HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
riery muzykom tego zespołu. Niestety
Cruella nie była jedyną taką amerykańską
kapelą, która nie znalazła się o
odpowiedniej porze, w odpowiednim
miejscu i z odpowiednimi partnerami
biznesowymi. Na tym krążku band
przedstawia się jako znakomity amerykański
zespół power/speed metalow.
Utwory są głównie szybkie, dynamiczne,
rozbudowane, we fragmentach nawet
zawiłe. Muzycy nie zapomnieli
również o dysonansach, zwolnieniach
czy bardziej klimatycznych fragmentach.
Gitara atakuje ostrymi riffami oraz
wwiercającymi się w głowy solówkami,
sekcja miażdży, nawet basista ma swoje
chwile chwały. Zespół również nie zapomina
o melodii, która gra bardzo ważną
rolę w każdej z kompozycji. Na pochwały
zasługuje również wokalista,
Rick Nolan, który nie ma problemów
ze śpiewaniem w tak szybkim repertuarze.
I to jest śpiew, może czasami wrzaskliwy,
ale ciągle śpiew. Melodyjny i zadziorny,
znakomicie oddający charakter
i klimat muzyki Cruelli z "Vengeance
Is Mine". Gdyby nie końcówka albumu
to byłby problem, ze wskazaniem najlepszego
utworu. "About Face" to najdłuższa
kompozycja na tym krążku.
Rozpoczyna się al'a balladową gitarą,
poczym przechodzi w speedową melodyjną
furię, ze świetnymi solówkami,
aby w końcowej fazie zmienić tempo i
przejść w znakomity klimatyczny fragment,
gdzie obok gitary rządzi bas. To
dzięki właśnie tej końcówce uważam, że
to wyróżniający się utwór "Vengeance
Is Mine". Poza tym całość krążka jest
na wysokim poziomie i wielka szkoda,
że nie jest to w ogólnie znana i szanowana
pozycja z US metalu. Cruella zaprezentowała
na nim swój duży potencjał
oraz sporą oryginalność.
Cruella - Shock The World
2017/1990 Heaven And Hell
\m/\m/
Drugi krążek przynosi kilka zmian.
Przede wszystkim zabrakło znakomitego
wokalisty Rick'a Nolan'a. Jego rolę
przejął perkusista Dave Hval i... Zespół
zmienił się również pod względem muzycznym.
Ich kawałki są nadal dynamiczne
ale zdecydowanie prostsze, rytmiczniejsze
i bezpośrednie, choć trafiły
się też przebłyski bardziej techniczne.
Mniej jest szybkości, choć muzycy nie
odżegnują się od speed metalu, może
jedynie tylko trochę zwolnili. Poza tym
poszli w stronę bardziej szorstkiego i surowego
thrashu. Nadal ważna jest melodia,
choć tym razem jest bardziej okrojona.
Myślę, że fani Exciter odnajdą się
na "Shock The World" bez większego
trudu. Ogólnie muzyka może podobać
się fanom amerykańskiego heavy metalu.
Jednak fani poprzedniego albumu
"Vengeance Is Mine" mogą mieć z tym
problem, nawet spory. Tym bardziej, że
Dave Hval nie wytrzymuje porównań z
Rick'iem Nolan'em. Na jego tle jest po
prostu słaby i ma więcej wad niż pozytywów.
Niemniej w zestawieniu z nową
muzyką Cruelli nawet daje radę, jest na
pewno niższy i bardziej agresywny, choć
lepiej byłoby gdyby był bardziej plastyczny
i miał więcej w sobie jakiegoś
konkretnego charakteru. Może "Shock
The World" nie jest perełką wśród US
metalu, ale z pewnością wielu chętnie
posłuchałoby kontynuacji takiego stylu.
Mnie zdecydowanie bardziej pasuje
debiut Cruelli ale z drugiego krążka również
czerpię sporo radości. Edycję
Heaven And Hell uzupełniają jeszcze
trzy nagrania demo z 1993 roku. Niestety
wytwórnia rozsyłając zdigitalizowane
promo nie dołączyła tych utworów,
więc trudno cokolwiek o nich powiedzieć.
Miejmy nadzieję, że chociaż
pasują stylistycznie.
\m/\m/
Deadly Blessing/ Optimus Prime -
Psycho Drama (Deluxe Edition)
2017 Divebomb
W 1988 roku Deadly Blessing wydał
świetny debiut "Ascend From The
Cauldron", wkrótce potem EP-kę
"Deadly Blessing", jednak zespół wciąż
pozostawał w swoistej niszy, a sprawy
nie ułatwiał fakt, że ówczesny wydawca
grupy, New Renaissance Records wokalistki
Hellion Ann Boleyn, ograniczał
się tylko do wypuszczania płyt,
totalnie zaniedbując kwestie promocji -
aż dziwne, że takie podejście do sprawy
mogła mieć osoba znająca od podstaw
realia funkcjonowania muzycznego biznesu.
Jednak fakt faktem, że Deadly
Blessing po nagraniu dwóch kolejnych
demówek mieli dość walenia głową w
mur i zespół rozpadł się. Wokalista
Larry Betson z gitarzystami i perkusistą
szybko założyli jednak kolejny zespół,
Optimus Prime. Ta grupa też nie
miała szczęścia w czasach supremacji
grunge i alternatywnego rocka, dlatego
też jej kariera skończyła się równie szybko,
po nagraniu "Demo 1991" i innych,
równie nieoficjalnych, materiałów.
Demówkowy dorobek obu powiązanych
ze sobą personalnie zespołów
przypomniała właśnie na podwójnej
kompilacji "Psycho Drama (Deluxe
Edition)" Divebomb Records. Materiał
Deadly Blessing trwa ponad godzinę,
nagrania Optimus Prime 48 minut,
a łącznie mamy tu aż 28, w większości
dotąd niepublikowanych, utworów
power i thrash metalu w solidnym
wydaniu. Fakt, że są to tylko nagrania
demo nikogo nie powinien zrażać, bowiem
technologia studyjna w Stanach
Zjednoczonych lat 80. i wczesnych 90.
była już naprawdę zaawansowana -
wiele polskich płyt wydanych tak do roku
1995 brzmi gorzej od tych próbnych
nagrań Amerykanów. Podstawą tego
materiału jest demo "Psycho Drama" z
roku 1990 - siarczyste, konkretne granie
w sześciu odsłonach, niczym nie ustępujące
materiałowi z debiutanckiego LP
grupy. Kolejne, dotąd niewydane demo
"Mechanical Solutions" z tego samego
roku nie jest gorsze. Słychać, że zespół
w tych najnowszych utworach szedł bardziej
w stronę bardziej zakręconego, technicznego
thrashu, co potwierdza
choćby "Nothing To Fear" - wielka szkoda,
że nie było im dane zrealizować drugiego
albumu z tymi utworami. Sześć
utworów koncertowych nie poraża może
jakością, ale powodów do narzekań
nie ma, tym bardziej, że dźwięk
pochodził pewnie z magnetofonu czy
kasetowego dyktafonu. Jedyne demo
Optimus Prime to z kolei zauważalna
próba odświeżenia technothrashowej/
powermetalowej formuły: utwory są
znacznie dłuższe niż w przypadku kompozycji
Deadly Blessing, wiele się w
nich dzieje, chociaż jednocześnie nie są
już tak ostre i bezkompromisowe. Czasem
też dają w nich o sobie znać czasy
w których powstały, bowiem "Eye Can't
See" ma na przykład fajne, bluesowe
intro, które przechodzi w coś w stylu
alternatywnego rocka/grunge. Oniryczny
"Sometimes" to też lekkie, rockowe
granie; dobrze przynajmniej, że w utworach
koncertowych Optimus Prime
wciąż dawali czadu. Myślę jednak, że
pomimo zauważalnych niekiedy mankamentów
tego materiału fani Deadly
Blessing nie mogą "Psycho Drama"
przegapić, gdyż ta płyta ciekawie dopełnia
skromną dyskografię Amerykanów.
Wojciech Chamryk
Dementia - Recuperate From Reality
2017/1991 Heaven And Hell
Rok 1988. Thrash święci artystyczne i
komercyjne triumfy na całym świecie,
łowcy talentów z Elektry, Atlantic czy
Island szukają więc następców Metalliki,
Anthrax czy Magadeth, a młodzi
ludzie marzą o tym, by pójść w ślady
tych zespołów. Również w Onalaska
(Wisconsin) znalazło się kilku takich
maniaków: Brian Ericson, Mike Walz
i Skylar Kennedy zdołali przetrwać
okres zmian składu i pierwszych nagrań
demo, by w roku 1991 wydać swój jedyny
album. "Recuperate From Reality"
nie zrobił furory z oczywistych
względów, bo nie dość, że akurat data
jego premiery zbiegła się w czasie z
niesłychanym boomem grunge i alternatywnego
rocka, to jeszcze jego zawartość
niczym szczególnym nie porywa.
Owszem, to thrash solidny, na niezłym
poziomie, ale jednak zbyt monotonny.
Doskwiera to tym bardziej, że
panowie lubują się w długich kompozycjach
i miarowych, walcowatych, iście
doomowych tempach, przyspieszając
tylko okazjonalnie - zapomnijcie o
thrashowej łupance na najwyższych
obrotach, to nie ten zespół. O tym, że
szybsze tempo fajnie urozmaica dany
utwór przekonują jednak "Terminal
Ecstasy", "Face To Fate" czy "Insane",
niestety to jednak nieliczne przykłady
takich zrywów. Zdarza się też chłopakom
nadmierne zapatrzenie w Metallikę
("Sight Unseen"), ale nie da się też
nie zauważyć, że ten ich doom/thrash
bywa niekiedy całkiem interesujący
("Funeral March"). Tegoroczne, pierwsze
od 26 lat wznowienie "Recuperate
From Reality", dopełniają dwa utwory
z "Demo 1993": brzmiące słabiej od
materiału podstawowego, ale muzycznie
znacznie od niego ciekawsze, bo
szybsze, lepiej zaaranżowane i z ostrym,
histerycznym wokalem. Nie ma tu więc
jakiejś totalnej wtopy, ale jako całość
"Recuperate From Reality", jedyny
album rozwiązanego ostatecznie w
1996 zespołu, zainteresuje tylko najbardziej
oddanych thrash maniaków.
Wojciech Chamryk
Diamond Head - Death And Progress
2017/1993 Dissonance
Diamond Head to jeden z filarów tak
zwanej Nowej Fali Brytyjskiego Heavy
Metalu. Grupa, która nagrała kapitalny
pierwszy album ("Lightning To The
Nations"), odrobinkę słabszy drugi
("Borrowed Time") oraz… dość kontrowersyjny
trzeci ("Canterbury"). Na
przestrzeni lat 1980-1983 można powiedzieć,
że odbyli podróż z nieba do
piekła. Ze szczytu na dół. Może nie na
samiutki dół, ale było blisko. Dali sobie
przerwę, która trwała aż dziesięć lat.
Powrócili krążkiem "Death And Progress".
I na pewno zaskoczyli. Trzon
zespołu, panowie Sean Harris (wokalista)
oraz Brian Tatler (gitarzysta),
nagrali świeży album. Pachnący latami
dziewięćdziesiątymi, ale silnie nawiązujący
do klasyki hard rocka. Wiele tutaj
melodii, nawet przywołujących jakieś
klimaty Whitesnake. Nie razi to jednak.
Ta dziesięcioletnia przerwa zrobiła
dla Diamond Head bardzo dużo.
Widać, że bije z tej płyty jakaś radość
grania. Słucha się go naprawdę przyjemnie,
mimo, że do heavy metalu tutaj
daleko. Troszkę podróżujemy między
Anglią, gdzie ewidentnie są korzenie
grupy, a Ameryką, gdzie bardzo chcieliby
widać być. Stąd te wszystkie tematy
a la późne dokonania Davida Coverdale'a.
Tak gęsto mieszają ten sos,
długo i wytrwale, że jest zjadliwy. Co
ważne - ma smak! Chwała, że Tatler i
Harris nie chcieli nagrywać płyty na
zasadzie by coś komuś udowodnić.
Myślę, że poszli po prostu umiejętnie z
duchem czasu. Nie dali się jednak
stłamsić jakimiś dziwnymi trendami.
Chociaż silnie słychać złagodzenie i
kierunek bardziej przebojowy prowadzony
wprost na Statuę Wolności.
Mimo wszystko spod tego amerykańskiego
kocyka można wyczuć bicie brytyjskiego
serca. To decyduje o sile
"Death And Progress". Nie jest to płyta
wybitna ale kompletnie nie przynosząca
wstydu. Szkoda tylko, że panowie nie
poszli za ciosem tylko po raz kolejny
zamilkli. Tym razem, jak się okazało na
długich dwanaście lat… Album "Death
And Progress" to bardzo smaczny
posiłek dla wszystkich spragnionych
melodyjnego grania niepozbawionego
jednak swoistej zadziorności i, można
powiedzieć, hard rockowego sznytu.
Broń Boże nie można porównywać tej
płyty z jakąś z trzech klasycznych spod
znaku Diamond Head. Zwyczajnie
zrobimy jej wtedy krzywdę, na którą w
ogóle nie zasługuje. Dzięki wznowieniu
przez firmę Dissonance Productions
teraz każdy może na własne uszy sprawdzić,
jak brzmi jedyna płyta grupy
nagrana w latach 90.
Diamond Head - Evil Live
2017/1994 Dissonance
Adam Widełka
To musiał być koncert! Milton Keynes
piątego czerwca 1993 roku musiało
przysłowiowo pękać w szwach. Nie
dość, że główną gwiazdą była w apogeum
swojej popularności Metallica, to
jeszcze jako zespoły poprzedzające
miały zagrać The Almighty, Megadeth
i Diamond Head. Odrodzone Dia-
198
RECENZJE