31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

chodzi o poglądy społeczne. Na pewno

byli w latach 90… ale co ma to do

Pokerface? Myślę, że jedno z niewielu

powiązań jest osoba wokalisty, czy raczej

wokalistki, oraz to, że oba zespoły

grają szeroko pojęty thrash. Coś tam

piszą na swojej stronie na FB, że najnowszy

"Game On" jest dla fanów Arch

Enemy, Holy Moses i Kreator.* Myślę.

że w sumie ten album ma jakieś części

wspólne z podanymi zespołami. Może

nawet dużo. Od razu piszę, jeśli nie lubicie

kobiecych wokaliz operujących

zwykle niżej niż wyżej to sobie odpuśćcie.

Jak oczekujecie czegoś, co jest tak

agresywne i dosadne jak "Finished With

The Dogs", to już prędzej… o wiele prędzej.

Zresztą Aleksandra Orlova nie

tylko potrafi się zaprezentować od

strony wizualnej, ale również urozmaicić

swoje wokalizy, od niskiego charczenia

aż do średniowysokiego śpiewu.

Myślę, że jest ona jedną z tych lepszych

rzeczy na tym albumie, poza paroma

fajnymi motywami gitarowymi, dość

wyrównanym, prędkim graniem, ogólnie

przyzwoitym brzmieniem. Tymi

gorszymi, choć nie całkiem złymi, jest

pewna prostota motywów perkusyjnych,

oraz wkradająca się po którymś

przesłuchaniu monotonia. Teksty nie

tworzą spójnej całości albumu koncepcyjnego,

są pewnym zlepkiem utworów

mających za główny temat zło, hazard i

relacje damsko-męskie polane małą ilością

gore. Ale kurde, po tym co miałem

okazję usłyszeć z okresu, zanim wyżej

wymieniona wbiła, to trzeba docenić pewną

zmianę w tej sztampie maniery wokalnej

byłej wokalistki i braku suspensu

(mówię po przesłuchaniu utworu "Divide

and Rule"). Ogólnie i krótko streszczając,

jest to dość dobra, rzemieślnicza

robota, która część osób porwie dość

prostym (choć i nie do końca…) wykonaniem.

Wydaje mi się, że przebąkiwania

dla kogo ten album jest są w miarę

słuszne, no może z adnotacją, że chodzi

o Kreatora z początków działalności.

Jak dla mnie (4,4).

Jacek "Steel Prophecy" Woźniak

Portrait - Burn the Word

2017 Metal Blade

"Dark heavy metal" jest specyficzny.

Jeśli gra się go od początku jak w przypadku

Portrait czy RAM, fani z oddaniem

kupują płytę za płytą. Kiedy zaczyna

się go grać znienacka, jak w przypadku

SteelWing, zmiana stylu okazuje

się finansową klapą kończąca dzielność

grupy (a "dark heavy metalowy"

album SteelWing jest naprawdę dobrym

kawałkiem muzyki). Potrait w tej

materii radzi sobie wciąż znakomicie.

Łączy wokalne patenty zaczerpnięte ze

świata Kinga Diamonda z riffami w

stylu to szwedzkiego klasycznego heavy

metalu, to amerykańskiego epic sprzed

trzech dekad. W międzyczasie zaplątują

się tu i owdzie smaczki w rodzaju wręcz

nieco blackmetalowych motywów muzycznych

jak w kawałku "Burn the

World", organowe solówki wykonane

przez samego Kevina Bowera (jak w

"Likfassna") czy gitary niczym w Iron

Maiden. Same kompozycje są ciekawe i

wciągają słuchacza zarówno urozmaiconymi

liniami wokalnymi, jak i różnorakimi

riffami czy zmianami tempa (we

"Flaming Blood" pojawia się wręcz specjalne

łamanie rytmu) w obrębie jednego

utworu. Choć kawałki raczej nie są banalne,

znalazł się na płycie numer "Martyrs",

który swoją linią melodyczną

sprawia wrażenie, jakby był jakimś coverem

starego popowego numeru. Być

może celem Szwedów było stworzenie

czegoś w rodzaju cięższego przeboju

Ghost? Wielką zaletą zespołu jest kreowanie

nastroju, który spina wszystkie

utwory. Zespół osiągnął go nie tylko

brzmieniem, czy aranżacjami wykorzystującymi

efekty, ale przede wszystkim

samymi utworami. Nie wolno zapomnieć

jednak że, "Burn the World" to też

masa wpadających w ucho melodii,

które pojawiają się czasem w zupełnie

zaskakujących momentach. Płyta stylistycznie

przypomina poprzedni krążek

"Crossroads", spodoba się więc fanom

drugiej fazy Portrait. Kto pamięta pierwszą,

rozwrzeszczaną pytę Portrait i

nie sięgnął dalej, niech spróbuje posłuchać

"Burn the World"... Zwłaszcza że

zespół umieścił cały nowy album na

YouTube! (4,5)

Strati

Primal Fear - Angels of Mercy: Live in

Germany

2017 Frontiers

Lubicie koncerty Primal Fear? Ich

energię, ciężar i brzmienie? Najnowsza

koncertówka Niemców powinna przypaść

Wam do gustu. W całości zarejestrowana

w Stuttgardzie, dobrze oddaje

klimat ostatnich koncertów Primal

Fear. Zespół promuje zwłaszcza ostatnie

płyty, ale na krążku pojawiły się także

nieśmiertelne klasyki Niemców, takie

jak "Metal is Forever" i "Nuclear Fire",

rzucone jakby trochę na ochłap fanom.

Można by tej płycie zarzucić zbyt wyszlifowane

brzmienie, zbyt dopracowane

wokale i ogólnie podejrzanie selektywny

sound… ale koncerty Niemców w zasadzie

tak brzmią. Być może jest to wierne

zarejestrowanie występu, zwłaszcza, że

Sinner zapewniał, że bardzo niewiele

poprawiali po nagraniu i tylko w sferze

brzmienia. Cóż, dzięki temu, płyty słucha

się świetnie. Brzmieniu sprzyja

setlista. Jeśli ktoś (jak ja) woli ostatnie,

nieco wracające do korzeni płyty od

okresu "Seven Seals" - "Unbreakable",

powinien być usatysfakcjonowany. Dodatkowym

atutem jest fakt, że chyba

wycięto kilka pogadanek między kawałkami,

bo nie pojawia się drętwa przemowa

Sinnera w rodzaju "bądźcie głośniejsi

niż Praga" znana z polskiego koncertu.

Scheepers zresztą przemawia po angielsku

specjalnie z myślą o nagraniu,

mimo, że koncert odbywa się w jego rodzinnym

kraju. Płyta wydaje się być

podsumowaniem ostatniej działalności

Primal Fear. Dla miłośników koncertów

kapeli oraz twórczości ostatnich lat.

Strati

Quayde LaHue - Day of the Oppressor

2017 High Roller

Drogie dziewczęta, drodzy chłopcy!

Proszę wszystkich o uwagę, bo nie będę

powtarzać! Wszyscy zapinamy pasy, będziemy

odbywali podróż w czasie. Kto

chce, może nie wracać… Świetna jest to

płyta! Od pierwszego odsłuchu, mimo,

że tak naprawdę jest to zbiór dwóch EP

Quayde LaHue, pod tytułem drugiej z

nich, porwała mnie ta muzyka. Może

dlatego, że lubię klasyczne hard rockowe

granie? Bo więcej tutaj czystego

hard rocka niż, powiedzmy chłoszczącego

po twarzy heavy metalu. Pierwsza

część płyty to najnowsza EP zespołu.

Kto lubi brzmienie z pierwszych dwóch

longplayów Ozzy'ego Osbourne'a, wystąp!

Momentami czułem się jakbym

był zanurzony w świat muzyki z lat 70.

i początku 80., z tymi kapitalnymi riffami

i zapadającymi w ucho melodiami.

No i na swój sposób jest ostro ale chwytliwie.

No i ten damski wokal, który nic

a nic mi nie przeszkadza. Wyprzedzając

już pytania, jest to mniej medialny twór

niż np. Blues Pills, mniej tutaj bluesa,

więcej trochę psychodelicznych dźwięków,

ale to kwestia już indywidualnych

gustów. Druga część tej płyty nie gorsza,

bo mamy dostęp do pierwszej EP pod

tytułem, po prostu, "Quayde LaHue".

Dalej mamy do czynienia z bardzo świadomym,

choć mocno inspirowanym

"starym" graniem zespołem. Jednak dalej

jest to muzyka porywająca, myślę, że

nie tylko fanów gatunku. Może komuś

uda się dorwać te EP osobno. Warto

przyjrzeć się zwłaszcza okładce "Day of

The Oppressor" w oryginale - tylko litery,

ale zwiastujące swoim charakterystycznym

krojem, skąd będą czerpane

inspiracje. Co tu więcej pisać - naprawdę

w potoku wielu bezbarwnych kapel

Quayde LaHue wyróżnia się warsztatem

i ekspresją. Solidne kompozycje, w

których kompletnie nie przeszkadza

przenikający je duch przeszłości. (6)

Quiet Riot - Road Rage

2017 Frontiers

Adam Widełka

Kiedyś Quiet Riot to był zespół znany

z tego, że grał w nim legendarny Randy

Rhoads, mimo, że na dwóch pierwszych

płytach z jego udziałem nie zrobił

nic nadzwyczajnego. Co było dalej z

słynnym gitarzystą każdy fan heavy metalu

wie, a jego dawna kapela odbudowała

skład i coś tam w połowie lat 80.

ciekawego nagrała. Zapału starczyło na

dwa albumy, z których paradoksalnie

największymi przebojami były… przeróbki

utworów Slade. A potem było coraz

gorzej, chociaż wszystko zależy od

gustu słuchaczy. Dobra, o przeszłości

można gadać podobno długo, przypominać

(niech będzie) lata świetności, ale

co dziś zespół Quiet Riot ma nam do

zaproponowania? Moim zdaniem - nic

szczególnego. Ciężko w ogóle było mi

parę razy dobrnąć do końca materiału.

Jestem pełen wątpliwości czy to, co nagrał

jedyny "stary" członek kapeli Frankie

Banali powinno w ogóle mianować

do tego, żeby stawiać to w zakładce

heavy metal. Brzmi to wszystko jak

skrzyżowanie Aerosmith z Led Zeppelin,

typowy amerykański sos do paćkania

półnagich panienek ale, niestety,

długo po terminie. Zresztą na wokalu

jest tutaj bezimienny zupełnie nastolatek,

o którym tak naprawdę wiadomo

tyle, że był czwarty w którejś tam edycji

programu American Idol. Może chłopaka

się bezsensu czepiam, może to jego

starsi kompani są po prostu odpowiedzialni

za napisanie tak miałkiego i

bezpłciowego materiału. Naprawdę starałem

się wyciągnąć z tej płyty coś ciekawego.

W sumie można powiedzieć, że

jakieś tam momenty są, chociaż przynajmniej

ja o nich szybko zapomniałem.

Może komuś, kto lubi po prostu takie

granie ta płyta przypadnie do gustu, ja

szczerze jednak przestrzegam przed robieniem

sobie nadziei na jakąś wyborną

ucztę. Trudno, bywa i tak. Chociaż w

tym wszystkim jeszcze jako tako można

dać plus za okładkę, która przywołuje

skojarzenia z filmem Mad Max. Jednak

powtórzę raz jeszcze - muzyka nie jest

"max" ani tym bardziej "mad". (2)

Adam Widełka

Rabid Bitch Of The North - Nothing

But A Bitter Taste

2017 Hostile Media

Wydawałoby się, że tzw. Nowa Fala

Brytyjskiego Metalu to już odległe

wspomnienia i nikt już w Wielkiej Brytanii

nie kultywuje jej tradycji. Jednak

nic bardziej mylnego, bowiem trzech zapaleńców

z Belfastu już od kilkunastu

lat gra niczym na przełomie lat 70./80.

ubiegłego wieku, mając za nic nowomodne

trendy i nieuchronny upływ czasu.

Dlatego też ich debiutancki album

"Nothing But A Bitter Taste" brzmi

niczym jakieś wykopalisko z czasów największej

świetności NWOBHM, a każdy

z ośmiu utworów jest dowodem nie

tylko nieprzemijającej mocy takich

dźwięków, ale też ogromnej fascynacji

nimi muzyków Rabid Bitch Of The

North. Musieli oni katować płyty Holocaust,

Raven, Tygers Of Pan Tang,

Saxon czy Thin Lizzy całymi latami,

bo echa ich dokonań wyzierają praktycznie

z każdego utworu. Nie wszystkie

są równie udane: w "Gilded Men" mamy

zdecydowanie za dużo chaosu, mimo

skromnego instrumentarium i takiej też

aranżacji, również "Demon Mind" pędzi

momentami donikąd - wygląda na to, że

po włączeniu do programu płyty dwóchtrzech

starszych utworów, zamiast sięgania

tylko po nowości, zyskałaby ona

jako całość. Nie znaczy to oczywiście,

że wspomniane numery trzeba spisać na

straty, ratuje je bowiem zadziorny, wysoki

głos Joe McDonnella, który najwyraźniej

zamierza być godnym sukcesorem

Jessa Coxa czy Gary'ego Let-

186

RECENZJE

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!