HMP 67
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!
- No tags were found...
You also want an ePaper? Increase the reach of your titles
YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.
Brocken w Niemczech. Po pierwsze, ta nazwa
ma "cool" wydźwięk, a zarazem przywodzi na
myśl obrazy seansów spirytystycznych, co pozwala
nam na niezliczone ilości opowieści o duchach
i guślarstwie. Pierwszy raz zetknąłem się
z tą datą (lub świętem) czytając tekst utworu
"Night on Brocken" zespołu Fates Warning
kiedy miałem jakieś 16 lat i znałem już wtedy
słowo "Walpurgis", bo widziałem odniesienie do
niego w "Snach w domu wiedźmy" H.P. Lovecrafta,
wśród innych tytułów, w których się do
niego odnosi. Lovecraft, jako jeden z moich
głównych literackich inspiracji, i wszystko co z
nim związane, również przyczyniło się do odpowiedniej
"atmosfery", jaką chcieliśmy osiągnąć z
Walpyrgus. Powodem, dla którego zapisaliśmy
nazwę naszego zespołu inaczej, niż się przyjęło,
był fakt, że istniały już metalowe zespoły nazwane
"Walpurgis" i nie chcieliśmy, żeby ktokolwiek
miał wątpliwości, że jesteśmy Walpyrgus
z Raleigh w Północnej Karolinie. Co więcej,
zmieniona pisownia dodaje nieco mistyczności.
To sprawia, że myślisz sobie "co jest z nimi nie tak,
do kurwy", (śmiech). Szczerze mówiąc, w naszych
czasach googlując jakieś słowo - może wyskoczyć
cokolwiek. To było tak naprawdę głównym
powodem dla napisania tego w tak dziwny
sposób. To, przyznam z lekkim smutkiem,
przez nerdowskie gówno google zwane technologią
SEO. Chciałbym, żeby to było coś bardziej
tajemnego i egzotycznego, jak na przykład "byliśmy
naćpani w trzy dupy pejotlem na pustyni Chihuahua
i doznawaliśmy wściekłej orgii z lokalną grupą
latynoskich wiedźm lesbijek, podczas gdy ametystowe
chmury burzowe rozstąpiły się ujawniając gigantyczną
gałkę oczną, która emitowała błyskawicę, która weszła
do naszych mózgów telepatycznie, wkładając do niej
pomysł na szyfrowany zapis Walpyrgus". Ale tak naprawdę
to było tylko po to, żeby umożliwić znalezienie
nas w google.
Zanim wydaliście debiut pojawiło się kilka
singli i demo. Czemu nie wykorzystaliście też
tych utworów na albumie? Zamierzacie je
jeszcze kiedyś użyć na jakimś wydawnictwie?
Stwierdziliśmy, że nasze pierwsze EP/demo
było już użyte. Te trzy kawałki "Cold Cold
Ground", "We Are the Wolves", i "The Sisters"
były już wcześniej wypuszczone na kasecie
przez Swords and Chains Records. EP było
też wypuszczone jako przepiękne, ekskluzywne,
rozkładane 7"/CD combo przez No Remorse
Records (którym nie możemy dostatecznie podziękować
za bycie naszymi pierwszymi hardcorowymi
poplecznikami). Co więcej, te trzy
utwory były wcześniej na sprzedaż na naszej
stronie na bandcamp przez parę lat. No i rozrzuciłem
animowane wideo do "Cold" wszędzie
gdzie się dało, więc miałem wrażenie, że te
utwory były już grane wystarczająco wiele razy.
Ujeżdżaliśmy je jako jedyne "oficjalne wydania"
przez kilka lat. Ludzie znali inne nasze utwory
tylko przez oglądanie ich wersji na żywo na
YouTube albo przez słuchanie bardzo surowych
wersji z bandcamp. No wiesz, zaczynaliśmy się
czuć jak intruzi i mieliśmy poczucie winy za
chociażby granie na festiwalach poza miastem,
bo jeździliśmy na trzy-utworowej EPce latami.
Wydawało nam się, że to byłoby jak oszukiwanie
fanów, gdybyśmy tak po prostu wypuścili
nowe albo zaktualizowane wersje tych wałków
na albumie. No i, no wiesz - nazywaliśmy to
"demem", ale te kompozycje są dość nieźle wyprodukowane,
więc to chyba nieco bojaźliwe
czy skromne, żeby nazywać to tylko mianem
"dema". Nie wstydzę się ich produkcji ani trochę
i myślę, że mówię też w imieniu zespołu. Może
nie w imieniu Chrarliego, on jest naszym perfekcjonistą
(śmiech). Każdy zespół potrzebuje
kogoś takiego. Naprawdę włożyliśmy dużo pomyślunku
w produkcję tych wałków, w tym różne
dziwne gówna, których nigdy nie bylibyśmy
w stanie odtworzyć, jak puszczanie klawiszy
przez łańcuch butikowych, dziwacznych efektów
do basu, typu envelope filter (auto-wah) i
tak dalej. Odnosiliśmy wrażenie, że "obraz został
namalowany" jeśli chodzi o te kawałki. Nie wspominając,
że stworzenie animacji do "Cold Cold
Ground" zajęło mi ponad rok. Chyba nie byliśmy
emocjonalnie gotowi, żeby kiedykolwiek
nagrać je ponownie (śmiech). To brzmi melodramatycznie,
ale to prawda. Jak mówi Peter
Lemieux (nasz oryginalny perkusista) "czasem
przychodzi pora na zdjęcie steku z grilla". Mówił to
właśnie w kontekście tych dwóch utworów, jak
teraz o tym myślę (śmiech). Ale no - nie chcieliśmy
się już z nimi pierdolić i stwierdziliśmy, że
Foto: Walpyrgus
wy też słyszeliście już to gówno wystarczająco
często. Skupiliśmy się na nowych wałkach.
Przed "Walpyrgus Nights" w waszej dyskografii
widnieją też dwa wydawnictwa koncertowe.
Czemu zdecydowaliście się na taki
krok?
Powodem, dla którego wydaliśmy dwa koncertowe
albumy jest fakt, że bandcamp sprawia, że
tak łatwo jest po prostu wrzucić swój szajs do
internetu, a jeśli ludzie chcą oddać na to jakiś
datek, to mogą to zrobić. Nie zamieściłbym ich
tam, gdyby nie to, że jestem dumny z tego co
osiągnęliśmy jako zespół grający na żywo. Dużo
trenowaliśmy, a tych kawałków prawie da się
przyzwoicie słuchać. Przecież nie narzuciliśmy
fanom wysokiej ceny za nie (tylko dolca za wiele
utworów), więc czemu by nie? Wiedziałem,
że odpowiednie nagranie albumu studyjnego zajęłoby
dużo czasu przy naszej dostępnej ilości
czasu i pieniędzy, więc to też dało ludziom
wskazówkę, że nie "zatonęliśmy w morzu" czy byliśmy
nieaktywni. Kiedy przestajesz postować,
czy wydawać, ludzie o tobie zapominają. Taka
jest generalnie natura przemysłu rozrywkowego.
Posłuchaj, jak gadam o "przemyśle rozrywkowym",
tak jakbyśmy byli Lady Gagą czy coś (śmiech).
Ale tak już jest, wiesz, musisz utrzymać pewne
tempo i repetycje, żeby pozostać w wyścigu,
więc to też powód dla tych albumów koncertowych.
Dodatkowo lubię mieć powód dla rysowania
moich rysunków. Więc tworzenie okładek
dla nich było dla mnie przyjemnością. No i
te albumy na żywo nie były na tyle dobrej jakości,
żeby tak naprawdę coś odkryły albo był
spoilerami. Kiedy gramy na żywo, to jest jak
należy (tak myślę), ale to też jest bardzo surowe,
podczas gdy po wejściu do studia lubimy
oddawać różnorakie warstwy.
Scott jesteś głównym kompozytorem Walpyrgus,
prawda? Jaki jest udział pozostałych muzyków
w tym procesie?
Tak, to ja. Więc dzieje się tak: tworzę to, co
wydaje mi się skończonym utworem w moim w
domu w moim małym studiu nagraniowym.
Użyję maszyny perkusyjnej, stworzę orkiestracje
klawiszy i harmonii gitarowych, no i zaśpiewam
przykładowe wokale dla Jonny'ego Aune.
Mówię "skończone" utwory, ale wciąż staram się
pozostać "świadomy", żeby zostawić je nieco
otwarte. Nie kombinuję zanadto z riffami gitarowymi,
chyba że mam naprawdę solidny pomysł
i zamiast tego, po prostu skupiam się na
tym, żeby to był dobry kawałek w tradycyjnym
znaczeniu. Chcę, żeby moje utwory były uniwersalnie
"dobrymi utworami". Chcę przez to powiedzieć,
że nigdy nie myślisz o "Yesterday" The
Beatles, że ma "dobre riffy", ale większość ludzi
uważa, że to świetna piosenka. Więc skupiam
się na moich mocnych stronach. Wiem, że mogę
być menadżerem/liderem, mogę pisać utwory,
rozumiem kompozycje muzyczną, jestem artystą
wizualnym i przyzwoitym tekściarzem.
Więc zbieram te talenty i tworzę "mniej więcej
skończone kawałki" (prawdziwy oksymoron, ale to
w 100% trafne określenie), a potem wysyłam
mailem moje pomysły chłopakom, żeby na nie
przystali. Chcę żeby usłyszeli "duży obraz", dlatego
kończę te kompozycje i sprawiam, że brzmią
jak najkompletniej. W ten sposób łatwo jest
im zdekonstruować ją i dodać coś, zabrać coś,
ulepszyć niektóre części albo je skomplikować
itd. Postrzegam moich kolegów z zespołu jako
mój zespół "muzycznych atletów". Są jak mój muzyczny
"mięsień". Grają i śpiewają znacznie lepiej
niż ja. Nie ma mowy, żebym ja sam te melodie
chociaż frakcyjnie wyniósł na taki sam poziom,
co oni. Oni zajmują się moimi kawałkami i sprawiają,
że brzmią niesamowicie (dla mnie). Podziwiam,
jak Quorthon (Bathory) zrobił to
wszystko sam. To dodało mi mocy już za młodu.
Myślę, że ten koleś to geniusz i kiedy słucham
albumów typu "Hammerheart", słyszę
zadowolenie, jakie ten facet odczuwał przy
tworzeniu swoich własnych rzeczy bez limitu.
Stwierdziłem, że skoro mogę choć trochę być
WALPYRGUS 95