HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
ich muzyka to zlepek staroszkolnych
stylów, amerykańskiego i europejskiego
thrashu, w dodatku z pewnym współczesnym
sznytem a'la Machine Head.
Jakby ktoś chciał się uprzeć i szukać
wpływów, to na pierwszy rzut powinien
wziąć się za m.in. Kreator, Suicidal
Tendencies, Destruction, Testament,
Tankard, Havok itd. Propozycja Niemców
jest bardzo dynamiczna i intensywna.
"Mankind" w zasadzie popyla od
pierwszego do trzynastego utworu,
wręcz ciężko o jakiś oddech. Mimo
świetnego, mocnego i selektywnego
brzmienia, ciężko zapamiętać jakiś kawałek,
bowiem ciurkiem przechodzą z
jednego do drugiego. Jest to wada ale i
zaleta, bo krążek "ciągnie" od początku
do samego końca. A między innymi chyba
o to chodzi w thrashu. Koniec to bonusowy
upragniony oddech, a jest nią w
zasadzie rockowa ballada "Plaque In
The Rain". Niemniej człowiek z niecierpliwością
czeka aż tylko się skończy,
aby na nowo odpalić album i poczuć na
pysku thrashowy cios za ciosem. Fateful
Finality wyróżnia się znakomitymi
partiami gitar oraz mocną sekcją, co w
thrashu jest standardem. Do tego dochodzą
pojedynki wokalne Patricka i
Simona, co jest pewną cechą własną kapeli,
która jednocześnie mocno wciąga
w bardziej nowoczesną estetykę. Aktualnie
ciężko prorokować, która z młodych
thrashowych kapel dołączy do
panteonu, ale na tę chwilę Fateful Finality
dzięki "Mankind" dołącza do sporego
grona pretendentów. A przynajmniej
tak mi sie wydaje. (4)
Fireforce - Annihilate The Evil
2017 Limb Music
\m/\m/
Zawsze ceniłem Double Diamond, tak
więc jak mam okazję chętnie sprawdzam,
co nowego dzieje się w zespole
dawnego wokalisty oraz gitarzysty tej
grupy. Fireforce wciąż łoi więc swój bitewny
power metal, a trzeci album "Annihilate
The Evil" jest jednocześnie
najciekawszym w ich dorobku. Zawsze
podobało mi się w tym zespole, że grając
melodyjny, na wskroś współczesny
power metal, nie unikają odniesień do
konkretniejszych, zdecydowanie metalowych
dźwięków. Brzmią dzięki temu
zdecydowanie mocniej, mogą też zainteresować
również fanów speed czy tradycyjnego
heavy. Na najnowszej płycie
też nie brakuje surowych, speedmetalowych
petard w rodzaju singlowego "The
Boys From Down Under", "Fake Hero"
czy "Thyra's Wall", a nawet więcej, bo
momentami zespół rozpędza się, na
przykład w "Dog Soldiers", do thrashowej
łupanki na najwyższych obrotach.
Być może jest to zasługą nowego, znanego
z Pro-Pain, perkusisty Jonasa
Sandersa, ale fakt faktem, żadnego
sztampowego P2P2 na "Annihilate The
Evil" nie uświadczymy. Mocy poszczególnym
utworom dodaje też surowy,
drapieżny głos Filipa Lemmensa - może
tylko czasami jest tylko jakoś dziwnie
zduszony, jak w "Oxi Day", ale jednak
wystarczająco agresywny. Mamy też bonus,
dostępny tylko w wersji CD "Gimme
Shelter" The Rolling Stones w
ostrej, acz niepozbawionej melodii wersji
- zwolennicy czarnych płyt będą więc
mieli pewien dylemat, którą wersję
wybrać, ale obyśmy zawsze mieli tylko
takie "problemy". (5), bez dwóch zdań.
Forsaken - Pentateuch
2017 Mighty Music
Wojciech Chamryk
Maltański Forsaken to zdecydowanie
jeden z najlepszych zespołów, o których
mało kto słyszał. Co tym bardziej bolesne,
nie wykluczając nawet fanów doom
metalu. Przynajmniej takie odnoszę
wrażenie na podstawie swoich rozmów.
Wielka szkoda, bo Albert Bell i jego
towarzysze na każdym albumie wznoszą
się na osiągalne tylko dla nielicznych
wyżyny profesjonalizmu oraz
artyzmu. Sięgając po ich wydawnictwa
zawsze wiesz, że usłyszysz dzieło skończone,
z najwyższej półki, tylko że…
wydane przez zespół w zasadzie podziemny.
Świeżutki "Pentateuch" również
wpisuje się w tę prawidłowość.
Przy czym od swoich poprzedników
znacznie różni się brzmieniem, bardziej
piwnicznym niż dotychczas. Piwnicznym
nie tyle w kwestii jakości, co
głównie charakteru - jest mroczne, naturalne,
dalekie od cyfrowej sterylności.
Ciekawy eksperyment (?), ale do mnie
nie przemawia. Osobiście zdecydowanie
wolę to, jak zmiksowane są wcześniejsze
albumy Forsaken. Choćby z uwagi na
wspaniałą grę Seana Vukovica, być
może najlepszego gitarzysty prowadzącego
doom metalu, którą klarowne
brzmienie dodatkowo uwydatnia. Tymczasem
na "Pentateuch" jakby ginie
ona, zlewa się z hałasem sekcji rytmicznej.
Wśród nowych kompozycji nie
zabrakło typowo doomowych walców.
Kapitalnie wypada zwłaszcza wwiercający
się w podświadomość "Serpent
Bride", który nosi wszelkie znamiona
klasyku. Świetne są także potężne wykopy,
takie jak "Primal Wound" z fenomenalną,
ponad minutową solówką
Vukovica. Kawałek bez wątpienia będzie
siać zniszczenie na koncertach!
Ciekawostką jest wieńczący album
"Apocryphal Winds" - najdłuższy utwór
w karierze Maltańczyków, trwający ponad
kwadrans. Zgodnie z tradycją ukutą
na wcześniejszych płytach, pełni on
funkcję epickiego zamknięcia. Wokalista
Leo Stivala wkłada całe serce w tę
długą opowieść, a Vukovic znowu tworzy
cuda w partiach solowych, tym razem
wielokrotnie. Niemniej jednak kawałkowi
trochę brakuje do majestatu
doskonałego "Resurgam" lub "Metatron
and the Mibor Mytho" z dwóch poprzednich
płyt. Chyba zabrakło głównie dobrego
refrenu. Mimo to, ostateczna ocena
musi być jak zwykle bardzo wysoka.
Forsaken nie opuszcza się do poziomu
mniej niż bardzo dobrego. Niemniej jednak
w moim odczuciu "Pentateuch"
jest pozycją nieco słabszą, przynajmniej
od swoich dwóch znakomitych poprzedników.
Nie podoba mi się brzmienie, a
też końcówka albumu mogłaby być lepsza.
Nie zmienia to faktu, że dla miłośników
gatunku "Pentateuch" to mus
absolutny (5,5).
Adam Nowakowski
Grindpad - Sharkbite!
2017 Self-Released
Grindpad uznał, że poza graniem ciężkiej
muzyki odda przysługę filmom tak
złym, że aż zabawnym. Stąd ten
"Sharkbite" (z tym teledyskiem na kanale
zespołu). Mamy już genezę tytułu
tego albumu. No, teraz dodajmy do tego
to, że wkręcili w produkcję okładki tego
albumu Repkę, który jest znany z tworzenia
mnóstwa przeciętnych okładek
dla zespołów grających często równie
przeciętnie. No i już mamy mniej więcej
to co widać. A co słychać? Całkiem porządny
thrash/crossover, który łączy cechy
S.O.D, M.O.D, Municipal Waste
i Destruction z paroma małymi wstawkami
z rejonów death metalu. Posiada
bardzo przyzwoite brzmienie, zaś solówki
są na wystarczającym poziomie.
Całkiem brutalny, bez zahamowań,
dość dobry pod względem technicznym,
odtwórczy i krótki album od zespołu,
który na koncie ma tylko EPki. Czy jest
to album, który zmieni coś w muzyce
thrash metalowej? Nie sądzę. Ale miło,
że jest, bo jest całkiem w porządku i Ci,
którzy mają ochotę posłuchać trochę
świeżego ale nie do końca crossoveru
powinni wejść na YouTube na kanał
New Wave of Old School Thrash Metal,
lub wpisać nazwę tego albumu. Reszta
raczej nie musi, ale może wejść w te
rejony. Z powodu, że jest to łatwo dostępna
i krótka płytka, to oceny nie daję
- sprawdźcie jeśli chcecie sami.
Jacek "Steel Prophecy" Woźniak
Gross Reality - Escaping Gravity
2017 Divebomb
Zakładanie w Stanach Zjednoczonych
A.D. 1991 zespołu thrashowego mogło
być przejawem totalnej aberracji czy też
nieznajomości muzycznego rynku, ale ja
postrzegam u muzyków Gross Reality
raczej chęć grania tego, co lubi się najbardziej,
bez oglądania się na całą resztę.
Determinacji starczyło im na pięć
lat i w końcu rozpadli się bez większych
osiągnięć, ale po 13 latach hibernacji
powrócili w roku 2009, by z coraz większą
skutecznością nadrabiać stracony
czas. Był więc debiutancki "Overthrow",
a po trzech latach pojawia się
akt II, "Escaping Gravity". Panowie
zdołali więc wykorzystać szansę regularnej
działalności, tym bardziej, że mają
kontrakt z Divebomb Records - wytwórnią
może i niszową, ale też i zasłużoną
w przypominaniu perełek sprzed
lat oraz promowaniu premierowych wydawnictw.
"Escaping Gravity" bez
dwóch zdań zasługuje na uwagę, jest to
bowiem nieszablonowy thrash z technicznym
zacięciem, coś na styku wczesnych
dokonań Annihilator, Forbidden
czy Testament. Pojawiają się też odniesienia
do bardziej awangardowych
dźwięków Voivod (tytułowy "Escaping
Gravity") czy bardziej tradycyjnego
speed metalu ("The Incomplete"),
akcenty balladowe w "Invitation" czy
tradycyjnie metalowe w "Into The Vault"
- jest więc konkret na najwyższym
poziomie i płyta godna polecenia. (5)
Hades - Kraina cienia
2017 New Wave Promo
Wojciech Chamryk
Niewiele można dowiedzieć się o zespole
z Internetu. Niemniej Hades powstał
w 2014 roku w Mińsku Mazowieckim, a
za jego zainicjowanie odpowiada wokalista
Matt "Iron" Bartnicki. Obecnie
wspierają go Dominik "Czarny" Sosiński
- gitara, Patryk Makać - gitara, Adriana
"Estera'' Malicka - bass i Adam
"Kevyn" Bartnicki - perkusja. "Kraina
cienia" jest debiutem fonograficznym
zespołu. W trakcie jego nagrywania nie
było basisty, więc jego partie odegrał
Patryk Makać. Matt i Patryk współtworzą
również inny zespól hard'n'
heavy z Mińska, SteelFire. Jednak Hades
jest bardziej hard i niesie ze sobą
mroczną aurę. Kapela powołuje się na
inspiracje artystów typu Danzig, The
Cult, Sisters of Mercy, a także na
wpływy gotyckiego rocka i doom metalu.
OK, pewne elementy wymienionych
wzorów można odszukać się, ale generalnie
w muzyce Hades rządzi archetypowy
hard rock. Ciężko w tym stylu wymyśleć
coś intrygującego. Zespoły sięgający
po ten rodzaj muzyki przeważnie
korzystają z schematów, kalek i klisz.
Mało tego większość muzyków nie potrafi
przebić się przez kanony tego gatunku.
Nie inaczej jest w przypadku
Hadesu. Niemniej, wydaje się, że ich
inwencja i talent są na tyle prężne, że
słuchacz nie pozostaje obojętny na ich
muzykę. Kapela ma też atut w postaci
warsztatu muzyków. Dzięki ich umiejętnością
materiał na "Kraina cienia"
uzyskuje niezły poziom. Uwagę głównie
zwracają gitary, ale tak powinno być w
hard rocku. Przeważają tu kompozycje
dynamiczne, typu "Nic do stracenia",
"Obezwładnij mnie", "Gotowy na śmierć"
i "Płonę". Choć hard rock cechuje pewna
prostota, to w wypadku Hadesu, kawałki
nie są tak bardzo bezpośrednie, a i
aranżacjom poświęcono więcej uwagi
niż standardowo to bywa. W środku albumu
mamy bardziej stonowany fragment.
Rozpoczyna go krótka patetyczna
miniatura, którą pilotuje fortepian. Potem
następuje najdłuższa kompozycja
"O nic więcej nie proszę", balladowy
utwór o gorzkim, mrocznym a zarazem
zajmującym klimatem. Ostatni część
tego bloku stanowi kawałek "Inka", który
można porównać do ballad pokroju
IRA czy Oddziału Zamkniętego.
Jednak wydźwięk tego z pozoru błahego
utworu jest zupełnie inny, bowiem jest
to hołd dla Danuty Siedzikówny.
Podobny temat porusza "Gotowy na
śmierć", który dotyczy Rotmistrza Pileckiego.
Natomiast "O nic więcej nie proszę"
zawiera bardzo osobisty tekst, a tyczy
się rozrachunku wokalisty po śmierci
ukochanej osoby. Krążek wieńczy
"samplowana" wersja "Nic do stracenia".
Podejrzewam, że grupa chciała pokazać
swoje szerokie muzyczne horyzonty. Jednak
jest to mocno chybiony pomysł,
176
RECENZJE