HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
"Kingsbane". Jedne źródła określają
Osyron jako kapelę prog-metalową, innym
razem jako najzwyklejszy metal
symfoniczny. Zaś po przesłuchaniu całego
krążka zespół muzycznie jawi się
jako konglomerat wszystkich wymienionych
do tej pory odłamów metalu.
Przede wszystkim jest to melodyjny power
metal zaaranżowany na symfoniczną
modę. O dziwo typowych klawiszowych
orkiestracji ciężko znaleźć na
tym krążku. Jedynie wstępna miniatura
"From Ashes", która pełni rolę intro, jest
bogato zaaranżowaną symfoniczną orkiestracją
opartą na klawiszach, a zarazem
najbardziej wyeksponowaną taką
formą muzyczną. Niemniej keyboardy
są, jedynie przemykają gdzieś w tle. Najmocniej
słychać je przy wstępach czy
przy muzycznych wyciszeniach. Niemniej
w muzyce Osyron rządzą mocne
i gęste gitary, oraz taka sama sekcja, jednak
jest tak zaaranżowana, że poczucie
wsparcia orkiestry nie zanika. A całe
to bogactwo muzyczne i aranżacyjne ma
możliwości wręcz barokowego rozpasania.
Albowiem najkrótszej kompozycji
brakuje raptem kilku sekund do sześciu
minut, a najdłuższej kilkanaście do
dziesięciu minut. Kanadyjczycy nie
szczędzą na pomysłach muzycznych, w
tym wypadku, można pokusić się o progresywne
odniesienia. Niemniej muzycy
starają się aby ten strumień dźwięków
był jak najbardziej zrozumiały dla słuchacza.
Jedynie czasami instrumentaliści
zapominają się i zapamiętują się w
technicznych patentach, tak jak jest to
w "Viper Queen". Wspominałem już, że
instrumentaliści stawiają raczej na mocne
granie, spierają ich w tym brzmienia,
które kojarzą się z współczesnymi,
bardziej nowoczesnymi prog-metalowymi
preferencjami, a także z tym jak muzykę
postrzegają zwolennicy melodyjnego
death metalu. Osyron nie brakuje
również, kontrastów, wyciszeń, czy bardziej
wymownych i subtelnych klimatów.
Gra instrumentalistów jest oparta
na wysokich standardach, co czyni ich
muzykę jeszcze bardziej atrakcyjną.
Muzykę wspiera bardzo dobry wokalista,
który po prostu wykorzystuje swoje
niemałe umiejętności i swoją opowieścią
prowadzi nas przez obfity dźwiękowy
pejzaż Kanadyjczyków. A historia równie
jest bogata, co muzyka i idzie w
klimaty fantazy charakterystyczne dla
power metalu. A mianowicie mimowolny
bohater staje do walki z tyranem,
który ciemięży jego ojczyznę. Jest też
motyw psychologiczny - co z kolei bardziej
dotyczy się progresywnych odmian
- o wpływie zewnętrznych impulsów
na wewnętrzne zmiany człowieka.
Ogólnie Osyron prezentuje nam coś, co
jest doskonale znane tym, co słuchają
muzyki od lat, trochę w odświeżonej
formie i z pewną dozą oryginalności, jednak
nie sądzę aby zawartością "Kingsbane"
kogoś oszołomił. Po prostu, to
jedna płyta z wielu, dobra do kilkukrotnego
przesłuchania z możliwością powracania
od czasu do czasu. (3,7)
\m/\m/
Outrage - And The Bedlam Broke
Loose
2017 Metal On Metal
Niemieccy weterani nie spuszczają z
tonu. Wciąż łoją oldschoolowy black/
thrash, żywcem wyjęty z połowy lat 80.
ubiegłego wieku, mając za nic jakieś
sezo-nowe mody czy stylistyczne
nowinki. Mamy tu 13 utworów, poza
nielicznymi wyjątkami trwających zwykle
nie więcej jak trzy minuty: ostrych,
surowych, wręcz chropowatych, ale i
niepozbawionych też specyficznie dozowanych,
ale jednak melodii. W dodatku
żaden z nich nie odstaje in minus, kiedy
na współcześnie wydawanych płytach
zdarza się niestety coraz częściej, że
prawdziwe killery sąsiadują z nijakimi
wypełniaczami. Tu mamy sam konkret,
100 % teutońskiego metalu najwyższej
jakości - jeśli więc ktoś lubi Venom,
Slayer, Sodom czy Hellhammer, a jakimś
dziwnym trafem nie słyszał jeszcze
Outrage, to po "And The Bedlam
Broke Loose" musi sięgnąć koniecznie.
(5)
Wojciech Chamryk
Pagan Altar - The Room Of Shadows
2017 Temple Of Mystery
Pagan Altar jest niczym stare, dobre
wino: z wiekiem nie tylko nie traci na
jakości, a wręcz przeciwnie, zyskuje.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że
piąty album grupy będzie jej ostatnim
wydawnictwem, gdyż to płyta nagrana
przed laty, a dokończona niedawno, po
śmierci wokalisty Terry'ego Jonesa.
Trudno wyobrazić sobie ten zespół bez
jego charakterystycznego, pełnego melancholii
głosu; tym większa to strata, że
na tle wcześniejszych płyt Brytyjczyków
"The Room Of Shadows" jest niewątpliwie
jedną z najciekawszych. To
wciąż ten sam, archetypowy i cudownie
staroświecki heavy/doom metal z przełomu
lat 70. i 80. ubiegłego wieku, kiedy
to Nowa Fala Brytyjskiego Metalu z
każdym miesiącem przybierała na sile,
by wreszcie eksplodować w pamiętnym
roku 1980. Siedem utworów z tej płyty
brzmi tak klasycznie i ponadczasowo,
że spokojnie mogłyby być skomponowane
i nagrane właśnie wtedy, nie będąc
przy tym w żadnym razie jakąś tanią
imitacją - tak grać mogą tylko ludzie
wciąż zakorzenieni muzycznie w tamtej
epoce. Skończyła się ona niestety wraz z
odejściem Terry'ego Jonesa, ale wystarczy
włączyć takie perełki jak: "Rising Of
The Dead", "The Room Of Shadows" czy
10-minutowy "The Ripper", by jego
duch powrócił. (5)
Wojciech Chamryk
Pagandom - Hurt as a Shadow
2016 Self-Released
Takie pytanko, widzieliście nowego wokalistę
i gitarzystę Morbid Saint w
akcji? Ja tak. Powiem, że całkiem dobrze
wkomponowali się w ten zespół.
No i te łyse głowy okraszone mocnymi
brodami. Dlaczego o nich mówię? No
żeby tak nawiązać do basisty Pagandom,
który podobnie się stroi, co jest
ukazane na ich jednym z nowych teledysków
(i najnowszym w momencie pisania).
Aczkolwiek na tym podobieństwa
omawianego zespołu do wcześniej
wymienionego się już raczej kończą.
Jeśli spodziewaliście się morderczo szybkiego,
brutalnego thrashu, to się przeliczyliście.
Raczej tutaj będzie bardziej
modernistyczne podejście do thrash metalu.
Aczkolwiek wciąż w pewnych jest
momentach zespół nadaje swoim kompozycjom
pędom i agresji, chociażby na
"An Entity, a Ghost" czy "Bridges Burn".
Jednak częściej są wolniejsze, średnie
tempa. Jeśli miałbym porównać do czegoś
muzykę tego zespołu, to pewnie to
byłoby przemieszanie "Grin" Coroner'a
z groove metalem. Tak, jest to album
dość "nowoczesny". Posiada przyzwoite,
brzmienie w średnio-niskich rejestrach.
Gitara basowa zanika pośród gitar,
perkusji i wokalów. Sam wokalista operuje
na średnich rejestrach, wyśpiewując
kolejne zwrotki, czasami towarzyszą mu
też chórki i szepczące refreny. Na albumie
pojawia się również parę przyzwoitych,
dość "pokornych" technicznie
motywów, na których jednak czasami
można usłyszeć echa wcześniej wspomnianego
"Grin". Czasami solówki nawet
przeplatają się z wokalami ("Terminal
Narcissist"). Tematyka albumu? Wydaje
mi się, że tematy średniowieczne są
tłem dla tematów psychologicznych,
uczuć postaci, emocji. No ale jest to usytuowane
w pewien sposób w średniowieczu.
Gdybym miał krótko scharakteryzować
"Hurt as a Shadow", to jest
album, który możesz puścić bez obaw
koleżance, która chce zapoznać się z
"cięższymi brzmieniami", a nie specjalnie
ma ochotę słuchać kapelek takich
jak Linkin Park czy Coma. Oceniam
na (4,1 + (sin30stopni - 2!/4)).
Jacek "Steel Prophecy" Woźniak
Pandemic Outbreak - Rise Of The
Damned
2016 Self-Released
Nowa fala thrashu ponoć jest już coraz
mniejsza, tymczasem wciąż powstają
kolejne zespoły łupiące staromodne, totalnie
archetypowe dźwięki w stylu lat
80., na brak nowych wydawnictw fani
gatunku też nie mogą narzekać. Istniejący
od trzech lat gdański kwartet Pandemic
Outbreak debiutuje EP-ką
"Rise Of The Damned" i zawsze cieszy
mnie, kiedy młodzi ludzie podchodzą
do grania z takim entuzjazmem, prezentując
też całkiem niezłe już umiejętności.
Pięć autorskich utworów to już niezła
próbka możliwości zespołu, tym bardziej,
że chłopaki nie czerpią tylko z
jednego źródła, inspirując się w równej
mierze klasykami zarówno europejskiego,
jak i amerykańskiego thrashu,
nie unikając też nawiązań do speed metalu
czy crossover. Co istotne są równie
przekonywający i wiarygodni zarówno
w szaleńczych, crossoverowych petardach
(utwór tytułowy), bardziej rozbudowanych
formalnie utworach (kojarzący
się z Anthrax "Gates Of Hell"), jak i
bezkompromisowej, thrashowej nawalance
("Fuck Off And Die)". I chociaż
nie wszystkie elementy tej muzycznej
układanki są już na najwyższym poziomie,
bo partie wokalne są najsłabszym
elementem "Rise Of The Damned", to
jednak Pandemic Outbreak mają to
coś co sprawia, że warto uważnie śledzić
ich dalsze poczynania. (4)
Wojciech Chamryk
Phear - The Curse Lives On
2017 Self-Released
Wypełniając lukę pomiędzy debiutanckim
a przygotowywanym drugim albumem
Kanadyjczycy z Phear wydali EPkę.
Ponieważ zespół tworzą zawodowi
muzycy, znani choćby z Rampage czy
Eidolon, poziom "The Curse Lives
On" jest generalnie wysoki. Nie wiem
tylko czy taka, sprawiająca wrażenie
dość przypadkowej zbieraniny, kombinacja
studyjnych i koncertowych utworów
ma szanse powodzenia w streamingowych
czasach, bo o jakiejś zwartej
artystycznie, całościowej koncepcji tego
materiału nie ma tu najwyraźniej mowy.
Panowie zaczynają więc z grubej rury,
od "Rime Of The Ancient Mariner" Iron
Maiden. Jest to ponoć pierwszy cover w
ich dorobku i wypada całkiem nieźle,
zarówno muzycznie, jak i wokalnie, bowiem
Patrick Mulock ma wysoki, silny
głos, więc śpiewanie w stylu i z manierą
zbliżoną do Dickinsona przychodzi mu
bez trudu. Różnic w porównaniu z oryginałem
za bardzo nie ma, poza dodanymi
deklamowanymi partiami i czasem
jakimś growlingiem w tle oraz
mniej wyrazistym pulsem basu. Mulock
również w premierowym "Dirty Work" i
trzech koncertowych wersjach numerów
z debiutanckiego CD "Insanitarium" pozwala
sobie na jakieś bardziej ekstremalne
wejścia, są to jednak na szczęście
okazjonalne historie. W wydaniu live
utwory Phear są niestety jednak jeszcze
bardziej rozwleczone niż w wersjach
studyjnych, co szczególnie doskwiera w
"Heaven", gdzie choćby monotonnie i po
wielokroć powtarzany refren można
było sobie spokojnie darować - wtedy
ten surowy, acz nie pozbawiony melodii
heavy/power w stylistyce lat 80.
brzmiałby nieporównanie ciekawiej. (3)
Pokerface - Game On
2017 M&O Music
Wojciech Chamryk
Kojarzycie Korrozia Metalla? Wiecie
co? Ja też nie. Zasadniczo to jakoś nie
zamierzam tego zmieniać. Kojarzę tylko
tyle, że są mocno na prawą stronę jeśli
RECENZJE 185