31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

2003 roku. Nie powala na kolana, wolę

wersję studyjną z 1992.

Jakub Czarnecki

kańskiej formacji, ale też jej frontmana,

Harry'ego "The Tyrant" Conklina, bez

dwóch zdań jednego z najlepszych

wokalistów tamtejszej sceny. Po zawieszeniu

działalności przez Panzer Conklin

szybko dogadał się z innymi muzykami,

z którymi założył Titan Force.

Formacja zadebiutowała w roku 1989

eponimicznym "Titan Force" i chyba

tylko faktowi, że jego wydawcą była niemiecka,

mimo nazwy, firma U.S. Metal

Records, zespół "zawdzięcza", że nie

zdobył większej popularności, bo dziewięć

zamieszczonych na tym krążku

numerów to najwyższa półka US poweru

o nieco metalowo-progresywnym

posmaku. Jeśli jakimś cudem jest na

tym łez padole jakiś fan wczesnych dokonań

Queensryche, Crimson Glory,

Fates Warning, Heir Apparent, Liege

Lord bądź Vicious Rumors, to debiut

Titan Force należy do tej samej ligi,

płyt łączących techniczne patenty z surowością

brzmienia i niezgorsze melodie

z dynamiką godną mistrzów speed metalu,

a całość spina jeszcze, niczym wyjątkową

klamrą, niepowtarzalny głos

Tyranta.

Titan Force - Winner/Loser

2017/1991 High Roller

Wojciech Chamryk

Na następcę debiutu Titan Force czekałem

więc dość niecierpliwie, tym bardziej,

że w tzw. międzyczasie, mimo

tego, że tradycyjny metal był w coraz

większym odwrocie, wciąż pojawiały się

świetne płyty, choćby "Empire"

Queensryche czy "Programmed" Lethal.

Firmowana już przez firmę-matkę,

to jest Shark Records, płyta "Winner/

Loser" jako całość nie porywa może aż

tak jak wcześniejsze wydawnictwo

grupy, ale to wciąż tradycyjny heavy na

najwyższym poziomie. Zdecydowanie

bardziej dopracowany aranżacyjnie, częściej

wykorzystujący balladowe czy

lżejsze, w tym klawiszowe, brzmienia

("One And All") ale też potrafiący

wspaniale dać po uszach fenomenalnymi

czadami w rodzaju "Eyes Of The

Young" czy tytułowego, a Conklin był

wtedy w niewątpliwej czołówce najlepszych,

metalowych krzykaczy, lokując

się w tej samej lidze co Halford czy

Tate. Niestety "Winner/Loser" okazała

się łabędzim śpiewem formacji, która na

dobrą sprawę niczego już nie nagrała i

rozpadła się w połowie lat 90. Na

szczęście płyty pozostały: nie tylko te

studyjne, ale też składanki, w tym "Force

Of The Titan" z nagraniami demo,

tak więc zawsze można do nich wrócić.

Wojciech Chamryk

Triphammer - Years in the Making:

1992-1995

2017 Divebomb

Ilustracja z okładki to ogromne stalowe

logo zespołu, spawane w jakiejś industrialnej

hali, przez postacie w zielonych

kombinezonach. Całość wygląda na

montowaną w komputerze, przez co

bardziej przypomina reklamę jakiejś

gry, niż cover art płyty, metalowego zespołu.

Z noty wydawnictwa możemy

dowiedzieć się, że zespół powstał w

1990 roku, w Brockton (Massachusetts,

USA). Niestety nie udało im się podpisać

umowy z Noise Records, mimo zainteresowania

ze strony wytwórni. W

roku 1996, po zmianach personalnych,

zmieniono również nazwę zespołu na

Every Second. Nie wyjaśniono w notce,

czy Every Second nadal funkcjonuje.

Natomiast chłopaki pomyśleli, o wydaniu

dwóch pierwszych demo Triphammer,

co dało okazję do kilku okazjonalnych

koncertów, w roku 2003. Materiał

czekał długo, aż w końcu za sprawą

Divebomb Records, ukazał się na płycie.

"Years in the Making:1992-1995",

to trzy demówki , plus jedno nagranie

live, z 2003 roku. W sumie 13 utworów.

Zaczynamy od pierwszego dema, "It's

About Time Demo-1992". Otwierający

"The Life That Left" zaczyna przyjemna

gitara klasyczna. Coś w stylu intro z

drugiego albumu Metalliki, potem

wchodzą gitary i powoli się rozpędza.

Mamy thrashowe, balladowe granie, z

wokalem w stylu skrzyżowanego Erica

A (Flotsam and Jetsam) z Michaelem

Kiske (ex-Helloween). Z tym, że na

szczęście gość nie nadużywa wysokiego

C. Jeśli lubicie takie śpiewanie, to będzie

się Wam podobało. Mnie trochę

wadzi lekki pogłos, jakby zespół grał w

kościele, lub pustej hali. Utwór "The

Real World", nasuwa skojarzenia z

Testament z płyty "New Order". Fajny,

pulsujący bas, trochę niższe wokalizy.

Muzycznie, dalej tym tropem, w

kolejnych utworach. Na przemian ciężko,

walcowato, potem szybko, z solówkami,

których nie powstydziłby się Alex

Skolnick. Natrętne bzyczenie muchy

oznacza początek utworu "Flies" z "Demo-1994".

Zaledwie dwa lata ,a słychać

zupełnie inne podejście do grania.

Pierwszy wers jaki wyrzuca z siebie wokalista

to: Fuck You!, powtarzane zresztą

co jakiś czas. W muzyce słychać

lekki wpływ grunge, ale nie tylko. Dość

ciężko. Następny utwór już jest zupełnie

inny, jakby grał i śpiewał inny zespół.

Tu słyszę wpływy Anselmo i

Mike Pattona. Brzmi nieźle. Taka niby

ballada. Mimo to mi się podoba. Pearl

Jam? Odnoszę wrażenie, że muzycy

trochę nie mogli się zdecydować, co

chcieliby grać. To jest ciekawe muzycznie.

Pomieszanie kapel i stylów...

Gdzieś i stoner rock się obija... No, na

"Demo-1995" już mamy niemal klon

Pantery. Zarówno wokalnie, jak i muzycznie.

Phil Anselmo ma brata?

"Breakdown", miażdży uszy. Generalnie

nie ma się do czego przyczepić. Bo

brzmienie wgniata (jak na demo), kompozycje

są dynamiczne, wokalizy mocne.

Dobre basy. Więc o co mi chodzi?

O to, że król jest jeden. Tak grała Pantera.

Na koniec utwór live, "The Real

World", z pierwszego demo, zagrany w

Unreal Terror - Hard Incursion

2014/1986 Jolly Roger

W 1985 roku włosi wydają swój debiut,

jest nim EPka zatytułowana "Heavy

And Dangerous". Zawierała cztery

heavymetalowe utwory utrzymane w

typowym europejskim stylu. Krótkie,

szybkie i zadziorne "Unreal Terror" i

"Headbenger", wolniejszy, z ciekawym

klimatem, trochę bardziej rozbudowany,

"The Voice In The Darkness" oraz

metalowa ballada obdarzona dynamicznym

zakończeniem, "Freedom Be

Your Law". Niestety owa ballada jest

dość nijaka. Po części przypomina mi to

sytuację z kawałkiem "Ordinary King" z

najnowszej płyty Unreal Terror. Poza

tym owa płytka ma charakterystyczne

brzmienie zespołów, które nie mogły

pozwolić sobie na lepsze studio, czyli

płaskie i suche. "Heavy And Dangerous"

było podstawą do tego, co nastąpiło

na dużym krążku. Na nim odnajdujemy

tradycyjny heavy metal bazujący

na bogatym dorobku europejskiego

hard rocka i NWOBHM z wiadomymi

odniesieniami. Włosi wykorzystują ciągle

dość szybkie i konkretne kawałki np.

rozpoczynający, "Fighter", ale ogólnie

spora część kompozycji jest w średnich

tempach. Jednak największym zaskoczeniem

jest fakt, że Włosi w pewnym

stopniu zapatrzyli się na dokonania

amerykańskich kapel typu Queensryche

i Fates Warning. Najwięcej tych

inspiracji można odnaleźć w aranżacjach,

ale bywają też w niektórych pomysłach

muzycznych, w gitarach oraz w

śpiewie wokalisty. Zapowiedzią tej rewolty

jest już drugi utwór "Topkapi". Pozostałe

kompozycje oscylują gdzieś

między oboma wpływami, europejskim i

amerykańskim, co tylko nadaje muzyce

Unreal Terror jakości. Nowością są gitary

akustyczne, odnajdziemy je na początku

utworu tytułowego, a zarazem

instrumentalnego "Hard Incursion" oraz

w "At The End Of The Last Chapter",

gdzie w zasadzie jest podstawowym instrumentem.

O dziwo ta ostatnia kompozycja

trwa ponad siedem minut,

utrzymana jest w balladowej konwencji

i zupełnie nie nudzi, wręcz można

uznać, że jest jedną z ciekawszych na

tym krążku. Bardzo dobrze wypadają na

tym albumie gitary oraz wokalista. W

stosunku do EPki jest lepiej z brzmieniem,

ale do produkcji takiego "The

Warning" nie ma co się równać.

Ogólnie uważam, że "Hard Incursion"

bardzo solidne granie i dobry reprezentant

europejskiego grania z lat 80-tych.

Wydanie Jolly Roger Records rozszerzone

są o cztery nagrania. Pochodzą one

z 1987 roku i nie odbiegają one za bardzo

od tego, co znaleźliśmy na longplayu.

Utrzymane są w podobnej stylistyce

oraz pod względem muzycznym mają

podobne przesłanie. W tej grupie najciekawszym

wydaje się najbardziej urozmaicony

i rozbudowany "Ship Of Fools".

Fani starego europejskiego grania powinni

przesłuchać ten album, a może

przypadnie im do gustu i stanie się ważną

częścią waszej kolekcji.

\m/\m/

Vendetta - Go And Live...Stay And

Die

2017/1987 Massacre

Bawarska Vendetta sporo namieszała w

niemieckim thrash metalu. Wiadomo,

że w 1987 roku twardo na piedestale

stali Kreator, Destruction, a o trzecie

miejsce na podium walczyli Sodom

wraz z Necronomicon. A za nimi

pchali się kolejni - Tankard, Deathrow,

Holy Moses, to i Vendetta też pokazała

pazury! Debiut bawarczyków zbiegł

się z debiutami innych ziomków z

Accusser, Paradox, Exumer, Darkness,

Violent Force oraz groźnych Protector

czy Assassin. Nie wspominając

tu o najlepszym debiucie w całych

Niemczech - Mekong Delta. Ale to "Go

And Live..." wprowadził świeży powiew

na niemiecką scenę, bo reszta goniła

czołówkę ścigając się, kto zagra szybciej

i wścieklej. Już otwierający album "Suicidal

Lunacy" pokazuje dynamiczne

tempo, szybkie riffy, świetny wokal

Homerlein'a i przede wszystkim dużo

zmian tempa i melodyjnych solówek duetu

Homerlein/Wehner. Zresztą perkusja

Samonil'a też robi tu dużo zamieszania.

I tak jest przez pierwsze trzy

utwory, bez przerwy. Trochę oddechu

daję nam akustyczne intro do kolejnego

wojennego utworu "System Of Death",

który powoli się rozpędza nabierając

swojego tempa i miażdżąc minuta po

minucie, słuchacza swoimi ciężkimi ciętymi

riffami. Kolejny z głupawą zagrywką

na początku "Drugs And Corruption",

to minutowa sieczka jaką tygryski

lubią najbardziej. Album kończy "On

The Road" z melodyjnym, wpadającym

w ucho refrenem. I na deser mamy

speed metalowy bonus "And the Brave

Man Fails" z kapitalnymi solówkami,

wydany pierwotnie na składance

Doomsday News vol 1 i na splicie

wraz z Sabbat. Rok później został w

końcu dołożony do wersji kompaktowej.

10 lat później dołożono jeszcze

wraz z nim koncertowy numer "Brain

Damage" i te dwa kawałki wędrowały

na kolejnych reedycjach tegoż świetnego

albumu w 2010 i 2017 roku. Cóż

mogę powiedzieć - bardzo udany debiut

szczególnie, że nawet amerykańska

Combat Records i kanadyjski Maze

Music wydały Niemców u siebie. Jest tu

wszystko co w thrash/speed metalu być

powinno czyli energia, zaskakujące zrywy,

techniczne wygibasy i świeża krew,

jaką przelali tu Bawarczycy. Większość

kawałków ma długie wstępy zanim pojawi

się wokal i za każdym razem ma się

wrażenie, jakby miały być to instrumentalne

numery. Album wciąż świeży nawet

po 30 latach od jej wydania. Vendetta

ostro deptała po piętach Tankardowi

i gdyby nie 10 letnia absencja, nie

wiem czy Vendetta nie zagroziła by

nawet tej wielkiej germańskiej trójce...

Vendetta - Brain Damage

2017/1988 Massacre

Mariusz "Zarek" Kozar

Kolejny album Bawarczyków skonstruowany

jest wg podobnego przepisu

co fenomenalny debiut czyli stara dobra

receptura - energicznie i zaskakująco.

Więcej jest tu melodii, zakręconych rytmów

i dużo wyeksponowanego... basu,

RECENZJE 203

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!