HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
znawanie na bieżąco wielu nowości.
Niemiecki Assorted Heap istniał jednak
raptem pięć lat, wydał dwie płyty
i rozpadł się nie zrobiwszy większej
kariery. Z perspektywy czasu wydaje mi
się, że jak na początek lat 90. za dużo
było w ich muzyce surowego, oldschoolowego
thrashu, gdy prym zaczynały
wieść bardziej ekstremalne nurty, a jednocześnie
na okładkach metalowych
magazynów zaczęły pojawiać się Nirvana
czy Pearl Jam. Dlatego, chociaż niemiecka
ekipa miesza na "Mindwaves"
owo solidne, thrashowe łojenie z death
metalem, to jednak wtedy nie trafili z
taką propozycją. Teraz słucha się tego
całkiem przyjemnie, szczególnie dłuższych
utworów, gdzie nieposkromiona
agresja i maniakalny ryk Dirka Schiemanna
sąsiadują z bardziej urozmaiconymi
partiami ("Dealing With
Dilemma"), a solidna łupanka przechodzi
w mocarne, iście doomowe zwolnienie
("What I Confess"), ale to jednak
cały czas tylko II liga. Tegoroczne, pierwsze
od 25 lat wznowienie "Mindwaves"
dopełniają cztery koncertowe
bonusy w bootlegowej jakości, w tym
dostępny tylko na tym wydawnictwie
"Terrorized Brains". (3,5)
Azyl P. - Nalot
2012/1986 Polskie Radio
Wojciech Chamryk
Polski hard rock miał od samego początku
pod górkę. U nas zawsze słuchało
się tylko prawdziwego metalu, a
pozerów glanowało. A kogo w tym wypadku
można byłoby wziąć za główny
cel, jak nie muzyków grających w kapelach
hard rockowych? Przecież wszystkie
radia i telewizje grały tylko ich kawałki,
a każdy rockowy koncert przelewał
się od nadmiaru tychże kapel... W
ten właśnie sposób polska scena nie
może pochwalić się ani jakąś specjalna
dyskografią, ani też oszałamiająca ilością
zespołów hard rockowych. Z tego
powodu od początku mocno hołubiłem
studyjny debiut Azylu P. album
"Nalot". Już rozpoczynający "Już lecą"
informuje nas, że będziemy mieli z kontynuacją
obranego kierunku przez zespół,
ale nieco z jego dojrzalszą wersją.
Oczywiście muzycy nie wymyślili prochu,
swoja muzykę oparli na wymyślonych
patentach, jednak ich riffy czy
melodie były na tyle nośne i chwytliwe,
że można pomyśleć o jakiejś indywidualności.
Ten tok myślenia uwiarygodnia
także charakterystyczny skrzeczącowrzaskliwy,
ale pełen melodii, wokal
Andrzeja Siewierskiego. Praktycznie
walor nie do podrobienia i ciężki do
zastąpienia. Nie pamiętam, który z tych
kawałków stał się przebojem, prawdopodobnie
"Och Alleluja", choć dla
mnie powinien to być "Praca i dom".
Zresztą każdy kawałek z tego albumu
mógłby stać się przebojem. Można
wybierać między balladowym "Zwiędle
kwiaty", bluesowym "Tysiące planet",
czy rock'n'rollowym "Rock'n'Roll Biznes"
itd. Niestety tak sie nie stało. Prawdopodobnie
mainstreamowe media
oraz fani oczekiwali kolejnych przebojów
w stylu "Och Lila" i "Mała Maggie".
Niestety hard rock a'la Slade nie znalazł
dużego wsparcia. Być może wyjściem
byłoby granie polskiej odmiany rocka
radiowego w stylu Oddział Zamknięty
czy IRA. Jednak nie dowiemy się o
tym, bo po wydaniu albumu zespól rozpadł
się. Dzięki czemu pozostała nam
hard rockowa perełka na miarę polskiej
sceny rockowej, jaką jest niewątpliwie
płyta "Nalot". Na koniec trochę historii.
Azyl P. powstał w roku 1982 w
Szydłowcu. W 1983 roku otrzymał drugą
nagrodę na Ogólnopolskim Turnieju
Młodych Talentów. Była to furtka do
rozpoczęcia ogólnopolskiej kariery,
bowiem nagrodą była możliwość zarejestrowania
czterech utworów w profesjonalnym
studio. Azyl P. nagrał wtedy
"Chyba umieram", "Twoje życie", "Kara
śmierci" i "Och Lila". Oprócz tego, że
wszystkie stały sie przebojami, to też
był to już zalążek stylu zespołu, czyli
charakterystyczny przebojowy hard
rock, z lekkim punkowym posmakiem.
Tu trzeba dodać wątek gitarzysty Leszka
Żelichowskiego, który współtworzył
na samym początku kapele, a także
muzykę i teksty wymienianych już
"Chyba umieram", "Twoje życie", "Kara
śmierci", "Dajcie mi azyl". Dzięki Żelichowskiemu
teksty dotykały ówczesnego
PRL-owskiego życia. O czym
wiedzieli nieliczni, bo w momencie
nagrywani utwory podpisywane były
jako dokonania zespołu. W 1984 roku
kapela zarejestrował swój największy
przebój "Mała Maggie" wtedy drugim
gitarzystą został Jacek "Perkoz" Perkowski,
a rok później jeszcze "Nic więcej
mi nie trzeba" oraz "I znowu koncert".
To były już konkretne hard rockowe
ciosy. Wszystkie te nagrania są dodatkiem
do albumu "Nalot" wydanego w
2012 roku przez Polskie Radio. Co z
pewnością jest pewną atrakcją dla audiofilów
i innych kolekcjonerów. Dodam
jeszcze, że prze krążkiem "Nalot"
wydanym przez Klub Płytowy Razem
(1986), ta sama wytwórnia wydała
także album "Live" (1985), który charakteryzował
się koszmarna jakością
nagrań. Mimo wszystko fani polskiego
hard rocka powinni mieć oba krążki.
\m/\m/
Bad Karma - Death Has No Calling
Card
2017 Shadow Kingdom
Bad Karma to kolejni debiutanci w
okolicach wieku przedemerytalnego i
zarazem kolejny z pechowych amerykańskich
zespołów z lat 80. Brak sukcesu
był jednak w ich przypadku nie tylko
wypadkową braku szczęścia czy upartym
trwaniu przy metalowej stylistyce,
gdy dookoła wiodły prym grunge i jego
pochodne - zespół stracił kilka lat po
paskudnym wypadku motocyklowym
lidera. Alec Dowie nie dał jednak za
wygraną i jest obecnie jednym z nielicznych
jednorękich gitarzystów, kiedy
okazało się, że nigdy nie odzyska już
pełnej sprawności w prawym ramieniu.
"Death Has No Calling Card" to kompilacja
nagrań demo z lat 1988-1999,
potwierdzających, że już na początku
kariery Bad Karma byli zespołem nieźle
rokującym, a i później nie stracili
impetu. Power/thrash z konkretną pracą
gitar i wokalem zbliżonym do maniery
Mustaine'a, słyszalne wpływy Testament,
Sanctuary czy Meliah Rage -
zespołu zresztą z grupą zaprzyjaźnionego
i powiązanego personalnie za sprawą
perkusisty Stuarta Dowiego - czegoż
chcieć więcej? Owszem, "Shadows
Of Yesterday" jest zdecydowanie zbyt
rozwleczony, ale już "Tame The Beast"
to pokaz nieskrępowanej mocy w trzyminutowej
pigułce. Utwory nowsze,
szczególnie te pochodzące z roku 1999,
są bardziej zróżnicowane: słychać, że
muzycy nabrali przez te lata doświadczenia
i umiejętności ("Twist Of Fate"),
ale potwierdzają też, że nie zapomnieli,
jak dołożyć do pieca ("Unsane"), całość
zamyka zaś siarczysta wersja klasyka
"Billion Dollar Babies" Alice'a Coopera.
Nie wiem czy zespół zamierza jeszcze
nagrać premierowy materiał, ale
nawet jeśli tak by się nie stało, to i tak
zdołali wymknąć się z szufladki zespołu
tylko z demówkami na koncie.
Bugzy - Plan B...
2017 Divebomb
Wojciech Chamryk
Bugzy to kolejna nieznana mi dotąd nazwa
z prawdziwych otchłani amerykańskiego
show-biz. Powstała z założonej w
roku 1983 grupy Pentagon, której lider
William "Bugsy" Boyer marzył o
prawdziwej karierze, pisaniu przebojów
dla innych wykonawców i innych
mrzonkach, tak typowych dla planów
19-latka. Po pięciu latach zespół okrzepł
na tyle, by zainteresować swą muzyką
producenta Tony'ego Bongiovi,
czego efektem była pierwsza sesja
nagraniowa w słynnym studio Power
Station oraz dalsza współpraca z kolejną
grubą rybą, Johnem Ryanem, czego
efektem były kolejne sesje nagraniowe
oraz zainteresowanie zespołem fonograficznych
gigantów RCA, Polygram i
EMI. Skończyło się jednak tylko na jednym
singlu i udziale w promocyjnych
składankach, a 17 utworów grupy z
różnych sesji ukazało się na płycie dopiero
w tym roku nakładem Divebomb
Records. Fani jakichkolwiek odmian
metalu mogą śmiało "Plan B..." odpuścić,
bo to lekkie, przebojowe granie w
typowym dla lat 80. amerykańskim
stylu AOR/hair. Nic dziwnego, że zespół
nie zdołał przebić się w latach 90., bo
przecież wtedy takie dźwięki były już
dawno przebrzmiałą sprawą. Obecnie
jednak, przy zauważalnym wzroście popularności
melodyjnego rocka rzecz powinna
zainteresować fanów Survivor,
Bad English, The Hooters czy Night
Ranger, chociaż "Plan B..." nie jest w
żadnym razie jako całość materiałem
tak udanym jak najlepsze płyty w/w zespołów.
Wojciech Chamryk
Chained Lace - Morbid Fascination
2017/1985 Heaven And Hell
Chained Lace to kolejne, amerykańskie
odkrycie sprzed lat. W ósmej dekadzie
ubiegłego wieku dorobili się tylko kaset
demo, których zawartość została obecnie
wznowiona razem z innymi utworami,
niepublikowanymi dotąd w żadnej
formie. I chociaż jako całość "Morbid
Fascination" niczym szczególnym nie
powala, to jednak to dobry przykład
amerykańskiego, totalnie obskurnego i
podziemnego heavy/doom metalu. Nie
da się też nie zauważyć, że najsłabszym
punktem tej formacji była wokalistka
Cheri Blade (R.I.P.). Porównywano ją
czasem do Wendy O. Williams z The
Plasmatics, ale to zdecydowanie nie
ten poziom, zarówno co do możliwości
głosowych, jak i interpretacyjnej histerii.
Cheri śpiewała znacznie lżej, a ponieważ
nie dysponowała głosem o mocy
choćby Pat Benatar, to czasem
brzmiała dość nijako ("Prophet Of
Doom"), niekiedy też ograniczając się
wręcz do beznamiętnej, nieco nowofalowej,
deklamacji ("Can't Close Your
Eyes"), gdy koledzy łoją w najlepsze
numer w stylu The Plasmatics. Odniesień
do takiego grania czy surowego
punka mamy też sporo w innych utworach,
choćby "No Recourse", ale jednak
najciekawsze wydają mi się utwory o
iście doomowym ciężarze, surowe i
mroczne: "Last Chance", tytułowy,
"Fortress" i "You Never Stop", bo instrumentaliści,
w tym znany z Bitch i Hellion
gitarzysta Norman Lawson, byli
naprawdę nieźli. Zespół nie zdołał jednak
przebić się ze swoją muzyką i szybko
dał za wygraną, pozostawiając jednak
muzykę: nieco naiwną, ale też będącą
świadectwem tamtych czasów.
Wojciech Chamryk
196
RECENZJE