HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
nowych odsłonach "I Live For Today"
czy "Warrior", ale ja tego gniota w koszmarnej
okładce na pewno nie kupię.
Poprzedniej wersji dałem (5), nowa: (1)
Chronosphere - Red n Roll
2017 Punishment 18
Wojciech Chamryk
Właśnie wpadła mi w ręce nowa, trzecia
już, płyta greckiego Chronosphere
zatytułowana "Red n Roll". W sumie
wszystko się zgadza - uszy krwawią na
czerwono (czyli "red") a generalnie czuję
się wyrollowany. Dawno nie słuchałem
płyty tak mocno bez wyrazu, bez tożsamości,
wreszcie - bez jaj. Począwszy od
dziwnego, żeby nie powiedzieć dosadniej,
intra, na które zespół zmarnował
trochę ponad dwie minuty taśmy, obcujemy
z czymś w rodzaju thrash-podobnego
tworu. Nie wiem, czy nikt im
tego nie powiedział, ale w połowie kawałków
słychać karykaturę Metalliki.
Nawet wokalista zaciąga w podobny
sposób co pan Hetfield. Kompozycyjnie
to w sumie przedszkole muzyczne,
mam wrażenie, że gra przede mną zespół
ze szkolnych przeglądów podniecony
faktem występu przed jury złożonym
z ich kolegów i koleżanek. Utwory
są nieszczęśliwie wtórne, chociaż czasem
starają się urozmaicić je jakimś, niby
złowieszczym, wstępem na basie.
Czasem pojawi się jakaś solówka, o której
i tak nikt nie będzie pamiętać. Obcując
z "Red n Roll" miałem cały czas
nieodparte wrażenie czegoś w rodzaju
mało śmiesznego żartu. Prują chłopaki
przez ten album na złamanie karku,
kompletnie bez ładu, składu i jakiejś
wyobraźni muzycznej. Ja rozumiem, że
thrash metal, ale historia gatunku zna
jednak przypadki czegoś naprawdę wartościowego.
Tylko do tego trzeba mieć
charakter, a tego na tej płycie w ogóle
nie ma. Nie wiem, czy takie słowo znają
chłopaki z Chronosphere, ale to nic już
nie zmieni. Może dałbym jeszcze szansę
tej płycie ale obawiam się, że nie przeżyłbym
kolejnego odsłuchu tego materiału.
(2 - za chęci grania na instrumentach)
Condor - Unstoppable Power
2017 High Roller
Adam Widełka
Co może grać zespół z Norwegii? Jasna
sprawa, jakąś odmianę metalu. Condor
na swym drugim albumie łoi więc solidny
black/thrash starej szkoły, zostawiając
daleko w tyle debiutancki "Victims
Of Burning Death". Osiem numerów
z "Unstoppable Power" faktycznie
kopie i kosi bezlitośnie, niczym za
najlepszych lat Destruction, Sodom
czy Outrage. Za pierwszym razem aż
musiałem sprawdzić, że autorami tych,
tak zakorzenionych w latach 80. dźwięków,
są faktycznie tak młodzi, liczący
niewiele po 20-ce ludzie, ale to fakt. Jak
widać stary, prawdziwy metal wciąż
przemawia do młodego pokolenia, co
przekłada się na bezkompromisowe ciosy
w postaci "Embraced By The Evil",
"Riders Of Violence" bądź "Malevolent
Curse". Pojawiają się też nawiązania do
bardziej tradycyjnego heavy ("83 Days
Of Radiation"), speed metalu ("Unstoppable
Power"), nawet całkiem melodyjne
fragmenty ("Chained Victims") lub
nawet całe utwory ("Horrifier"), tak więc
36 minut z drugim longiem Condor to
rendez-vous bardzo intensywne, ale i
całkiem przyjemne. (4)
Wojciech Chamryk
Corners Of Sanctuary - Cut Your
Losses
2017 Exquisite Noise
Corners Of Sanctuary to zespół nie
tylko muzycznie hołdujący starej szkole
tradycyjnego heavy metalu: Amerykanie
są też bowiem ogromnymi zwolennikami
krótszych, kiedyś tak bardzo rozpowszechnionych,
wydawnictw, które wydają
regularnie pomiędzy poszczególnymi
albumami. Najnowszym jest więc
czteroutworowa EP-ka "Cut Your
Losses", zapowiadająca przygotowywany
właśnie do wydania świeżutki
longplay "The Galloping Hordes". Po
wysłuchaniu poprzedzających jego premierę
utworów mogę śmiało ogłosić, że
fani US power/heavy metalu mogą brać
ten album w ciemno, bowiem jego zajawka
jest najwyższych lotów. Bowiem
bez względu na to, czy Frankie Cross i
jego muzyczni partnerzy uderzają w tony
bardziej surowego, klasycznego metalu
z przełomu lat 70. i 80. ("Wild
Card"), typowo powermetalowe w amerykańskim
stylu Helstar, Attacker czy
Omen ("My Revenge"), nawiązują do
przebojowego rock 'n' rolla, a przy okazji
i Judas Priest circa 1980 ("Tonight
We Roll"), bądź też idą w stronę ostrego
thrash/speed metalu ("Mind's Eye"),
czynią to doprawdy w wyśmienitym
stylu. Faktycznie, z takiej jakości nagraniami
można zacząć wierzyć, że podkreślane
przez muzyków odrodzenie
The New Wave Of American Heavy
Metal stało się faktem i oby tylko potrwało
nieco dłużej niż tamtejsza moda
na metal w latach 80... (5)
Wojciech Chamryk
Corvus Noctis - Tenebrarum
2017 Self-Released
Po rozpadzie Cámara Obscura byli
członkowie tej formacji założyli kolejny
zespół, również grający tradycyjny, oldschoolowy
metal. Nie wiem jak silne są
w Meksyku tradycje takiego grania, ale
debiutancki album tego tria potwierdza,
że przynajmniej w przypadku Corvus
Noctis jest całkiem nieźle. "Tenebrarum"
to koncept traktujący o miłości,
rozczarowaniu, gniewie i zemście
w kontekście czarnej magii, muzycznie
zaś brzmi tak, jakby jego twórcy nagrali
go maksymalnie w 1980 roku. Dodatkowo
podkreśla to jeszcze surowe, równie
klasyczne brzmienie: surowe, ale
klarowne i bardzo dynamiczne, bez żadnych
wycieczek w cyfrową nowoczesność.
Dzięki temu poszczególne utwory,
a jest ich łącznie aż 12, wybrzmiewają
po kolei, łącząc najlepsze cechy
hard rocka i wczesnego heavy metalu,
nie unikając też czasem nieco progresywnego,
słyszalnego zwłaszcza w wykorzystaniu
instrumentów klawiszowych,
sznytu. Zachwycają zwłaszcza te najdłuższe
utwory, w których dzieje się naprawdę
wiele, syntezatorowe pasaże są
tłem do efektowych solówek gitary
("Corvus Noctis", "Muriendo Después
de Ti"), a mroczne partie chóralne i specyficzna
melodyka dodają całości szczególnego
wymiaru ("Hechizo"). Nie brakuje
też udanych, bardziej zwartych
utworów w dość nawet przebojowej
formie ("Sueyo", "Llévame"), tak więc
fani mrocznego heavy rocka w staryms
tylu będa mieć z debiutu Corvus Noctis
sporo frajdy. (4,5)
Cripper - Follow Me: Kill!
2017 Metal Blade
Wojciech Chamryk
Najpierw okładka. Czarnobiała, jakby
przybrudzona. Surowizna. Żadnego tytułu,
ani logo. Granat umieszczony na
mównicy, umieszczonej jakby nad planetą
Ziemia. Jakby autor chciał uchwycić
ten moment kompletnej ciszy, zanim
nastąpi eksplozja... Piąty duży album
niemieckiego Cripper, jest konsekwentną
kontynuacją drogi wytyczanej
kolejnymi krążkami... Co to znaczy? W
moim rozumieniu krystalizowanie się
charakterystycznego stylu zespołu, który
zaczynał jako band grający thrash
metal... I tu nastąpiła swoista ewolucja.
Thrash co prawda jest, ale jest też więcej
ciężaru i groove. Mnóstwo ciężkich
zwolnień i nietypowych dla thrashu zagrywek.
W przypadku tego zespołu wyszło
na plus. Bo pomimo przesunięcia
balansu i proporcji... nikt nie ma wątpliwości,
że to ten sam zespół, który nagrał
album "Hyena". Britta Gortz, wydaje z
siebie chyba jeszcze potężniejsze ryki i
growle. Tak, że jeśli ktoś kiedyś jeszcze
powie, że kobiety nie powinny śpiewać
metalu... to niech sobie wrzuci "Follow
Me: Kill!". Kapcie mu spadną, a szczena
uderzy o glebę. Cripper nie bierze
jeńców. No i naprawdę soczyste brzmienie,
selektywne, pełne bębny. Na przywitanie
bardzo szybki cios, "Pressure",
potem mocarne "Into the Fire", świetna
praca gitar (Jonathan Stenger i Christian
Brohenhorst). Następnie kroczący
z ciekawymi chórkami, "World Coming
Down" (ta solówka, jaki klimat). "Shoot
or Get Shot", znakomita sekcja (Dennis
Weber, bębny i Lomer, bas), szalone sola...
Spokojny wstęp do "Comatose" daje
chwilę oddechu,by za chwilę wgniótł
nas w glebę ciężar riffu... Dalej mamy
fragmenty, niemal czystego śpiewu Britty
(nie do wiary), splątane growlem.
Ciekawe wrażenie. "Pretty Young Thing"
zaczyna się od poklaskiwania i okrzyków
"tancerki"? Jakiś taki orientalny klimat.
Potem bomba między oczy i nie
ma zmiłuj. W "Running High" niepokojące
melodeklamacje Britty... brzmi,
jak ktoś niespełna rozumu, super gitarki
z powtarzanym motywem... Czyściuteńki
śpiew w środku. Ale to ma moc. Chyba
najbardziej bujany numer na płycie,
a jednocześnie mający specyficzną atmosferę,
jakiegoś lęku. Zamykający,
"Menetekel" dokańcza bezlitosnej rzezi,
chłostając niedobitki... "Follow Me:
Kill!", to znakomity kawał cholernie
ciężkiej i precyzyjnej muzyki. Tu nie ma
pitolenia. No to od początku, jeszcze
raz... Follow me... into the fire... (6)
Jakub Czarnecki
Cursed Dream - The Ghost Of Times
2017 Self-Released
Założycielami zespołu są gitarzyści
Zbigniew Langer i Jacek Rybczyński.
Ich znajomość sięga lat osiemdziesiątych.
Jednak zawiązanie planu nastąpiło
dopiero w 2013 roku. Panowie są niczym
lewa i prawa półkula, które tworzą
mózg Cursed Dream. To ich muzyczne
pomysły, a przede wszystkim ich gra,
stanowi o atrakcyjności zespołu. No
właśnie, czy mamy do czynienia z muzyczną
grupą w dosłownym znaczeniu.
Owszem jest wokalista Sebastian "Bob"
Mazurowski, jest perkusista Michał
Łysejko. Ba, jest też nadworny tekściarz
Piotr Stypik. Niestety nie ma basisty
(w studia te partie nagrywa Jacek
Rybczyński), a Łysejko to wiadomo
podstawowy perkusista Decapitated i
ogólnie muzyczny obieżyświat, wspierający
głównie formacje ekstremalne.
Ogólnie muzycy chętnie udzielają się w
różnych muzycznych inicjatywach. Także
podejrzewam, że Cursed Dream
egzystuje jedynie na próbach i w studio
nagrań. A szkoda, bo muzycznie prezentuje
się bardzo godnie. Niestety nie kojarzę
pierwszej EPki zespołu, ale przypuszczam,
że "The Ghost Of Times"
jest rozwinięciem pomysłów z tamtej
płytki. Ogólnie muzyka oscyluje w klimatach
heavy metalowych. Muzycy
często korzystają ze zmian tempa, nieraz
wpadając w szybkie, speedowe tempa,
a riffy tylekroć zaczynają brzmieć
bardziej thrashowo. Gitary są przy tym
bardzo gęste, wprowadzają do obiegu
jeden temat za drugim, solo za solem.
Nie inaczej jest z sekcją rytmiczną, a
szczególnie z perkusją. Takie granie może
kojarzyć się z bardziej progresywnymi
wcieleniami Iron Maiden czy też z
bardziej heavy metalowym Dream Theater.
Muzycy nie zapominają o melodii,
która jest w wypadku muzyki tego zespołu
bardzo ważna. Ogólnie muzyka
ma też dość mroczną aurę, co fajnie zamyka
muzyczną całość. Być może ten
zabieg znany jest wśród bardziej współczesnych
formacji, niestety nie jestem z
nimi obyty, więc nie spodziewajcie sie
jakichś odniesień. Pewnym odstępstwem
jest ostatni utwór, więcej w nim
jest prostszych riffów hardrockowych,
ale nie myślcie, że muzycy zupełnie zrezygnowali
ze swoje tożsamości. Wręcz
odwrotnie. Ogólnie muzyka stanowi pewną
całość i tak powinno słuchać "The
Ghost Of Times". Niemniej, jak kto
172
RECENZJE