HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Motorhead - 1916
2014/1991 Hear No Evil
Do roku 1983 Motorhead z podziwu
godną regularnością wydawali kolejne
albumy. Bywało nawet, że w 1979r. wydali
aż dwa, w dodatku świetne, krążki:
"Overkill" i "Bomber". W drugiej
połowie lat 80-tych nie było już jednak
tak różowo, z powodu zmian składu,
problemów z wydawcą i generalnie spadku
formy Lemmy'ego i spółki. Dlatego
po wydanym w 1987r. LP "Rock 'N'
Roll" i kolejnej koncertówce zapadła w
obozie Motorhead długa cisza, którą
przerwało ukazanie się albumu "1916".
Rok 1991 to były już nowe czasy, jednak
płyta zebrała wówczas dobre recenzje,
zniosła też próbę czasu, nie bez powodu
będąc jednym z lepszych punktów
dyskografii Motorhead. Zespołowi
udało się tu idealnie połączyć dawną
formułę ostrego, metalizowanego rock
and rolla z surowym, jakby punkowym
brzmieniem i wpływami bluesa. Czasem
nawet panowie łączą te dwa style ("I'm
So Bad (Baby I Don't Care)"), z kolei
szacunek do prekursorów punk rocka
deklarują w rozpędzonym, trwającym
raptem 1'25 "R.A.M.O.N.E.S.". Niewiele
dłuższy jest szybki, przebojowy
"Going To Brazil" - numer niby typowy
dla Motorów, ale lżejszy, wykorzystujący
brzmienie piana, z kolei w równie
dynamicznym "Angel City" mamy
oprócz niego również partię dęciaków.
To nie koniec eksperymentów, bo w
finałowym, przejmującym antywojennym
utworze tytułowym, mamy bardzo
delikatne brzmienie i wiolonczelę w tle.
Równie mroczny jest "Nightmare/The
Dreamtime", mamy też całkiem zgrabną
balladę "Love Me Forever". Nie znaczy to
jednak, że starzy fani zespołu mogą
spisać "1916" na straty, bo "The One To
Sing The Blues", "Make My Day" czy
"Shut You Down" skutecznie ożywią
nawet stetryczałego paralityka. Najnowsze
wznowienie "1916" jest tym bardziej
godne uwagi, że zawiera dwa
utwory singlowe z EPki "The One To
Sing The Blues": surowy "Eagle Rock" i
rozpędzony "Dead Man's Hand" -
grzech nie skorzystać z okazji, jeśli dziwnym
trafem ktoś jeszcze nie ma tej
płyty.
Motorhead - March Or Die
2014/1992 Hear No Evil
Wojciech Chamryk
I ot, zagwozdka. Po ze wszech miar udanym
"1916" panowie Lemmy, Wurzel,
Campbell i nowy na pokładzie perkusista
Mikkey Dee (ex-King Diamond)
nagrali dziwną jak na Motorhead płytę.
Najwyraźniej zamarzyła im się kariera
w Stanach Zjednoczonych, jednak
chcieć to nie wszystko, a swoista "amerykanizacja"
brzmienia przy nie najciekawszych
utworach niczego nowego
nie wniosła. Owszem, początek jest dość
mocny: "Stand" kopie jak trzeba, po nim
dostajemy konkretną wersję "Cat
Scratch Fever", klasyka Teda Nugenta i
przebojowy, jak na standardy Motorhead
rzecz jasna, "Bad Religion". Im
jednak dalej, tym gorzej, bo kolejne numery
owszem, słuchalne, przyjemne, ale
niczym szczególnym się nie wyróżniają,
jednym uchem wpadając, drugim błyskawicznie
ulatując. Owszem, jest wśród
nich ciekawostka, balladowy przebój "I
Ain't No Nice Guy", ale to pewnie tylko
dzięki udziałowi gości, Ozzy'ego i wycinającego
solo Slasha. Gdyby nie fenomenalny
"Hellraiser", bluesowy "You
Better Run" czy mroczny utwór tytułowy
nie za bardzo byłoby na czym skupić
uwagę na tym krążku. Na szczęście
na wydanym rok później "Bastards" zespół
wrócił do formy i łojenia w starym
stylu.
Wojciech Chamryk
Picture - Diamond Dreamer/ Picture
20014/1981/1982 Divebomb
Krótka lekcja historii heavy metalu.
Gdy metalowy ruch muzyczny nabierał
rozpędu i w różnych krajach zaczęły
klarować się poszczególne sceny muzyczne,
w Holandii do pionierskich zespołów
heavy należał właśnie Picture. Zawiązki
tego bandu powstały już pod
koniec lat siedemdziesiątych w leżącym
o rzut kamieniem od Rotterdamu Rozenburgu.
Picture już od swych najwcześniejszych
dni bezkompromisowo
parł do przodu, zjednując sobie nieprzebrane
rzesze fanów i to nie tylko w swej
ojczyźnie. Ich debiutancki album, zatytułowany
po prostu "Picture" został nagrany
pod koniec 1980 roku i wydany w
ponad trzydziestu krajach. Choć efekt
sesji nagraniowej nie zadowolił
muzyków, to nie stanął na przeszkodzie
w rozwoju zespołu. Picture supportował
takie zespoły jak AC/DC, Ted Nugent,
Saxon i niewiele zabrakło, a
wspieraliby KISS podczas ich trasy.
Mimo to, że ta trasa nie doszła do
skutku, to z każdym kolejnym krążkiem
popularność zespołu wzrastała w
Niemczech, Holandii, Japonii, Ameryce
Południowej i Meksyku. W meksykańskim
plebiscycie na najlepszy zespół
metalowy Picture zajął trzecie miejsce
zaraz za KISS i Black Sabbath. Aktualnie
możemy cieszyć się odświeżonymi
reedycjami czterech pierwszych płyt
Picture. W tym konkretnym zestawie
zostały umieszczone utwory z trzeciej
płyty Picture, zatytułowanej "Diamond
Dreamer" oraz z debiutanckiego
krążka. Nie wiem dlaczego Divebomb
Records nie zdecydowało się wydać
reedycji tych albumów chronologicznie,
jednak na krążku znajdziemy właśnie
utwory z trzeciej i pierwszej płyty - w
takim właśnie porządku. Skład zespołu
między materiałem z poszczególnych
płyt różni się jedynie wokalistą. Na "jedynce"
śpiewa Ronald van Prooijen za
to na "Diamond Dreamer" za mikrofonem
stoi świetny Shmoulik Avigal.
Avigal niestety nie udzielał się na późniejszych
nagraniach Picture, a szkoda,
bo gość ma głos nieprzeciętny i
bardzo pasujący do heavy metalowej holenderskiej
żylety. W późniejszych latach
ten wokalista udzielał się w takich
projektach jak Horizon, Guardians of
the Flame, The Rods, by w końcu
założyć własny zespół. Muzyka Picture
to wręcz podręcznikowy heavy metal z
mocnymi, wyrazistymi riffami, miodnymi
solóweczkami i przeszywającym wokalem.
Gruba wstęga riffów wita nas już
od samego początku "Diamond
Dreamer". Otwierający "Lady Lightning"
przetacza się przez słuchacza niczym
plaga szarańczy. Fajne rock'n'rollowe
riffy i tradycyjny heavy metalowy
flow zachowują także pozostałe dobre
numery wchodzące w skład tego materiału:
"Night Hunter", "Hot Lovin'", skoczny
i szybki "Message From Hell", saxonowy
"You're All Alone" oraz przepojony
epikureizmem "Get Me Rock N
Roll". Gdy przebrzmiewają ostatnie
melancholijne dźwięki jedynej ballady z
"Diamond Dreamer" czyli "You're
Touching Me", możemy się przywitać z
materiałem, który pierwotnie gościł na
debiutanckim krążku Picture. Na spotkanie
wychodzą nam ostro zakończone
riffy, czerpiące całymi garściami z najbardziej
klasycznych heavy metalowych
wzorców. Niepodważalne metalowe
walory "Dirty Street Fighter" czynią z
niego świetny wczesno heavy metalowy
hit. Skojarzenia z Judas Priest i Saxon
są jak najbardziej na miejscu. Picture
nie wybrzydza w swej formie i tłucze solidny
heavy już od samego startu. Następnie
pompowane są w słuchacza
kolejne dawki mocnych rytmów, między
innymi "Rockin' In Your Brains",
przebojowy "Bombers", metodyczny "No
More" oraz szybki "One Way Street", w
którym dudniący bas goni plastyczne
gitary. Konwencja stylistyczna siedzi
mocno w klasycznym heavy metalu.
Upodobanie do siarczystych, mięsnych
akordów, wysokich charyzmatycznych
zaśpiewów i melodyjnych solówek przebija
się bardzo wyraźnie w każdym
utworze zawartym na tym albumie - i na
materiale z "Diamond Dreamer" i na
"Picture". Ta część odbiorców, która
jest uwrażliwiona na te pierwotne heavy
metalowe malownicze patenty, będzie w
istnym niebie. Podejrzewam, że istnieje
całkiem sporo maniaków metalu, którym
nazwa Picture jest obca. Szkoda,
bo warto się zaznajomić z tym rzetelnie
ukutym metalowym monumentem.
Zwłaszcza, że zostaliśmy pobłogosławieni
płytą na której znalazły się
utwory z aż dwóch różnych, lecz stojących
na jednakowo wysokim poziomie,
albumów Picture.
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Picture - Eternal Dark - Heavy Metal
Ears
2014/1981/1983 Divebomb
Divebomb Records wydało reedycje
czterech albumów tego legendarnego
holenderskiego zespołu. W pierwszej
paczce możemy poczuć moc "Diamond
Dreamera" oraz debiutanckiego krążka.
Drugie wydawnictwo skupia w sobie
utwory z czwartego albumu Picture
zatytułowanego "Eternal Dark" oraz z
"dwójki", noszącej tytuł "Heavy Metal
Ears". Wszystko zostało upakowane
ciasno na jednym krążku. Na starcie witają
nas charakterystyczne riffy tytułowego
utwory "Eternal Dark". Ten wałek
był coverowany przez Hammerfall, jednak
słuchając albumu Picture można
łatwo zobaczyć, że wersja oryginalna
jest jednak nieporównywalnie lepsza.
Pozostał część utworów trzyma analogicznie
wysoki poziom, którzy fani Picture
nauczyli się utożsamiać z ogniście
ostrym heavy metalem. "Eternal Dark"
było pierwszym albumem Picture, na
którym grało dwóch gitarzystów. Poszerzone
przez to spektrum brzmieniowe i
aranżacyjne wręcz bije z mocnych heavy
metalowych hitów. Drugą część płyty
wypełniają utwory z drugiej płyty Picture
"Heavy Metal Ears". Klasyczny
metalowy klimat z właściwie elementarnymi
w tym gatunku figurami i patentami.
Czysty metal prosto z roku 1981.
Nieskomplikowane, lecz wciąż ogniskujące
w sobie moc riffy i ostre szpile solóweczek.
Te kompozycje mogłyby wpędzić
w kompleksy niejeden zespół z
Wielkiej Brytanii z tego okresu. Wiele
kapel grało takie tradycyjne motywy, jednak
Picture potrafiło jakoś zaakcentować
swój styl i jasno wyrazić swoją
obecność w swych utworach. To, że dwa
takie dobre albumy znajdują się teraz na
jednym krążku, stanowi nie lada okazję
i sposobność do uzupełnienia swej metalowej
biblioteczki. To wydawnictwo
generuje niezwykłą moc i tworzy dookoła
siebie heavy metalową aurę w starym
dobrym stylu.
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Rick Medlocke And Blackfoot - Rick
Medlocke And Blackfoot
2013/1987 Lemon
Blackfoot to jeden z moich ulubionych
zespołów z półki southern rock/metal.
Natomiast Rick Medlocke to wokalista
tej kapeli, który w 1987 roku decyduje
się wydać solowy album. Niestety spece
z WEA do jego nazwiska dodają nazwę
Blackfoot, co jest bardzo mylące. Jak
bardzo, człowiek przekonuje się dopiero
gdy odpala album. Niemniej pierwszym
ostrzeżeniem jest moment gdy zagląda
się na tył albumu. Gdzie na zdjęciu przy
Ricku mizdrzą się czarnoskórzy bracia
ubrani na modę kiczu lat osiemdziesiątych
oraz postawny, brodaty gościu,
w białym karniaku i kaszkiecie, jakby
wyciągnięty właśnie z weselnej kapeli.
Złe przeczucia zmieniają się w pewność
przy pierwszych dźwiękach "Back On
The Streets". To taki mocno funkujący
pop-rock, który po trosze przypomina
"Dancing In The Street" ale w wykonaniu
Micka Jaggera i Davida Bowie.
Brrrr... Następne pieśni to już ciut normalniejsze
oblicze rocka, niestety melodyjnego
pop-rocka i AOR'u. Większość
kawałków kojarzy się mi z soundtrackami
do filmów z lat osiemdziesiątych,
gdzie pełno było takiej muzy. Zastanawiam
się czy fani melodyjnego grania z
pod znaku adult-oriented rock, znajdą
tu coś dla siebie. Podejrzewam, że będzie
z tym problem. Zdecydowanie
zbyt rzemieślnicze podejście do tematu
i to od strony kompozytorskiej, jak i w
wypadku wykonania. Ogólnie wydaje
się, że songom brakuje "tego czegoś". W
każdym razie, żaden z tych kawałków
do miana hitu nie pretenduje. Mnie jedynie
trochę ruszył kończący "Rock"n"
Roll Tonight", w którym wreszcie
136
RECENZJE