i rewelacyjnie

pokazująca nie tylko geniusz Wagnera,

ale także pokazująca niesamowitą

wszechstronność i talent Apocalyptiki.

Sądzę, że to nie tylko płyta dla

fanów tej grupy, ale także zdecydowanie

warta uwagi dla wielbicieli twórczości

niemieckiego kompozytora, muzyki klasycznej

i oper. Wagner na pewno jest

zadowolony, że jego muzyka wciąż inspiruje

i przypuszczam, że z dumą

uściskałby dłonie muzyków grupy Apocalyptica,

która jest w znakomitej formie

i jeszcze nie jednym nas zaskoczy.

(6)

Arakain - Adrenalinum

2014 Popron

Krzysztof "Lupus" Śmiglak

Czescy weterani ani myślą o odcinaniu

kuponów od świetlanej przeszłości, regularnie

wydając kolejne albumy studyjne,

nie zapominają też o materiałach

koncertowych. "Adrenalinum" to już

18 krążek z premierowym materiałem

tej praskiej grupy i jej fani na pewno nie

będą rozczarowani jego zawartością. Jiri

Urban i spółka potrafią bowiem w perfekcyjny

sposób łączyć thrash i speed z

bardziej klasycznym podejściem do

metalu i urokliwymi, wpadającymi w

ucho melodiami, szczególnie dobrze

sprawdzającymi się na koncertach. A

ponieważ na płytę trafiło aż 13 utworów,

to jest z czego wybierać i kilka perełek

można na "Adrenalinum" wyłowić.

Pierwsza to speed/powerowy cios w

postaci utworu "Adrenalin", po którym

grupa serwuje bardziej thrashowy, równie

dynamiczny "Malej vrah". Bardziej

przebojowe wcielenie grupy to melodyjny

rocker "Nic nerikam", lżej brzmiący

"V rade" i klimatyczna ballada "Vesmirny

korab", ale agresji i szybkości też

na tej płycie nie brakuje. Wokalista

Honza Toužimský momentami ociera

się wręcz o growling ("Mala a ztracena",

"Dalsi nic, co slychavam"), ostre riffy

królują w "Cernobily svet" czy "Rozsudek",

co podkreśla konkretna, uwypuklająca

atuty grupy produkcja. Co prawda

jak dla mnie zespół mógł sobie darować

utwór "Tisic krat", naszpikowany

nowocześnie brzmiącą elektroniką, niezbyt

pasującą do całości tego materiału,

ale widać muzycy mieli taki pomysł na

tę właśnie kompozycję - może to ich

ukłon w stronę młodszego pokolenia

słuchaczy? Wątpię, by zainteresowało

się ono w szerszym stopniu "Adrenalinum",

ale fani zespołu na pewno docenią

tę płytę, zresztą nie od dziś Arakain

cieszy się w ojczyźnie kultowym statusem.

(4,5)

Wojciech Chamryk

Axel Rudi Pell - Into The Storm

2014 SPV

Axel Rudi Pell jaki jest, każdy widzi.

Może i częściej bliżej mu do solidnego

rzemieślnika niż natchnionego wirtuoza

- geniusza, ale momenty przebłysków

też mu się zdarzają. A w sytuacji, gdy

jego gitarowy mistrz Ritchie Blackmore

chyba już na dobre zapomniał o graniu

ciężkiego rocka, zaś Michael

Schenker czy Y. J. Malmsteen obniżyli

loty, to właśnie Pell broni honoru gitarowych

wymiataczy z klasycznym, hard

rockowym sznytem. Raz jest lepiej, raz

gorzej, ale niemiecki gitarzysta generalnie

trzyma poziom. Najnowszy jego

album "Into The Storm" jest całkiem

niezły, w czym również zasługa towarzyszącemu

soliście zespołu. Basista

Volker Krawczak gra z Pellem od czasów

grupy Steeler, zaś świetny wokalista

Johnny Gioeli i klawiszowiec Ferdy

Doernberg liczą swój staż w grupie od

1998r. Nowym nabytkiem jest tylko

perkusista, ale nie byle jaki, bowiem jest

nim sam Bobby Rondinelli, znany chociażby

z Black Sabbath czy Rainbow.

Nie wiem czy właśnie to zainspirowało

Pella, ale rozpędzony "Burning Chains"

to niemal utwór Rainbow z przełomu

lat 70-tych i 80-tych, zresztą w gitarowych

solówkach, chociażby w "Long

Way To Go" też nie brakuje nawiązań

do gry lidera Tęczy. Mamy też liczne

gitarowo-organowe dialogi ("Touching

Heaven", "Changing Times"), klimaty

bliższe heavy metalu lat 80-tych ("Tower

Of Lies") czy progresywny w formie,

wielowątkowy i epicki utwór tytułowy.

W pięknej balladzie "When Truth

Hurts" Pell po raz kolejny udowadnia,

że Blackmore ma w nim godnego następcę,

z kolei przeróbka "Hey Hey My

My" Neila Younga jest dość zaskakująca,

bo ten ostry, zadziorny i riffowy numer

w interpretacji Pella stał się piękną,

opartą na partii fortepianu balladą, z

targanym emocjami śpiewem wokalisty.

Ale nie tylko dla tego coveru warto sprawdzić

"Into The Storm". (5)

Battery - Armed with Rage

2014 Punishment 18

Wojciech Chamryk

Po okładce płyty i po logo zespołu od

razu można się domyślić z czym mamy

do czynienia na tym albumie. Będzie

agresywnie, szybko, siermiężnie i thrashowo

do bólu. Można rzec, że w istocie

tak jest, jednak nie jest to do końca

takie oczywiste. Najsampierw wita nas

niezmiernie kiczowata okładka, stylizowana

na typową, drugoligową thrashową

oprawę. Czego to na niej nie ma. Na

pierwszym planie mamy wielki młyn,

zawieruchę pełną mordobicia. wśród

postaci w nią zaangażowaną, oprócz

standardowych długowłosych kataniarzy,

pojawia się nawet postać ubrana jak

droogowie Alexa z "Mechanicznej Pomarańczy"

Stanleya Cubricka. Na dalszym

planie mamy piramidę Iluminatów,

latające rakiety oraz kominy fabryk,

z których wydobywają się czarne

wyziewy. Praca, która znalazła się na

okładce płyty to dzieło Andreia Bouzikova,

który bardzo umiejętnie naśladuje

styl Eda Repki. Właściwie jedyna

wskazówka mówiąca o tym, że nie jest

to praca Eda Repki, to brak jednej głównej

postaci na okładce - motyw, który

Repka stosuje w niemal każdej stworzonej

przez siebie pracy. Nie należy

przy tym zapominać, że sam Andrei jest

legendą nowofalowego thrashu. Jego

okładki znajdują się na płytach Municipal

Waste, Hellbringer, Hatchet,

Violator, Toxic Holocaust, Vektor i

wielu, wielu innych kapel. Przejdźmy do

zawartości krążka. W warstwie muzycznej

usłyszymy dużo brudnego, pierwotnego

thrash metalu. Podobieństwo

do bliźniaczych załóg Bio-Cancer i

amerykańskiego Eliminatora narzuca

się samo przez się. Po bliższym zapoznaniu

się z muzyką duńskiego Battery

można do inspiracji dorzucisz szczyptę

Rigor Mortis i Protector. Trzeba przyznać,

że wokale mogłyby być lepsze.

Wokalista zdziera sobie gardło i słychać,

że nie ma najlepszego wrzasku, jednak

wciąż daje radę w większości utworów.

W swych wyższych partiach wokal

brzmi nieco podobnie do zaśpiewów z

których znany był Stacy Andersen na

pierwszych płytach Hallows Eve,

brakuje jednak temu wszystkiemu kunsztu

i rysu wykańczającego. Z kreatywnością

kompozycji jest różnie. Z jednej

strony mamy całkiem nieźle dopracowane

utwory, z drugiej mamy na

przykład takie "Indirect Oppression",

które nie dość, że jest kwadratowe do

bólu, to jeszcze męczy w kółko te same

riffy. Można to było lepiej dopracować.

Samo brzmienie jest godne i autenty-

RECENZJE 105

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!