You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
chem i byłby bardzo zdziwiony, bo nie ma dla takich problemów<br />
najmniejszego zrozumienia.<br />
‘Paki właśnie dyliżans jechał teraz za trzema jeźdźcami. Jechał<br />
szybciej od nich i wkrótce ich dogonił. Mijając ich, peon zawołał:<br />
- Dokąd to, seniores?<br />
- Do Fort ‘I~o, wasza miłość - odparł chirurg.<br />
,<br />
- Będziemy tamtędy przejeżdżać. Czy ma y żamówić dla was , ....... .<br />
kwaterę? ł<br />
= Bardzo proszę, senior.<br />
100<br />
Szalona jazdą trwała nadal i wkrótce dyliians znikł z horyzontu.<br />
- Coś podobnego! - rzekł Fritz kręcąc głową. - U nas w kraju takich ludzi z miejsca by ukarano. A<br />
tutaj tytułuje się ich „wasza miłoś~”! Co pan powie na takie dręczenie zwierząt, panie doktorze?<br />
- Tylko tyle, że należałoby tych ludzi potraktować tak, jak oni traktują te biedne konie. Może<br />
wówczas odezwałoby się w nich to, co po łacinie nazywamy intelligentia albo perspicientia.<br />
Właściwie Morgenstern zarządził wypoczynek raczej ze względu na siebie niż na konie, te<br />
bowiem wcale jeszcze nie były zmęczone. Morgenstern nie’miał pogodnej miny, gdyż jazda<br />
końna bardzo go męczyła, ale nie dał poznać tego po sobie. Po południu musieli zatrzymać się<br />
na dłużej, tak, że zapadałjuż wieczór, kiedy ujrzeli przed sobą Fort Tio. Nietrud~o było znależć<br />
drogę, ślad dyliżansu był ‘ niezawodnym przewodnikiem.<br />
Fortu nad argentyńską granicą z <strong>In</strong>dianami nie należy sobie wyob-raża~ jako fortecy takiej jak w<br />
Niernczech. Fort Tio był to teren otoczony gęstym kolczastym ogrodem kaktusów i rowem. Stało<br />
tam kilka rancz, służbę w nich pełniło około dwudziestu żołnierzy, komen-dantem ich zaś był<br />
porucznik. Gdy trzech mężczyzn wjechało na ten teren, porucznik wyszedł im na spotkanie.<br />
- Witamy! - zawołał: - Cieszymy się, seniores, żeście do nas...<br />
Urwał. Wzrok jego padł na chirurga. Wbwczas wybuchnął śmie-chem i ciągnął dalej:<br />
-El carnicero! Ach, znowu się widzimy! Jakie operacje przepro-wadził pan od naszego ostatniego<br />
spotkania w Rosario? Było to powiedziane ironicznym tonem. “Don” Parmesan poczuł się<br />
obrażony i odparł ostro:<br />
- Wolałbym, by moimi operacjami interesowali się wyłącznie ludzie, których operowałem lub będę<br />
operował. Czy mam któremuś z pafiskich podwładnych amputować nogę albo rękę? ‘<br />
- Nie, senior, na szczęście wszyscy jesteśmy zdrowi.<br />
- Więc nie mówmy o tych sprawach, chociaż mógłbym pana zapyta~, co pan sądzi o usunięciu<br />
dolnej szczęki? Czy pacjent mógłby bez niej żyć?<br />
- ‘I~go nie umiem powiedzieć. Wiem tylko, że ja bez swojej nie chciałbym żyć. Kim są ei<br />
seniores koło pana?<br />
- 1ó dwaj niemieccy uczeni, jeden z nich jest sługą drugiego.<br />
Swoje nazwiska muszą sami podać. M6j język nie zdoła ich wypowie-dzieć.<br />
Morgenstern przedstawił siebie oraz Fritza i poprowadzono ich na ranczo, gdzie mieszkał<br />
porucznik. Parmesan przyłączył się do żołnierzy. Oficer spodziewał się ich, ponieważ peon istotnie<br />
uprze-dził, że nadjeżdżają.<br />
Żołnierze posiadali konie i bydło, które w ciągu dnia pasło się na wolnej przestrzeńi, wieczorem<br />
zaś, zaganiano je na teren twierdzy. Bydło stanowiło zaopatrzenie załogi, a więc mięsa było w<br />
bród. Poda-no go gościom tak dużo, że nie mogli wszystkiego zjeść. Podczas rozmowy oficer<br />
szybko spostrzegł, kogo ma przed sobą. Człowiek, który konno wybrał się na pampasy, a cóż