Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
162 paczkę z książkami. Potem popędził dalej. Gambusino potknął się o paczkę i upadł. Szybko się<br />
poderwał i chciał ruszyć dalej. Ale wtedy usłyszał przed sobą rozkazujący głos.<br />
- Stać! Tli jest bra~ Jaguar ze swymi ludźmi. Kto się zbliży wbrew mojej woli, tego trafi kula!<br />
Zmusiło to gambusina do zatrzymania się. Czy chciano go zmylić, wymieniając imię tego<br />
człowieka? Skulił się i pomknął kilka kroków naprzód. Wtedy ujrzał przed sobą’ całą gromadę<br />
mężczyzn. Byli w skórzanej odzieży, mieli kapelusze o, szerokich rondach, co na pam-pasach i w<br />
przygt’anicznych okolicach było rzadkością. Po tym poznał, kogo ma przed sobą.<br />
Do licha, to nie omyłka - pomy~lał. -To naprawdę ten przeklęty brat Jaguar. Jeśli pójdę dalej, każe<br />
strzelae, to pewne. Muszę się cofnąć, ale zapłaci mi za to!<br />
Zawrócił, ą kiedyjego ludzie, których w swej gorliwości wyprzedził, dołączyli do niego, rozkazał:<br />
- Zawracajcie! Nic tu po nas.<br />
- Nic? - zapytał Pellejo, który był wśród nich. - Dlaczego?<br />
- Już ich nie ma, są dla nas straceni, przynajmniej dziś.<br />
- Cźemu?<br />
- Wiecie, kim jest ten łotr, który ich uwolnił? To brat Jaguar!<br />
- Niemożliwe! To chyba omyłka.<br />
- Nie. Widziałem jego ludzi, słyszałem też jego głos. Wracajcie szybko. Musimy się naradzić i<br />
przedsięwziąć coś, by nas nie zaskoczyli, bo ten człowiek gotów jest jeszcze dziś na nas napaść.<br />
- Chyba nie!<br />
- Nie wierzy pan? Dlaczego nie?<br />
- On chciał tylko uwolnić więżnibw. Gdyby zamierzał na nas napaść, byłby to uczynił przedtem.<br />
- Może i tak, ale ja mu nie ufam. Znam go’lepiej. A on... on także trochę mnie zna... z dawnych<br />
czasbw. Jeśli poznał mnie po głosie, to na pewno mi nie popuści. Nie mamy czasu do stracenia.<br />
163<br />
Szybko udali się do obozu, gdzie gaynbusino wydał rozkaz, by osiodłać konie i zgasić ogniska,<br />
ponieważ muszą wyruszyE.<br />
- Mamy odj echać? - zapytał Antonio Perillo. - Czy to koniecz-ne?<br />
-‘Pak, przynajmniej na taką odległość, by brat Jaguar nie mógł nas odnaleźć podczas tej nocy.<br />
- Nie odważy się nas zaskakiwaE.<br />
- Ależ tak! Powiadam panu, że to dla niego żadne ryzyko.<br />
Wódz potwierdził jego słowa.<br />
- Jeśli to brat Jaguar uw~lnił więźniów,-trzeba stąd odjechać.<br />
Tylko on mógł tego dokonać. Miał więcej ludzi ze sobą i kazał im rozniecid ogień. Podczas gdy my<br />
rozmawialiśmy i nie zwracaliśmy uwagi na więźniów, uprowadził ich. On wie, że poprzysiągłem<br />
sobie, iż go zabiję. Musimy jechać, bo tutaj nie zdołamy się obronić. Zatrzy-mamy się w<br />
dogodnym miejscu i tam się naradzimy. Wobec tego nikt się już nie sprzeciwiał. Osiodłali konie i<br />
wtedy dopiero spostrzegli; że brak im czterech wraz z siodłami, a także nie było obu paczek<br />
należących do więźniów. Na szczęście mieli konie zapasowe. Gdy ugasili ogniska, ruszyli i<br />
zgodnie ze zwyczajem <strong>In</strong>dian jechali gęsiego.<br />
Droga prowadziła coraz głębiej w przesiekę, która powoli się<br />
rozszerżała. Gdyby tworzyła ślepy zaułek, cała grupa wpadłaby w ręce<br />
brat Jaguara. Lecz wódz Odważne Ramię znał tę okolicę zbyt dobrze<br />
by się pomylić. Po upływie dwÓch godzin las cofnął się po obu stro-<br />
nach i wyjechali na rozległą łąkę. Jechali kwadrans, potem zatrzymali<br />
się na naradę. Jeźdźcy zsiedli z koni i utworzyli krąg, w którym zajęli<br />
miejsca biali i wódZ. ~