26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Sharpton czarują niczym sami Jimi

Hendrix czy Stevie Ray Vaughan. Gitarowych

popisów uczniów Joe Stumpa

i Grega Howe nie brakuje też w innych

utworach, by wymienić chociażby te z

"The Bird Man" czy w utworze tytułowym.

W składzie mamy też klawiszowca,

jednak Jeff Barberie nader chętnie

korzysta z klasycznych brzmień, wspaniale

dopełniając oldschoolową muzykę

Mammothor. Mamy też w niej odniesienia

do southern i stoner rocka oraz

grunge, ale nie tego alternatywnego, ale

czerpiącego z tradycji zespołów pokroju

The Beatles czy Black Sabbath, tak

więc wszystkie części tej muzycznej mozaiki

układają się we frapującą całość.

(5)

Wojciech Chamryk

Markiz De Sade - Jeckyll And Hyde

2014 Self-released

Wydawało się, że białostocki Markiz

De Sade, jeden z kultowych polskich

zespołów metalowych lat 80-tych, to

ponownie zamknięta karta. Reaktywowana

w 2008r. grupa zdołała bowiem w

ciągu trzech lat wydać demo/MCD

"Zdeptani", kompilację "Judasz 1985"

oraz debiutancki album "Sen schizofrenika",

po czym dały o sobie znać zawirowania

personalne. Markiz odrodził

się jednak i obecnie trzon składu stanowią:

jeden z założycieli grupy, śpiewający

basista Andrzej "Ojciec" Mrowiec

i gitarzysta Arkadiusz "Aroo"

Maślanka. Ów duet zameldował się na

początku tego roku w Bloodline Studio,

Roberta Pierścińskiego, gdzie,

wsparty występującym gościnnie w roli

perkusisty producentem, zarejestrował

nowe demo. "Jeckyll And Hyde" to

cztery ostre, dynamiczne numery, zakorzenione

zarówno w tradycyjnym heavy

metalu jak i wysokooktanowym thrashu.

Sporo w nich ostrej, bezkompromisowej

jazdy ("Jeckyll And Hyde", "Radio"),

ale nie brakuje też bardziej urozmaiconych

aranżacji ("Czas dominacji"),

efektownych gitarowych solówek ("Radio")

czy wyeksponowanych partii basu

("Zbrodniarz"). Warstwę instrumentalną

dopełniają często brutalne, ocierające

się wręcz o growling partie Ojca i

trzeba przyznać, że pasuje to doskonale

do poruszanych w tekstach, zwykle dość

mrocznych, tematów. Markiz wrócił po

raz drugi - oby tym razem na dłużej! (5)

Mason - Warhead

2013 Self-Released

Wojciech Chamryk

Kwartet z Melbourne na swym debiutanckim

albumie wymiata konkretny

thrash, nie unikając przy tym wycieczek

w rejony nowocześniejszego, łączącego

groove z agresją, łojenia. Jest więc całkiem

ciekawie, tym bardziej, że: A)

panowie potrafią naprawdę nieźle grać,

B) komponowanie też wychodzi im niezgorzej,

C) płyta brzmi też jak brzmieć

powinna, surowo ale mięsiście i organicznie,

bez epatowania syntetyczną,

współczesną produkcją. Na "Warhead"

przeważa konkret: 10 utworów, prawie

47 minut muzyki. Instrumentalny, spełniający

rolę intro "Alarum" jest jeszcze

dość melodyjny i rozpędza się stopniowo,

ale już kolejny "Imprisoned" to

już ostra, thrashowa łupanka na najwyższych

obrotach, z wpływami chociażby

Testament. Oczywiście zespół

nie gna na łeb na szyję przez cały czas,

mamy momenty miarowych zwolnień,

jest gęste riffowanie w średnich tempach,

jak chociażby w "Product Of Hate"

czy finałowym "Vengeance", jednak słychać

wyraźnie, że zawrotne prędkości to

jest dla Mason właśnie to. Zresztą

nawet w tych wolniejszych momentach

jest bardzo dynamicznie, bo perkusista

zdecydowanie nie jest zwolennikiem li

tylko wystukiwania prostego rytmu,

zapewniając sporą dawkę rytmicznych

łamańców i perkusyjnych kanonad.

Bardziej melodyjne partie też się trafiają

("Ultimate Betrayal"), nie brakuje też

balladowego "Lost It All" z udziałem

Jeffa Loomisa z Nevermore czy, dla

kontrastu, grania niemal ekstremalnego

("Product Of Hate", "Wretched Soul").

Całość dopełniają gitarowe popisy z wyżej

półki, tak więc jeśli ktoś lubi wysokooktanowy

thrash, łączący klasyczne

podejście z nowoczesnymi wtrętami, to

"Warhead" jest płytą dla niego. (5)

Merkabah - Ubiquity

2014 Maple Metal

Wojciech Chamryk

Aż siedem lat przyszło czekać fanom kanadyjskiego

Merkabah na następcę

"The Realm Of All Secrets", który

ukazał się w 2007 roku. Czas oczekiwania

dobiegł końca i w końcu można posłuchać

nowego krążka zespołu, zatytułowanego

"Ubiquity". Merkabah to

formacja działająca na rynku od roku

2000 i przez ten czas udało jej się wykreować

dość ciekawy styl, który jest

mieszanką progresywnego rocka i symfonicznego

metalu. Wśród swoich inspiracji

muzycy wymieniają King Crimson,

Iron Maiden i Therion, co faktycznie

słychać. Można by jeszcze dodać

Nightwish czy Dream Theater. Skojarzenia

z symfonicznym metalem są, a

wszystko za sprawą wokalistki Jacinthe.

Styl i forma jej śpiewania przywołuje na

myśl właśnie symfoniczny metal rodem

z Therion, a najlepiej ten charakter oddaje

rozbudowany "Ubiquity", który

wieńczy płytę. Podobną estetykę ma

podniosły "Mythomania", który jest jednym

z najciekawszych kawałków na

płycie. Jednak już na samym początku

albumu można wyłapać wady. Jedną z

nich jest wokal Jacinthe, który jest bez

wyrazu, bez mocy. Gitarzyści starają się

urozmaicić materiał, często udając się w

rejony progresywnego rocka, szkoda

jednak, że jakość tych zagrywek jest

niska. Pominięto przy tworzeniu kompozycji

aspekty przebojowości, dynamiki

i czegoś, co mogłoby skusić słuchacza.

Co z tego, że w "Red Letter Days"

słychać inspiracje Mikem Oldfieldem

w zakresie partii gitarowych, jak nie ma

w nim odpowiedniego ładunku przebojowości

i całość staje się nudna. Płyta

skierowana jest do poszukiwaczy dziwnych

i bardziej złożonych dźwięków,

do zagorzałych fanów progresywnego

rocka. Jeśli nie macie nic przeciwko średniej

klasy materiałowi, to może znajdziecie

tutaj coś dla siebie. (2,5)

Łukasz Frasek

Metal Inquisitor - Ultima Ratio Regis

2014 Massacre

Muzyka Metal Inquisitor nigdy jakoś

do mnie nie przemawiała. Na żywo ich

twórczość zawsze wypadała świetnie, jednak

albumy studyjne nie miały w sobie

już tej magii, jaką zespół prezentował

na żywo. Dlatego podchodziłem dość

sceptycznie do najnowszego dzieła tej

ekipy, zatytułowanego "Ultima Ratio

Regis" - dowcipną sentencją, którą były

opatrzone armaty armii króla Francji

oraz króla Prus. Tym większe było me

pozytywne zaskoczenie, gdy zapoznałem

się już z zawartością najnowszego

krążka Metal Inquisitor. Na czwartym

studyjnym albumie inkwizytorów został

nam zaserwowany szybki tradycyjny

heavy, podsypany tu i ówdzie klasycznym

epic metalowymi motywami.

Muzyka oscyluje wokół Dio, Running

Wild, Accept, Wolf, Skelator i

Cauldron. Za sterami produkcji

brzmienia siedzi Olof Wikstrand, lider

młodej kapeli Enforcer. Nic dziwnego

więc, że brzmienie "Ultima Ratio

Regis" jest bardzo młodzieńcze i czyste.

Wokale Roberta "El Rojo" Zerwasa

przypominają swoją manierą zaśpiewy i

barwę głosu Jasona Conde-Houstona

ze Skelator. Same utwory na "Ultima

Ratio Regis" są świetnie wyważone i

pełne pysznego, zrównoważonego

heavy metalowego nadzienia. Dynamiczne

solówki i ostre riffy to wysoki standard,

który został tutaj ustanowiony.

Pierwszy utwór z płyty, czyli "Confession

Saves Blood" jest nie dość, że numerem

wysokiej klasy, to w dodatku

obrazuje jak będzie wyglądała zawartość

albumu. Materiał na "Ultima Ratio

Regis" jest bardzo równy i bardzo spójny.

Melodyjny wstęp do "Confession

Saves Blood" przeradza się w heavy metalowy

hymn z szybkim chrupkim riffem.

Wokale i warstwa tekstowa idealnie

się komponuje z podkładem muzycznym,

tworząc, wespół z tak energetycznymi,

że aż iskrzącymi solówkami,

świetny heavy metalowy hymn. Gorąca

atmosfera jest podtrzymywana przez

następne kompozycje. Szybki i bezkompromisowy

"Burn Them All" z dudniącym

basem i ciekawymi heavy metalowymi

riffami to klasa sama w sobie.

Śpiewny refren w "Call The Banners" jasno

określa ten utwór jako metalowy

hymn czystej wody. Bardzo fajnie wyglądają

także agresywne galopady w

"Death on Demand" i "The Pale Messengers".

Metal Inquisitor wbrew pozorom

potrafi także bardzo sprawnie operować

różnymi klimatami. Pokazuje to między

innymi bardzo Judasowy "Black Dessert

Demon". Zwieńczeniem tej metalowej

inkwizycyjnej symfonii jest ponad siedmiominutowy

"Second Piece of Thorn".

Stateczny, z delikatnym intro, które

przechodzi w metalowy walc w średnim

tempie. Kto by pomyślał, że o drugim

pokoju toruńskim, czyli traktacie zawartym

między Koroną Królestwa Polskiego,

a Zakonem Krzyżackim, można napisać

taki ciekawy i interesujący utwór.

Z całą pewnością "Ultima Ratio Regis"

jest płytką do której będzie się wracać i

to nie raz! Porządny heavy metal, błyszczący

doskonałą produkcją i świetnymi

kompozycjami. Szacunek i chwała!

(5)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Mike Oldfield - Man On the Rocks

2014 Universal Music

Obecnie panuje moda na rockowe powroty.

Ian Anderson stworzył dosyć

dobrze przyjętą kontynuację "Tick Is A

Brick", a Alan Parsons wydał, po

ponad dwudziestu latach przerwy, kolejny

- nie do końca długogrający - krążek.

Ich śladem podążył też Mike Oldfield,

który po swoich klawiszowych

dziełkach powrócił na rockowe fundamenty.

Zresztą nie ma się co dziwić,

obecnie klasyczny rock przechodzi muzyczny

renesans. Na "Man On The

Rocks" artysta zrywa minimalistyczne

więzy, ale dalej podąża z duchem sentymentalizmu

oraz wewnętrznych rozterek.

Tekstowo krąży wokół osobistych

przeżyć i opowiada nam m.in. o historii

irlandzkich emigrantów, wspomnieniach

z dzieciństwa oraz rozpadzie swojego

małżeństwa, a cały nastrój utworów

podkreśla za pomocą chwytliwych melodii.

Nie brakuje zatem folkowych odniesień

("Moonshine"), gorzkich ballad

(tytułowy "Man On The Rocks"), czy

też klasycznych blues-rockowych przebojów

("Sailing", czy energiczny "Minutes").

Oldfield, idąc z duchem czasu,

nie ucieka też od elektroniki i na utworach

pokroju "Castaway", czy "Chariots"

dosyć odważnie korzysta z jej dobrodziejstw.

Nie ma co doszukiwać się w

nowym albumie Brytyjczyka powiewu

świeżości i choć chwilami potrafi nas

oczarować (emocjonalny "Nuclear"), to

nie wychodzi poza doskonale znane,

rockowe schematy. Zresztą, nawet nie

musi nas niczym zaskakiwać. "Man On

The Rocks" swoją chwytliwą formą na

pewno zauroczy wielu weteranów klasycznego

rocka. Muzyk lawiruje między

różnymi nastrojami i jednocześnie stara

się przelać swoje emocje na energiczny

język rocka - wychodzi mu to całkiem

sprawnie. Jednak ten wyjątkowo udany

powrót to nie tylko zasługa samego

Oldfielda, ale też zgranego składu. Za

sekcję rytmiczną odpowiada duet w postaci

nieocenionego Lelanda Sklara

(Phil Collins) oraz Johna Robinsona

(Daft Punk), a za mikrofonem stanął -

znany z The Struts - Luke Spiller. Album,

choć skierowany głównie do fanów,

ma szansę przyciągnąć do siebie

młodych słuchaczy, którzy coraz częściej

sięgają po klasyczno-rockowe brzmienia.

To dobrze wróży nie tylko samemu

muzykowi, ale też nowemu pokoleniu

słuchaczy. (4)

Łukasz "Geralt" Jakubiak

118

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!