HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
wszystkim zorientowanym na gatunek
heavy/speed metal. (5)
Adam Widełka
Impalers - The Celestial Dictator
2017 Evil Eye
Okładka może nieco zmylić... dość nowoczesny
obrazek. Kosmos, jakieś trzy
gigantyczne, stawonogie kreatury, wbijające
swoje odnóża w planetę (w domyśle
Ziemię). Już po odpaleniu intro, które
przechodzi w "Terrestrial Demise",
dostajemy solidnego thrashowego kopa.
Skojarzenia z Kreatorem są nieuniknione.
I to tym ze "złotego okresu",
czyli "Extreme Aggression" i "Coma of
Souls". Ta motoryka, akcentowanie i
brzmienie. No i tempo. Soren pluje wyrazami
tak szybko, że Mille Petrozza
mógłby zaniemówić z wrażenia. Zresztą
Mille dziś już tak nie wymiata... Uczeń
przerósł mistrza. Pierwsze trzy utwory
to dawka bezlitosnej masakry. Znakomity
krzyk godny Toma A. w "Angel of
Death", otwiera "Color Me White". Do
tego utworu nakręcono dość kontrowersyjny
klip. A może, to mnie się tak wydaje,
ze względu na mój negatywny stosunek,
do substancji wziewnych, zmieniających
świadomość. Piąty na liście
utwór "Into Doom"... to kompletny
zwrot akcji. Zaczyna się spokojnie, niemal
balladowo. Łagodne gitarki. Jeśli tu
nadal śpiewa Soren, to szacun dla gościa,
za znakomite operowanie głosem.
Czysty i klarowny śpiew. Muzyka przyśpiesza,
ale nie jest już kretoropodobna.
Od następnej pieśni ("What is One"),
wokale już są mieszane, co nadaje dodatkowego
kolorytu. Dzięki temu muzyka
nie nuży po kilku utworach. Mam wrażenie,
że śpiewają dwaj różni wokaliści.
I nawet mi się to podoba. Tytułowy
"Niebiański Dyktator", zaczyna się dość
tajemniczo... i zaraz nabiera rozpędu.
Tempa średnie i szybkie, bardzo szybkie...
Soren znowu bez litości dla
swoich strun głosowych. W środku
ciekawe basowe zwolnienie i melodyjna
solówka płynąca z rytmem. A potem
dalej galopada. Ogromnie żałuję, że nie
mogłem być na ich koncercie, niestety
za późno się dowiedziałem. Dawka
energii i adrenaliny jest naprawdę potężna.
"Anthitesis" dokonuje finalnego
zniszczenia. Płyta przelatuje niemal z
prędkością światła przez uszy i nagle się
kończy. Pozostaje niedosyt. Brawo chłopaki!
(6)
Jakub Czarnecki
Indian Nightmare - Taking Back the
Land
2017 Iron Shield
Przy okazji tego zespołu wystąpiło
określenie speed metal punk... I to dość
trafnie oddaje wrażenia po odsłuchu debiutu
"Tacking Back The Land" niemieckiego
Indian Nightmare. Ciekawostką
jest to, że wokalista ukrywający
się pod ksywką Poison Snake, pochodzi
z Meksyku, a gitarzysta, Dodi
Nightmare, z Indonezji. Pozostali muzycy
(Butch Maniac - gitara, Lalo - perkusja,
Cedro - bas) są prawdopodobnie
Niemcami. Na okładce szkielety w indiańskim
rynsztunku, plus jakieś totemy z
kości. Podoba mi się ta grafika. Intro
brzmi rzeczywiście jak fragment indiańskiego
rytuału... A potem dostajemy
tomachawkiem między oczy. Otwierający
album "Mengapa" zaczyna się zbrudzonym
basem, by przejść w potupajki.
Co ta muza ma z punkiem? Pewną prostotę
kompozycji (nie prostactwo, prostotę),
zamulone, niechlujne brzmienie i
dziką energię. Niemal oiowe rytmy, ja
np. nie słyszę podwójnej stopy. Są tu i
melodie, ale grane jakby od niechcenia,
bez spiny... Konkretne riffy, bez udziwnień,
choć są i dobre solówki. "Circles
of Fire" zaczyna się dość megadethowato,
a potem kolejny kop w plecy. Wokalista
Dodi fajnie łączy śpiew w stylu
Cronosa (Venom), z bardzo wysokimi
frazami a'la King Diamond, co na początku
brzmi dość ekscentrycznie, ale w
efekcie urozmaica wokale. Facet sprawia
momentami wrażenie opętanego. Mnie
podoba się bardzo. "War Metal
Punks"... Tu naprawdę jest blisko Venomu.
Ale to bynajmniej nie zarzut o plagiaty.
Po prostu ta sama energia, diabeł,
i syfiaste brzmienie. Już lubię. Mam
tylko nadzieję, że chłopaki nigdy nie
będą remasterować swoich płyt i nie
zrobią takiego gówna, jak Mustaine z
pierwszymi albumami Megadeth. Bo tu
nie chodzi o klarowny sound, czy wirtuozerię...
a o "rokendrolową" petardę. I
to dostajemy w dziesięciu kompozycjach.
Kark boli, było dobrze. (4)
Jakub Czarnecki
Inner Axis - We Live By The Steel
2017 Fast Ball
Historia tego zespołu rozpoczyna się w
1999 roku. Wtedy to powstaje zespół
Midgard. Ponoć grali epicki metal z
kobietą na wokalu. W 2008 roku grupa
rozpada się. Pozostawia po sobie dwa
dema oraz singiel. Na gruzach Midgard
powstaje Inner Axis. Zespół debiutuje
pełnym albumem w 2011 roku, jego tytuł
to "Into The Storm". Na jego
następcę, kapela czekała długie sześć
lat, a jest nim właśnie omawiany "We
Live By The Steel". W pierwszych odsłuchach
Niemcy skojarzyli się z Brytyjczykami
z Monument, którzy nawiązują
do klasycznego heavy metalu ale
nie silą się na oldschoolowe brzmienie, a
w pełni korzystają z środków dostępnych
w spółczesnych studiach nagraniowych.
Jednak Monument nie kryje
swojej fascynacji ziomkami z Iron Maiden,
za to Inner Axis choć nie odżegnuje
się od Maidanów, to ich muzyczne
preferencje są zbliżone do tego co
robią z kolei ich ziomale z Majesty,
Wizard czy Pargaon, a zatem inspiracje
też są ciut inne. Niestety dzielenie fascynacji
z innymi niemieckimi kapelami
sprowadza muzykę Inner Axis do poziomu
rodzimej sceny, który w głównej
mierze zamyka się w słowie: solidny. No
cóż Niemcy tak mają, choć jest kilka
scen, które chciałby mieć ten potencjał i
poziom. Z tego powodu trudno wyróżnić
na "We Live By The Steel" poszczególne
kawałki. Ogólnie dobrze słucha
się całości płyty, ba parę razy złapałem
się, że po jej zakończeniu bezwiednie
odpaliłem ją ponownie. Słowem
Niemcy z Inner Axis mają papiery na
granie, potrafią wyśmienicie wyprodukować
swoja muzykę, świetnie opakować
(okładka w typowym kiczowatym
heavy metalowym stylu), ale na jakieś
fajerwerki nie ma co liczyć. W sumie
cenię sobie takie granie, bowiem daje to
czego człowiek spodziewa się, tradycyjny
heavy metal z nutką power metalu
nagrany w sposób współczesny, także z
chęcią sięgnę po kolejny krążek tego zespołu,
nawet gdy wydadzą go za kolejne
sześć lat. (3,5)
Insatia - Phoenix Aflame
2017 Pitch Black
\m/\m/
Amerykańsko-kanadyjska grupa powermetalowa
Insatia już w 2013r. wydała
nakładem własnym debiutancki album
"Asylum Denied", jednak dopiero ich
najnowsze dzieło "Phoenix Aflame" ma
szansę przynieść im naprawdę spory
rozgłos na rynku muzycznym. Zespół,
którego wokalistką jest solidnie muzycznie
wykształcona Zoë Federoff, zaangażował
bowiem do współpracy artystów
związanych niegdyś z takimi grupami
jak Arch Enemy, Firewind czy
Beyond the Black. Płytę otwiera przepiękne
melodyjne intro "Land of the Living",
po którym już wiemy, że za sukcesem
zespołu stoi utalentowana chórzystka.
Już w drugim kawałku "Act of Mercy"
Zoë pokazuje swoje ostrzejsze oblicze,
a sam utwór przywodzi na myśl
Within Temptation w czasach największej
świetności (albumy "The Silent
Force" i "The Heart of Everything").
Niestety wokal frontmenki Insatii nie
jest aż tak mocny jak u Sharon. W "Memory
of the Sapphire" bardzo podoba mi
się za to fragment, w którym popis swoich
umiejętności dają gitarzysta i perkusista.
Jednym z najlepszych utworów na
płycie jest niewątpliwie "Sacred" - wokal
Zoë brzmi w nim najwyraziściej, słyszymy
też w tle budujące napięcie
skrzypce. W "We are the Grey" urzeka
wspaniała gitarowa solówka, w "Not My
God" zgrany duet Zoë i Apollo Papathanasio,
w "Velvet Road" akustyczne
brzmienie - w każdym utworze można
znaleźć jakiś ciekawy i wyrazisty element.
Tytułowy "Phoenix Aflame" jest
najbardziej powermetalowy ze wszystkich
utworów z albumu, tutaj dopiero
tempo naprawdę przyspiesza i instrumenty
pokazują w pełni swoją moc.
Obok "Sacred" i "Velvet Road" (wokal
Zoë świetnie sprawdza się w balladach
jak ta) to najmocniejszy punkt płyty.
Album zamyka mocne uderzenie w postaci
"Healer of Hatred", w którym jednak
niestety wokal frontmentki znika
gdzieś wśród mocnych gitarowych riffów.
Generalnie słuchając albumu mam
trochę mieszane uczucia. Z jednej strony
utwory są naprawdę chwytliwe i
wpadają w ucho, nie ma na płycie żadnych
klasycznych "zapychaczy", z drugiej
jednak głos wokalistki momentami
wydaje się nieco infantylny i piskliwy.
Nie ma w nim tej siły i iskry, którą możemy
usłyszeć chociażby u Simone Simons
z Epiki czy Floor Jansen z
Nightwish - a to właśnie z twórczości
tych kapel Insatia czerpie inspiracje.
Mam jednak nadzieję, że z kolejnym
krążkiem kapela nabierze wigoru, bo
oferuje ciekawy materiał. (4.5)
Marek Teler
Ironflame - Lightning Strikes The
Crown
2017 Divebomb
Jednoosobowe projekty to zdaje się forma
typowa raczej dla black metalu, tymczasem
i w bardziej tradycyjnym graniu
zdarzają się takie inicjatywy, co potwierdza
casus amerykańskiego Ironflame.
Pomysłodawcą i multiinstrumentalistą
jest tu Andrew D'Cagna:
ogromny miłośnik starego metalu z lat
80., zadeklarowany fan Judas Priest,
Iron Maiden, Riot, Savatage i wielu
innych wspaniałych zespołów z tamtych
lat. Dał temu wyraz na swej debiutanckiej
płycie "Lightning Strikes The
Crown", nagrywając osiem (na LP) i 10
(wersja CD) utworów nawiązujących i
czerpiących do dokonań w/w formacji.
Można je śmiało określić mianem niezwykle
udanego hołdu dla czasów największej
świetności gatunku, kiedy w latach
1982-85 przeżywał on największy
rozkwit artystyczny, odnotowując przy
tym ogromny sukces komercyjny. Andrew
wskrzesza tamtego ducha, serwując
porywające numery utrzymane w stylistyce
tradycyjnego/US power metalu, z
licznymi nawiązaniami zarówno do
NWOBHM, jak i germańskiej szkoły
spod znaku wczesnego Accept. Aż dziwne,
że tak nośne i klasyczne zarazem
numery wyszły spod ręki kogoś, kto dotąd
był kojarzony ze sceną ekstremalną,
ale jak widać stara miłość nie rdzewieje.
Warto też zauważyć, że to niby one
man band, ale gościnnie udziela się aż
czterech gitarzystów grających solówki,
w tym Jim Dofka, tak więc pod tym
względem też jest nieźle. Na okładkach
takich płyt wytwórnie dawały kiedyś reklamowe
slogany w stylu "Play it loud!"
i jest to słuszna opcja, bo "Lightning
Strikes The Crown" warto słuchać
głośno i często. (5)
Wojciech Chamryk
Jack Starr's Burning Starr - Stand
Your Ground
2017 High Roller
Jack Starr to gitarowy wirtuoz jakich
mało. Profesjonalną karierę zaczynał na
pierwszych płytach Virgin Steele, a z
Davidem DeFeisem współpracował
później jeszcze wielokrotnie. Grał też w
Devil Childe, Phantom Lord, gwiaz-
RECENZJE 179