HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
żko i czysto, ale też po prostu zbyt sterylnie.
Nowy wokalista grupy - Giacomo
Voli, sprawdza się całkiem nieźle i
jest w zasadzie jedynym elementem,
który mógłby usprawiedliwić istnienie
tej płyty. Nie można mu odmówić warsztatu,
a jego głos dobrze wpasowuje się
w stylistykę power metalową. Fanom na
pewno zabraknie bardziej egzaltowanego,
emocjonalnego wokalu Fabio.
Brak tu bardziej charakterystycznych
momentów, śpiew Giacomo jest zachowawczy
i po prostu podąża za wyznaczoną
melodią. Podsumowując, "Legendary
Years" raczej nie zadowoli starych
fanów Rhapsody. Być może będzie to
dobry początek dla nowych fanów, jednak
moim zdaniem lepiej sięgnąć po
starszą kompilację - "Tales From The
Emeral Sword Saga", aby faktycznie
poczuć klimat nagrań z tamtych lat.
"Legendary Years" nie wnosi nic nowego,
a każdy utwór ma więcej do zaoferowania
w swojej oryginalnej wersji. (2)
Rift - Super Killer Fragile
2017 Self-Released
Adam Wilkans
Simon Jones i Jay Graham spotkali się
przed wielu laty w projekcie Return To
The Sabbat, będącym próbą reaktywacji
legendarnego Sabbat. Zgodnie z
przewidywaniami nic z tego nie wyszło,
również późniejsza reaktywacja Sabbat
też była krótkotrwała, ale obaj panowie
już wtedy postanowili stworzyć wspólnie
coś w thrashowych klimatach. Doszło
do tego stosunkowo niedawno, ale
zawartość ich debiutanckiego longplaya
"Super Killer Fragile" potwierdza, że
warto było poczekać i dać im kredyt zaufania.
Brytyjski thrash metal zawsze
miał dobrą markę: wspomniany Sabbat,
istniejący do dziś Onslaught, Slammer,
Xentrix, Re-Animator i wiele innych
tamtejszych kapel łoiły na najwyższym
poziomie, odbiegając przy tym
znacząco od swych kontynentalnych
czy amerykańskich pobratymców. Rift
też jest niezły w te klocki, podsuwając
słuchaczom kolejne, pełne energii, ale
też efektownie zaaranżowane, konkretne
numery. Gdzieś tak w 1988 roku
dzięki "Super Killer Fragile" mogliby
marzyć o sporej karierze; teraz nie ma
już na takową szans, mimo wciąż sporej
popularności thrashu w metalowym
światku, ale "Rift - Abomination Of Desolation",
"Flames Of Hate", "The Day
The Sky Exploded" i "Fear God" zachwycą
każdego fana ostrego i zarazem technicznego
łojenia. (5)
Wojciech Chamryk
Rock Goddess - It's More Than Rock
And Roll
2017 Self-Released
Zawsze miałem słabość do tego zespołu,
który nie zdołał co prawda jakoś silniej
zaznaczyć swej pozycji w czasach świetności
NWOBHM, ani tym bardziej
przebić Girlschool, dość powszechnie
uważanych za najlepszą dziewczęcą grupę
brytyjskiego metalu lat 80. Rock
Goddess sióstr Turner miał jednak
znacznie mniej szczęścia od starszych
koleżanek, a debiutancki "Rock Goddess"
oraz "Hell Hath No Fury" to bez
dwóch zdań ścisła czołówka schyłkowego
okresuo NWOBHM lat 1983-84.
Wielka szkoda, że później zespół pogubił
się artystycznie, wydając sympatyczny,
ale mający się nijak do wcześniejszych
dokonań trzeci LP "Young &
Free", by krótko po tym zamilknąć,
bagatela, na... 30 lat. Reaktywacja w
oryginalnym składzie: Jody Turner,
Tracey Lamb i Julie Turner dawała
jednak od czterech lat nadzieję, że jego
dyskografia nie zamknie się na trzech
albumach i ewentualnych, kolejnych
kompilacjach, i tak się w istocie stało.
EP-ka "It's More Than Rock And Roll"
zawiera trzy premierowe utwory i jest
zapowiedzią nowego albumu Goddess.
Z radością mogę donieść, że Jody Turner
nie zapomniała jak komponuje się
surowe, motoryczne i wpadające w ucho
utwory, daje też spokojnie radę wokalnie.
Nie brzmi już oczywiście tak żywiołowo
i świeżo jak na początku kariery,
bo w końcu 19-20 lat ma się raz w życiu,
ale jej głos jest wciąż pełen werwy,
a koleżanki wspierają ją w chórkach.
Najciekawszy i zarazem najbliższy stylistyce
grupy z lat 80. jest konkretny
"Back Off", ale dwa pozostałe utwory też
trzymają poziom - szans na karierę za
bardzo tu już nie dostrzegam, ale wygląda
na to, że dziewczyny mają świetną
zabawę znowu grając razem i mogą nas
niebawem znowu bardzo pozytywnie
zaskoczyć. (5)
R.U.S.T.X - T.T.P.M.
2017 Self-Released
Wojciech Chamryk
Fajnie gra ta cypryjska komanda. Czujnie,
z nerwem, świetnie wyczuwając klimat
starodawnego hard 'n' heavy z
przełomu lat 70. i 80. minionego wieku,
kiedy to po okresie pewnego zastoju
ciężkiego rocka heavymetalowa bestia w
Anglii, Niemczech czy USA znowu
zaczynała podnosić swój łeb. Ich kompozycje
nie są może jakimś szczytem
wirtuozerii, aranżacje też nie rzucają na
kolana, ale słychać, że heavy naprawdę
ich kręci i wkładają w to co robią maksimum
energii oraz zaangażowania.
Czasem bardziej na plan pierwszy wysuwa
się hard rock (ballada "Treason",
bardziej czadowy "Journey Arrives"), ale
to jednak klimaty NWOBHM są tu
najbardziej słyszalne, tak jak choćby w
wyraźnie zainspirowanym Saxon "Brothers
And Sisters" czy "Fire At Will". W
tych najdłuższych utworach, jak tytułowy
instrumental czy "Kalikantzaroi"
R.U.S.T.X śmiało sięga też do skarbnicy
progresywnego rocka i cypryjskiej
muzyki ludowej, co jest niewątpliwym
urozmaiceniem. Podobnie mogę ocenić
fakt udziału w tej płycie czworga wokalistów,
mimo tego, że - grająca również
na instrumentach klawiszowych - Katerina
nie sprawdza się w ostrzejszych numerach,
jak wspomniany już choćby
"Brothers And Sisters" i powinna pozostać
tylko przy śpiewaniu ballad. Mimo
tego mankamentu jest jednak nieźle,
tak więc: (4)
Wojciech Chamryk
Satan Worship - I'm the Devil
2017 Iron Shield
Brazylijskie trio Satan Worship (w
składzie jest trzech muzyków, natomiast
płytę nagrywało dwóch z nich).
Ich debiut, "I'm the Devil" rekomendowany
jest jako satanic black metal. I
znowu mam do czynienia z old-schoolem
w pełnym tego słowa znaczeniu,
choć to świeża rzecz. Ciemne tło okładki,
płonący kościółek z diabłem na dachu...
a całość osadzona na odwróconej
do góry zębami czaszce. Przy odrobinie
wyobraźni, zęby wyglądają jak wierzchołki
gór. W porównaniu z dopicowanymi
obrazkami wielu nowych albumów,
ten jest wspaniale brzydki. Myślę,
że gdybym projektował okładki, to właśnie
takie... Płyta zaczyna się podniosłą
partią chóru (cokolwiek to znaczy), w
tle słychać narastający łoskot gitary
("Holy Blasphemy")... To już wróży
(nie)dobrze. Błyskawica i się zaczyna,
"Im the Devil"!... Czarny rock'and'roll
pełną gębą. Czyli topornie, momentami
powolnie, doomowo wręcz, a momentami
z kopytem. Tu wszystko jest cudownie
obskurne. "Satanik Possession", zaczyna
się ciekawym riffem i kroczącym
rytmem, w tle słychać dzwony. "Under
the Sign of the Reaper", świetnie będzie
się nadawał do wspólnego porykiwania
refrenu. "Zodiac Overkill" to oczywiste
nawiązanie do Motorhead. Ten bas na
początku... Zresztą widzę pewną wspólną
płaszczyznę dla Motorhead, Venom
i Satan Worship... I nie chodzi o
trio, a o podejście do szeroko pojętego
rock'and'rolla. Ta płyta na pewno przypadnie
do gustu fanom starego Venom
i Sodom, choć tu muzyka jest momentami
wolniejsza... ale jest ten sam diabeł.
Dwa dość kontrowersyjne tytuły:
"The Girls of Manson Family" i "The last
Days of John Paul Knowles", nawiązujące
do seryjnych morderców... Ciekawostką
na tle tej bezlitosnej rzezi, jest
muzyczna miniaturka "Black Flame", z
pianinem w tle, przypominająca klimatem
stare horrory... Cieszy mnie ogromnie,
że w XXI wieku wychodzą płyty,
które nie brzmią, jak komputerowe studio...
Że mam wrażenie, jakby zespół
nagrywał wszystko na setkę, na żywioł.
To jest kwintesencja prawdziwego czarnego
metalu. I te bębny, lekko kartonowe,
też! (4)
Savage Blood - Savage Blood
2016 Self-Released
Jakub Czarnecki
Wydawałoby się, że w czasach streamingu
i internetowych singli wydawanie
MCD czy EP-ek to już przeżytek, tymczasem
wciąż ukazują się również takie
krótsze wydawnictwa - mamy wręcz
istny ich wysyp, nawet jeśli część z tych
materiałów objawia się tylko w wersji
cyfrowej. Savage Blood to co prawda
debiutanci pod tą nazwą, ale zespół
tworzą doświadczeni, znani przede
wszystkim z Enola Gay, Purid czy
Sudden Death, muzycy. Nie przekłada
się to niestety na jakość tego materiału,
bo wiadomo nie od dziś, że same nazwiska
nie grają. Panowie Diersmann,
Steinhake, Luttenberg, Weckermann
i Könnecke mają zaś do zaoferowania
przeciętny speed/thrash w typowo
niemieckim wydaniu. Jest więc owszem,
solidnie, ale też tylko poprawnie, a spośród
pięciu tworzących "Savage Blood"
utworów żaden nie wywołuje żadnego
poruszenia. Ot, przelatują jeden za
drugim, napakowane mechanicznie
brzmiącymi riffami, z syntetycznie
brzmiącą perkusją... Gdyby nie bardziej
charakterystyczne momenty, jak bluesowy
wstęp do "Kingborn" czy balladowe
partie w "Killing The Disease" to
wręcz ciężko byłoby je od siebie odróżnić.
Owszem, wokalista jest dobry, instrumentaliści
sprawni, ale zupełnie nic
z tego nie wynika. (2)
Wojciech Chamryk
Savage Master - Creature Of The
Flames
2017 Skol
Kiedy zaczynałem interesować się
muzyką na poważnie, takie granie było
w USA ekscytującą nowością, swoistą
przeciwwagą dla bardziej komercyjnego
hard 'n' heavy i pomostem między klasycznym
metalem a thrashem. Minęło
"raptem" 35 lat i okazuje się, że coraz
więcej młodych zespołów wraca do tradycyjnego
heavy, kultywując jego tradycje
i sprawiając, że prawdziwa muzyka
jest wciąż żywa. Amerykanie z Savage
Master grają niczym Taist Of Iron,
Bitch, Riot czy Cirith Ungol za swych
najlepszych lat. Dwie pierwsze nazwy
nie pojawiają się tu przypadkowo również
z tego powodu, że wokalistka
Stacey Peak śmiało i bez kompleksów
idzie w ślady swych sławnych poprzedniczek
Lorraine Gill czy Betsy; w jej
zadziornym, ostrym głosie pobrzmiewają
też agresywniejsze tony Wendy
O. Williams z Plasmatics. Najnowszy
MLP zespołu z Kentucky to cztery kąśliwe,
zadziorne utwory autorskie. Jeśli
są one zapowiedzią kolejnego po "With
Whips And Chains" albumu Savage
Master to ja jestem na tak, szczególnie
po wysłuchaniu siarczystego, totalnie
oldschoolowego openera "Child Of The
Witch" i trwającego blisko sześć minut
utworu tytułowego - jak dotąd najdłuższego
w dorobku zespołu. Mamy też
tzw. wisienkę na torcie, dynamiczny cover
"Death Or Glory" Holocaust, jednej
z legend NWOBHM, tak więc w ten oto
sposób na liście zakupów pojawia się kolejna
pozycja... (5)
Wojciech Chamryk
188
RECENZJE