31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

Helloween - Hala Koło - 28 listopada 2017

Szok, przyspieszone bicie serca i niedowierzanie

- dokładnie to człowiek odczuwał, gdy pod koniec

zeszłego roku, tak długo wyczekiwany

przez każdego fana heavy metalu powrót Kaia

Hansena i Michaela Kiske do składu Helloween,

stał się faktem! Powtórka z rozrywki nastąpiła

kilka miesięcy później, gdy gruchnęła

wiadomość, że ta wspaniała trasa obejmie również

Polskę! Miejsce? Warszawska Hala Koło.

Czyli miejsce dobrze znane choćby uczestnikom

ostatniego koncertu Kinga Diamonda w naszym

kraju. Hala będąca po prostu, bardzo dużą

salą gimnastyczną z niewielkimi trybunami.

Drabinki, zawieszone siatki, te klimaty. Takie

wrażenie miało się i po ponownym przekroczeniu

jej progu tuż przed godziną 19, w dniu 28

listopada 2017 roku. Na szczęście nie było mowy

o żadnej pomyłce. Duża scena, z wychodzącym

w tłum wybiegiem i zawieszona olbrzymia

kotara z logiem zespołu mówi wszystko. Support

act? Brak. Zresztą… kto przy zdrowych

zmysłach odważyłby się zmierzyć na jednej scenie

z tym, co miało się tutaj rozpętać już za niemal

godzinę?!

I w końcu kilka minut po 20:00 światła przygasają,

a muzyka z taśmy się urywa. Na zasłoniętej

jeszcze scenie rozbłyska znajdujący się z

tyłu ekran, a z głośników rozbrzmiewają znajome

dźwięki, otwierające "Halloween". W międzyczasie

widać też wkraczających na estradę

muzyków. Z chwilą rozpoczęcia właściwej części

numeru, kurtyna opada i oto ukazują się

nam w pełnej krasie ONI! Na środku, za swym

monstrualnym zestawem bębni Dani Loble,

poniżej emanujący jak zawsze wyśmienitymi

humorami Markus Grosskopf i Kai Hansen,

po lewej jakby wyrwany z coverbandu Tokio

Hotel, Sascha Gerstner, zaś na prawo żyjący

we własnym świecie, ale jakże rozbrajający swą

mimiką twarzy Michael Weikath (i w końcu

bez peta na scenie!). No i wreszcie, stojący po

obu stronach perkusji, ubrani w identyczne kurtki

- Michael Kiske i Andi Deris, sprawni dzielący

między siebie kolejne linijki "Halloween".

Właśnie! Otwarcie koncertu prawie 15-minutową

kompozycją jest, trzeba przyznać, posunięciem

dość odważnym… Ale czy faktycznie nie

powinno tak być, w przypadku zaplanowanego

z takich rozmachem tournée i reunion? Wszystkie

minimalne obawy okazały się bezpodstawne,

bowiem kawałek mija nie wiadomo kiedy,

a entuzjazm zgromadzonego 3,5 tysięcznego

tłumu nie słabnie ani na sekundę (i tak już

będzie do końca). Zresztą Helloween nie zamierzali

nam dać ku temu najmniejszego powodu.

Bo już jako druga poleciała historia o pewnym,

szalonym alchemiku, czyli oczywiście

"Dr. Stein". Czy można wyobrazić sobie lepsze

rozpoczęcie?! Następnie krótkie przywitanie

przez panów wokalistów, którzy przy okazji

przedstawili nam dwóch kolejnych bohaterów

"Pumpkins United Tour". Chodzi o Setha i

Doca, czyli dwie dynie grające główne role w

odtwarzanych między poszczególnymi utworami,

zabawnych animacjach. Ich główne zajęcia

to przebieranie się po kolei za każdego muzyka,

czy odtwarzanie motywów z poszczególnych

okładek. Zawsze jakaś dawka luzu i humoru

między jedną petardą a drugą. Żartem w pewnym

momencie błysnął też Michael, opisujący

z dystansem swój aktualny image: "Chciałem

wyglądać jak Elvis Presley, a zostałem Robertem Halfordem".

Nawet zapodał w żartach słynne "breakin'

the what??". Megaszybkie "I'm Alive" zaśpiewane

już wyłącznie przez Kiske'ego, a potem

chwila wytchnienia za sprawą "If I Could Fly".

Jak to trafnie ujął Andi "jedyny jaśniejszy fragment

najmroczniejszej płyty w dorobku", czyli "The Dark

Ride". Po chwili jednak znów grzeją pełną parą

przez "Are You Metal?" i "Rise and Fall". Po

"Waiting for the Thunder" zabrzmiał megachwytliwy

"Perfect Gentleman", jeden z trzech numerów

z ery Derisa, w których na obecnej trasie

dołącza się również Kiske. No cóż, skoro Andi

mógł przez lata "produkować się" w numerach

"keeperowych"… Sam Deris dodatkowo wystąpił

tu w eleganckim cylindrze i czarnej pelerynie.

Uderzenie największego kalibru miało jednak

dopiero nastąpić. Na kolejny kwadrans mikrofon

przejmuje Kai Hansen, co oczywiście

oznaczało wykonanie czegoś z tylko i wyłącznie

mocarnego debiutu "Walls of Jericho"! Była to

miażdżąca niczym rozpędzony czołg wiązanka

złożona ze "Starlight", "Ride the Sky" i "Judas",

skwitowana zagranym już w pełnej wersji

"Heavy Metal (is the Law)". Nie było innej

opcji, po czymś takim musieli zwolnić (usłyszałoby

się co prawda jeszcze choćby "Victim of

Fate…)! Tak też się stało. Na końcu wybiegu

techniczni szybko ustawiają dwa stołki, które

zajmują wokaliści. Czas na dwie ballady. Przepiękne

"Forever and One" i potężne "A Tale

That Wasn't Right", gdzie obaj panowie mogli w

pełni zaprezentować swe możliwości warsztatowe.

Wiadomo, u Michaela latka już nie te (w

końcu w chwili rejestrowania pierwszej części

"Keeper of the Seven Keys" miał zaledwie 18

lat!). Natomiast Andi Deris, to wokalista z gatunku

tych, którzy mają mniej więcej tyle samo

zwolenników, co przeciwników (w tym wypadku,

fanów wyłącznie wczesnego Helloween).

Trzeba jednak przyznać, że swym przygotowaniem

do bieżącej trasy, zamknął miejmy nadzieję

usta nawet najwytrwalszym hejterom! Po "I

Can", z nieco niedocenionego albumu "Better

Than Raw", swoje 5 minut miał Dani Loble.

Wszystkim mocniej serca zabiły dopiero jednak,

gdy po kilku minutach dołączył do niego

na ekranie, zmarły oryginalny bębniarz "Dyń",

Ingo Schichtenberg. Po odbytym "perkusyjnym

pojedynku", wyświetlono jeszcze film upamiętniający

muzyka. Piękny hołd, na tak pięknym

koncercie. Ponownie cofamy się do ery

"Keeperów" za sprawą singlowego "Livin' Ain't

No Crime" zgrabnie przechodzącego w "A Little

Time". Po nich, ostatnie na dziś trzy numery z

ery Andi'ego, z czego dwa z płyty na której

objawił się całemu światu jako nowy wokalista

Helloween, czyli "Master of the Rings". Było

to "Why?" (również z udziałem Kiske'ego), oraz

"Sole Survivor". Potem stały punkt niemal każdego

koncertu Helloween od przeszło 21 lat,

o nazwie "Power", po którym do samego końca,

serwowali już tylko starocie. Zasadniczą część

koncertu zamknęło prawdziwe "grande finale" o

nazwie "How Many Tears", z mistrzowsko podzieloną

partią wokalną między Michaela, Andiego

i Kaia. A przecież jeszcze pozostały trwające

niemal prawie godzinę bisy! Krótka przerwa,

na widowni skandowanie nazwy zespołu

czy nucenie wiadomej, otwierającej pierwsze

wydawnictwo zespołu nutki nie ma końca. W

końcu wracają z Michaelem, a my ponownie

"odlatujemy" wraz ze wspaniałym "Eagle Fly

Free", podsycone przez niesamowitą, rozciągniętą

wersję tytułowego "tasiemca" z drugiej części

"Strażnika siedmiu kluczy"… W samej końcówce

jednak dało już znać osobie zmęczenie u Kiske'

ego, zatem z pomocą musiał przybyć Andi.

Długie zakończenie skwitowało przedstawienie

całego zespołu przez… Saschę. Kolejna przerwa

i kolejne nieustanne nawoływanie ze strony publiczności.

Jako pierwszy tym razem powraca

Mr. Hansen. Zapodał krótką popisówkę, wraz

ze znanym choćby z koncertówki "Live in the

U.K." motywem z "W grocie króla gór", gdzie dołącza

do niego reszta kolegów… A cóż mogło zabrzmieć

jeszcze? Oczywiście dwa numery, bez

których od prawie trzech dekad nie może się zakończyć

żaden koncert Helloween! "Future

World" i "I Want Out", przy których na widownię

najpierw wypuszczono całą serię olbrzymich,

czarnych i pomarańczowych balonów

(rzecz jasna z wizerunkiem zespołowej dynii), a

na sam finał deszcz konfetti, niczym na koncercie

Kiss! Kto z tłumu jeszcze ma siłę, wyśpiewuje

aż do samego końca. W pierwsze rzędy wędrują

kostki i pałeczki. Jeszcze tylko ostatnie

ukłony… i już. Sen się skończył…

Powiem szczerze, musi minąć jeszcze dużo czasu

nim ja będę w stanie myśleć na spokojnie o

tym co przeżyłem przez te 174 minuty. Każdy

zmierzający tego dnia do Hali Koło wiedział, że

będzie uczestniczył w czymś niezapomnianym,

ale efekt ostateczny przerósł chyba najśmielsze

oczekiwania! Tak długo wyczekiwane spełnienie

marzenia każdego kto stał się fanem Helloween

po 1993 roku, odhaczone! Dostaliśmy rewelacyjny

koncert z genialnym setem i przede

wszystkim - przepiękną, wręcz rodzinną atmosferą

bijącą ze sceny. Widok razem śpiewających,

obejmujących się jak najlepsi kumple Michaela

z Andim - coś pięknego! Zapomniałem jeszcze

wspomnieć, że calutki set został wykonany na 3

gitary. Tak, tak!! Mr. Hansen odegrał wraz z

Saschą i Weikim również te numery, które powstały

już, gdy dowodził swoją Gammą i innymi

projektami. Kolejny mega plus. Dzięki temu,

miało się wrażenie, że ogląda się wielkim koncert

jednego zespołu, a nie po prostu koncert

Helloween z gościnnym udziałem dwóch starych

członków. Gdy pomału człowiek zmierzał

do wyjścia, na twarzach i w głosach koncertowych

towarzyszy i innych fanów odczytywał

tylko oszołomienie, duży zachwyt czy wręcz

niedowierzanie, że to się naprawdę stało. Co

prawda, już w internecie były pojedyncze komentarze,

wyrażające choćby lekką dezaprobatę

z powodu pominięcia czegokolwiek z albumu

"Pink Bubbles Go Ape" czy, że skoro to

"Pumpkins United" to czemu nie zaproszono

do udziału również Rolanda Grapowa. Pomimo

dużego szacunku, jakim darzę zarówno jego

osobę, jak i wkład w twórczość Helloween,

uważam że cztery gitary na scenie byłyby już jednak

lekkim przegięciem… Tymczasem, czekam

na kolejny polski przystanek trasy "Pumpkins

United", która przecież ma trwać również

przez cały 2018! To po prostu trzeba przeżyć

jeszcze raz i nie przyjmuję do wiadomości, że to

już nie nastąpi! Tymczasem - Happy, Happy

Helloween, Helloween, Helloween!!!…

Damian Czarnecki

LIVE FROM THE CRIME SCENE 165

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!