HMP 56
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
To You" czy przypominającym stary
Whitesnake z początków kariery "Steal
Away", nadaje tym numerom nową
jakość i zdecydowanie je ożywia. Nie
brakuje też nawiązań do bluesa podanego
w hard rockowej konwencji ("Line
Of Fire") czy blues rocka ("Leeches"), są
też ballady: "Breathing" i "Out Of
Reach" z partiami smyczków. Już tylko
za to większość fanów hard rocka pewnie
pokochała tę płytę, mamy też jednak
przysłowiową wisienkę na torcie,
bowiem w finałowym "Sailing Ships"
śpiewa sam David Coverdale. Być może
jest to zapowiedź ponownej współpracy
obu panów, ale póki co cieszymy
się debiutem Vandenberg's Moonkings.
(4,5)
Wojciech Chamryk
Vanishing Point - Distant Is The Sun
2014 AFM
Nie pierwszy raz spotykamy się z
powrotem zespołu po długiej drzemce.
W zeszłym roku, po dziewięciu latach
hibernacji, powrócił Fates Warning, a
jeszcze wcześniej Accept swoim "Blood
Of The Nations" podbił serca zarówno
starych, jak i nowych słuchaczy. Vanishing
Point może nie ma takiej marki
jak wcześniej wymienieni wykonawcy,
ale ich niebyt w światku muzycznym
wyszedł im na dobre. Na początku warto
zwrócić uwagę na zmiany w składzie.
Ich wieloletniego gitarzystę - Toma
Vucura zastąpił znany z Drop Forget -
James Maier, a na basie zamiast Adriana
Alimica usłyszymy Simona Besta.
Jeżeli chodzi o samą muzykę, to mamy
do czynienia z klasycznymi, power/
progmetalowymi wariacjami, w których
czuć ducha Royal Hunt z czasów
"Paradox". Nie brakuje metalowych
przebojów (tytułowy "Distant Is The
Sun", "Era Zero"), melancholijnych ballad
("Let The River Run", "Story Of
Misery") oraz wyniosłych refrenów ("As
December Fades"). Materiał zaskakuje
też gatunkowymi wariacjami i choć neoklasyczne
odniesienia są w przypadku
Vanishing Point normą, to samba w
"Denied Deliverance", czy nostalgiczne
akordy w "Handful Of Hope" robią piorunujące
wrażenie! Tym razem muzycy
skupili się na krótszych formach, które z
miejsca wpadają w ucho, a do tego
utrzymane są w różnych nastrojach. Nie
znaczy to jednak, że panowie popadli w
gatunkową rutynę - materiał jest spójny,
doskonale zaaranżowany i zadowoli
każdego fana power/progmetalowych
brzmień. Jedynym minusem płyty jest
jej długość . Z powodzeniem można było
usunąć ze 2-3 słabsze numery, które
burzą ogólną wizję krążka (wciśnięty na
przymus "April"). "Distant Is The Sun"
to wydawnictwo, które skłania się w
stronę power/progmetalowego kanonu,
ale nie traci przy tym swojej tożsamości.
Nie znajdziemy tu cukierkowej nachalności
(porównywalnej do ostatniego albumu
Royal Hunt), ani też wszechobecnych,
klawiszowych melodii. W tym
przypadku, muzycy skupili się na urozmaiceniu
materiału oraz przełamywaniu
gatunkowych barier. Mamy do czynienia
z przemyślanym albumem, który z
impetem otwiera nowy dział w historii
Vanishing Point. Panowie, po zasłużonej
drzemce, od razu wzięli się do roboty
i stworzyli porządne, choć nieco zaspane
dzieło. Niech tylko z powrotem
wpadną w muzyczny pęd, to pokażą na
co ich stać. (4.5)
Łukasz "Geralt" Jakubiak
Vicious Rumors - Live You To Death
2 - American Punishment
2014 SPV
Załoga Geoffa Thorpe'a jest znana ze
swych żywiołowych koncertów, podczas
których żaden z muzyków się nie
oszczędza. Największe wyzwanie przed
płytą koncertową Vicious Rumors
stanowi uchwycenie tego na nagraniu
audio. Na szczęście powiodło się, gdyż
elektryzująca energia jaka wydostaje się
z głośników przy "Live You To Death
2..." jest porażająca. Fale mocy są jeszcze
potęgowane przez cudowną jakość
brzmienia. Doskonale słychać wszystkie
elementy perkusji - stopy, talerze, tomy
i werbel. Doskonale zostały wyważone
gitary i bas, a także wokal, który jest
bardzo dobrze słyszalny. Przy okazji
wokalu warto wspomnieć o tym, że to
wydawnictwo jest pierwszym na którym
pojawia się nowy wokalista Vicious Rumors.
Nick Holleman, bo to o nim
mowa, zdał egzamin i pokazał, że jego
barwa głosu oraz styl śpiewania pasuje
idealnie do muzyki Vicious Rumors.
Słychać to na każdym z trzynastu utworów
zawartych na tym wydawnictwie.
Pomimo, że w zeszłym roku miała miejsce
premiera najnowszego studyjnego
krążka tego zespołu, na koncertówce
znalazły się tylko dwa utwory z tej
płyty. Większość zajmuje materiał z
"Digital Dictator", klasycznego albumu
Vicious Rumors z 1988 roku. I tak
więc mamy tytułowy utwór "Digital Dictator"
z puszczanym do niego intrem
"Replicant", "Minute To Kill", przebojowo
łomoczące "Towns on Fire", "Lady
Took a Chance" oraz "Worlds and
Machines", czyli pierwsze pięć utworów,
nie licząc intra, z "Digital Dictator".
Oprócz tego na krążek trafiły trzy utwory
z albumu "Vicious Rumors" - "World
Church", "Hellraiser" oraz genialny i dynamiczny
"Don't Wait For Me", a z
"Welcome to the Ball" zagościł "You
Only Live Twice" oraz "Mastermind".
Trzynastym utworem, który kończy
płytę jest nieśmiertelny "Soldiers of the
Night" z debiutanckiego krążka Vicious
Rumors. Jak widać na "Live You To
Death 2..." króluje głównie stary materiał
z pierwszych czterech płyt. Nick, co
prawda nie jest nieodżałowanym Carlem
Albertem, jednak naprawdę świetnie
wykonuje utwory Vicious Rumors
z jego okresu. W dodatku, nie tyle je
odśpiewuje, co naprawdę wkłada w nie
wiele pasji oraz duszy. Efektem tych
wszystkich czynników, które zostały
wymienione, jest naprawdę zajebista
koncertóweczka. Są na niej praktycznie
wszystkie najlepsze utwory Vicious
Rumors. Z drugiej strony mogłoby na
niej być troszeczkę więcej numerów,
jednak jako entuzjasta przewagi jakości
nad ilością, nie narzekam na tę kwestię.
Jakość brzmienia oraz jakość wykonania
stoją na wysokim poziomie. Amerykański
power metal z górnej półki w pełnej
krasie! (5,5)
Aleksander "Sterviss" Trojanowski
Virgin Snatch - We Serve No One
2014 Mystic
Poprzedni album krakowskich thrashersów
ukazał się ponad pięć lat temu, a
ponieważ wcześniej tak długie przerwy
pomiędzy kolejnymi płytami nie miały
u Virgin Snatch miejsca, można było
snuć różne przypuszczenia co do aktualnego
statusu grupy. I chyba rzeczywiście
nie działo się w niej najlepiej, o czym
świadczy chociażby odejście gitarzysty
Jacka Hiro, jednak zespół nie dość, że
szybko znalazł jego godnego następcę w
osobie Pawła Paska, to powrócił w chyba
silniejszym niż kiedykolwiek składzie.
Z nową - starą sekcją rytmiczną:
perkusistą Jackiem "Jacko" Nowakiem
i basistą Piotrem "Aniołem" Wąciszem,
Virgin Snatch w niemal ekspresowym
tempie przygotowali nowy,
bardzo udany materiał. "We Serve No
One" to intrygujące połączenie siarczystego
thrash metalu, bardziej nowoczesnych,
opartych na wyrazistym groove
patentów, wpływów klasyki i mniej
oczywistych, zwłaszcza w kontekście
tego zespołu, rozwiązań. Nowości to
patetyczne, klimatyczne intro "Coup De
Main" oraz akustyczno-balladowy instrumental
"Answers To Nothing".
Równie subtelnie jest w przepięknie się
rozwijającej balladzie "Promised Land",
siarczysty "Disintegration" rozpoczyna
quasi symfoniczno- orkiestrowy wstęp,
zaś finałowy, mroczny "Devil's Ride" to
również mieszanka piorunująca, pełna
kontrastujących ze sobą delikatnych i
pełnych agresji partii. Nowocześniejsza
jazda z groove na pierwszym planie to z
kolei "Fingerprints" czy "Vive La
Hypocrisie!", z kolei "Escape From
Tomorrow" i utwór tytułowy to bezkompromisowe,
thrashowe ciosy. Jeszcze
bardziej brutalnie robi się w "No Justice,
No Peace" z perkusją rozpędzającą się
niemal do blastów i równie ostrym "Under
Fire" z pełną paletą wokali Zielonego,
od czystszego śpiewu po growling.
Partie wokalne jako całość to zresztą
kolejny atut "We Serve No One", podobnie
jak niezwykle efektowne, gitarowe
solówki duetu Grysik/Pavlo. Dodajcie
do tego niezwykle klarowne, ostre niczym
żyletka z czasów, gdy wszystkiego
nie produkowano jeszcze w Chinach,
brzmienie (studio Hertz) i mamy jedną
z najlepszych płyt nie tylko w dorobku
Virgin Snatch, ale też i tego roku. (5,5)
Wojciech Chamryk
Warbreath - Gates Of Beyond
2013 DMW
Chile przoduje raczej w spuście ekstremalnie
brzmiącej surówki, tymczasem
Warbreath z Valparaiso wymiata,
owszem, siarczysty, ale totalnie oldschoolowy
power/thrash metal niczym z
najlepszych czasów lat 80-tych. Nie
wiem co popchnęło czterech młodych
muzyków akurat w tym kierunku, ale
można raczej uznać za pewnik, że zdecydowali
się na ten krok po wielokrotnym
przemaglowaniu płyt Apocrypha,
Liege Lord, Omen, Vicious Rumors,
Sacred Oath, Megadeth czy Metal
Church, a z nowszych chociażby Catch
22 oraz Imagika. I efekty tej fascynacji
są nie tylko słyszalne, ale i wielce interesujące.
Mamy na "Gates Of Beyond"
osiem utworów. W większości są to szybkie,
dynamiczne, nie pozbawione melodii
killery, z zadziornym śpiewem
Carlosa Escobara i wirtuozowskimi
popisami Lead Ronny'ego. Jest też power
ballada "Seed Of Fire" i wieńczący
płytę instrumentalny, rozbudowany
"On My Way To Acheron", który to jest
jednoznacznym potwierdzeniem talentu,
potencjału i umiejętności muzyków
Warbreath. Ukazanie się "Gates Of
Beyond" odbiło się już dość szerokim
echem w metalowym światku Ameryki
Południowej, teraz czas na resztę świata!
(5,5)
Wretched Soul - Veronica
2013 Dark Lord
Wojciech Chamryk
Wretched Soul pochodzi z Anglii, istnieje
od 2008 roku i według Metal
Archives gra thrash/death. No nie bardzo
mogę się z tym zgodzić. Thrashu
owszem jest sporo, szczególnie tempa,
niektóre riffy i czasem agresywne
wokale. Natomiast elementów deathowych
nie ma tu praktycznie wcale.
Może z jeden góra dwa takie momenty
na całym krążku. Przede wszystkim
ciężkie zwolnienia i niski growl. Jednak
na tej płycie, która notabene jest debiutem
Wretched Soul znajdziemy całe
mnóstwo patentów heavy metalowych.
Spora dawka melodii, niektóre riffy kojarzące
się z NWoBHM, wokale. Niestety
jest też trochę bardziej nowoczesnego
grania. Oczywiście nie jest to
żaden nu czy chuj wie co, ale taki np.
numer tytułowy czyli "Veronica" kojarzy
mi się niebezpiecznie z Trivium. Pomimo
tego, krążka słucha się naprawdę
miło i sam przyłapałem się na tym, że
pomimo braku jakichś mega zachwytów
z mojej strony to zdarzało mi się go
słuchać parę razy z rzędu. Na szczęście
zdecydowaną przewagę mają wpływy
klasycznego metalu. Chłopaki jako
swoje inspiracje wymieniają Priest,
Megadeth, Mercyful Fate, Dissection
i na pewno po trochu z każdej z nich
możemy tu usłyszeć, jednak proszę się
nie sugerować tymi nazwami. To tylko
pewne drogowskazy. Ogólnie jest dobrze,
a takie kawałki jak "Where Shadows
Ride" czy "Undying War" mogą się
podobać, a i reszta od nich nie odstaje.
Nawet ta nieszczęsna "Veronica" jak
ktoś lubi takie granie. Jest energia, agresja,
bardzo duża dawka melodii i całkiem
dobre kompozycje, a do tego brzmienie,
za które odpowiada sam Chris
Tsangarides (m.in. Judas Priest, Exodus,
King Diamond). No i nawet fajna
okładka. Jak na debiut to jest zdecydowanie
ok. (4,7)
Maciej Osipiak
RECENZJE 131