Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
- Nie tylko pan sam, lecz także wszyscy pafiscy podwładni. Proszę im to powiedzieć.<br />
- Uczynię to, senior! - rzekł kapitan z trudem opanowując gniew.<br />
Ruszył w głąb nocy, by uspokoić swój gniew, kiedy wrócił, ogień<br />
zgasł. Mimo to zauważył, że gambusino i toreador nie byli na swoich<br />
miejscach. Położył się obok swego kaprala i kiedy spostrzegł, że ten<br />
nie śpi, zapytał cicho: ,<br />
- Gdzie jest nowy pułkownik, a może generał?<br />
- Poszedł w stronę bagna, układają tam z Perillem <strong>pl</strong>an.<br />
-T Co się tu działo, kiedy odszedłem?<br />
- Nic poza tym, że mnie także pokazał swoje pelnomocnictwo.<br />
- Czy jest prawdziwe?<br />
- ‘Pak, podpisane przez wiceprezydenta konfed~racji i ma jego pieczęć. Musimy go słuchać.<br />
-To j~ już nie mogę wam rozkazywać?<br />
- Panie kapitanie, powiedziałem, że musimy być posłuszni. Jeste-śmy żołnierzami i brak<br />
poshzszefistwa przypłacimy głową.<br />
- To taka jest wasza wierność! Kto by przypuszczał!<br />
Owinął się w derkę i usiłował zasnąć. Całkiem zapomniał, że sam jest rebeliantem, więc nie ma<br />
prawa gniewać się na swych podwład-nych. Chciał tu odegrać ważną rolę, by potem szybko<br />
awansować, a tu nagle go odstawiono. Nie dawało mu to spokoju. Myślał o gambusino i Peril.lu. Ci<br />
dwaj mieli coś przeciwko niemu. Czy można by się dowiedzieć, co? Czemu nie? Może przypadek<br />
będzie mu sprzyjał.<br />
285<br />
Podniósł głowę i zaczął nasłuchiwać. Wszyscy spali. Wygramolił się z derki i poczołgał w stronę<br />
bagna. Długo trwało, nim ujrzał przybrzeż-ne drzewa w świetle księżyca. Po pewnym czasie<br />
usłyszał ciche głosy. Kilka metrów dalej ujrzał tamtych dwóch. Siędzieli blisko siebie na suchej<br />
trawie, rozmawiali po cichu, ale tak, że kapitan wytężając słuch mógł wszystko słyszeć.<br />
- Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć - rzekł gambusino. - Lassa były co prawda urwane, ale taki<br />
piętriastokrotnie s<strong>pl</strong>eciony rzemiefi ! jest przecież bardzo wytrzymały. Krokodyl może chwycić<br />
i odgryźć nogę, ale wydaje mi się niemożliwe, by zerwał lasso.<br />
- Ja tam przyjmuję to tak, jak jest, i nie zastanawiam się za wiele<br />
- odparł Perillo. - Któż mógłby tych dwóch, uwolnić?<br />
- Brat Jaguar!<br />
- Przecież go tu nie ma. Mały tak powiedział.<br />
- Nie wierzę w śmierć małego, tak samo jak nie dowierzam jego słowom. Jest pułkownikiem czy<br />
nie? Uważamy go za Glotina. Jeśli nim jest, to ma na tyle rozumu; by nas zwodzić. Powiedział,<br />
że brat Jaguar pojechał za nami. A jeśli pojechał przed nami?<br />
- Tb by była paskudna sprawa. Musielibyśmy liczyć się z tym, że nie my na nich napadniemy, lecz<br />
oni nas zaatakują. Ten brat Jaguar j uż kiedyś pomógł Camba w walce przeciwko Abiponom,<br />
choć w innej okolicy. Draby, których ma przy sobie, nie boją się nawet diabła.<br />
- Musimy zachować ostrożność. Jeśli tak jest, jak przypuszczasz, to z pewnością zastawi na nas<br />
zasadzkę.<br />
- Przecież widzielibyśmy jego ślady.<br />
- Widzieliśmy wyludnione wsie i chaty, które napotkaliśmy po drodze.<br />
- I to mają być ślady?<br />
- Oczywiście! Mieszkaficy uciekli. Dlaczego? Z obawy przed nami. A więc musieli wiedzieć, że<br />
nadciągamy. A kto ich ostrzegł? Obawiam się, że brat Jaguar.<br />
- Naprawdę tak myślisz?