31.03.2023 Views

HMP 67

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

New Issue (No. 67) of Heavy Metal Pages online magazine. 73 interviews and more than 200 reviews. 208 pages that will certainly satisfy any metalhead who loves heavy metal and its classic subgenres. Inside you will find many interesting facts and news in interviews with: Heavy Load, Hexx, Jag Panzer, Manilla Road, Jack Starr’s Burning Starr, Holy Terror, Raven, Rock Goddess, Sparta, Vardis, Dirkschneider, Cerebus, Stallion, Portrait, Lonewolf, RAM, Sorcerer, Heretic, Savage Master, Resistance, Evil Invaders, Dead Lord, Impalers, Venom Inc., Voltax, Eruption, Testament, Attic, Argus, Nervosa, Pagan Altar, Blackfinger, Destructor, Cripper, Walpyrgus, Hellhaim, Chainsaw, Elvenking, Forsaken, Primal Fear, Scanner, Threshold, Pyramaze, Myopiaand many, many more. Enjoy!

SHOW MORE
SHOW LESS
  • No tags were found...

You also want an ePaper? Increase the reach of your titles

YUMPU automatically turns print PDFs into web optimized ePapers that Google loves.

tice'a. Warto więc posłuchać tej nowejstarej

płyty. (4,5)

Wojciech Chamryk

Rage - Seasons Of The Black

2017 Nuclear Blast

W lutym 2015 roku zakończyła się dla

Rage pewna era, bo z zespołem pożegnali

się Victor Smolski i Andre Hilgers,

wieloletnie filary grupy. Oczywiście

zmiany składu to dla tej grupy żadna

nowość, od początku też jej niezaprzeczalnym

liderem jest Peter "Peavy"

Wagner, ale obaj byli muzycy zespołu

byli dla niego niezwykle istotni, szczególnie

gitarzysta Smolski. Jednak jak

widać nie ma ludzi niezastąpionych:

Peavy szybko zwerbował Marcosa

Rodrigueza i Vassiliosa Maniatopoulosa,

po czym wciąż działa na najwyższych

obrotach, bowiem "Seasons Of

The Black" jest już drugą płytą tego

składu w ostatnich dwóch latach. I chociaż

muzycy nie ukrywają, że po premierze

poprzedniego krążka "The Devil

Strikes Again" zostało im trochę niewykorzystanego

materiału, to jednak i

tak przygotowanie kolejnego - udanego

- albumu w takim tempie zasługuje na

szacunek. Już uderzający z siłą jakieś

Katriny czy innego kataklizmu tytułowy

opener dobitnie pokazuje, że zmiana

składu dodała Wagnerowi mnóstwo

animuszu i werwy, a to niejedyny taki

cios na nowym krążku Rage - zwolennicy

ich speed/power metalu znajda tu bez

wątpienia kolejne takie perełki, choćby

"Serpents In Disguise", singlowym

"Blackened Karma" czy "All We Know Is

Not". Zespół popisał się też w dłuższej

formie, przygotowując na finał albumu

czteroczęściową suitę "The Tragedy Of

Man". Rozpoczyna ją oniryczna miniatura

"Gaia", później mamy uderzenie w

trademarkowym dla Rage "Justify", zróżnicowany,

thrashowo - balladowy

"Bloodshed In Paradise" i finał w postaci

"Farewell". Tu niestety najbardziej słychać,

że Peavy nie ma już takiego głosu

jak 20-30 lat temu, ale sam patetyczny

utwór ze smykami może się podobać.

Swoją drogą ciekawe. jak podejdą do tej

płyty przedstawiciele jakiejś obcej cywilizacji,

gdy już wieszczony w tej suicie

koniec rodzaju ludzkiego stanie się faktem...

(5)

RAM - Rod

2017 Metal Blade

Wojciech Chamryk

Harry'emu Granrothowi i Oscarowi

Carlquistowi udało się nagrać jedną z

najlepszych płyt RAM. Płyta jest dynamiczna,

świetnie brzmi, Oscar jest w

kapitalnej formie wokalnej - palce lizać.

Tym bardziej lizać, że ostatnia płyta,

"Svbversvm" była słabsza i uciekała w

świat bliższy Portrait niż RAM. RAM

wciąż wciąga nas w niepokojąca historię

Ramroda (zaczyna się ona wraz z piątym

kawałkiem "Anno Infinitus" i trwa

do końca płyty), jednak nie spowalnia

energii płyty. Krążek rozpoczyna energiczny,

okraszony wrzaskliwymi liniami

wokalnymi (nieco w stylu Wolf) i ciekawą

zmianą tempa "Declaration of Independence".

Drugi numer to galopujący

"On Wings of No Return" z refrenem

niemal wdartym niemieckiemu Warlock

i jazgotliwą solówką. Kawałek jest

zresztą jak na ostatnie wizje RAM bardzo

"luzacki". Zmianę klimatu zapowiadają

pierwsze dźwięki "Gulag". Ten

utwór w zasadzie można by oprawić w

ramkę i postawić jako wzorzec "jak

stworzyć świetny kawałek samym klimatem

i pomysłem". W "Gulag" nie ma

cienia wirtuozerii i popisów wokalnych.

Numer jest tak prosty, zarówno w kompozycji

jak i w obszarze riffów czy

(wręcz prostackiej) perkusji, że trudno

wychwycić co właściwie stanowi o jego

mocy. Jednak jego nastrój sprawia, że

jest jedyny w swoim rodzaju. Teledysk z

motywami rodem z gier komputerowych

lat 80. i zdjęciami zespołów (także

naszych!) zza Żelaznej Kurtyny paradoksalnie

potęgują atmosferę odhumanizowania,

rozpaczy i izolacji. Kolejny kawałek

to powrót do dynamicznego

heavy metalu, którego energię podkreślają

"falsetowo" wyśpiewane refreny

(moje skojarzenia wędrują do "Dystopii"

Iced Earth). Zaraz po tej skomasowanej

dawce podróży w czasie rozpoczyna się

futurystyczna, choć też na oldschoolową

modłę, wędrówka w świat Ramroda.

Ta część nie tylko jest udekorowana

preludiami, interludiami etc. ale

też bardziej podniosła niż pierwsza. Odnoszę

wrażenie, jakby Szwedzi z Europy

sprzed trzech dekad wskoczyli do Stanów

tejże epoki. Obie części doskonale

spaja analogowe, ale przestrzenne

brzmienie ze zbalansowanym ciepłym

soundem sekcji i ostrymi gitarami. Taką

samą rolę pełnią wokale Oscara, nie

tylko błyskotliwie rozpisane, ale też

świetnie zaśpiewane - różnorodnie i nastrojowo.

Ja jestem krążkiem zachwycona.

Sądzę, że każdy miłośnik tradycyjnego

metalu też będzie. (5)

Strati

Ravage - Return Of The Spectral Rider

2017 Self-Released

Nagrywanie na nowo albumów sprzed

lat zawsze wydawało mi się całkowicie

bezsensownym i wielce dwuznacznym

procederem. Rozumiem jednak sytuacje,

kiedy ktoś nie miał wpływu na

ostateczny kształt swego dzieła, jego

brzmienie, bądź osoby trzecie spaprały

końcowy miks czy mastering, wypaczając

ostateczny kształt wymarzonej

płyty. Taka sytuacja miała też miejsce w

przypadku debiutu Ravage "Spectral

Rider", bowiem muzycy tej amerykańskiej

formacji od początku nie byli zadowoleni

z jego brzmienia, aż w końcu

ponownie wzięli tę płytę na warsztat,

gdy okazało się, że ponowny miks czy

inne ingerencje w oryginalny materiał

nie wchodzą w grę. W nowej wersji,

płyta z nieco zmienioną listą utworów i

dodanym na finał "Father Of The

Atom", utworem powstałym oryginalnie

ponad 15 lat temu, robi jednak znacznie

lepsze wrażenie niż dawny pierwowzór.

Okładka jest znacznie ciekawsza, po

prostu efektowniejsza, a już sama muzyka

robi niesamowite wrażenie - to US

power/epic/tradycyjny heavy metal najwyższej

próby. Omen, Attacker, Manilla

Road, Jag Panzer, Iron Maiden

czy Judas Priest mniej lub bardziej

przyczyniły się do powstania każdego z

tych utworów, jednak całość została tak

ciekawie zaaranżowana, i z takim czadem

zagrana, iż chapeau bas! Tak więc,

chociaż nie przepadam za takimi powtórkami

z rozrywki, to jednak "Return

Of The Spectral Rider" zrobił na mnie

wrażenie i zafunduję sobie tę płytę -

może nawet na winylu, bo okładka też

warta jest posiadania w 12" formacie.

(5)

Wojciech Chamryk

Red Raven - Chapter Two: DigitHell

2017 Fastball/Q-Phonic

"Chapter Two: DigitHell", jak sam tytuł

wskazuje mamy do czynienia już z

drugim albumem Red Raven. Niestety

wcześniejszego dokonania nie słyszałem.

Nie słyszałem również Frank'a

Beck'a z Gamma Ray i pewnie przez

jakiś czas go nie usłyszę. Całe szczęście

jego umiejętności mogę skonfrontować

wraz z omawiana płytą. Muzycznie Red

Raven, to coś na granicy melodyjnego

metalu i hard rocka, podane w bardziej

nowoczesnej formie. Kompozycyjnie,

jak w takim wypadku bywa, to korzystanie

z ogranych patentów. Jednak nowocześniejsze

brzmienie, przykuwający

uwagę mroczny klimat, świetnie zagrane

instrumentalne partie, oraz wpadające

w ucho melodie, sprawiają, że krążek

słucha się nawet z zainteresowaniem.

Muzykę można określić jako bardzo solidną,

a zdarzają się nawet lepsze momenty,

chociażby utwór "Proud", oparty

na hiszpańskim gitarowym patencie czy

też tytułowy "DigitHell", prawie power

metalowy i prawie epicki kawałek, takie

połączenie Jorn'a z Primal Fear. Natomiast

na głównego bohatera wyrasta

Frank Beck, który czaruje swoim mocnym

i klasycznym rockowym głosem.

Nie dziwię się, że Hansen wybrał go

aby wspierał Gamma Ray. Beck znakomicie

radzi sobie w dynamicznych

utworach, ale to w wolnym, patetycznym

"On My Way" jego głos został

najlepiej wyeksponowany. Także bardzo

dobrze pasuje do mrocznego hard'n'

heavy granego przez Red Raven, oraz

do futurystycznej opowieści, którą opowiada

ten krążek. "Chapter Two: Digit

Hell" nie jest czymś, co winduje ciężkie

granie na niewiadomo jaki poziom, ale

też nie jest straconym czasem. Jak trafi

do was ta płyta, posłuchajcie, może

wpadnie wam w ucho. (3,7)

Resistance - Metal Machine

2017 No Remorse

\m/\m/

Nie do końca pamiętam z którym amerykańskim

zespołem o tej nazwie ma tu

do czynienia, ale nie ma to w sumie większego

znaczenia, gdyż "Metal Machine"

to naprawdę kawał solidnego metalu.

Słychać, że panowie pogrywają już

od lat 80., bo ich surowy power/thrash

bez dwóch zdań zakorzeniony jest w

tamtej dekadzie ("Some Gave All", przebojowy

opener "The Metal Machine",

równie szybki "Dirty Side Down"), ale

mamy tu też odniesienia do bardziej

tradycyjnego heavy (dedykowany Dio

"Hail To The Horns" czy archetypowy

dla przełomu lat 70. i 80. "Time Machine"

- jak dla mnie najlepszy utwór na

tej płycie. Nie brakuje też na niej fajnych

melodii, efektownych solówek duetu

Burke Morris/Dan Luna, a wokalista

Robert Hett ma drapieżny, ostry

głos o charakterystycznej barwie, co najbardziej

efektownie potwierdza w "Rise

And Defend". I chociaż nie do końca

przekonuje mnie zbyt współczesne brzmienie

perkusji, które najbardziej doskwiera,

w skądinąd udanym, "Heroes",

to jednak siarczysty cover "Blackout"

Scorpions jest na tyle udany, że nie będę

do tego przykładać aż takiej wagi. (4)

Wojciech Chamryk

Rhapsody Of Fire - Legendary Years

2017 AFM

Alex Staropoli nie ma ostatnimi czasy

łatwo. Ledwo Fabio Leone opuścił szeregi

zespołu, gdy na horyzoncie pojawiła

się trasa koncertowa Rhapsody Reunion,

w której biorą udział wszyscy

członkowie "klasycznego" składu Rhapsody,

bez Alexa. Mimo, iż klawiszowiec

został sam na placu boju, wciąż

zdaje się niewzruszony przeć do przodu.

Dowodem tej postawy ma być kompilacja

"Legendary Years", zawierająca na

nowo nagrane kompozycje z pierwszych

kilku albumów Rhapsody. Czy warto

sięgnąć po nową odsłonę klasycznych

utworów pionierów symfonicznego power

metalu? Ciężko jest oceniać same

kompozycje. Są to sprawdzone szlagiery

z repertuaru Rhapsody, z "Dawn of Victory"

i "Emeral Sword" na czele. Utworów

nie poddano znaczącym zmianom,

można wręcz zarzucić, że nowe nagrania

są całkowicie odtwórcze. W warstwie

brzmieniowej gitary zostały znacznie

bardziej wysunięte do przodu, co

zdaje się pozostawać w zgodzie z ostatnimi

albumami Rhapsody of Fire, na

któych Alex bardziej stawiał na riffy,

niż klawiszowe brzmienia. Same klawisze

są czasem wręcz schowane, a rozpoznawalne

motywy symfoniczne przytłacza

ściana dźwięku. Płyta jest zmiksowana

zdecydowanie bardziej nowocześnie.

Chociaż oryginalne nagrania

Rhapsody z czasów świetności europejskiego

power metalu brzmią jak produkt

swoich czasów, ma to swój urok. Włosi

nigdy nie stronili od patetycznych, czasem

wręcz przaśnych melodii i aranżacji,

ale to właśnie nadawało charakter

ich utworom. Nowe wersje brzmią cię-

RECENZJE 187

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!