31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

się prosi, żeby za pomocą orkiestry podbijać to,

co w Accept najbardziej charakterystyczne i

wartościowe. Tymczasem smyczki grały melodie

tam, gdzie w oryginalnym kawałku akurat walcowały

proste riffy. Wiele utworów, jak choćby

wspomniany "Teutonic Terror" czy "Metal

Heart" było zwyczajnie nieudanych. Wielu muzyków

przyznaje, że zagranie koncertu z orkiestrą

jest niezwykle trudne. Czasem myślę, że

najlepiej uczynił kiedyś Rage i od początku zaaranżował

płytę tak, żeby i smyczki znalazły

swoje godne miejsce.

Po tej nie do końca udanej symfoniczno-metalowej

uczcie poszłam do namiotu na wyziewy z

"De Mysteriis Dom Sathanas" Mayhem. W

namiocie panował straszliwy ścisk, a znalezienie

miejsca na obejrzenie sceny graniczyło z cudem.

W końcu jednak udało mi się podejść w nienajgorsze

miejsce. Bardzo dobrze, bo dopiero z

oprawą mogłam docenić to, co widzę i słyszę.

Wynikało to z tego, że fonia zlewała się w jedną

homogeniczną masę. Nie wiem czy jest to

specyfika płyty, którą grał w całości zespół, czy

raczej kwestia nagłośnienia. Dopiero wraz z teatrem,

który odgrywał się na scenie mogłam dostrzec

w tym występie coś interesującego - klimatycznego,

obcego i nieco w stylu wehikułu

czasu. Przyzwyczajona jestem, że na koncertach

w największej mierze odbieram muzykę. Tutaj,

zadadnie miałam dwukrotnie utrudnione (nieznajomość

tematu plus nagłośnienie), dlatego

moją wizytę na występie Mayhem odbieram po

prostu jako intelektualną przygodę.

Marcin Książek: Death metal nigdy nie był mi

szczególnie bliski. Odkąd jednak dwa lata temu,

zupełnie niespodziewanie, koncertowo przekonali

mnie do siebie Szwedzi z Unleashed, w

sprzyjających okolicznościach staram się dawać

szanse kolejnym ekipom. Mając w pamięci poruszenie,

jakie w roku 1998 wywołał album

"Amongst the Catacombs of Nephren-Ka",

tym razem postanowiłem zmierzyć się z Nile.

Kompozycyjnie, wykonawczo, brzmieniowo,

wszystko bez zarzutu, ale growl Karla Sandersa

pozostaje dla mnie absolutnie nie do przeskoczenia.

Dotrwać do połowy seta pomogli mi

wspomagający go wokalnie, a brzmiący nieco

bardziej przyjaźnie basista i drugi gitarzysta

(odpowiednio Brad Parris i Brian Kingsland, tego

ostatniego nawet mógłbym słuchać), ale na

więcej nie miałem siły.

4 sierpnia (piątek)

Przykro patrzeć na Warrela Dane'a. Perspektywa

dużej sceny sprawiła, że nie był to obraz

tak druzgocący jak podczas ubiegłorocznej serii

koncertów klubowych, ale i z odległości kilkudziesięciu

metrów trudno było nie dostrzec jego

nienajlepszej formy ogólnej czy niedostatków

garderoby. Wokalnie było względnie przyzwoicie,

a na pewno lepiej niż można było się spodziewać,

nadal jednak nie mogłem oprzeć się

wrażeniu, że Warrel na scenie zwyczajnie się

męczy. I męczyłem się razem z nim. Dlatego

też, mimo pełnego zaangażowania ze strony

Lenny'ego Rutledge'a i reszty zespołu oraz mimo

tego, że ze sceny przemiennie z utworami z

"The Year the Sun Died" wybrzmiewały takie

klasyki jak "Die for My Sins", "Taste Revenge"

czy "Eden Lies Obscured", sporą część koncertu

spędziłem wpatrując się w zegarek i sprawdzając,

jak długo jeszcze. Wracaj do formy, Warrel.

15 lat temu koncert Grave Digger oparty w

całości na kompozycjach z albumów "Tunes of

War", "Knights of the Cross" i "Excalibur" byłby

dla mnie jednym z głównych wydarzeń festiwalu.

A.D. 2017, po całej serii przeciętnych

albumów oraz kilku równie przeciętnych koncertach,

szedłem pod scenę bez większych

oczekiwań. Liczyłem jedynie, że będzie nieco

lepiej niż ostatnio. Było znaczniej lepiej, choć

zadziałał głównie repertuar. Oceniając obiektywnie

Boltendhal i spółka nie zaprezentowali

niczego ponad niemiecką poprawność. Oceniając

subiektywnie, kupili mnie już przy drugim w

secie "Killing Time" (zaczęli "nieśredniowiecznie",

bo od "Healed by Metal") i dalej starałem

się już czerpać pełną przyjemność z tego co dobre

("Kinghts of the Cross", "Lionheart", "Rebellion")

oraz przymykać oko na to co nienajlepsze

("The Ballad of Mary (Queen of Scots)", dobór

utworów z "Excalibur", mocno odczuwalny

brak drugiej gitary). Udało się na tyle, że wieńczący

koncert "Heavy Metal Breakdown" pojawił

się zaskakująco szybko.

Twórczość Sonata Arctica tak dawno wypadła

z kręgu moich zainteresowań, że ich występ

śledziłem z większej odległości, kręcąc się po

terenie festiwalu. Plus taki, że miałem okazję

posłuchać całkiem poprawnie odegranych "Full

Moon" i "8th Commandment" z "Ecliptica" oraz

"Black Sheep" i "Tallulah" z "Silence". Minus, że

słyszałem też całą resztę. W secie, z rzeczy

wartych odnotowania, był jeszcze "Don't Say a

Word", ale w tym czasie byłem już w drodze do

namiotu na występ Grand Magus. A tam ciekawy

obrazek - kataniarze czekający na Szwedów

zmuszeni słuchać końcówki występu skaczącej

po scenie ekipy Dog Eat Dog. Przetrwali.

Strati: Przeszłe koncerty Grand Magus nie

napawały mnie tak wspaniałymi emocjami jak

ten. Dlaczego? Pamiętam dawniejszą, nieco bardziej

vintage'ową muzyczną stylizację Grand

Magus, która nie do końca odpowiadała mojego

gustowi muzycznemu. Obecnie panowie ze

Sztokholmu coraz to mocniej celują w estetykę

majestatycznego epic heavy metalu. Rzeczy-wiście,

na Wacken, w namiocie zagrali same utwory

od płyty "Iron Will" do współczesności. Mocarnie,

masywnie, przejrzyście, z doskonale słyszalnym

basem, który "tworzył" muzykę. Z muzyką

świetnie korespondowała wizualna strona i

zachowania zespołu, a mocnego kolorytu koncertowi

dodała publiczność. Absolutnie doskonała

publiczność. Przybyła tłumie i śpiewała

wszystko. Takiej kapitalnej interakcji na linii

kapela-publika nie widziałam od czasu warszawskiego

koncertu Manilla Road. Kończący

koncert "Hammer of the North" programowo

zaszczepił wśród ludzi chęć nucenia motywy

przewodniego. Wychodziliśmy z koncertu i

jeszcze przez kilkanaście minut dało się słyszeć

Foto: Rolf Klatt

gromkie "oooo ooo ooo ooo ooo oo oooo".

Emperor dostał dużą scenę, świetny wieczorny

czas i miał zagrać kultową płytę "Anthems to

the Welkin at Dusk". Okoliczności wydawały

się widowiskowe. Tymczasem zespół prawie nie

wykorzystał możliwości, bo prawdopodobnie

postawił na motto "muzyka się obroni" rezygnując

z scenografii i oprawy scenicznej, która tak

bardzo pasowałaby do muzyki. Co więcej, Norwegowie

kontynuują zapoczątkowane kilka lat

temu występowanie bez makijaży, co wywołuje

osobliwy efekt. Wygląda to tak, jakby schludny

pan profesor biologii wyrykiwał potężne frazy w

rytm epickich tonów na wielkiej scenie. Szkoda,

że potencjał został zmarnowany, bo muzycznie

koncert robił bardzo dobre wrażenie.

Marcin Książek: Do trzech razy sztuka. Po

dwóch nieudanych podejściach do Megadeth w

nowym składzie na Masters of Rock (mieli grać

rok temu, ale występ odwołano w ostatniej

chwili ze względu na uraz Ellefsona, mieli powrócić

w tym, ale w kilka miesięcy później organizator

tej deklaracji już nie pamiętał), udało się

na W:O:A. Ostrzyłem sobie na ten koncert zęby

jako na główne danie festiwalu i takie otrzymałem.

Ogromne ekrany z wizualizacjami do poszczególnych

kompozycji, spektakularne światła

i "Hangar 18" poparte "Wake Up Dead" i "In

My Darkest Hour" na dzień dobry. Po takim

wstępie ten występ nie mógł się nie udać, nawet

mimo nienajlepszej tego dnia dyspozycji wokalnej

Mustaine'a. Nowości, w całkiem pokaźnej

liczbie, bo świeżych kompozycji było aż sześć,

wyłącznie z "Dystopia", co mnie osobiście odpowiadało

podwójnie. Raz, że album wyjątkowo

udany, a dwa, że dzięki temu Kiko Loureirio

mógł zaprezentować się w pełni również we

własnym repertuarze, z popisowym, instrumentalnym

"Conquer or Die!" włącznie. I o ile gitarzystą

wybitnym był od dawna, tak w ciągu

dwóch lat w Megadeth dodatkowo stał się również

prawdziwym scenicznym zwierzęciem,

którego ten zespół potrzebował. Kolejne utwory

z "Dystopia" ("The Threat Is Real", "Lying in

State", "Poisonous Shadows", "Fatal Illusion"

oraz "Dystopia") uzupełniały "Sweating Bullets",

"Trust" oraz "Tornado of Souls" (test sprawności

dla każdego kolejnego gitarzysty Megadeth zdany

celująco). Absolutny brak zgrzytów pomiędzy

jednymi a drugim tylko potwierdził klasę

nowego materiału. A dalej były jeszcze "Symphony

of Destruction" (Megadeth! Megadeth!

Aguante Megadeth!), "Mechanix", tym razem

bez jakichkolwiek uszczypliwości pod adresem

kolegów z Metallica w zapowiedzi, "Peace Sells"

z obowiązkowym udziałem Vica Rattleheada

LIVE FROM THE CRIME SCENE 161

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!