31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

The Winery Dogs - Dog Years: Live in

Santiago and Beyond 2013-2016

2017- Loud'n'Proud

Kolejne oficjalne wydawnictwo, upamiętniające

koncerty Zwycięskich

Psów. Pierwsze, "Unleashed in Japan

2013", było zapisem występów w kraju

Kwitnącej Wiśni, po wydaniu debiutanckiego

krążka. Tutaj mamy koncert

promujący drugi album. Tym razem padło

na Santiago w Chile. Tak, jak w

przypadku tamtego albumu live, tak i

tutaj dostępnych jest kilka wersji. Standardowa

zawiera płytę Blu-Ray ze 100-

minutowym koncertem, osiem teledysków

z dwóch albumów zespołu, oraz

"Dog Years" EP na płycie CD (czyli 5

niepublikowanych dotąd utworów, w

tym, "Criminal" który był już grany na

żywo na "Unleashed in Japan 2013").

Wersja De Luxe, składa się z dysku Blu-

Ray, DVD koncertowego i ośmiu teledysków,

"Dog Years" EP na CD, a także

dwóch płyt CD, z koncertem audio.

Cóż można napisać odkrywczego o

Winery Dogs? Toż to rock'and'roll w

najlepszej jakości i wykonaniu, jakie

można sobie wymarzyć. Istny tygiel

wszystkiego, co lubimy w takiej muzyce.

Wyobraźcie sobie mix Van Halen, Led

Zeppelin, Whitesnake, Soundgarden,

Deep Purple, plus trochę funkowania

ala stare Red Hot Chili Peppers. Nikt

tu prochu nie wymyśla, bo nie o rewolucję

muzyczną tu chodzi, a o feeling i

zabawę. I to słychać również w wersjach

live, utworów znanych z albumów "The

Winery Dogs" i "Hot Streak". Wszystko

bardzo fajnie i klarownie brzmi.

Osadzone na rytmach bębnów Mike

Portnoya i basie Billego Sheehana,

numery, dopełniane są gitarą i głosem

Richiego Kotzena (który raz brzmi, jak

Sammy Hagar, kiedy indziej, jak skrzyżowanie

Chrisa Cornela z Davidem

Coverdalem, a czasem nawet jak Lenny

Kravitz). Wychodzi bardzo energetyczna

i przyjemna dla ucha, mikstura

dźwięków. Tym, co wyróżnia koncertowe

wykonania tych piosenek, są przeróżne

wariacje muzyków, w poszczególnych

utworach. Koncert zaczyna

żywiołowo wykonane "Oblivion" z

"dwójki", gdzie od początku słychać gorącą

reakcję publiki. Publiczności nie

trzeba dwa razy zachęcać do wspólnej

zabawy w "Captain Love", co zresztą

słychać w trakcie basowo, gitarowych

popisów, panów Sheehana i Kotzena...

Skandowane przez tłum "Hot Streak"... i

tak już będzie do końca. 17 utworów, z

czego dwa, to popisy solowe Portnoya i

Sheehana. Mamy tu więc najlepsze

hiciory z obu albumów. Oglądając ten

gig, naprawdę żałuję coraz bardziej, że

nie zobaczyłem Winery Dogs w ubiegłym

roku w Warszawie. Niestety za

późno dowiedziałem się o terminie. Jeśli

choć w połowie było tak, jak w Santiago...

Publika śpiewająca z Kotzenem

"Fire", moc. Ta niesamowita atmosfera

gigu w zadymionym klubie. Pomimo, że

grają w średniej wielkości hali. Czegoś

takiego nie da się podrobić w studio.

Sala szczelnie wypełniona fanami, przypomina

widoki znane z koncertów Iron

Maiden, za żelazną kurtyną w latach

1984-1986. Gadki Portnoya z publicznością...

i ten specyficzny luz, pomimo

pełnego profesjonalizmu. Solo

Mike'a to coś, co naprawdę chciałbym

zobaczyć na żywca. To przez tego faceta,

zacząłem kolekcjonować albumy

Dream Theater, potem Transatlantic,

czy Liquid Tension Experiment... a

teraz The Winery Dogs. Gość udowadnia,

że nadal jest najlepszy. Tradycyjna

już wycieczka wokół bębnów i pod barierki

do fanów. Cały czas grając... Przy

okazji okazuje się, że można pukać pałkami

na każdym przedmiocie. Na podeście

kamerzysty, kablach przy statywie

mikrofonu, czy na barierkach... Podobnie

Sheehan... jego popis skojarzył

mi się po części, z Joeyem DeMaio z

Manowar, który również lubi sobie

powymiatać solówki live. Niestety dobre

wrażenie psują odrobinę wszędobylskie

telefony, nagrywające występ i podwójna

fosa z barierkami. Przez to,

odległość od sceny wydaje się ogromna,

co z reguły nie sprzyja interakcji. W

pierwszej fosie, jeździ jedna z kamer,

rejestrujących występ... Heh, dopiero

teraz zauważyłem, że Richie Kotzen

gra palcami, gościu nie używa kostek!

Mało znam takich gitarzystów... a w

zasadzie wcale. Po obejrzeniu "Live in

Santiago", czekam na to, że może ktoś

chłopaków znowu ściągnie do Polski.

Osobnym temat, to pięć premierowych

utworów studyjnych, zamieszczonych

na osobnej płycie. Wspomniany wcześniej

"Criminal" ma z...sty groove, bombastyczne

bębny i lekko zbrudzony bas,

funkującą gitarę i sola Richiego. Czyli

niby nic nowego, ale radocha totalna.

Bo niezależnie od tekstów, ta muza ma

potężną dawkę pozytywnej energii. "The

Game" zaczyna się niczym jam zespołu

na próbie, a potem pulsuje rytmicznie

niemal identycznie, jak "Hot Streak".

Richie leci Coverdalem... Tradycyjne

już, charakterystyczne chórki i totalny

luz. "Solid Ground", przez gitary akustyczne,

przeszkadzajki i pianino, brzmi

jak Mr.Big (Billy S. jakby nie było), ze

starym Queen. Pewnego rodzaju ewenement

stanowi fakt, że każdy z muzyków

śpiewa. I to nie tylko partie chórków,

ale i solówki. Oczywiście najwięcej

Richie, bo jednak to on jest tu wokalistą.

"Love is Alive", gitarka z wah wah...

bas niczym z Red Hotów, a dalej po

prostu klasyczny Winery Dogs. Czyli

wariacja na temat bębnów, basu i gitary.

Red Hot z Hendrixem... Miód na uszy.

Ostatni z palety, "Moonage Daydream"

otwiera się dość zaczepnie, by przejść w

balladowy nastrój i pobujać. Szkoda, że

już koniec, pozostaje odpalić całość od

początku jeszcze raz. (6)

Jakub Czarnecki

Thiago Bianchi's Arena - Arena

2017 Metalville

Album "Arena", który ukazał się 1 lutego

2017r., to album założonego w

2000r. projektu Thiago Bianchi's Arena,

grającego power metal. Twórcy projektu

Thiago Bianchi i Tito Falaschi

prezentują na płycie dwanaście oryginalnych

kompozycji i dwa covery:

"Nova Era" grupy Angra oraz "Woman

in Chains" Tears for Fears. Do pracy

nad albumem zaangażowali wielu

przedstawicieli brazylijskiej sceny metalowej

oraz kilku muzyków z innych

państw. Od samego początku muzycy

zadziwiają nas swoją oryginalnością

utworem "Rising Voices", który jak nazwa

wskazuje jest serią narastających

dźwięków, przypominających trochę

afrykańskie rytualne obrzędy. Kiedy to

osobliwe preludium przechodzi w utwór

"The Scar Is the Pay Off" wiemy już, że

słuchamy jednak całkiem dobrego albumu

powermetalowego. Silny wokal doskonale

łączy się z równie mocnymi

uderzeniami perkusji i gitarą basową.

Do kolejnej kompozycji "Trust Me"

wprowadzają nas energetyczne gitarowe

riffy, a w samym środku możemy usłyszeć

gitarową solówkę. Te dwa utwory

są szybkie i krótkie - trwają łącznie

niecałe sześć minut. Album rozkręca się

przy ścieżce numer cztery. Cover "Nova

Era" Angry wyszedł Arenie znakomicie,

uwagę przykuwa w nim również świetny

wokal oraz znakomite brzmienie basu w

rozbudowanej części instrumentalnej.

Podoba mi się również pełen emocji

refren "I Live" oraz przyjemne i delikatne

dźwięki perkusji na początku

"Woman in Chains". Po serii szybkich

utworów cover Tears for Fears to naprawdę

miła odmiana, a Arena pokazuje

w nim zupełnie inne, balladowe

oblicze. Z kolejnych utworów na "Arena"

do najciekawszych pod względem

kompozycji i wokalu należą "Glance"

(gitarowe solo - znakomite!), z lekka demoniczne

"Mr. Caretaker" oraz "Adore"

z efektami dźwiękowymi w tle i chwytliwym

refrenem. Za najlepszy utwór na

płycie uznałbym "Hear", ponieważ wokal

i muzyka są w nim na najwyższym

poziomie, a całość jest jednocześnie

mocna i przyjemna dla ucha. Album zamyka

krótki i szybki "Life Is…", tworząc

niejako pewną kompozycyjną klamrę -

początek i koniec albumu są równie

energetyczne. Generalnie album Thiago

Bianchi's Arena jest klasycznym przykładem

powermetalowego krążka - dynamiczne

i energetyczne utwory z gitarowymi

riffami i pełnym emocji męskim

wokalem. Fani tego rodzaju muzyki na

pewno nie powinni przejść obok projektu

Thiago obojętnie. Osobliwy początek

krążka dawał nadzieję na bardziej

oryginalne muzyczne rozwiązania w

dalszej części płyty, chociaż i tak muzycy

włożyli w projekt sporo serca i ciężkiej

pracy. (5)

Marek Teler

Thrash Bombz - Master Of The Dead

2017 Iron Shield

Czy kojarzycie jakąś wystającą z szeregu

włoską kapelę thrash metalową? Muszę

przyznać, że ja tak raczej nie za bardzo.

Czy Thrash Bombz to kapela, która

wystaje spoza wytartych szlaków muzyki

przez ich krajan? Czy jest to kapela

nie warta uwagi? To już jest kwestia

sporna, chociaż myślę, że fani sztampowego

i poprawnie zagranego speed/

thrash metalu spokojnie znajdą te 53

minuty. Mogę nawet się założyć o rację,

że spędzą je całkiem przyjemnie, i nie

będą ząłować poświęconego czasu na tę

muzykę, która czerpie między innymi z

Agent Steel, Whiplash czy Vio-lence.

Mówiąc to przechodzę do szerszego opisu

albumu. Co możemy wpierw zauważyć,

to okładka, dość przerysowana w

odcieniach monochromatycznych polana

dozą topionego sera gouda, na której

jest przedstawiona scena godna bardzo

brutalnych gier wideo (wręcz rwących

kręgosłup swą brutalnością - śmiech z

magnetofonu). Jak sztampowa jest owa

grafika, tak musi też wiać kliszą również

w rejonach muzycznych. No wieje, ale

to całkiem przyjemny wiaterek. Mniei

tam nie przeszkadza ten repetywny charakter

album. Wokalizy są całkiem w

porządku, są żywe, trzymają się dość

jednostajnej maniery. Z tego co kojarzę,

to brzmienie względem poprzedników

uległo poprawie - nadal jest to thrash z

mocnym nastawieniem na gitary i

wokal. Nie ma tu zbędnych odniesień

do innych, bardziej ekstremalnych gatunków

metalu, przewija się parę już

ogranych motywów, gra perkusyjna jest

zadowalająca (choć czasami aż nazbyt

przewidywalna). Popisy solowe są przyzwoite,

a sam album w ogólnej ocenie

jest wart przesłuchania. Ode mnie (4.1).

Jacek "Steel Prophecy" Woźniak

ToJa - V

2017 Pure Rock

Przy ilościach obecnie "przerabianych"

przeze mnie płyt, zarówno tych, po które

sięgam z powodu obowiązków recenzenckich,

jak i słuchanych już bardziej

dla przyjemności, bywa, że niektóre zapominam

naprawdę szybko. Pamiętam

jednak, że poprzedni album tego niemieckiego

zespołu, wydany przed czterema

laty "(Sad) Songs Of Hope", był

całkiem interesującym połączeniem

hard rocka i AOR, wzbogaconych progresywnymi

elementami. Spodziewałem

się więc kontynuacji tegoż na kolejnym

albumie, jednak Niemcy zaskoczyli

mnie znaczącym spadkiem formy. Zespołowi

z 20-letnim stażem coś takiego

przytrafić się nie powinno - OK, dwa

czy trzy wypełniacze mogą zdarzyć się

nawet największym, ale na "V" są niestety

tylko utwory o takim charakterze:

mdłe, sztampowe, przeraźliwie wtórne i

pozbawione mocy. Oczywiście trafiają

się w wśród nich przebłyski w rodzaju

fajnie rozkręcającej się ballady "Love Is

Like A Sin" czy szybszego, instrumentalnego

"Senza Cantata". Niezły jest też

podszyty bluesem "Ashes To Ashes", ale

jako całość "V" to kwadratowy, niczym

nie zaskakujący i przewidywalny, typowo

niemiecki rock - wystarczy włączyć

najnowszą płytę starszych panów z

Deep Purple, by poczuć tę kolosalną

różnicę pomiędzy toporną solidnością a

prawdziwym geniuszem... (2,5)

Wojciech Chamryk

Tony Mills - Streets Of Chance

2017 Battlegod

Mam sentyment do kilku pierwszych

płyt Shy, szczególnie debiutanckiej,

najbliższej NWOBHM, "Once Bitten...

Twice Shy". Te bardziej komercyjne

krążki też trzymają poziom, a ówczesny

wokalista grupy Tony Mills jest wciąż

aktywny. Współpracował, bądź czyni to

nadal, z różnymi zespołami, wydaje też

płyty solowe. "Streets Of Chance" jest

najnowszą z nich i całkiem udanym materiałem,

utrzymanym w stylistyce hard

'n'heavy/AOR. Co istotne, 55-letni

Mills jest wciąż przy głosie, co potwierdza

już w bardzo udanym, chwytli-

RECENZJE 193

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!