26.04.2023 Views

HMP 56

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 56) of Heavy Metal Pages online magazine. 69 interviews and more than 150 reviews. 140 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Sabaton, Helstar, Satan’s Host, Hirax, Flotsam And Jetsam, Battleaxe, Manowar, Virgin Snatch, E-Force, Suicidal Angels, Hatriot, Meliah Rage, Realm, Grand Magus, Benedictum, Hellion, Slough Feg, Vicious Rumors, Mekong Delta, Kill Ritual, Leviathan, Metal Inquisitor, Stormzone, Edguy, Sonata Arctica, Nightmare and many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

wnictwo nie jest z tych, które wszystko

mają zagrane na jedno kopyto, a mimo

to są świetne. Niedoświadczonym maniakom

thrashu na pewno płyta przypadnie

do gustu, a i myślę, że tym starszym

stażem mimo wszystko także może podpasować.

(4)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Hatred - Burning Wrath

2012 Doomentia

Kapel z taką nazwą trochę jest, jednak

przedmiotem tej recenzji jest dzieło

włoskiej załogi, która łoi siarczysty i

surowy thrash metal. Czego się można

spodziewać? Ciekawych linii basu i dobrego,

mocnego grzmocenia w bębny.

Przy okazji warto wspomnieć, że w beczce

miodu musi się znaleźć przysłowiowa

łyżka dziegciu - wokale w gruncie

rzeczy są dość słabe i powtarzające się.

Wręcz uporczywie trzymają się jednego

tonu. Jednak w surowiźnie i furii agresji

serwowanej nam przez Hatred niepotrzebne

są melodyjne zaśpiewy - tu się

liczy brutalna siła, prędkość i konkretny

łomot. Muzyka to urzeczywistnienie

mokrych snów, każdego fana brutalnego

i szybkiego thrashu. Obecne są pewne

death metalowe naleciałości przez to

muzyka staje się jeszcze bardziej cięższa

i bezlitosna. Utwory są konkretne i

niezbyt wyszukane. Długość ich trwania

oscyluje w okolicy trzech i pół minut.

Solówki są krótkie, ale równocześnie

sprecyzowane i skondensowane. Brzmią

dokładnie tak, jak solówki death/

thrashowej kapeli powinny brzmieć. Jest

ich zresztą bardzo mało, gdyż raptem

cztery utwory mają gitarowe solo gdzieś

upchnięte w swych bebechach. Ciekawostką

jest fakt, że w sumie nie ma sensu

wymieniać tutaj lepszych kawałków.

Głównie dlatego, że wszystkie są naprawdę

dobre, a także dlatego, że w gruncie

rzeczy wszystkie brzmią w miarę podobnie.

Powinien to być zarzut i niewybaczalna

wada tego wydawnictwa, lecz

tymczasem… jest wręcz na odwrót. Całość

albumu stanowi jedność - czarny

monolit ku chwale krwawych bogów.

Czas spędzony z "Burning Wrath" to

brutalne pół godziny, w którym nie uświadczymy

monotonii, a na pewno nie

zostaniemy zanudzeni. Ta muzyka sama

wchodzi do głowy, odwala rozpierduchę

godną zamieszek w Kijowie i

wychodzi, by po chwili powrócić i powtórzyć

tę samą czynność parokrotnie.

Na wznowieniu do dziesięciu utworów,

które wcześniej pojawiły się na oryginalnym

tłoczeniu, został dodany cover

Deathrow "Spider Attack". Bardzo ciekawy

album wydała nam Doomentia

Records z sąsiednich ziem czeskich. Ta

płyta to przykład na to, że nawet przy

braku oryginalności można tworzyć

kreatywną i przejmującą muzykę. Nawet

jeżeli utwory brzmią mniej więcej

podobnie, to i tak paradoksalnie można

uniknąć monotonności i usypiania słuchacza.

Coś takiego też trzeba umieć

osiągnąć. (4,9)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Hatriot - Dawn of the New Centurion

2014 Massacre

Patrząc z zewnątrz na Hatriot nie sposób

nie odnieść wrażenia, że Steve

"Zethro" Souza zapatrzył się trochę na

Roba Dukesa i jego Generation Kill.

Tyle podobnych elementów łączy te

kapele - gardłowy Exodus (w przypadku

Hatriot mamy do czynienia naturalnie

z byłym wokalistą), stylistyka okołopatriotyczna,

tematyka utworów

oparta na wojnie, przemocy i nienawiści,

a to wszystko w duchu Neo-Bay

Area. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Hatriot powstał w 2010 roku z inicjatywy

wieloletniego znakomitego wokalisty

Exodus Steve'a "Zethro Souzy",

który śpiewał między innymi na świetnym

"Tempo of the Damned", "Impact

is Imminent" i "Fabulous Disaster".

Oprócz niego skład uzupełnia

dwóch jego synów - Cody i Nick Souza

oraz gitarzyści Justin Cole i Kosta

Varvatakis. Kapela zadebiutowała w

2013 roku albumem "Heroes of

Origin", a teraz prezentuje nam swój

drugi album zatytułowany "Dawn of

the New Centurion". Zaczynając przygodę

z tym albumem wita nas fraza,

którą Charlton Heston używał na koniec

swych wystąpień podczas zjazdów

Narodowego Stowarzyszenia Strzeleckiego

Ameryki, organizacji, która

działa na rzecz ochrony drugiej poprawki

do konstytucji USA, gwarantującej

obywatelom Stanów Zjednoczonych

prawo do noszenia broni. Cały utwór

jest społeczno-aktywistycznym peanem

ochrony praw obywateli USA, zwłaszcza

wspomnianego zapisu w konstytucji.

W tym utworze Zethro dość jasno

wyraża swoje poglądy oraz agresywnie

podtrzymuje i afirmuje istnienie obecnego

stanu rzeczy. Tematyka pozostałych

wałków na płycie obraca się wokół

spraw związanych z przemocą i wojną,

więc należy się przygotować na duże

ilości politycznych i społecznych wywodów

w tekstach. Jest też dużo utworów,

które skupiają się na dramatycznej sytuacji

na świecie i społecznych niesprawiedliwościach

- "Silence in the House of

the Lord", "World's Funeral", "Superkillafragsadisticactsaresoatrocious"

(tak, to

jest tytuł utworu. Czyżby miała to być

thrash metalowe nawiązanie do Mary

Poppins?). Zwłaszcza ten ostatni mnie

rozbroił swym zakończeniem, w którym

aż do wyciszenia utworu Zethro skanduje

"Free Pussy Riot!". Jądro muzyki Hatriot

jest do szpiku przesiąknięte amerykańskim

thrashem. Odważne zagrywki

i mordercza rzeźnia riffów. Aż ciśnie

się na usta stwierdzenie, że tak właśnie

powinien brzmieć Exodus. Głos Souzy

to ryk głodnej bestii! Aż strach pomyśleć

co by było, gdyby połączyć go

znowu z genialnymi gitarowymi riffami

Gary'ego Holta! Właściwie to tylko

brak tej charakterystycznej nuty w riffach

odróżnia drugą płytę Hatriot od

perfekcji "Tempo of the Damned". Nie

oznacza to bynajmniej, że riffy na

"Dawn of the New Centurion" ustępują

im poziomem. Nie ma co tu się

bawić w takie porównania, po prostu

słychać między nimi subtelną różnicę.

Same partie gitarowe - rytmiczne i solowe

- są dopracowane w sposób fenomenalny,

przez co bardzo przyjemnie

słucha się materiału z "dwójki" Hatriot.

Nie mogę jednak zrozumieć jak na tak

dobrym albumie można było spieprzyć

tak niby prozaiczną rzecz jaką są chóry.

One są tragiczne. Zwłaszcza w "Honor

the Rise and Fall", gdzie przeklejona fraza

"Impaled them!" jest skopiowana parędziesiąt

razy. Straszliwie to burzy harmonie

i klimat utwory, gdy się tak ciągle

trzeba wsłuchiwać w marny zaśpiew

wklejony o kilka tuzinów razy za dużo.

Tak samo nieumiejętnie zostały zaprezentowane

przebitki w kilku innych

utworach. Nie dość, że pasują do całości

jak rower do autostrady, to jeszcze ich

brzmienie w ogóle nie wpasowuje się do

utworu. Chóry w miarę dobrze prezentują

się właściwie wyłącznie na "World's

Funeral", gdzie praktycznie to one

dominują w partiach wokalnych w tej

kompozycji. Sam utwór bardzo mocno

przypomina aranżacyjnie i strukturalnie

dokonania Torture Squad przypruszone

Exodusem. Skojarzenia z Exodus

będą nam towarzyszyły przy niemalże

każdym utworze, jednak jak już wspomniałem,

to nie jest tak, że Hatriot aspiruje

do bycia bezmyślną kalką poprzedniej

kapeli Souzy. Zethro tutaj tworzy

wspaniałą konkurencję dla legendy kalifornijskiego

thrashu. Nazwa kapeli bardzo

ładnie łączy słowa "hate" i "patriot"

tworząc bardzo specyficzny twór

słowny. Nienawiści rzeczywiście jest

sporo, w końcu to Zethro i jego agresywny

wokal, który został tutaj zespolony

razem z thrash metalowymi riffami.

Trudno oczekiwać po tej płycie łagodnych

dźwięków i głaskania kucyków po

grzywach. Ten album to solidna robota

przeżarta kwasem i niechęcią do otaczającej

nas rzeczywistości. Exodus z

Robem Dukesem chyba nigdy nie osiągnie

tego poziomu, który aktualnie prezentuje

Steve Souza razem z synami.

(5)

Aleksander "Sterviss" Trojanowski

Hazy Hamlet - Full Throttle

2013 Arthorium

W 2009 roku usłyszałem debiut brazylijskiego

Hazy Hamlet zatytułowany

"Forging Metal". Nie powiem, żeby to

wydawnictwo rozwaliło mnie na atomy

i spowodowało nocne zmazy, ale był to

na tyle dobry krążek, że jakoś wrył mi

się w pamięć. Tym co kojarzyłem z tym

zespołem była niewątpliwa fascynacja

siermiężnym teutońskim true heavy

metalem i mocny gardłowy, momentami

z głosem operowego śpiewaka. No i

właśnie z powodu jego niedyspozycji w

postaci problemów zdrowotnych Hazy

Hamlet praktycznie nie istniał w latach

2011-2013. Na szczęście wszystko jest

już chyba w porządku i w listopadzie

ubiegłego roku mogliśmy cieszyć nasze

uszy nową płytą. Słuchając "Full Throttle"

mam wrażenie, że po okresie rekonwalescencji

Arthur Migotto jest

jeszcze lepszym śpiewakiem niż wcześniej.

Ze względu na jego głos i sposób

śpiewania należy go umieścić w tej

samej lidze co wokalistów Ironsword,

Lonewolf, Grave Digger czy Paragon.

W porównaniu z debiutem poprawiło

się brzmienie, Instrumenty brzmią potężniej

i soczyściej, a całość jest bardziej

zwarta. Na początek dostajemy dwa

konkretne kopy w postaci "Full Throttle"

i "Symphony of Steel". Oba zawierają

wszystko co powinien sobą reprezentować

zajebisty heavy metalowy

numer czyli ostre riffy, mocarną sekcję,

potężny wokal i refreny znakomicie nadające

się do wspólnego śpiewania. Potem

jest instrumentalny "A Havoc

Quest" brzmiący jak jakiś zagubiony

kawałek maidenów. Posłuchajcie tych

gitarowych dialogów, coś pięknego.

Następnie jest najdziwniejszy jak dla

mnie numer "Vendetta". Pierwsza część

brzmi trochę jakby zespół nie miał

pomysłu co z nim zrobić. Jest

połamany, melodie brzmią jakby były

robione na siłę. Natomiast od połowy ta

kompozycja zmienia się diametralnie.

Nastrojowe solo, klimatyczne chórki i

robi się naprawdę epicko. Kolejne dwa

numery to znowu szybkie petardy i zarówno

"Jaws of Fenris" jak i "Odin's

Ride" powinny zadowolić każdego fanatyka.

Na koniec zostały dwa moje ulubione

kawałki. "Thorium" to hymn w

klimacie Manowar z marszowym rytmem,

epicką atmosferą i znakomitym

bojowym refrenem. Kurwa, uwielbiam

takie granie. Całość zamyka "Red Baron"

traktujący o niemiecki pilocie

Manfredzie von Richtoffen słynącym

z honorowych pojedynków powietrznych

w czasie pierwszej wojny światowej.

Utwór jest tak genialny, że gdy

słucham gitarowych pojedynków naprawdę

mam wrażenie uczestnictwa w podniebnej

bitwie. A gdy jeszcze pojawiają

się strzały i warkot silników to ciary na

plecach murowane. Hazy Hamlet nowym

krążkiem zdecydowanie przebił

debiut i to pod każdym względem, spełniając

moje oczekiwania z nawiązką. Fani

tradycyjnego heavy metalu z epickim

zacięciem powinni z miejsca zamawiać

tę płytę. (5,2)

Maciej Osipiak

Heart - Fanatic Live From Caesars

Colosseum

2014 Frontiers

Chciałoby się napisać, że weterani trzymają

się mocno, jednak nie do końca

byłaby to prawda. Tak się bowiem składa,

że zespół sióstr Wilson wciąż nagrywa

nowe płyty i niezmordowanie koncertuje,

ale o energii z lat 70-tych i 80-

tych ubiegłego wieku nie może tu już

być mowy. Słychać to też niestety na

najnowszym wydawnictwie koncertowym

Heart, zwłaszcza w głosie Ann

Wilson. Front woman zespołu nie była

w czasie nagrywania tego materiału w

najwyższej formie, jej głos brzmi płasko,

jakby walczyła z przeziębieniem czy inną

chrypą. Sytuację ratuje często Nancy,

co szczególnie efektownie wypada w

duecie z "Straight On" czy zaaranżowanych

z wykorzystaniem smyczków balladowych

przebojów "These Dreams" czy

"Alone". Takiego klimatycznego grania

jest zresztą na "Fanatic Live From Caesars

Colosseum", więcej, a zespół śmiało

sięga tu zarówno do początków swej

kariery ("Dog and Butterfly") jak i czasów

nowszych ("59 Crunch"). Z nowości

nieźle wypada - mimo fatalnego wokalu

- "Fanatic" oraz mocny, riffowy

rocker "Mashallah". Nie zabrakło też

kolejnych wycieczek w bardzo daleką

przeszłość, z fajnie bujającym "Crazy

112

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!