HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
nie wokale z prostych, czasem prawie
deklamowanych czy skandowanych
przechodzą w konkretne linie melodyczne.
Dzięki surowości, ciężkiemu i
zimnemu brzmieniu Francuzi uzyskali -
mniemam, poszukiwany - klimat bezdusznego
odhumanizowania. Podkreśla
go fakt, że niekiedy do tej spartańskiej
płyty niespodziewanie dorzucane
zostają drobne robotyczne klawiszowe
odgłosy, jak choćby te subtelne dodatki
w "Forbidden Tribe" dodające utworowi
majestatu. Dzięki konsekwentnie kreowanemu
nastrojowi, płyta wydaje się
być zgrabną całością. W obliczu wielu
tak długowiecznych europejskich zespołów
Nightmare wydaje się być fenomenem.
Większość tych grup z wiekiem
rozmywa swój styl, spowalnia, zmiękcza
się. Nightmare - mimo melodyjnych
refrenów - nagrał mocną, wręcz agresywną
płytę. I o ile stylistyka Francuzów
porównywana jest z reguły z Brainstorm
i Rage, o tyle dzisiejsza postać
tych zespołów jest osłabioną wersją ich
dawnej świetności, a Nightmare wciąż
trzyma solidną, mocną formę. (4)
Nocturnal - Storming Evil
2014 High Roller
Strati
Mamy tutaj zaserwowany praktycznie
archetypową teutońską thrash metalową
młóckę. Dużo tutaj Destruction,
Sodom, Assassin, a także przebitki kojarzące
się z Venom, Possessed i Desaster.
Stawianie Nocturnal w szeregu,
któremu przewodzi Destruction nasuwa
się jakby samo, nie tylko z powodu
muzyki, ale także z powodu maniery
śpiewania wokalistki Nocturnal, która
regularnie wpada w Schmierowe rejestry.
Najnowszy album thrasherów jest
dziełem o nieprzeciętnych walorach i
wysokiej estetyce dźwiękowej. Innymi
słowy, łomot aż miło, riffy i wokale aż
ciary przechodzą. Tyrannizer ma gardło
nie do zdarcia, to co ona wyprawia
ze swoim głosem, to aż głowa mała. Cechą
charakterystyczną muzyki Nocturnal
na "Storming Evil" są dość długie
wstępy do utworów. Zwykle jest to kilka
kółek różnych figur, z którymi reszta, ta
już "konretna" część utworu, ma niewiele
wspólnego. Nie wiem czy nie jest
to lekką przesadą, jednak po tym zawsze
następuje niemiłosierna kanonada
szybkich, typowo germańskich riffów, w
których proste motywy przeplatają się z
tymi bardziej technicznymi. Trudno jest
wskazać słabe włókno w tym prężnym
thrashowym mięśniu. Wszystko współgra
idealnie - demoniczne wokale, agresywne
riffy, melodyjne solówki, konkretne
perkusyjne bęcki. Trudno jest mi tutaj
skupić się na konkretnych utworach
i to nie dlatego, że wszystko brzmi podobnie.
Jest wręcz odwrotnie, utwory
mają swoje charakterystyczne momenty,
ciekawe aranżacje (przejście do
refrenu w "Rising Demons" to piekielny
orgazm, niczym eksplozja nasienia podczas
zapinania ognistego sukkuba w
dobrze nawilżony odbyt) i są odpowiednio
zróżnicowane. Chodzi o to, że nie
ma tu ani jednego utworu, który nie byłby
przynajmniej określony mianem bardzo
dobrego. Ta muzyka kusi i uwodzi
swą demoniczna energią. Demoralizujący
thrash metal najwyższych lotów.
(5,5)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Oker - Burlando A La Muerte
2011 Santo Grial
Debiut, jak to bardzo często bywa, nie
jest najlepszą płytą w dorobku niejednego,
szanowanego muzyka czy zespołu.
Hiszpański Oker - z wokalistką na
czele - można śmiało do takich zespołów
zaliczyć. Wydany w 2011 roku debiut
nie jest najlepszym materiałem. Jego
bronią jest melodyjny heavy metal z
kobiecym wokalem, który dodaje na
płycie charakteru. Niestety poza "Oker",
który zaskakuje swoją chwytliwością i
melodyjnością, większość kawałków na
płycie jest zwyczajnie nudna. Uwagę
przykuwa dopiero "Heroe Perdido", spokojna
ballada z gitarą akustyczną na
czele, która w raz z refrenem nabiera
mocniejszego uderzenia nie tracąc przy
tym balladowego charakteru. Na plus
tej kompozycji ponownie wpływa wokal,
który nie jest przesadzony i doskonale
współgra z pozostałymi instrumentami.
Natomiast w takim "La Hora De
Actuar" zespół na chwilę zakręca w melodie
podchodzące pod Iron Maiden.
Niewątpliwie mocnym kawałkiem na
płycie jest również tytułowy, "Burlando
A La Muerte", ten mocno wbija się w
głowę słuchaczowi. Niezły poziom na
płycie podtrzymują także dwie końcowe
kompozycje, które tworzą esencje dobrego
heavy metalu. Wielka szkoda, że
kawałki, które są w stanie przekonać do
siebie słuchacza znajdują się pod koniec
płyty i aby się do nich dokopać, trzeba
przebrnąć przez sporą część nudnych i
kompletnie nieporywających kompozycji,
co niestety działa na duży minus.
Jest to jednak debiut i można przymknąć
na to oko. (2,5)
Oker - Culpable
2013 Warner Music
Daria Dyrkacz
Undergroundowe zespoły znajda się
chyba w każdym kraju. Hiszpania również
posiada swoich przedstawicieli,
zalicza się do nich także Oker, młodziutki
i kipiący dużą ilością energii band
prosto z Madrytu. Miejsce wokalistki
piastuje Carmen Xina, której wokal
mógłby kruszyć szkło. Najlepiej obrazuje
to kompozycja tytułowa "Culpable",
w której Carmen powoduje, że słuchaczowi
włosy stają dęba. Sam zespół na
płycie pokazuje swoje dwa oblicza. Z jednej
strony podejmuje się szybkich
temp ("Volvere a Resurgir"), a z drugiej
pokazuje spokojniejszy i zdecydowanie
bardziej melodyjny aspekt swojej twórczości
("Prejuicios"). Bezapelacyjnie dobrym
punktem płyty jest ballada "Ultimo
Adios", która z początku bardzo delikatnie
pieści nam uszy, żeby w drugiej
połowie znacznie przyspieszyć i porwać
swoją energią. Uwagę zwraca również
instrumentalny kawałek, który pomimo
braku wokali Xiny, pokazuje niesamowite
możliwości obojga gitarzystów.
Płytę wieńczy wolny a zaraz majestatyczny
"Vellecas", który na długo jeszcze
pozostaje w głowie. Pomimo, że płyta
stoi na dość wysokim poziomie i prezentuje
możliwości Hiszpanów w dobrym
świetle, płyta nie odniosła przesadnego
sukcesu. A szkoda. (3)
Daria Dyrkacz
One Machine - The Distortion of Lies
and the Overdriven Truth
2014 Scarlet
Przykład na to jak nie należy wykorzystywać
fajnych pomysłów i dobrych zagrywek.
One Machine jest zespołem,
który tworzą między innymi takie osobistości
jak Steve Smyth i Mikkel
Sandager Pedersen. Mikkel udzielał
się przez wiele lat w projekcie Mercenary,
który ponoć jest znany wśród fanów
melodic death metalu. Steve
Smyth jest za to człowiekiem, który
przelotnie gitarzył w całkiem pokaźnej
liczbie zespołów. To on grał w latach
1999-2004 w Testament, grał też z
Forbidden na "Omega Wave", z Vicious
Rumors na "Something Burning" i
"Cyberchrist", a także z Nevermore na
"Godless Endeavor". Te płyty rzucają
bardzo długie cienie na debiutancki krążek
One Machine, gdyż muzyka zaprezentowana
na tym albumie brzmi bardzo
podobnie do tego, co nam zaserwowało
Nevermore na "Godless Endeavor"
z gdzieniegdzie przebijającym się
Forbidden z ostatniego okresu. Mamy
więc tutaj patologiczne połączenie power
i thrash metalu ze żwirowym oceanem
groove'u i psychicznymi naleciałościami
nowoczesnej progresji. Połączenie,
które jest nota bene przereklamowane
do granic możliwości. Nieprzeliczone
zastępy maniaków chłopięco podniecają
się dokonaniami Nevermore,
podczas gdy ta muzyka jest tak naprawdę
przekombinowana, niepotrzebnie
dociążona, wtrącająca patenty z dupy,
mdła i z niezmiernie irytującym i męczącym
wokalem. Podobnie jest z One
Machine. Błysku albumowi dodają bardzo
dobre solówki. Bez nich ten album
byłby straszną kupą. Zachodzi tutaj podobna
zależność co na "Godless Endeavor"
- na tym albumie też solówki są
w sumie jedynym dopracowanym i wyróżniającym
się elementem. Znowu mamy
do czynienia ze sprzeniewierzeniem
talentu i umiejętności. Zdolności muzyków
docenia się właściwie tylko w grach
solowych, bo w pozostałych częściach
utworów nie mają tutaj za dużo do
pokazania. Na całą długość trwania
"The Distortion of Lies…" zdarzyło się
może kilka fajnych riffów. To już wokalista
się minimalnie bardziej postarał.
Mikkel ma bardzo satysfakcjonujący
zasięg wokalny jednak przez większość
swych partii używa go w taki sposób, że
aż nie można go słuchać. Niestety, taka
maniera zaśpiewu jest poniekąd podyktowana
podkładem dźwiękowym. Dużo
przesterowanego basu i nieczytelnych
obniżonych gitar stanowi zbitek niestrawny
i wysoce odpychający. Przez to album
zyskuje bardzo dużo monotonności,
której przy czytelniejszej produkcji i
miksie by nie było. Najlepszy kawałek w
sumie to tylko tytułowy numer, który
otwiera płytę… gdyby był o połowę krótszy!
Z tymi zapętleniami trochę już nuży
pod koniec. Debiutancki krążek One
Maichne jest pozycją, którą mogę jedynie
polecić chłopaczkom uważającym
Nevermore za największe objawienie na
scenie metalowej. "Godless Endeavor"
jest dla ciebie najlepszym albumem
thrash metalowym? Nie możesz przestać
słuchać "Omega Wave"? Bardzo
dobrze, w takim razie na pewno "The
Distortion of Lies and the Overdriven
Truth" jest dla ciebie. Dla wszystkich innych
będzie nie do strawienia bez silnych
środków znieczulających, pół litra
czterdziestoprocentowego roztworu
alkoholu i nielegalnych substancji odurzających.
(2,5)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Perception - Reason And Faith
2013 Self-Released
Album ten zespół wydał własnym sumptem
w 2013 roku. Tak się złożyło, że
dotarł do mnie dopiero teraz. Perc3-
ption, bo tak poprawnie pisana jest nazwa
kapeli, zaliczany jest do nurtu progresywnego
power metalu. Już rozpoczynający
"Trust Yourself" sugeruje, że
mamy do czynienia z dobrze zagranym
power metalem. Z tym, że tak czytelne
elementy z tego nurtu odnajdziemy jeszcze
w "Nonexistence" i "Illuminati". Co
prawda ów power inspirowany jest europejskimi
dokonaniami ale tymi najbardziej
klasycznymi i szlachetnymi tj.
Helloween czy Gamma Ray. Jednak
według mnie Brazylijczycy zdecydowanie
mocniej swoją muzę osadzili w klasycznym
heavy metalu. Świadczy o tym
zdecydowana większość materiału. A z
czego czerpali? Zainteresowani niech
wsłuchają się w kompozycję "Master Of
Illusions (The Pledge)". Ciekawe czy będą
mieli podobne skojarzenia do moich…
Świat muzyczny Perception dopełniony
jest progresywnym odłamem,
świetnie technicznie zagranym, bardziej
kojarzącym się z latami 80-tymi, coś w
rodzaju Queensryche czy Crimson
Glory. Jeśli chodzi o inne konotacje to
wymieniłbym jeszcze bardziej współczesne
bandy Angrę oraz Pagan's Mind.
Myślę, że te dwa zespoły wystarczająco
dopełniają listę inspiracji Brazylijczyków,
oraz jasno komunikują, że muzyka
Perception jest rozlokowana między
trzema ośrodkami, a mianowicie; heavy
- progressive - power. Nie jest to oczywiście
bezmyślne kopiowanie. Brazylijscy
muzycy od początku udanie odciskają
na muzyce swoje piętno, urabiając
ją swoimi umiejętnościami i talentem.
Kompozycje są długie albo bardzo długie,
inteligentnie skonstruowane, intrygujące,
z wyśmienitymi pomysłami i co
najważniejsze cały trzymają słuchaczy
w napięciu. Partie instrumentalne są
wyśmienicie odegrane. Szczególnie na
uwagę zasługują gitarzyści i perkusista.
Cała trójka gra niesamowicie gęsto ale z
wielką swadą i polotem. Nie brakuje tu
ekwilibrystyki czy wirtuozerii, ale nie
jest to celem żadnego z nich. Klawisze
120
RECENZJE